JustPaste.it

Bóstwo sprzyja...

Po całej pielgrzymce nasi przełożeni poinformowali nas o ponad 50 śmiertelnych ofiarach zadeptań... Od 1906 r. zanotowano aż 76 zgonów od pioruna...

Po całej pielgrzymce nasi przełożeni poinformowali nas o ponad 50 śmiertelnych ofiarach zadeptań... Od 1906 r. zanotowano aż 76 zgonów od pioruna...

 

BÓSTWO SPRZYJA...

 

Tygodnik „FAKTY I MITY”:

 

nr 11, 22.03.2001 r. PIELGRZYMKOWE PROBLEMY

(...) W 1979 r. miałem wątpliwą „przyjemność” uczestniczyć, jako funkcjonariusz ROMO MSW (ówczesny odpowiednik ćwiczeń rezerwy MON), w zabezpieczeniu „nawiedzenia” naszej Ojczyzny przez imperatora z Watykanu i widziałem (upały do 30 stopni C w cieniu) przypadki wielu zasłabnięć w trakcie spotkań z naszym przedstawicielem obcego państwa. Po całej pielgrzymce nasi przełożeni poinformowali nas o ponad 50 śmiertelnych ofiarach zadeptań zasłabniętych osób przez ogarniętą ekstazą katolickiego uniesienia gawiedź (w Gnieźnie, w Częstochowie i Krakowie sam widziałem 4 takie wypadki). Rannych było kilka tysięcy. Przypuszczam, że w trakcie wszystkich „nawiedzeń” naszego kraju przez tego ŻYWEGO CZŁOWIEKA, a nie żadnego świętego, było tyle ofiar i rannych, że nikt nie odważył się o tych faktach poinformować naszego zdewociałego (na szczęście nie całego) społeczeństwa.

Marek z Podkarpacia

 

 

nr 7, 19.02.2004 r.

AGATA STRASZY

W Katanii na Sycylii w czasie

uroczystej procesji z relikwiami

świętej Agaty dwadzieścia osób odniosło

rany, a jedna zmarła. Wszyscy

poszkodowani zostali stratowani

przez spanikowany tłum. Zamęt

wywołał człowiek, który – niosąc

święte szczątki – zwyczajnie

potknął się i upadł. Wierni zapewne

pomyśleli, że Agata kopnęła go

w tyłek. Ciekawe swoją drogą, jak

potraktować tragiczną śmierć? Jako

męczeńską? Czyli nowe relikwie

i tak w kółko...

A.C.

 

 

nr 1, 10.01.2008 r.

PIEKŁO ZWIERZĄT

Do królików, gęsi, kurczaków rzuca się kamieniami, aby je zabić. Katolickie zakonnice trudnią się produkcją strzałek i kolorowych przyrządów do zabijania i znęcania się nad zwierzętami.

Co roku na hiszpańskich fiestach, organizowanych z okazji święta lokalnych patronów zabija się i torturuje tysiące zwierząt. Zrzucenie żywej kozy z wieży kościelnej, a potem dobijanie zwierzęcia pod kościołem zakonnymi strzałkami to „uświęcona tradycja”. Procederom takim przewodniczą nierzadko księża, a biorą w nich udział nawet małe dzieci. Podpalanie rogów żywego zwierzęcia nie należy do rzadkości. Rozszalałe z bólu i strachu zwierzę dobija się, uderzając jego głową w mur. Rozbawieni katolicy ciągną np. byka za ogon i po jakimś czasie zabijają już i tak ledwo żywe zwierzę. Często byki – jako synonimy rogatego szatana – oślepia się, podpala, rzuca w nie strzałkami – oto katolicka zabawa. Młode zwierzęta są często torturowane, a potem topione np. w morzu. Osiołki, szczególnie w okresie Wielkanocy, są kamienowane i torturowane.

Hierarchowie katoliccy, mimo licznych protestów – np. WSPA (Światowa Organizacja Zwierząt), czy IFAW (Międzynarodowy Fundusz Pomocy Zwierzętom) – nie interesują się tą sprawą, mimo iż wiele zwierząt zabijanych jest w okolicy kościoła lub na ich terenie.

Między innymi naukowcy Uniwersytetu Jagiellońskiego wystąpili kilka lat temu do papieża Jana Pawła II z listem i prośbą o pomoc zwierzętom w Hiszpanii, apelując, aby wpłynął na kler. Niestety, papież nic nie zrobił w tej sprawie.

Dlaczego Kościół nie robi nic, aby pomóc zwierzętom? Dlaczego ich nie szanuje? Bo według doktryny katolickiej mają one dusze śmiertelną, inaczej niż „wspaniały” człowiek. Hipokryzja Kościoła w tych dniach nabiera szczególnego oblicza. Miłość i szacunek do żywych istot to takie same bajki jak humanitarny ubój zwierząt. Prawda jest taka, że z winy ludzi każdego roku giną miliardy zwierząt, więc powiedzenie „wesołych świąt” nabiera jeszcze bardziej groteskowego charakteru.

Filip Barche

wieloletni inspektor ds. zwierząt

Empathy for Animals

http://barche.blog.onet.pl

 

 

nr 25, 28.06.2007 r.

JP II SZANTAŻOWANY

We Włoszech dobiegł końca proces pięciu związanych z mafią podejrzanych, oskarżonych o zabójstwo „bankiera Pana Boga” – byłego dyrektora Banco Ambrosiano, Roberto Calviego.

Calviego znaleziono powieszonego pod londyńskim mostem w czerwcu 1982 r. Początkowo stwierdzono, że to samobójstwo, potem okazało się, że bankierowi ktoś pomógł rozstać się ze światem. Prokurator utrzymywał, że Calvi został zamordowany na polecenie mafiosa Pippo, a była to ponoć kara za defraudację mafijnych funduszy. Zabójstwo miało również zapobiec szantażowaniu przez Calviego wysoko postawionych osób z finansjery i świata polityki Włoch, zwłaszcza członków antykomunistycznej loży masońskiej P2, której bankier był członkiem. Ale nie tylko ich. W jego aktówce znaleziono dokumenty dowodzące, że osobiście szantażował on papieża Jana Pawła II, grożąc ujawnieniem informacji mogących skompromitować Kościół. W liście do Karola Wojtyły z 5 czerwca 1982 roku Calvi pisze: „Mogę ujawnić, że dostarczałem broni oraz innego ekwipunku pewnym południowoamerykańskim reżimom, by pomóc im w walce z naszymi wspólnymi wrogami. Mogę również wyjawić, że zaopatrywałem w fundusze »Solidarność« oraz przekazywałem pieniądze i broń innym organizacjom w Europie Wschodniej”.

Prokurator powołał na świadka mafijnego bossa Antonio Giuffrego, którego aresztowano w roku 2002. Powiedział on sądowi, że Calvi oraz szef Banco Ambrosiano, arcybiskup Marcinkus, prali pieniądze mafii Cosa Nostra. Bank Watykański aktywnie uczestniczył w walce z komunizmem. Calvi i Marcinkus blisko współpracowali w tajnych politycznych operacjach, prowadzonych przy użyciu funduszy wysyłanych na konta zamorskich firm. Inny świadek, amerykański biznesmen Terence Byrne, dyrektor firmy zbrojeniowej Allivane International, sugerował, że jedną z przyczyn upadku Banco Ambrosiano był udział w eksporcie broni dla... Saddama Husajna.

PZ

 

 

nr 30, 02.08.2007 r.

CHWAŁA PANU!

Kościół ma problem w ustaleniu, czy za tragiczną śmiercią pielgrzymów stoi Bóg czy szatan. Tymczasem francuska prokuratura twierdzi, że to księża organizatorzy...

Zginęło 26 osób, a 24 odniosło obrażenia – część z nich wciąż walczy o życie. „Pojechali szukać Boga i znaleźli go...” – zapewniał podczas mszy żałobnej wikariusz generalny Biskupa Polowego WP, ksiądz pułkownik Sławomir Żarski. To nieszczególna zachęta dla następnych pielgrzymek... Obecni na tej smutnej uroczystości przedstawiciele najwyższych władz państwowych z prezydentem Lechem Kaczyńskim na czele usłyszeli też, że ludzie, którzy rankiem 22 lipca zginęli we francuskich Alpach koło Grenoble, wracając z pielgrzymki po sanktuariach maryjnych w Europie, „jechali po to, by spotkać Boga. I oni go znaleźli, on wyszedł im na spotkanie. Oni są w niebie i chwała Panu, że w ten czas powołał ich do siebie” – pocieszał zebranych klecha.

– To byli święci, ludzie gotowi na spotkanie z Oblubieńcem. Są już w niebie, bo Boga odnaleźli, kończąc swoją pielgrzymkę na Ziemi – powiedział o zmarłych ks. Żarski, sugerując, że ci, którzy przeżyli wypadek, byli mniej godni...

Tymczasem francuska prokuratura szuka winnych i przesłuchała jednego z kierowców (drugi z nich, prowadzący pojazd w chwili wypadku, zginął) oraz kilku lżej rannych pasażerów.

Z wstępnych zeznań świadków oraz rekonstrukcji przebiegu wypadku wynika, że:

* kierowca absolutnie nie miał prawa znaleźć się na tej drodze. Ten wyjątkowo stromy jej odcinek jest wyłączony dla transportu publicznego, o ile pojazdy nie mają specjalnego pozwolenia;

* stan techniczny autokaru wciąż jest badany, ale wiadomo już, że podczas długiego i ostrego zjazdu hamulce nie wytrzymały obciążenia;

* objazd byłby o 30 kilometrów dłuższy, ale siedzący z przodu księża wymogli na kierowcy, żeby pojechał krótszą, górską trasą, bo chcieli zobaczyć szlak, którym w 1815 roku cesarz Napoleon wracał z Elby. Kilku pielgrzymów natychmiast to podchwyciło. Zresztą parafianie wiedzą, kto rządzi, zwłaszcza na pielgrzymce...

--------------------------------------------------------------------------------

Premier Jarosław Kaczyński zapowiedział, że przeznaczy po 100 tys. zł dla każdej z rodzin osób poszkodowanych w wyniku wypadku autokaru we Francji.

– Wesprzemy ich dodatkową kwotą, przekraczającą 10 tysięcy złotych – obiecuje szef gabinetu prezydenta Maciej Łopiński.

Polacy na forach internetowych zaczynają pytać:

* „Czy ofiary zawalenia się hali w Katowicach i rodziny górników z Halemby też tak zostały docenione jak pielgrzymi?”;

* „Czy rodziny ofiar wypadków na polskich drogach, matki okaleczonych dzieci i sieroty, które straciły rodziców, będą dostawać porównywalne kwoty?”.

Odpowiadamy: 2 x NIE!

* „Czy Watykan, Episkopat lub parafia organizująca wyjazd też zabezpieczą potrzeby bytowe rodzin pielgrzymów?”.

