JustPaste.it

Fanatycy raju.

Powtórzcie to powoli i bardzo dokładnie: raj na ziemi. Za życia. Raj dla wszystkich. Bez żadnego wyjątku. Kto jeszcze nie jest fanatykiem raju?

Powtórzcie to powoli i bardzo dokładnie: raj na ziemi. Za życia. Raj dla wszystkich. Bez żadnego wyjątku. Kto jeszcze nie jest fanatykiem raju?

 

Fanatycy  raju

Każdy by chciał do raju, co nie? Jakoś dotąd nie spotkałem nikogo, kto by zaprzeczył. Nikogo, kto by wyraźnie powiedział, że on do raju nie chce. Nawet ateista wyraźnie tego nie powie. Bo niby gdzie by miał chcieć? Do piekła? Inna możliwość także ateiście do głowy nie przychodzi.

Chwilowo pomijam czyściec – to tylko przystanek w drodze.

Więc każdy by chciał do raju, taka prawda. Ale ta prawda ma trochę dużo sęków. Zaraz na początku sęk jest największy, że nikt właściwie tej prawdy nie przemyślał. Wielu, owszem, zaczynało przemyśliwać, ale nie kończyli. Bo jakoś niesporo im szło przemyśliwanie.

Szło niesporo, bo nie mieli ambicji, by rzecz przemyśleć do końca, czyli tak, jak należy. Tę generalną zasadę, by zawsze myśleć do końca, stale wszystkim powtarzam. Żeby nie przerywać myślenia, nawet wtedy, kiedy już się łapnie jakiś wygodny wniosek. Bo może dalej oczekuje pułapka, wniosek niewygodny, ale niestety prawdziwy. Takie pułapki są częste, dobre dla dzieci i gimnazjalistów. Dla fanatyków raju są nawet jeszcze lepsze.

O fanatykach będzie trochę dalej, na razie to wciąż wstęp. O gimnazjalistach i dzieciach wcale nie będzie. Może innym razem. Bo najpierw trzeba kilka spraw powyjaśniać.

Wracajmy do tych sęków. Sęk drugi polega na tym, że nikt nie wie dokładnie, na czym polega raj. Kiedy pytam namolniej, słyszę jakieś bajdy od niejakiego Bajdy - o białych skrzydełkach furkoczących za pleckami, długaśnych sukienkach i śpiewaniu hymnów. Że to bardzo przyjemne ponoć, nawet chyba rozkoszne, tak przez calutką wieczność fruwać po chmurkach w tej komicznej sukience, śpiewając pod nosem nie wiadomo co. Bo ani „Jeszcze Polska”, ani coś z Dody nie wchodzi w grę, rzecz jasna. To nawet ja rozumiem. Gdyby taki raj kiedyś komu się przyśnił, ten ktoś by się zbudził z krzykiem i długo by nie przestał. Nawet za cenę wieczystego orgazmu.

Ta wieczystość, to jest następny poważny sęk. Naprawdę bardzo poważny. Bo tak myśląc do końca, to ten raj, cokolwiek by o nim pomyśleć, jeżeli by miał trwać przez wieczność, niczym by się od piekła nie różnił. Może by nawet od piekła był gorszym. Sama nuda by wszystkich zabiła po raz drugi.

Więc może, gdyby rozważyć na serio te piekielne rozrywki…

No dobra, pośmialiście się i dosyć. Teraz będzie poważnie, czyli o fanatykach raju. Nie znacie ich? Znacie, dobrze znacie. Nie udawajcie głupich.

Oni są wszędzie dokoła. Rozplenili się strasznie. Największą gęstość tych rajskich fanatyków – gęstość, biorąc naukowo, to ilość sztuk na jednostkę kwadratową lub sześcienną – więc największą ich gęstość notuje się w Brukseli. Czemu akurat w Brukseli? Wiadoma rzecz, stolica!

W stolicy zawsze gęstość największa, o co by nie spytać.

Oni, ci fanatycy, potrafili zapewne sprawę raju przemyśleć do końca. Tym sposobem pojęli, że obrazek raju, tworzony przez rozmaite bajdy i Bajdy, nie może być traktowanym poważnie. Pojęli, że człowiek zniesie wszystko, nawet tę Unię Europejską, ale za żadne skarby nie zniesie nudy. Co to, to nie!

Poniekąd ich rozumiem, bo jakie mieli wyjście? Ogłosić, że do raju nie warto, albo że raj to bajda? Nie wchodziło w grę, nie od tego byli fanatykami. Na dodatek jakże, przysparzać zwolenników piekłu? Ci fanatycy strasznie musieli się bić ze swoimi myślami.

