JustPaste.it

Czy rozmiar ma znaczenie?

kiedyś ten tekst pobił wszelkie rekordy.... ciekawe czy coś się zmieniło;)

kiedyś ten tekst pobił wszelkie rekordy.... ciekawe czy coś się zmieniło;)

 

329007_take_this_again.jpgWidzę, że nasz dział "bro w łóżku", choć najczęściej odwiedzany (tak, tak moi drodzy - statystyki nie kłamią;) - trochę się przykurzył. Nie wiem w zasadzie z jakiego powodu? Skoro tak sobie rozmawiamy w miłym gronie, może warto trochę pieprzu dosypać do tych dyskusji?

Zrobiłam dziś krótki i mało reprezentatywny sondaż wśród znajomych, pt. jakie tematy chcieliby widzieć w naszym ulubionym dziale. Wątków było kilka, ale jeden szczególnie mnie zainteresował - czy rozmiar ma rzeczywiście znaczenie? Nie, nie rozmiar buta, czy stanika, ale rozmiar penisa, fiutka, czy ptaszka (czy jakiej tam ksywki używacie).

Pamiętam takiego cwaniaczkowatego gościa z serialu "Dom", który często powtarzał: nie ważne jaki mały, ważne jaki pracowity. I od tej tezy chciałabym zacząć mój krótki wywód. Tekst będzie napisany tylko i wyłącznie z persepktywy kobiety, jako jednej ze stron partycypujących w udowadnianiu przez właściciela takiego małego fiutka, że powiedzenie powyższe ma sens. Nie urażając żadnego z panów - ja twierdzę, że to porażka.

Rozważmy dwie hipotetyczne sytuacje:

1. Poznajemy jakiegoś kolesia, powiedzmy na imprezie. Sytuacja spontaniczna, w biegu, po zabawie lądujecie u Ciebie w łóżku. Zadziałał impuls, chwilowa chemia, może trochę alkoholu.

2. Relacja z panem rozwija się pięknie i przepisowo. Nadajecie na tych samych falach, pełne porozumienie, wpatrywanie się w oczy, pierwszy pocałunek i takie tam. Dochodzi do podręcznikowej 3-ciej randki, kiedy powinno dojść do pierwszego seksu i... dochodzi.

Problem pojawia się na samym początku, bo nie bardzo wiadomo jak zareagować na takie obnażenie faktów. Jeżeli mamy do czynienia z sytuacją nr 1 - wypada szybko zakończyć akcję lub wymyślić jakiś pretekst ucieczkowy w stylu - "przypomniałam sobie właśnie, że miałam odebrać ciocię z lotniska". Zakończyć i unikać zbliżeń.

Gorzej jeśli zdążyłyśmy już się zaangażować. Serce nam szybciej bije, jesteśmy nastawione do pana bardzo przyjaźnie, otwarcie i już widzimy oczami wyobraźni wspólne spacery w niedzielę, tudzież wypady za miasto... Głupio nawet powiedzieć cichutko uuuupsss. Jak ukryć rumieniec zażenowania? Im dłużej zastanawiamy się  co z tym fantem zrobić, im bardziej się angażujemy w tę relację - tym trudniej podjąć decyzję. Decyzję pt. seks nie jest tak ważny, ważne, że się rozumiemy/ lubimy te same filmy/ chodziliśmy do tej samej szkoły...

Nie mam recepty co z tym zrobić, bo nie musiałam nigdy podejmować takiej decyzji. Przejrzałam kilka dyskusji na forach internetowych i nie znalazłam nic sensownego. Gadki szmatki w stylu - i tak "ważniejszy jest rozmiar biustu", tudzież "głupia, pusta babo - tylko seks ci w głowie"??? Gdzieś tam podają rozmiary, ale odpowiedzi, czy rozmiar jest ważny - nigdzie.

Co w takim razie mają zrobić takie kobitki, które mogą się zetknąć z takim problemem lub zastanawiają się jak go rozwiązać?

1. unikać wielkich napakowanych kolesi z dużymi samochodami?
2. ćwiczyć 1500 pozycji, żeby odnaleźć tą właściwą?
3. zmusić faceta do studiowania zawiłej sztuki ars amandi?

Na szczęście wyczytałam coś pocieszającego dla takich pań i panów w książce "Seksuologia. Zarys encyklopedyczny.":  "Aparatem psychoseksulanym rządzą podobne prawa jak mięśniowym. Czynność jest bodźcem ewolucyjnym dla narządu, tj.  im częstsza jest czynność, tym łatwiej się dany narząd rozwija w procesie ewolucji".

Cóż... może panowie coś podpowiedzą? A może panie mają jakieś doświadczenia, tudzież przemyślenia? Bo ja... chyba bym uciekła.

 

tekst publikowany był na portalu www.broszka.pl