Odpowiadamy: TAK! Modlitwą.

* „Na ile ta nadzwyczajna hojność polskiego rządu jest związana z przewidywanymi, przyspieszonymi wyborami parlamentarnymi?”.

Odpowiadamy: odpowiedzcie sobie sami!

--------------------------------------------------------------------------------

Przypomnijmy jeszcze:

* wrzesień 2005 r. – dziewięciu maturzystów z Białegostoku plus dwaj kierowcy autobusu wiozącego ich na pielgrzymkę do Częstochowy. Spłonęli żywcem. Zginął też kierowca tira, z którym zderzył się pojazd z pielgrzymami. 40 dziewcząt i chłopców zostało rannych. „Pan tak chciał” – wytłumaczyli tragedię kościelni organizatorzy;

* czerwiec 2002 r. – nieopodal węgierskiego jeziora Balaton zginęło 20 polskich pielgrzymów do Medjugorie. Ok. 30 osób doznało obrażeń. „To szatan nie chciał pozwolić, by dotarli do Medjugorie! Chciał, żeby wszyscy zginęli!” – wyjaśnił na łamach Rydzykowego „Naszego Dziennika” światowej sławy egzorcysta, ks. Gabriel Amorth.

Francuska prokuratura upiera się, że to jednak księża wymogli na kierowcy przejazd zakazaną trasą...

Dominika Nagel

 

 

nr 36, 11.09.2003 r. WYRZUCILI PAPIEŻA

Kilkanaście obrazów z Matką Boską i papieżem Janem Pawłem II, szarfy powitalne sławiące papieża oraz różańce znaleziono na wysypisku śmieci w Jaroszewie koło Żnina (woj. kujawsko-pomorskie). Okazało się, że przedmiotów kultu i dewocjonaliów w bezceremonialny sposób pozbyli się księża ze żnińskiego kościoła pw. NMP Królowej Polski. Postępowanie w tej sprawie prowadzi żnińska Straż Miejska. A mieszkańcy miasta są oburzeni. Dopiero teraz się im, biedakom, oczy otworzyły. Do tej pory nie wiedzieli, że dla ich duszpasterzy religia to biznes, a nie wiara.

R. Kraw.

 

 

CUDOWNA PRZEMIANA

Widziałem na własne oczy, jak podczas pielgrzymki z Rzeszowa do Częstochowy księża w jakieś knajpie jedli w piątek schabowego i udko. Wykonali przedtem znak krzyża, mówiąc: „było świnią, niech stanie się rybą”.

marekxyz15@poczta.onet.pl

 

 

nr 44, 08.11.2007 r. FAKTY

Włoski historyk Sergio Luzzatto dowodzi (przytaczając relacje świadków i dokumenty), że ojciec Pio – „święty stygmatyk” kanonizowany przez JPII – był zwykłym oszustem, a jego krwawiące rany to efekt potajemnego stosowania kwasu fenolowego. Co więcej, zakonnik nader często uprawiał seks z kobitkami. Lecz co tam fakty... Watykan już zawył z oburzenia, a organizacje katolickie zapowiadają procesy sądowe przeciwko autorowi publikacji, bo, ich zdaniem, ojciec Pio cierpiał za miliony. Pewnie. A następnym w kolejce do świętości powinien być Rydzyk. On też cierpi. Za miliony!!!

 

 

OŚWIECONE NIEWINIĄTKO

W Aleksandrowie Łódzkim podczas rutynowej inspekcji latarni ulicznych pracownicy zakładu energetycznego odkryli niezidentyfikowane kable, które poprowadziły ich do... potężnych reflektorów zamontowanych na kościele śś. Rafała i Michała Archaniołów. Oświetlały one cały wielki kościół w centrum miasta przez 11 godzin na dobę. Kable natychmiast odcięto, a burmistrz miasta złożył na proboszcza Norberta Rudzkiego doniesienie do prokuratury. (...)                                                                                                                                                                                                                                                                                                   RK

[Teraz ksiądz ICH oświeci..., kto tu rządzi, donosząc na burmistrza do kurii. – red.]

 

 

PIĄTA KOLUMNA:

(...) Piorunujący proboszcz. (...) Pół roku temu grom z nieba walnął  w proboszczowy przybytek  i uszkodził znajdujący się na wieży zegar. (...) Niedawno kolejny piorun uderzył w kościelną wieżę i uszkodził, trzy sterowane elektronicznie dzwony. (...)

 

 

KRZYŻ ZABIJA

Giewont – góra z najsłynniejszym polskim krzyżem – jest jednocześnie szczytem najbardziej narażonym na wyładowania atmosferyczne. Wielka stalowa konstrukcja ściąga prąd z nieba niczym elektroda. Od 1906 r. zanotowano aż 76 zgonów od pioruna, a w 1935 roku pięć osób zginęło tam jednocześnie w Święto Wniebowzięcia NMP. W 2001 r. potężna burza rozgoniła także procesję idącą na szczyt, żeby uczcić rocznicę postawienia krzyża.                                          AC

[Wersja kor PEWNIE jest taka: widocznie Bóg tak chciał! Moje: ironiczna – radujmy się, były kolejne wniebowzięcia... (a może by tak ci członkowie kor, którzy prowadzą tam ogłupione „barany” poczekali pod krzyżem na wniebowzięcie...); śmiertelnie poważna – oczywiście w tym ciężko chorym - opanowanym przez kor - kraju nikt go nie zdemontuje!!! – red.]

 

 

ZABÓJCZA BROŃ

67-letnia Maddalena Camillo, mieszkanka małego miasteczka na południu Włoch, została zabita przez trzymetrowy krucyfiks, który spadł jej na głowę. (...)

 

 

www.o2.pl / www.sfora.pl | Sobota [20.02.2010, 07:20]

KATASTROFA PODCZAS MODLITWY. DZIESIĄTKI OFIAR (WIDEO)

Ludzie zginęli pod gruzami.

Podczas modlitw w Maroku zawalił się minaret oraz część dachu sąsiadującego z nim meczetu. Nie żyje co najmniej 40 osób, ponad 70 zostało rannych - informuje "Maroco Post".

Przyczyną katastrofy był prawdopodobnie ulewny deszcz. Do wypadku doszło w centrum historycznego miasta Meknes. Wiadomo, że minaret przylegał do meczetu, w którym znajdowało się około 300 wiernych.

Stare centrum Meknes jest strefą zamkniętą dla samochodów, co znacznie utrudniło akcje ratunkową - informuje AFP.

Meknes jest wpisany na listę UNESCO, leży około 120 km na wschód od stolicy państwa, Rabatu. | TM

 

 

www.o2.pl | Piątek [08.05.2009, 12:52]

50 osób oślepło szukając w słońcu Matki Boskiej.

Dodał: wilanowiak, [TXT]

 

http://www.news.com.au/dailytelegraph/story/0,22049,23353498-5012895,00.html

 

 

nr 7, 15-21.02.2008 r.

NA DROGACH OPATRZNOŚCI

W wypadku samochodowym w Grabcu koło Zawiercia zginęły trzy osoby, a trzy inne odniosły poważne obrażenia. Ofiary poniosły śmierć na skutek zderzenia z... przydrożną kapliczką. To feralne spotkanie z sacrum poddajemy pod rozwagę zwolennikom budowy Świątyni Opatrzności Bożej oraz pilotom awionetek. | AC

 

 

nr 34, 30.08.2007 r.

ŁASKA NIEBIESKA

Kolejny dowód braku opatrzności ze strony watykańskiego Boga – w katolickim Peru podczas trzęsienia ziemi zginęło przeszło 500 osób. W tym ponad 300 wiernych modlących się w kościele w miejscowości Isa.

Tymczasem w Świnoujściu, na pogrzebie pielgrzymów ofiar katastrofy autokarowej we Francji, biskup powiedział, że ich nagła śmierć była tak naprawdę... łaską, bo szybko poszli do nieba. Nie życzymy nikomu takich łask, nawet ks. biskupowi, który powinien się zdecydować, czy nadal modlić się w kościele o „wybawienie od nagłej i niespodziewanej śmierci”, czy może... rzucić z mostu. | RK

 

 

nr 6, 8-14, 02. 2008 r.

Kilkadziesiąt osób zginęło w Kongu i Rwandzie podczas trzęsienia ziemi. Większość to uczestnicy niedzielnych mszy, np. w Rwandzie 20 osób zmarło pod gruzami w zaledwie jednym kościele. To kolejny dowód na działanie opatrzności bożej, która oszczędziła setki tysięcy wiernych.

 

 

nr 21, 27.05.2004 r.

WYSŁANNICY BOGA

Pobożne Polki zbliżały się do Boga,

bijąc swoje ciało do krwi

skórzanymi biczami. Pewien

święty prorok ogłosił się plenipotentem

Chrystusa na Polskę. Kościół uznał

ich za godnych naśladowania.

Kościół katolicki w XVI–XVIII

wieku prowadził – jakbyśmy to dziś

powiedzieli – intensywną kampanię

promocyjną, aby opromienić

sławą wszelakich mistyków, ascetów

i dewotów. W niedługim czasie

kościelni bohaterowie stawali

się popularni w całej Polsce i usunęli

w cień wielkich świeckich reprezentantów

zarówno odrodzenia,

jak i pozytywizmu. Księża głosili,

że ludzie, którzy wyrzekali

się wszelkich przyjemności życia

i umartwiali swoje ciało postem

i biczem, są godni naśladowania,

bowiem mieli wizje, które zbliżają

do Boga. I tak na przykład aurą

niezwykłości oraz wielką czcią

cieszyła się Zofia z Kostków

Ostrogska, która po śmierci męża

ślubowała czystość i żyła tak

przez 32 lata. Ks. Jaroszewicz pisze

w wydanej w 1767 roku pracy

„Matka świętych Polska...”, iż owa

pobożna kobieta, kiedy ją niezbyt

poczciwe myśli naszły, „ciało swoje

dyscyplinami szpiczastemi aż do

krwi siekła, a w chorobie, kiedy sił

własnych nie stawało, której białogłowie

bić się kazała. Używała

i włosiennicy, nie tylko ostremi węzełkami,

ale i szpilkami natkanej”.

Pod względem samobiczowania

z pewnością przebiła ją inna ulubienica

kościelnych hagiografów.

Była nią Elżbieta Gostomska.

Uważano, że z boskiego daru była

wolna od pokus erotycznych, ale żeby

wzmocnić swe siły duchowe, na

swoim łożu kładła krucyfiks, a sama

na gołej ziemi spała. Biła się

skórzaną dyscypliną cztery razy na

tydzień i odmawiała sobie posiłków.

Któregoś dnia skatowała się ku

chwale Bożej tak okrutnie, że jej

spowiednik – mocno już przerażony

– schował bicze w obawie, że

straci dobrze płatną „robotę”, kiedy

Gostomska się zabije. I cóż wtedy

zrobiła świątobliwa niewiasta?