Dla wyjaśnienia podam, że oni wcale nie nazywają się fanatykami raju. Nie pozwalają tak mówić o sobie, czasem wręcz zabraniają. Oficjalnie, to oni nazywają się różnie: humaniści i humanitaryści, ekumeniści, egalitaryści i antyrasiści, feminiści i antyaborcjoniści, nawet bywają – choć to trochę okropne – anty-antysyjoniści. Nazywają się tak w ramach walki z nudą. W tych ramach oni zadają znacznie więcej zagadek i komplikacji rozmaitych, ale wspomnę o tym tylko tak, po łebkach.

Coś wam zaczyna świtać, nie?41a75ff52e0036892398e2ade4ac97ee.jpg

Wciąż w tych samych ramach ci fanatycy wpadli na genialny pomysł, tak prosty, że aż dziecinny. W istocie swej szatański. Bo skoro ten prawdziwy raj okazuje się po przemyśleniu tak cholernie nudnym, należy raj urządzić na ziemi.

Na ziemi! Ludzie, kto by nie chciał raju mieć na ziemi?!

Powtórzcie to powoli i bardzo dokładnie: raj na ziemi. Za życia. Raj dla wszystkich. Bez żadnego wyjątku.

Kto jeszcze nie jest fanatykiem raju?

A na czym polega raj na ziemi? Nie wiecie? To przecież proste, choć ten raj ma bardzo wiele aspektów, tak wiele, że wymienić wszystkich nie sposób, chociaż wszystkie sposoby doskonale są wszystkim znane. Ćwiczone każdego dnia o każdej porze, łącznie i rozdzielnie, razem i osobno.

Wspomnę o nich też tylko po łebkach, bo inaczej się nie da. Zresztą po łebkach wystarczy. Ten ziemski raj, podobnie jak ten prawdziwy, podobnie kupy się nie trzyma. Ale przyczyna tego nietrzymania jest całkiem odmienna.

Weźmy jakiś przykład. Z tych najważniejszych.

Powiedzmy, wolność. To aspekt absolutny, nie podlegający dyskusji. Rób co chcesz – ale zapłać za to. Wprawdzie płacenie zaznaczone jest mało gdzie, do tego małymi literami, lecz ściągane bezwzględnie. Bez względu na to, czy ktoś korzysta z tej wolności, czy nie korzysta. Jedno jest pewne: takiej wolności nie ma nawet w tym prawdziwym raju. Tam, w tym prawdziwym, ani wolności nie znają, ani żadnych podatków.

No, po sprawiedliwości należy dodać, że zasiłków też nie wypłacają. Po jakiego diabła zasiłki w raju?

Ale co do podatków, to całkiem pewien nie jestem.

Powiedzmy, bezpieczeństwo. To aspekt absolutny, nie podlegający dyskusji. Zabroniony jest choćby cień ryzyka. W każdej sytuacji, dla każdego bez wyjątku. I tu jest właśnie brak tej kupy. Bo skoro jest wolność, to wolno ci gnać swoim ferrari nawet 300 na godzinę, ale kiedy tylko przekroczysz 50 – od razu, bracie, płacisz. Co prawda, jeśli nawet całe życie przejeździsz hulajnogą poniżej tych 50 – to też, bracie, zapłacisz. Kosmicznego skakania z chmurki na chmurkę w brukselskim raju nie ma.

Nawiasem dodam, że w tych ramach wolności i bezpieczeństwa możesz, na przykład, po pysku dostać od kogoś, kto z tej wolności skorzysta, natomiast bezpieczeństwo zapewnione ma on z urzędu. Nie możesz mu oddać, nawet korzystając z wolności. Chyba, że chcesz przepłacić. Wtedy proszę bardzo.

A powiedzmy, nuda. Właśnie nudy w brukselskim raju nie ma. Ani trochę. Wcale. Bruksela wciąż na obrotach najwyższych pracuje, żeby tej nudy nie było nawet na lekarstwo. Bo kto się leczy nudą? Od nudy się umiera.

Więc Bruksela pracuje, nie ustaje w pracy. Tworzy rajskie dyrektywy i te, jak im tam, wytyczne. Dzięki wytycznym wszystkie pomniejsze stolice także pracują ile sił i możliwości. Tworzą rajskie ustawy, dzięki którym z kolei mamy stale ten raj tuż, tuż, na widnokręgu.

A co to jest, ten widnokrąg?

Wedle definicji to takie wymyślone koło, które nie istnieje i wciąż się oddala, w miarę, jak się do niego zbliżamy. No, taka fatamorgana, jak ten raj brukselski i boski.

Tyle, że w brukselskim nudzić się nie da rady.