„(...) nie mając się czym biczować,

pięściami się tłukła, ciało na sobie

szarpała, włosy targała, ręce o ziemię

tak mocno biła, że jej aż palce

popuchły” (op. cit.).

W czasach saskich nastąpił istny

wysyp dewotek. W nadziei spotkania

z Wiekuistym, bogate dewotki

(przeważnie wdowy) dawały się

bezlitośnie oszukiwać zakonnikom.

Bogobojni jezuici bezczelnie wykorzystywali

dewocję i naiwność swoich

podopiecznych. Podam przykłady

najbardziej typowe dla jezuickiego

cwaniactwa.

Otóż bogata kanclerzyna koronna

Szembekowa z Babic ślubowała,

że wybierze się z pielgrzymką do Jerozolimy

– do Grobu Pańskiego. Zakonnicy

tłumaczyli jej, że może nie

wytrzymać trudów tak intensywnej

podróży, szczególnie morskiej, i że

mają inną koncepcję. Obiecali załatwić

w Rzymie dyspensę

od ślubu i zezwolenie na

zamianę Jerozolimy na

podróż do dowolnie wybranej

miejscowości. Warunek

jednak był taki, żeby

Szembekowa przekazała

im wszystkie pieniądze,

które wydałaby na podróż

zamorską. Naiwna

wdowa zgodziła się.

Wówczas przebiegli mnisi

wyliczyli odległość z Babic

do Jerozolimy i wyrachowali,

że Szembekowa powinna

podróżować około pięciu

lat, ale... w Babicach.

I tak kanclerzyna przez pięć

lat w pokutnych szatach, w towarzystwie

czterech zakonników,

„podróżowała”, obchodząc w kółko

aleje babickiego parku, gdzie

mieściła się jej rezydencja.

W tym samym czasie liczna grupa

jezuitów, zmienników czwórki „pielgrzymującej

z kanclerzyną, ostro

balangowała w jej pałacu. Przez pięć

lat mieli wikt, opierunek, dziewki

folwarczne i wypchaną kiesę.

Jeszcze inny przykład bezczelności

zakonników podaje Zbigniew

Kuchowicz: „Podobnie peregrynowała

podkomorzyna poznańska

Czartoryska, z tym że spacery odbywała

nie po parku, lecz po... pokoju!

Niezrównani jezuici postarali się

jednak, by otrzymała takie odpusty,

jak gdyby istotnie pielgrzymowała

do Jerozolimy”.

A ile zapisów pokutnych

poczynili wówczas

dewoci straszeni

smażeniem na piekielnym

ruszcie? Ich liczbę można próbować

ogarnąć, rachując majątki

odbierane obecnie od państwa

przez Kościół.

Bywali też właściciele

czterech klepek: wysłannicy

Boga. W połowie XVIII

wieku furorę robił podolski

szlachcic, niejaki Komorowski

(Komornicki). Ogłosił się

prorokiem, jedynym, który głosi

słowo bezpośrednio przekazane

mu przez samego Boga. Objeżdżał

wsie i miasteczka na wózku

zaprzężonym w... kozy i budził sensację

swoim wyglądem (długa broda,

zapuszczone włosy, przeraźliwie

chudy, bo odżywiał się tylko

kozim mlekiem) i medytacjami na

temat marności tego świata. Ponieważ

atakował również duchownych

za chciwość i gromadzenie

bogactw, jego kazania zdenerwowały

w końcu księży i wymogli na

biskupie Krasińskim, aby uspokoił

nawiedzonego. Biskup tak

skutecznie postraszył go więzieniem

na ziemi i ogniem piekielnym

po śmierci, że „prorok” zabrał

swój wózek z kozami i zaszył

się na jakiejś zapadłej wsi.

Nie brakowało też szalbierzy

i hultai, którzy w celu wyłudzenia

od naiwnych prostaczków hojnej jałmużny

lub choćby kilkudniowego

utrzymania udawali, że doznają cudownych

wizji albo obcują z Matką

Bożą i Chrystusem. Do najbardziej

znanych należał szlachciura

Wołyniecki, oszust i pijak. Znalazł

dosyć liczną grupę adoratorów, którzy

uznali go za „plenipotenta Chrystusa

na ziemiach polskich”. Wołyniecki

czynił „cuda” i uzdrawiał,

a miewał też wizje religijne. Kościół

ogłosił go godnym naśladowania,

ale w końcu wydało się, że jest zwykłym

naciągaczem.

Należy przypuszczać, że wśród

tych „wysłanników Boga” nie wszyscy

byli szalbierzami. Część z nich

z pewnością cierpiała na chorobę

psychiczną. I rzeczywiście w niektórych

tego rodzaju chorobach występują

iluzje, wizje i słyszy się głosy.

Tak to tłumaczy T. Bilikiewicz, autor

„Psychiatrii klinicznej”: „W środowisku

sfanatyzowanym może dojść

do zamroczeń treści religijnej z przeżyciami

zachwytu (ekstazy). Dezorientacja

w miejscu i otoczeniu może

się przejawiać jako pobyt w niebie

z nie dającymi się sprawdzić przeżyciami

wizyjnymi”.

Jest to możliwe szczególnie wtedy,

gdy „wizje” popierane są przez

autorytety kościelne i to nie tylko

w dobie kontrreformacji i później,

ale i dzisiaj. Krk nadal „promuje”

miejsca słynące cudami, gdzie „ukazała”

się Matka Boża, ślepi odzyskali

wzrok, chromi władzę w nogach,

gdzie działają siły nadprzyrodzone...

Promuje niepiśmiennych

pastuszków, którym Dziewica przekazywała

swe posłanie do ludzi. Dlaczego?

Zgrabna opowiastka wystarczy,

aby zbudować wystawne sanktuarium

(vide: Licheń), zwabić stada

naiwnych owieczek i doić z nich

szmal. I o to właśnie chodzi!

Andrzej Rodan

 

 

nr 4, 02.02.2006 r.

KRYMINOGENNA RELIGIA

Państwa z silnymi wpływami religii mają znacznie więcej rozmaitych problemów społecznych i gospodarczych niż kraje mniej religijne – wynika z badań przeprowadzonych przez Gregory’ego S. Paula, amerykańskiego naukowca z Baltimore.

Gregory S. Paul przeprowadził badania w 18 krajach uważanych za demokratyczne i badał zależność pomiędzy religijnością a nasileniem takich zjawisk jak morderstwa, kradzieże, choroby przenoszone drogą płciową, rozwody, liczba aborcji, rozwodów itp. Amerykanin analizował natężenie poszczególnych nieszczęść oraz religijność społeczeństwa m.in. w USA, Kanadzie, Nowej Zelandii, Japonii, w Danii i pozostałych krajach skandynawskich oraz w kilku europejskich. Ponad wszelką wątpliwość wyszło mu, że im więcej w danym państwie osób deklarujących się jako wierzące i praktykujące i im silniejsze wpływy religii na życie kraju, tym większe występują problemy społeczne, głównie jeśli chodzi o przestępczość.

„Journal of Religion and Society” opublikował pełny raport S. Paula. Stoi tam in extenso, że społeczeństwa, w których jest wielu agnostyków, ateistów i osób bezwyznaniowych, mają o wiele mniejsze problemy – m.in. z przestępczością – niż kraje, które w większym stopniu kierują się tzw. wartościami. Najlepszym przykładem są tu kraje skandynawskie, w których religia ma marginalne znaczenie, kościoły nie mają żadnego wpływu na politykę i gospodarkę, a mimo to poziom przestępczości, w tym także korupcji, jest najniższy na świecie.

Na tle Skandynawii raport negatywnie wyróżnia USA – kraj, w którym wiele osób uważa się za głęboko religijne i w którym pod rządami Busha szybko wzrasta wpływ religii na życie i funkcjonowanie całego państwa. Okazuje się, że skala rozmaitych problemów społecznych oraz przestępczości w USA jest też zdecydowanie większa niż w Skandynawii oraz innych krajach demokratycznych. Gregory S. Paul porównywał jedynie tzw. kraje chrześcijańskie.

Z. Dunek, Kopenhaga

 

 

nr 12, 21-27.03.2008 r.

NO TO POD JAJECZKO!

ŚWIĄTECZNA ZAGŁADA

W niektórych rejonach świata konsekwencją kultywowania katolickich tradycji związanych ze świętami ku czci zmartwychwstania Chrystusa jest poważna dewastacja środowiska naturalnego.

I tak w Nikaragui wyginięcie grozi objętej ścisłą ochroną iguanie (jaszczurka), ponieważ gotowana z niej zupa uważana jest przez tamtejszych katolików za tradycyjną potrawę postną i spożywana powszechnie w czasie Wielkiego Tygodnia. Jeszcze większe spustoszenie w przyrodzie powodują katolicy w Kolumbii. Co roku z okazji Niedzieli Palmowej wycinają tysiące olbrzymich liści palmy woskowej tylko po to, by pomachać nimi podczas tzw. procesji Niedzieli Palmowej oraz udekorować kościoły. Przy okazji przyczyniają się do wyginięcia znajdującej się pod ochroną papugi żółtouchej, dla której owe palmy stanowią jedyne środowisko życia. W poście spożywają iguany, a także jaja wydobywane... z żywych żółwi, które w ten sposób skazują na śmierć w męczarniach w wyniku infekcji. I na nic zdają się protesty ekologów, bo przecież katolicka tradycja – rzecz święta.

SK

 

 

nr 16, 26.04.2007 r. ZERO TOLERANCJI

Ona ma 4 latka, a on 75. Ona nie chciała na jego rozkaz modlić się w kościele, a on za karę zamknął to dziecko w ciemnej, wilgotnej piwnicy; sam zaś udał się do świątyni bić pokłony przed Bożą Rodzicielką. To nie opowieść z mroków średniowiecza. To się działo kilka dni temu. W Polsce. W Suwałkach.

Histeryczny płacz dziewczynki usłyszeli na szczęście sąsiedzi i powiadomili policję. Drzwi garażu-piwnicy strażacy musieli forsować za pomocą specjalnego sprzętu. Staremu draniowi (został aresztowany) grozi teraz pięć lat więzienia. O ile Roman Giertych nie uzna, że represje na dziecku za brak skupienia w kościele to bardzo interesująca i innowacyjna forma wprowadzania programu „Zero tolerancji” dla „bezbożników”.

MarS

 

 

nr 19, 17.05.2007 r. RODZONA CÓRKA

Antyklerykalny sąd 24-godzinny w Rybniku skazał 70-letnią staruszkę za to, że za głośno słuchała Radia Maryja. Sąsiedzi mają z kobitką przechlapane, bo oprócz tego, że serwuje im studecybelowe „Rozmowy niedokończone”, rzuca w bawiące się dzieci workami z wodą i wyzywa je od bękartów z nieprawego łoża. Policjanci nie mieli lekko z krewką staruszką – najpierw rzuciła w nich inwalidzką kulą, krzycząc przy tym na całe gardło: „Agape satany!”. Kiedy w końcu udało się ją okiełznać i trafiła przed sąd, wyrok skomentowała jako spisek żydo-komunistyczno-masoński. Ojciec dyrektor powinien być dumny z takiej córy!

 

 

OFIARA SZATANA

Inżynier Waldemar W., bezkonfliktowy mieszkaniec Olsztyna, przyjaciel miejscowego proboszcza, parafialny aktywista… (...) ze szczególnym okrucieństwem zabił własną matkę, brata, 2,5-rocznego synka, sąsiadkę i konkubinę, z którą zamierzał wkrótce zalegalizować związek. Zabił, bo... na ich twarzach zauważył szatański grymas. (…)

Zabójca stawia opór. Sześciu funkcjonariuszy z trudem zakuwa go w dwie pary kajdanek i krępuje kaftanem bezpieczeństwa. Wewnątrz porzuconego pod domem fiata rzuca się w oczy medalik z wizerunkiem Matki Bożej. W świetle kodeksu karnego Waldemar W. jest praktycznie bezkarny. Chorobowe podłoże zdarzenia i ograniczona poczytalność nie pozwalają go nawet nazwać przestępcą. Trafi do szpitala psychiatrycznego o zaostrzonych środkach ostrożności. Co pół roku biegli psychiatrzy będą opiniować stan jego zdrowia. Gdy diagnoza specjalistów wypadnie pozytywnie, decyzją sądu zostanie... zwolniony do domu. – Społeczeństwo powinno w takich przypadkach wykazać się tolerancją i wybaczeniem takiego czynu – podkreśla psychiatra Lech Gądecki.

Czy gdyby pan Waldek odpowiednio wcześnie skorzystał z pomocy kasty egzorcystów, tak ostatnio modnej w Katolandzie, pięć osób żyłoby nadal? Jedno jest pewne – medalik nie zadziałał.

Damian Pluta

 

 

nr 14, 08.04.2004 r.

KSIĄDZ ZABIŁ KSIĘDZA

Ksiądz i seminarzysta zostali

aresztowani w brazylijskim mieście

Goiania pod zarzutem popełnienia

morderstwa. Ks. Moacir Bernardino

da Silva (l. 60) i kleryk

Darian Pinto de Freites (l. 28) są

oskarżeni o otrucie innego księdza

Adriana Moreira Curada, który

groził zdemaskowaniem ich romansu

oraz finansowych przekrętów.

Policja znalazła magazyny pornograficzne

i takież taśmy wideo

ukazujące dobrodzieja da Silva na

plaży w towarzystwie chłopaków

– w tym wspomnianego seminarzysty.

Nie byli w habitach ani... w czymkolwiek.

Organa ścigania podsłuchały

także rozmowy telefoniczne

prowadzone ze służbowego numeru

księdza, podczas których umawiał

się na homoseksualne randki

z przyjaciółmi.

TN

 

 

nr 5, 08.02.2007 r. NIELUDZCY BISKUPI

W roku 2002 ktoś zastrzelił dyrektora zakładu pogrzebowego w Hudson w stanie Wisconsin oraz jego współpracownika. Kiedy po dwóch latach śledztwa policja przybyła do kościoła w Hurley, by zapytać ks. Ryana Ericksona, który w międzyczasie został tam przeniesiony z Hudson, czy jest on sprawcą morderstwa, duchowny powiesił się.

Jak się okazało, był on pedofilem recydywistą, a 39-letni dyrektor zakładu pogrzebowego Dan O’Connell był jedną z jego ofiar. Erickson zabił go, by uniknąć dekonspiracji. Drugiego człowieka duchowny zastrzelił, gdy tamten – zwabiony hałasem – przyszedł sprawdzić, co się dzieje. (...)                                     

PZ

 

 

nr 40, 11.10.2007 r. W IMIĘ OJCA I SYNA...

Ksiądz Daniel Corogeanu z Alba-Iulia (Rumunia) – w asyście czterech zakonnic – ukrzyżował ich koleżankę z klasztoru Świętej Trójcy, 23-letnią siostrę Irinę Cornici.

Ofiara została zakneblowana, przytwierdzona łańcuchami do krzyża i przez szereg dni pozbawiona wody i pożywienia, w wyniku czego zmarła.

Kapłan został skazany na 14 lat więzienia, zaś zakonnice dostały po 8 lat. Corogeanu utrzymuje, że wszyscy są niewinni. Ukrzyżowanie było częścią egzorcyzmów mających wyzwolić siostrę od złego.

Obecnie łaskawy sąd zredukował wyrok dla księdza o połowę, także zakonnicom zmniejszono kary o 2 lata. Ukarano przy tym ortodoksyjną diecezję Husi – musi wpłacić 3 tys. euro rodzinie ukrzyżowanej. Sprawa wywołała emocje i protesty przeciw „średniowiecznym praktykom” tolerowanym przez Kościół ortodoksyjny, do którego należy większość Rumunów.

CS

 

 

nr 49, 09.12.2004 r.

ZABÓJCZE RADIO

Dziennikarz Parmenio Medina,

który przygotowywał krytyczną książkę

o kostarykańskim Radiu Maryja

z Gwadelupy, został zabity trzy lata

temu. Zgromadzone przez prokuraturę

dowody pozwoliły postawić

księdzu Minora de Jesús Calvie,

szefowi rozgłośni, zarzut zaplanowania

morderstwa i współudziału

w zbrodni. Ksiądz Calvo czeka na

rozprawę. Tymczasem włodarze Krk

– w tym arcybiskup z San José,

Hugo Barrantes – publicznie sprzeciwiają

się „atakom, jakie media przypuściły

na Kościół”, rozdmuchując

sprawę Mediny. Księża czują się dyskryminowani

i obrażani.

Biedaczyska!

MW

 

 

nr 17, 03.05.2007 r.

KATOLICKA HISTERIA

Co najmniej kilkaset dziewcząt z ubogich rodzin, uczących się w jednej ze szkół katolickich na obrzeżach stolicy Meksyku, padło ofiarą zaburzeń psychicznych. Szkoła prowadzona przez zakonnice słynie z silnego rygoru. Zaburzenie jest nazywane przez lekarzy histerią i objawia się m.in. atrofią mięśni. To kolejny dowód na to, że Kościół szkodzi zdrowiu!

MaK

 

 

„SUPER EXPRESS” nr 138, 14-15.06.2006 r.

OKRUTNE ZAKONNICE CHOWAJĄ TWARZ

– Żadnej skruchy! Wszystkiego się wypierają. Zachowują się bezczelnie! (...)

Matka Karolina (Zofia J., 53 l.) przełożona klasztoru i dwie jej pomagierski: siostra Barbara (Danuta K., 47l.) i siostra Łucja (Mirosława G., 47 l.) oskarżone są o głodzenie innych zakonnic, bicie i znęcanie się nad nimi. (...)

Małgorzata Janczewska

 

 

nr 28, 19.07.2007 r.

MIŁOŚĆ BRATERSKA

48 zatrzymanych i setki rannych to bilans zamieszek pomiędzy chrześcijańskimi koptami a muzułmanami w Egipcie. Do tego rodzaju rozruchów – pod byle pretekstem – dochodzi nad Nilem niemal co roku. Do rozdzielenia skaczących sobie do gardeł wyznawców miłości bliźniego policja musiała w tym roku użyć aż 35 specjalnych pojazdów opancerzonych.

AC

 

 

NIEBO W WODZIE

LaShuan Harris miała wobec swoich dzieci jak najlepsze intencje. Utopiła je w Zatoce San Francisco, bo... wierzyła, że posyła dzieci do nieba.

Kiedy szamotała się ze starszymi synami (6 i 12 lat), najmłodszy, 16-miesięczny, zaśmiewał się do rozpuku, bo myślał, że to taka zabawa.

Zanim doszło do tragedii, matka Harris ostrzegała opiekę społeczną, że córka może skrzywdzić dzieci – niestety, zlekceważono ją. Dzieciobójczyni jest bardzo religijną schizofreniczką. Teraz grozi jej dożywocie. Tak bywa, gdy zamiast terapii medycznej dostaje się wyłącznie religijną.                                               ST

 

 

PRZED SĄDEM

Kolejna afera odkryta przez „FiM” znalazła swój finał w sądzie! Katecheta ksiądz Franciszek Wróbel, który znęcał się psychicznie i fizycznie nad dziećmi („FiM” 26/2002) stanie przed sądem 4 lutego 2003 roku. Proboszczowi z Pielgrzymki koło Złotoryi grozi od 3 miesięcy do pięciu lat pozbawienia wolności.             A.C.

 

 

NIE MA CUDÓW

W 6 amerykańskich szpitalach przeprowadzono najpoważniejsze i najbardziej kompleksowe badania, mające na celu ustalenie wpływu modlitwy na stan chorych. (...) Po 30 dniach zespół lekarzy porównał wyniki, które wykazały niezbicie, że modlitwy nie odniosły żadnego pozytywnego skutku. W dwu grupach, które nie wiedziały, czy ktoś będzie prosił Boga o ich powrót do zdrowia, odnotowano 52 proc. komplikacji pooperacyjnych, a w grupie chorych, którzy wiedzieli, że za ich pomyślność odprawiane są modły, było 59 proc. powikłań.

MW

 

                                                                                                                                                                                                                              

„BÓG MNIE URATUJE!”...

...krzyknął w niedzielne popołudnie mieszkaniec Kijowa i po linie spuścił się do wybiegu dla lwów w miejskim zoo. Do tego zapewnienia sceptycznie podeszła lwica. Nieszczęśnik z przegryzionym gardłem już na zawsze stracił zapal religijny. (...) | JG

[Ale idiota. Wszystko na darmo – gdyby zrobił to w Polsce to już byłby świętym, który zginął za wiarę. Żeby członkowie kor byli tak ofiarni..., ale oni... tacy głupi nie są. – red.]

 

 

nr 49, 08-14.12.2006 r.: Mniej szczęścia do Biblii miała 48-letnia Linda Long z London w stanie Kentucky. Jej kościół, Holiness Church, praktykuje zabawy z jadowitymi wężami jako część rytuału mszy. Jest to wprawdzie zakazane pod karą studolarowej grzywny, ale Kentucky leży w sercu „pasa biblijnego” i liczy się tylko Pismo Święte, a nie prawo. Tym bardziej że motywem jest ustęp biblijny stwierdzający, że ci, którzy naprawdę wierzą, mogą dotykać i brać w ręce jadowite węże bez żadnej dla siebie szkody, bo gady nie mogą ukąsić bożego człowieka.

Niestety, okazało się, że pani Long – mimo wielkiej nadziei – z wiarą była na bakier. Została ukąszona i mimo pomocy szpitalnej po 4 godzinach była już w drodze do królestwa niebieskiego lub gdziekolwiek indziej, gdzie została pośmiertnie skierowana. | ZW

 

 

O NAŚLADOWANIU JEZUSA...

(...) ...stała się ortodoksyjną katoliczką, przestrzegając skrupulatnie wszelkich kanonów wiary. To właśnie natchnęło ją pragnieniem przeprowadzenia – na wzór Chrystusa – 40 dniowej głodówki. W 23 dniu wyłącznie wodnej diety organizm odmówił posłuszeństwa jej pobożnemu duchowi. Rodzina, która przed zgonem dodawała jej animuszu, utrzymując w przekonaniu, że przetrwanie o modlitwie i wodzie jest możliwe, oświadczyła, iż Rosaline zmarła, poświęcając się Panu, „Mówiła, że jest dzieckiem Boga” – wspomina siostra... Materiał na świętą gotowy. | ST

[Oto wyższość ducha nad ciałem... Jak dobrze mieć katolicką rodzinę..., która dodaje otuchy. A jakby tak wszyscy poświęcili się dla Pana... – red.]

 

 

MAŁA WIARA Niepowodzeniem zakończył się pokaz chodzenia po wodzie zorganizowany przez pewnego pastora zielonoświątkowego z Gabonu. Młody duchowny na oczach grupy wiernych oczekujących cudu wszedł do rzeki i... utonął. Pomoc z nieba nie nadeszła... (...)

[Też mi problem. Za kilkaset lat okaże się że nie tylko chodził, ale jeszcze uratował 12 tonących, którzy następnie zostali jego uczniami, później apostołami. A sam On poświęcił się i dał się utopić, po czym wypłynął, wpłynął itd. – red.]

 

 

TRUPIE PACIORKI

Wiara w cuda o mały włos doprowadziłaby do wybuchu epidemii w Lichnowach koło Chojnic. Krewni zmarłego 39-letniego mężczyzny trzymali w domu jego zwłoki przez 59 dni, czyli tyle, ile jest paciorków w różańcu, i wierzyli, że trup zmartwychwstanie. (…)

Roman Krawiecki

 

 

TEMU PANU PODZIĘKUJEMY

(...) W ubiegłym roku potężny krzyż jakby za karę upadł na proboszcza, ale mimo połamanych nóg wielebny nie odpuścił ani jednej mszy, a forsiaste chrzty celebrował nawet z wózka inwalidzkiego (...)

PR

 

 

W USA – DEKLARATYWNIE NAJBARDZIEJ RELIGIJNYM (OPRÓCZ POLSKI!) KRAJU ŚWIATA – ROŚNIE LICZBA OSZUSTW, WYŁUDZEŃ I KANTÓW NA TLE RELIGIJNYM. (...) W przedziale czasowym 1998-2001 przewalono już 2 miliardy. (...) Aby zorientować się, jak to kościelne nauczanie realizuje się w praktyce, wystarczy spojrzeć, gdzie mieszkają i czym jeżdżą  proboszczowie. Nie tylko w USA... (...) Nawet gdy defraudacje wychodzą na światło dzienne, poszkodowani często odmawiają współpracy z policją, bo wciąż wierzą, że tacy religijni ludzie nie mogli ich oszukać.

ST

 

 

nr 38, 23.09.2004 r.

DORADCA PAPY – KRYMINALISTĄ

Doradca prawny papieża i redaktor periodyku dotyczącego

prawa kanonicznego – monsinior (prałat) Emilio Colagiovanni

– został skazany przez sąd federalny w USA na grzywnę 15 tys.

dolarów za pranie pieniędzy i udzielanie pomocy oszustowi Martinowi

Frankelowi w defraudacji kilkuset milionów dolarów należących

do amerykańskich firm ubezpieczeniowych.

84-letni oskarżony przyznał

się do winy i wyraził skruchę:

„Bardzo mi przykro, jeżeli kogoś

skrzywdziłem”. Karę ma zapłacić

w ciągu 30 dni i do tej pory

nie wolno mu opuszczać USA.

Groziło mu do 10 lat więzienia.

Sędzia złagodził karę ze względu

na wiek i marny stan zdrowia

monsiniora.

Frankel założył pod egidą

Watykanu lewą fundację św.

Franciszka z Asyżu („FiM”

27/2004) i odpalał Stolicy Apostolskiej

kasiorę za używanie jej

szyldu. Kupował firmy ubezpieczeniowe,

które następnie rujnował,

wydając pieniądze na swe

wystawne życie. Wiarygodność

oszustwom zapewniał Colagiovanni,

który potwierdzał, że

Frankel posiada zabezpieczenie

w wysokości 1,2 mld dolarów

w Banku Watykańskim. W rzeczywistości

Frankel wpłacił tam

40 tys. dolarów. Gdy sprawa się

wydała, Frankel zbiegł z USA

i został ujęty po kilku miesiącach

w Niemczech. Ma zostać

skazany w przyszłym miesiącu.

Watykan utrzymuje, że nic

o defraudacji nie wiedział i nie

odniósł żadnych korzyści materialnych.

Niepodważalne dowody

śledztwa mówią jednak zupełnie

coś innego. Władze czterech

stanów usiłują pociągnąć

Watykan do odpowiedzialności,

posługując się paragrafem stworzonym

specjalnie do ścigania

przestępczości zorganizowanej:

odpowiedzialność za współudział

w przestępstwie ponosi każdy jego

uczestnik, niezależnie od tego,

czy miał korzyść majątkową. TN

 

 

DOLCE... VITA (...) Ukradli oni co najmniej 8,6 mln dolarów z pieniędzy, które parafianie (Palm Beach to siedlisko milionerów) przekazali Kościołowi na cele charytatywne. (...)

CS

 

 

nr 10, 16.03.2006 r.

SZWECJA Wybuchł skandal wokół szwedzkiego oddziału katolickiego Caritasu. Księża zdefraudowali wielkie rządowe pieniądze przeznaczone na pomoc dla Iraku. Szwecja, która dla krajów ubogich przeznacza równowartość ok. 10 mld. złotych rocznie, finansuje projekty realizowane przez organizacje pozarządowe.

 

 

ZŁODZIEJ ZAKONNY

Z biblioteki zakonu o.o. franciszkanów na warszawskim Nowym Mieście zginęło 231 książek, m.in. niezwykle cenne starodruki niemieckie i łacińskie, encyklopedie pisane cyrylicą, księgi kanoniczne, dekrety cara Piotra I, a nawet antyczny zegar i stolik o dużej wartości. Po dwóch latach policja wykryła, że złodziejem był ówczesny... przełożony zakonu, ojciec Stanisław C. Ukradł, bo potrzebował na „dostatni” tryb życia ze swoją konkubiną Ewą B. Panienka próbowała starodruki sprzedać w Muzeum Narodowym i wpadła. Obecnie garuje w pierdlu, a jej franciszkański ojciec wolno lata po Warszawie.

 

 

nr 7, 23.02.2006 r.

INTERES ŻYCIA

Ksiądz Randal Radic przez 10 lat odprawiał nabożeństwa w najstarszej amerykańskiej świątyni w miasteczku Ripon.

Wreszcie mu się znudziło. wpadł na pomysł, żeby kościół sprzedać. Sfałszował więc dokumenty i uczynił się właścicielem budynku. kupiec się znalazł, dał 525 tys. dolarów, za które duchowny kupił sobie bmw. (...)

TW

 

 

nr 29, 27.07.2006 r.

UCZUCIA RODZINNE

300 tysięcy dolarów – tyle zdefraudowała obrotna zakonnica, pracująca w Biurze ds. Rodziny w archidiecezji Omaha.                                                    WZ

 

 

EUROENTUZJASTA

Dziesięć lat więzienia grozi księdzu, który rozprowadzał fałszywe euro. Policja nie wyklucza, że pleban był kurierem mającym przetestować polski rynek zbytu. Euroentuzjasta zamiast czekać w areszcie na wyniki prokuratorskiego śledztwa, spędza ten czas w domu swej przyjaciółki – rzecz oczywista. (…)

 

 

KOŚCIELNE TUCZY

Prokuratorzy Watykanu mają coraz więcej pracy. Z roku na rok rośnie liczba przestępstw popełnianych zarówno przez turystów, jak i jego obywateli. W roku 2002 padł rekord: papiescy urzędnicy prowadzili 239 spraw. W ciągu ostatnich dwudziestu lat przeciętnie wszczynano 118–138 spraw rocznie. Większość aktów oskarżenia dotyczy okradania turystów. Ciekawe, że złodzieje najczęściej „pracują” podczas audiencji papieskich, kiedy – z uwagi na tłok – możliwość kradzieży jest ułatwiona. Czyżby bliskość setek konfesjonałów tak ośmielała złodziei?                                                                                                                                         MP

 

 

PRZEWAŁ CHARYTATYWNY

Prokuratura bydgoska oskarżyła Henryka M. – przewodniczącego Katolickiego Stowarzyszenia Służby Charytatywnej im. Błogosławionej Urszuli Ledóchowskiej – o zdefraudowanie 1,5 mln złotych z konta stowarzyszenia. Katolicka firma okazała się maszynką do oszustw podatkowych: ofiarodawcy wpłacali jedynie 10 proc. deklarowanych kwot, a potwierdzenie i odpis od podatku (100-procentowy!) otrzymywali na całość. Przez konto stowarzyszenia miało przewinąć się w sumie 9 mln złotych! Każdy proboszcz w Polsce może robić takie przewały...

MaK

 

 

OSZUST W IMIĘ BOŻE

(…) Temida rozliczyła już wszystkich kapłanów, którzy usiłowali szybko zarobić furę kasy. Głównemu oskarżonemu – księdzu Bolesławowi Jewulskiemu (61 lat) z Połczyna-Zdroju – zarzucono wyłudzenie z Agencji Rynku Rolnego i Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa ponad 800 tys. złotych.

Piotr Sawicki

 

 

nr 6, 15.02.2007 r. SIÓDME PRZYKAZANIE

(…) Amerykański Uniwersytet Villanowa ogłosił wyniki przeprowadzonych badań. Okazuje się, że w 85 proc. diecezji katolickich w USA miało miejsce sprzeniewierzenie funduszy, czyli pogwałcenie przykazania „nie kradnij” i przestępstwo kryminalne. Zdefraudowane kwoty przekraczały każdorazowo pół miliona dolarów. (…) Tylko w jednym miesiącu – październiku 2006 r. – wykryto 3 afery dotyczące kradzieży ogromnych sum. W Delray Beach na Florydzie dwaj księża zdefraudowali 8,6 mln dolarów; pieniądze przepuścili m.in. na wycieczki do Las Vegas. Kradli przez 40 lat i nie zwróciło to niczyjej uwagi.                           ZW

 

 

nr 8, 01.03.2007 r.: (…) Doprawdy, kwota ta jest doprawdy symboliczna w porównaniu z tym, czego dokonał 5 miesięcy wcześniej kapłan tej samej diecezji, ks. Bob Ascolese, który buchnął prawie milion. (…)

JF

 

 

nr 10, 15.03.2007 r. KSIĄDZ SKOMPLIKOWANY

(…) Szanowany przez parafian Randal Radic ukradł i sprzedał całą 90-letnią świątynię.

Najpierw podrobił dokumenty tak, że stwierdzały, iż jest jej właścicielem. Następnie pod zastaw swej świątyni zaciągnął pożyczkę na 200 tys. dolarów. Potem za 100 tys. kupił sobie luksusowe BMW. W końcu opchnął kościół małżeństwu inwestorów za 525 tys. dolarów. (…)                                                                TN

 

 

nr 45, 15.11.2007 r.

DUCHOWNI W BIZNESIE

Idee wolnego rynku i związanego z nim cwaniactwa przeniknęły do mas kleru. W ubiegłym roku przymknięto dwóch sędziwych, irlandzkich księży katolickich – Johna Skehana (80 lat) i Francisa Guinana (64 lata).

Oskarżono ich o defraudację 8,6 mln dolarów należących do Kościoła.

Okazało się, że afera ma wymiar międzynarodowy: dwaj kapłani irlandzcy kradli w porozumieniu z księdzem z Florydy, Michaelem Hickeyem, dobrze znanym organom ścigania z notorycznych jazd po pijaku (po piątym zatrzymaniu w 1999 r. odebrano mu prawo jazdy na dobre). Prócz wydatków na dziewczyny, hazard, podróże zagraniczne i wykwintne życie trójka postanowiła łupy zainwestować. W tym celu utworzyła korporację o nazwie Shag Inc., która miała przynosić dochody, udzielając pożyczek na zakup nieruchomości.

Niestety, Shag Inc. zbankrutował. Duchownych irlandzkich zatrzymano, a teraz są na wolności za kaucją i czekają na rozprawę. Rozgrzeszanie i prowadzenie owieczek do Królestwa Niebieskiego jest jednak łatwiejsze niż prowadzenie dochodowej firmy.                                                                       PZ

 

 

"FAKTY I MITY" nr 32, 17.08.2006 r.

BISKUP W JAJO ZROBIONY

ŁOWICKI BISKUP POMOCNICZY PORĘCZYŁ 300-TYSIĘCZNY KREDYT DLA JEDNEGO Z PROBOSZCZÓW, A TEN ZNIKNĄŁ Z KASĄ, BO TERAZ KOŚCIÓŁ TO MU LOTTO.

Wraz z upływem czasu poznajemy coraz więcej szczegółów dotyczących ucieczki z kraju 65-letniego ks. Franciszka Augustyńskiego – proboszcza parafii Świętego Ducha w Łowiczu. Pisaliśmy o tym skandalu w „FiM” 22/2006, sugerując już kilka miesięcy temu, że powodem zniknięcia sutannowego były pieniądze, a być może także niekonwencjonalne upodobania seksualne.

W łowickiej kurii nikt wówczas nie chciał potwierdzić naszych przypuszczeń.

Ksiądz Augustyński zniknął 17 marca br. Prawdopodobnie wyjechał do któregoś z zachodnich krajów (według naszych ustaleń – do Anglii). Na lotnisku Okęcie odnaleziono jego samochód. Z parafialnej kasy znikły wszystkie pieniądze (proboszcz zbierał kasę na odrestaurowanie jednego z ołtarzy, a parafianie nie szczędzili grosza).

Teraz okazało się, że ks. Augustyński w jednym z banków wziął kredyt wysokości 300 tys. zł, poręczony przez samego Józefa Zawitkowskiego – biskupa pomocniczego łowickiej kurii. Tak wysoki kredyt był wzięty pod zastaw... łowickiej świątyni. Po ucieczce proboszcza parafii Świętego Ducha pieniądze musiała zwrócić łowicka kuria. Zgodnie z kościelnymi przepisami, bp Zawitkowski nie miał prawa udzielać poręczenia – mógł to zrobić jedynie biskup ordynariusz i to po zasięgnięciu opinii m.in. diecezjalnej rady ekonomicznej (Kościół jest w sprawie pieniędzy bardzo ostrożny). Biskup Zawitkowski żałuje swojej decyzji i wyjaśnia, że poręczył kredyt, gdyż parafia prowadziła szeroko zakrojone prace remontowe.

Prokuratura dopiero pod presją mediów wszczęła śledztwo w sprawie kradzieży pieniędzy i zaginięcia kapłana. Zdaniem ks. kan. Stanisława Plichty, kanclerza łowickiej kurii, przez kilka miesięcy była to „wewnętrzna sprawa Kościoła”. Pewnie tak, bo duchownym koło tyłków lata fakt, że skradzione pieniądze w przeważającej części pochodziły od parafian.

Przed kilku laty w łowickiej kurii milczeniem skwitowano także podobnie tajemnicze zniknięcie ekonoma diecezjalnego – ks. Krzysztofa Malczyka.

RP

 

 

PŁOMIENNE HOBBY RATUSZA

(...) W styczniu 2003 roku fanaberie rządców miasta skończyły się tragicznie, gdyż stajenkę – wraz z żywym inwentarzem – strawił ogień. (...) Wieczorem 15 lipca br. [2004 – red.] elementy [kolejnej (za 70.000 zł) – red.)] złożonej w LKJ szopki uległy spaleniu. (...)                                                  Kazimierz Ciuciurka

 

 

HOJNI ZA NASZE

W Gdańsku sfajczył się dach kościoła św. Katarzyny. Mówi się że straty są ogromne. (...)                                                                                               MSZ

 

U CZARNYCH NA CZARNO

(...) Okazało się, że w seminarium policja dorwała Henryka P., zabójcę poszukiwanego listem gończym, a ten zeznał, iż pracował tam przez 4 lata... (...)  MarS

 

 

CZEKAM NA KANONIZACJĘ

(...) przez ponad 30 lat swojego zawodowego życia miałem stygmaty na dłoniach. Dość regularnie, z częstotliwością co najmniej raz na tydzień, pękała mi do mięśni skóra na wewnętrznych częściach dłoni, w msh, w których - według świętych obrazków - Jezus z Nazaretu miał wbite gwoździe przy krzyżowaniu. Z ran wyciekała krew i było to bolesne. (...) ...że jest to uczulenie na kredę. (...) Moja „świętość” skończyła się definitywnie po dwóch latach całkowitego zaprzestania działalności nauczycielskiej. (...)

 

 

„NIE” nr 15, 12.04.2001 r.:

„Woda święcona, służąca do kropienia święconki, zawiera bakterie z grupy coli (norma przekroczona od 24 do 240 razy), oraz kolonie bakterii badane na agarze odżywczym (norma przekroczona od 9.5 do 28 razy) – wg analiz sporządzonych na zlecenie tygodnika „NIE” z marca 1994 r. („NIE” nr 15, z 1994 r.)

 

 

„FAKTY I MITY” 20.06.2002 r.

Z RĘKĄ W... KLOACE

Przebadaliśmy próbki wody z [przenajświntszych (jak oni się wyrażają, bezbożnicy jedni!... – red.] kropielnic na Jasnej Górze

(...) Bakterii grupy coli mamy w „naszej” wodzie całe 20 kolonii, a w wodzie, z którą mają styczność ludzie, pod żadnym pozorem nie może być ani jednej. Prawdziwym „hitem” okazuje się jednak obecność enterokoka  o nazwie paciorkowiec kałowy. Liczba jego kolonii, jest tak wielka, że biologom w ogóle nie udało się tego policzyć (stąd zapis „niepoliczalny”). Ogólna ilość wykrytych w święconej wodzie paskuctw jest taka, że wielokrotnie przekracza dopuszczalne normy i urąga elementarnym zasadom higieny. (...) – „To jest  jakaś okropna woda. Nie pamiętam , abyśmy mieli kiedyś tak fatalną próbkę. Właściwie to nie woda, ale jakaś chorobotwórcza mieszanina strasznych jadów” – powiedziała w rozmowie z dziennikarzem „FiM” pracująca przy próbkach laborantka. (...) ... dowiedzieliśmy się, że paciorkowce (nie mają nic wspólnego z różańcem, choć – jak się okazuje – nie do końca...) mogą powodować zapalenie skóry, zapalenie zatok, szkarlatynę, ciężkie biegunki, gorączkę, wielodniowe wymioty, zmiany ropne w tkankach, zapalenie osierdzia. Zarazki coli zaś to takie „przyjemniaczki”, które są w stanie wywołać ostre zatrucia pokarmowe, ciężkie zapalenie płuc, a nawet trwałe uszkodzenie nerek mogące się skończyć dożywotnią dializą pacjenta lub koniecznością przeszczepu. Epidemia wywołana przez bakterie coli spowodowała kilka lat temu w Japonii śmierć kilkudziesięciu osób. (...) Tymczasem co dzień, co godzina, dziesiątki tysięcy ludzi: zdrowych i ciężko chorych, czystych i brudnych, wprost z trasy pielgrzymkowej: czasem tuż po podtarciu się w polowych warunkach, wkładają swoje dłonie do kropielnic wszystkich polskich kościołów. Rąk tych potem nie myją, bo zazwyczaj nie mają gdzie. Chwilę później podają prawicę przyjaciołom, wycierają buzię dzieciom, jedzą lody i hamburgery, przeliczają i puszczają w obieg banknoty. A paciorkowiec aż piszczy z radości i tylko czasem martwi się w ukryciu czy nie wyprzedzą go w dziele zniszczenia koleżanki – bakterie coli. Te zaś spokojnie rozmnażają się w brzuszkach. (...)

Marek Szenborn 

 

 

„FAKTY I MITY” nr 30, 29.07.2004 r.

BIEGUNKA CUD

Pod drewnianą kapliczką

w Krasnobrodzie bije naturalne

źródełko, z którego woda

miała podobno przywrócić zdrowie

Marii Zamoyskiej, późniejszej

Marysieńce Sobieskiej.

Wprawdzie kłam powszechnej legendzie

o nadprzyrodzonych właściwościach

zdroju zadają ekspertyzy zamojskiego

sanepidu, który regularnie

(ostatnio w czerwcu) w „cudownej

wodzie” wykrywa bakterie kałowe,

ale mało kto wierzy sanepidowi...

Mimo informacji – wielokrotnie zamieszczanych

we wszystkich lokalnych

mediach – o tym, że woda nie

nadaje się do picia, nikt nie przejmuje

się ostrzeżeniami. Zwłaszcza

w niedzielę do kapliczki „na wodzie”

tłumnie ściągają pielgrzymi z całej

Zamojszczyzny. Moczą nogi, przemywają

oczy i nałogowo piją skażoną

wodę. Rekordziści potrafią robić zapasy

na cały tydzień, napełniając wodą

nawet po kilkadziesiąt trzylitrowych

butelek. Spożycie wody z pałeczkami

coli nie jest specjalnie groźne

dla osób dorosłych, grozi co najwyżej

bólami brzucha i biegunką. Może

być natomiast bardzo poważnym

zagrożeniem dla dzieci.

AK

 

[Co na to - i od czego jest - sanepid. Czyżby „święcone bakterie” nie szkodziły?!! Jeśli okaże się, że szkodzą to pewnie Bóg tak chciał... Więc niech tą „świętą wodę” spożyją ci, którzy tak twierdzą! – red.]

 

 

www.o2.pl / www.sfora.pl | 1 źródło Poniedziałek [25.01.2010, 21:54]

PONAD STO OSÓB ZATRUŁO SIĘ WODĄ ŚWIĘCONĄ

Tuż po mszy trafili do szpitala.

Aż 117 Rosjan, z czego 48 dzieci, trafiło do irkuckiego szpitala po wypiciu wody święconej podczas nabożeństwa w dniu Epifanii - czytamy w "The Washington Post".

Wszyscy skarżyli się na ostry ból brzucha. W tradycji prawosławnej woda czerpana z ziemi 19 stycznia staje się wodą święconą.

Tego dnia w Irkucku lekarze pomocy udzielali 204 osobom.

Woda, którą pili pochodziła wprost z jeziora i dzień po obchodach Epifanii miała zostać zabutelkowana - dodaje gazeta. | JS

 

 

"FAKTY I MITY" nr 45, 15.11.2007 r. PIĄTA KOLUMNA

KAPOTA SZYMONA

Do kościoła Ojców Bernardynów w Krakowie sprowadzono (po konserwacji) płaszcz św. Szymona z Lipnicy. Z wielką czcią wniesiono go do świątyni i umieszczono w klimatyzowanej gablocie. No i od razu tłumy wiernych zaczęły nawiedzać kościół i modlić się do strzępu „świętości”, adorując przy okazji pojemniczek z kostką zakonnika.

Kolejka wiernych na klęczkach, podchodzi do relikwiarza, pokornie go śliniąc. W ten sposób jedni zlizują śliny innych... Co gorsza, do tej celebry – wołającej o pomstę sanepidu – ciągane są też dzieci.

Braciszkowie chcieli również przyciągnąć wiernych, reklamując tryskające w przyklasztornym ogrodzie cudowne źródełko, rzekomo odkryte przez Szymona. Jednak jak szybko je udostępnili, tak szybko musieli zamknąć – po kontroli sanepidu właśnie.

Szymon żył w XV wieku i umarł na cholerę (nie pomogła mu cudowna woda) właśnie dlatego, że w tych czasach przestrzeganie higieny było czymś abstrakcyjnym. Jak widać, przykład świętego niczego „ślinotoków” nie nauczył. | PP

 

 

„FAKTY I MITY” nr 8, 27.02.2003 r.

LUX WYJŚCIE

Szanowny Księże Prymasie.

Postawmy sprawę jasno: Jonasz

i Ksiądz Prymas macie ten sam interes

(w sensie polityczno-ekonomicznym,

rzecz jasna...). Spieszę

tedy wybawić obu moich chlebodawców

z owego kłopotu kolosalnego,

a jak wiemy, na imię mu „Trwam”.

Najpierw podsumujmy stan posiadania:

po stronie Radia Maryja (którego

„Trwam” ma być klonem) jest

11 milionów słuchaczy i „Nasz Dziennik”

na dodatek. Po stronie Jego

Ekscelencji jest natomiast całe g....

o nazwie Radio Józef, mające tyluż

słuchaczy, ilu członków liczą rodziny

jego pracowników. „Zawsze dziewica”

nie tyle wygrywa z Józkiem,

ale – bądźmy szczerzy – nie ma

w nim żadnego konkurenta. Teraz

dojdzie „Trwam” i to już będzie bardzo

niedobrze, bo socjologowie

przewidują, iż pojawienie się takiej

telewizji może o 30 procent zmniejszyć

liczbę wiernych w kościołach,

a co to oznacza – Ksiądz Prymas

wie najlepiej. Poza tym, w dobie

wszechwładzy mediów, to już nie

Wasza Ekscelencja, ale Tadeusz Rydzyk

będzie de facto prymasem. Już

nim niemal jest – o czym obaj doskonale

wiemy.

Ale od czego ksiądz ma swojego

ulubionego felietonistę... Oczywiście,

że pospieszę z pomocą swojemu ukochanemu

prymasowi, oświadczając:

TELEWIZJA TRWAM dostała

koncesję od Krajowej Rady Radiofonii

i Telewizji bezprawnie,

co JE może łatwo sprawdzić i wykorzystać

dla własnych celów. Otóż

koncesje radiowe i telewizyjne mogą

(zgodnie z ustawą) otrzymywać

jedynie podmioty o nieposzlakowanej

opinii i przejrzystych finansach.

W celu sprawdzenia wiarygodności

ubiegającej się o częstotliwość firmy

X angażuje się często nawet

ABW (dawny UOP). Nikt tego jednak

nie zrobił w odniesieniu do tworu

o nazwie Lux Veritatis, który to

właśnie ma emitować programy

„Trwam”. Dziwne!

Ale jak się nie pofatygowała

ABW, to ja się pofatygowałem.

Otóż Lux Veritatis jest fundacją

(o czym już pisaliśmy) działającą

w całkowitej sprzeczności z polskim

prawem. Ustawa z 6 kwietnia

1984 roku stanowi bowiem jasno,

że fundacje mają obowiązek

składać coroczne sprawozdania finansowe

właściwemu ministrowi

(właściwemu ze względu na rodzaj

działalności fundacji). W przypadku

LV jest to minister kultury. Ta

sama ustawa mówi, że jeśli fundacja

takie sprawozdanie zwyczajnie

sobie oleje, to sąd (na wniosek

ministra) ma obowiązek zawiesić

zarząd fundacji i powołać

zarząd komisaryczny, czyli swój.

Wydaje się jednak, że LV jest

w tym przypadku jakąś świętą (nomen

omen) krową, bowiem polskie

prawo ma dokładnie tam, gdzie kończą

się plecy Księdza Prymasa. Oto

bowiem mamy niezbite dowody (na

piśmie), że LV uporczywie i od lat

wzdraga się przed przedstawieniem

ministerstwu sprawozdań ze stanu

swojej kasy. Wiem, że ministerstwo

kilkadziesiąt (sic!) razy zwracało się

do LV z monitami, ponagleniami

i przypomnieniami w tej sprawie. Istniejąca

od 1998 roku Lux Veritatis

przysłała dopiero 1 lutego 2003 r.

dwa sprawozdania za lata 2000 i 2001

(widocznie ktoś się już tam trochę

spietrał). Na co szła gigantyczna kasa

katolickiej fundacji (setki poważnych

darczyńców) przez dwa poprzednie

lata – minister już się raczej

nigdy nie dowie. W biurze prasowym

Ministerstwa Kultury potwierdzono

nam, że LV ma gdzieś ministerialne

ponaglania (czytaj błagalne

prośby) i sprawozdań za lata 1998

i 1999 już nie nadeśle. – A dlaczego

MK nie skierowało wobec tego

sprawy do sądu, choć miało taki obowiązek?

– indagowaliśmy. – Trudno

powiedzieć – wieloznacznie stwierdziło

ministerstwo.

No więc jakby tak Ksiądz Prymas

wezwał na dywanik swojego ministranta

Millera, a ten później walnął

pięścią w stół ministra od kultury,

to w trymiga Lux Veritatis miałaby

zarząd komisaryczny – a w konsekwencji

samorozwiązanie. Wasza

Ekscelencja też miałaby samorozwiązanie

problemu z „Trwam”. O czym

donosi zawsze niewierny, choć do

usług...                      Marek Szenborn

 

 

alt

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

„FAKTY I MITY” nr 41, 10.10.2003 r.

PRAWO

PIERWOKĄPIELI

Józef Kardynał Glemp cieszy się

świetnym zdrowiem m.in. dzięki

kuracjom w Busku Zdroju (chociaż

podobno trochę popuszcza...).

Za sprawą tych prymasowskich,

zdrowotnych kąpieli, tryskają wigorem

całe zastępy wiernych!

W najstarszym budynku uzdrowiska

Busko Zdrój – znanym i ekskluzywnym

sanatorium „Marconi”,

jest częstym gościem. Czeka na niego

mnóstwo ludzi. Prymas – prawdziwy

HIT uzdrowiska!

ON przyjeżdża tu, by zażyć kąpieli

w (chronionym tajemnicą technologiczną)

jakimś roztworze siarki.

Ona, ta siarka, pełni wszak

w nauczaniu Kościoła istotną rolę.

Najbardziej cenne dla bezcennego

przecież zdrowia jest poznanie daty

przyjazdu świątobliwego męża.

Z najwyższą niecierpliwością czeka

więc stale kilkadziesiąt pań, które

skłonne są za tę wiadomość zapłacić

każde pieniądze.

A czemuż to? A temuż, że owe

damy robią wszystko, aby przyjechać

do Buska w tym samym terminie co

kardynał. Potem warują pod drzwiami

gabinetu, gdzie ON pluszcze się

w wannie (w pieszczocie pian...).

Licytacja zaczyna się, nim zdąży

osuszyć swe pół boskie a pół ludzkie

ciało. Chodzi o prawo „pierwokąpieli”

po prymasie – kosztuje ono sporo.

Prawo „drugokąpieli” można już

kupić za dobry koniak. Taniocha!

Wprawdzie sanatoryjne przepisy

BHP zabraniają wpuszczania do tej

samej kąpieli kolejnych amatorów, ale

przecież ordynarne spuszczenie w kanał

roztworu świętych olejów i błogosławionego

potu byłoby stratą niepowetowaną

i, rzecz prosta, zwykłym

marnotrawstwem. Nawet gdy eminencja

trochę popuści, to bakteriobójcze

działanie siarki załatwia sprawę.

A zresztą – bądźmy szczerzy – czyż

prymasowskie siki już same w sobie

nie są święte? Nie wiemy też, jak siarka

działa na małe, ogoniaste żyjątka,

które nawet męskość glempowa powinna

produkować. Na wszelki wypadek

można by choć raz zrobić słabszy

roztwór, a wtedy... kto wie, może

Pan Bóg pobłogosławi w kąpieli niepokalanym

poczęciem!

Rozmodlone panie (z dziennikarskiego

obowiązku dodajmy, że określane

są przez niewiernych pensjonariuszy

niesłusznym mianem „zidiociałych

dewotek”), zawiązały nieformalny

komitet czcicielek glempowych popłuczyn,

którego zadaniem jest m.in.

pilnowanie kolejki do Glempowego

Zdroju – źródła łask wszelakich.

Teraz, już jako niemal legalna

organizacja, wystąpiły do zdumionych

członkiń personelu sanatorium

„Marconi” z bardzo interesującą

inicjatywą. Chodzi o to, by kąpano

GO w większej wannie (ekstremistki

przebąkują nawet o basenie). Ponieważ

wciąż świętokradztwem byłoby

wylewanie do ścieków siarkowego

roztworu z Glempa, nawet po

wymoczeniu w nim choćby 50 pań,

kobitki wymyśliły, by zużyty roztwór

przelewać na koniec do butelek.

„Święta woda” z Buska Zdroju

sprzedawana w parafiach całego Katolandu

łacno wspomoże budowę

Świątyni Glempowej Opatrzności!

No i mamy kolejną relikwię...

pierwsze jednak były „siki świętej Weroniki”.

                                       Anna Tarczyńska

                                          Marek Szenborn

PS – Jaja sobie robicie, wszak to

nawet w Polsce nie jest możliwe! – zakrzyknie

ten i ów Czytelnik „FiM”.

Nic podobnego! Otóż opisaliśmy (co

prawda żartobliwie) NAJŚWIĘTSZĄ

prawdę.

 

 

„FAKTY I MITY” nr 20,25.05.2006 r. Z DZIEJÓW KOŚCIELNEJ GŁUPOTY

DZIADY KALWARYJSKIE

Newton wykrył prawo grawitacji, Franklin ujarzmił piorun, Laplace dociekał powstania świata, Darwin – powstawania gatunków, astronomia udowodniła wielkość zamieszkałych światów, fizyka i chemia – prawidłowość w przyrodzie, a chłop polski wali co roku na Kalwaryę, bije się w piersi i oczekuje cudu. I tak od trzystu lat!

„Naprzód” (sierpień 1902) tak pisał o pielgrzymkach do „cudownego obrazu i kaplic” przy klasztorze Bernardynów w Kalwarii:

„Trzysta lat Kalwaryi! Dojeżdżamy do stacyi. Z wagonów wysypują się na peron nieprzejrzane tłumy, strojne w barwne suknie. Tłum kłębi się i faluje. Z wagonów wynoszą ludzi chorych, ułomnych, sparaliżowanych; i oni spodziewają się uzdrowienia, gdy odmówią przepisaną liczbę pacierzy lub wypiją wodę z cudownej sadzawki w Betsaidzie. Twarze kobiet, mężczyzn i dzieci ogorzałe, oczy zamglone i zapatrzone w dal, usta rozchylone, twarze wykrzywione potężną sugestyą, jednem słowem – ekstaza religijna.

Same miasteczko Kalwarya, położone u stóp świętej góry, przypomina o tyle Palestynę, że gości w swoich, powiedzmy eufemistycznie, murach, kilkadziesiąt rodzin żydowskich, trudniących się tak samo jak mieszczanie maści chrześcijańskiej, handlem i uprzyjemnianiem pielgrzymom chwil pobytu. Naokoło rynku rozłożyły się sklepy, kramy, hotele i domy zajezdne.

Masowy śpiew rozprasza wszelkie wątpliwości, porywa ze sobą w górę, t.j, do klasztoru OO. Bernardynów. Po 15 minutach wspinania się w górę stajemy wreszcie u bram klasztoru. Przed nami wzniesiona jest brama tryumfalna z napisem witającym pielgrzymów. Poza bramą rozpościera się olbrzymi plac, na którym koncentruje się całe życie handlowe i umysłowe Kalwaryi. Pod względem konstytucyjnym panuje na placu przed kościołem absolutna swoboda. Sprzedawane są setkami tysięcy cudowne bibułki Matki Boskiej z Campocavallo i pierścionki srebrne, które leżały rzekomo przy cudownym pierścieniu ametystowym w Perugii. Z jaką łapczywością konsumują pielgrzymi literaturę odpustową, świadczy fakt, że cudowne bibułki ks. Siedleckiego połykane bywają w niezliczonej ilości. Biedak, który całe życie głodował, połyka zamiast chleba bibułkę, która jest tańszą, łagodniejszą w smaku i jak zapewnia ks. Siedlecki, o wiele skuteczniejszą.

Właściciele kramów są rozgoryczeni z powodu praktyk zarządu klasztoru. Kramarze wynajęli miejsca pod swoje kramy za stosunkowo znaczne pieniądze. Mimo to ks. Bernardyni głoszą wprost z ambon, aby pątnicy nie kupowali u kramarzy, tylko u nich, przy ich stolikach. Kalwarya jest wielkim przedsiębiorstwem i walczy ze swymi słabszymi konkurentami w sposób przyjęty w świecie kapitalistycznym.

Silne wrażenie na pątnikach wywołuje obraz przedstawiający morderstwo rytualne. Na obrazie widać grupę żydów ubranych w strój rytualny i uzbrojonych w ostre narzędzia. Na miednicy zaś znajduje się ciało dziecka, któremu krew bucha z rozmaitych miejsc. Dziecko spogląda boleśnie i łagodnie ku niebu, co jednak nie wzrusza okrutnych żydów.

Przed obrazem gromadzą się tłumy ludzi i słuchają objaśnień przewodników, którzy nie żałują czarnych kolorów, ażeby morderców dziecka przedstawić we właściwem świetle. Słuchacze, a zwłaszcza kobiety, są wzruszone opowiadaniem i wybuchają płaczem... Wiele cudów dzieje się przy cudownej sadzawce w Betsaidzie – tak zapewnia kronika klasztorna.

Do sadzawki tej, dość szczupłej, cisną się liczni pielgrzymi. Chorzy obmywają w niej swoje rany; inni znów czerpią z niej konewkami i dzbankami, piją cudowną wodę na miejscu, a nadto zabierają ją do domu. Piszący te słowa oglądał naocznie i słyszał zapewnienia od wiarygodnych osób, że wodę z sadzawki, zanieczyszczoną odpadkami chorych, pije ludność okoliczna. Władze sanitarne patrzą na to wszystko obojętnie – jakkolwiek nie jest obojętnem roznoszenie bakteryj chorobotwórczych po całej zachodniej Galicyi! Stosunki zdrowotne na Kalwaryi są wprost przerażające. Ani zarząd klasztoru, ani władze sanitarne nie poczyniły żadnych przygotowań, aby setki, tysiące ludzi przybyłych z rozmaitych stron uchronić od wybuchu jakiejś zakaźnej choroby. Noc przebyta w Kalwaryi, wśród śpiących pątników, wywołuje wprost potworne wrażenie. Po lasach otaczających klasztor, po norach mieszkalnych, szopach leży w nocy gęsto obok siebie tysiące ludzi, tak mężczyzn, jak kobiet i dzieci. Na tem samem miejscu śpią i załatwiają swoje potrzeby naturalne. Fetor, który unosi się nad tem całem obozowiskiem, jest nie do zniesienia. Że i moralność nie jest przytem zbyt ściśle obserwowaną, rozumie się samo przez się. Dziwną, a jednak bardzo częstą jest ta kombinacja podniecenia religijnego i seksualnego”.

Zachowano pisownię zgodną z oryginałem.

Dysten

 

 

"FAKTY I MITY" nr 25, 28.06.2007 r. MROCZNE KARTY HISTORII KOŚCIOŁA (61)

WSZYSCY ŚWIĘCI BALUJĄ W NIEBIE?

Oto dalsza część wykazu katolickich świętych, wśród których znajdziemy masochistów, zabójców, ludzi z zaburzeniami psychicznymi. Po prostu idealne wzory do naśladowania dla wiernych...

Św. Ferdynand III Kastylijski. Król Kastylii zmarły w 1252 r. był, jak powiadają, człowiekiem głębokiej wiary, ufundował wiele biskupstw, kościołów i katedr, co – według papieża Klemensa X, który kanonizował króla ponad czterysta lat po jego zgonie – wyczerpywało wszystkie znamiona człowieka świętego. Ksiądz Stanisław Musiał zauważył jeszcze, że „był tak pokorny, iż własnoręcznie nosił szczapy drewna na stosy, na których palono heretyków”.

Św. Angela z Folingo (1248–1309) piła wodę po myciu trędowatych. „Nigdy nie piłam z taką rozkoszą – mówiła. – Pewnego razu kawałek strupiastej skóry trędowatego utknął mi w gardle. Zamiast go wypluć, zadałam sobie wiele wysiłku, żeby go przełknąć i udało mi się. Miałam wrażenie, że przyjęłam komunię. Nigdy nie potrafię wyrazić rozkoszy, jaka mnie ogarnęła”.

Św. Katarzyna ze Sieny (ok. 1347–1380), włoska mistyczka i stygmatyczka, tercjarka dominikańska; doktor Kościoła; orędowniczka idei krucjaty, w 1939 r. ogłoszona patronką Włoch. Biczowała się trzy razy dziennie: raz za grzechy swoje, drugi raz za grzechy cudze, trzeci raz – za grzechy umarłych. W ekstazie zaręczyła się z Jezusem (utrzymywała, że dostała od niego nawet ślubny pierścień) i twierdziła, że zdarzało się jej pić mleko z piersi Maryi. Odegrała znaczącą rolę polityczną. Tak pisał o niej Rajmund z Kapui (jej spowiednik): „Byłem świadkiem, jak została przekształcona w mężczyznę z małą bródką, a ta postać, w którą została nagle przemieniona, była postacią samego Jezusa Chrystusa”. A tak w swych „Żywotach świętych” pisał Piotr Skarga, dla zbudowania i zachęcenia wiernych do naśladownictwa: „Żelaznego na gołym ciele pasa używała. Trzykroć się na dzień żelaznym łańcuszkiem, na wzór św. Dominika, biczowała tak, że krew z ramion ściekała na nogi... Chcąc jednak matka nieco jej przerwać on ostry żywot, wzięła ją ze sobą do cieplic; lecz ona tam w gorącą wodę siarczystą, czego nie widziała matka, kładła się i więcej ucierpiała, aniżeli od wszystkiego biczowania...”.

Bł. Dorota z Mątowów (1347–1394), mistyczka; córka kolonistów holenderskich; w 1393 r. na własne życzenie została zamurowana w celi przy katedrze w Kwidzynie.

Św. Jan Kanty, patron Uniwersytetu Jagiellońskiego, Jan z Kęt (1390–1473), filozof, teolog; w 1767 roku kanonizowany; w latach 1421–1429 kierował szkołą bożogrobców w Miechowie; od 1429 roku był profesorem filozofii, a następnie teologii w Akademii Krakowskiej; relikwie Jana Kantego spoczywają w konfesji w krakowskim kościele akademickim św. Anny (wzniesiony po jego beatyfikacji w 1680 r.). W XVIII wieku, skutkiem pokłosia walk z jezuitami (którzy chcieli zlikwidować Akademię Krakowską), władze uniwersytetu uznały, że uczelnia powinna mieć swojego świętego patrona. Zapewne w celu lepszej na przyszłość protekcji przed zakusami duchowieństwa... Któż mógł się nadawać? Oczywiście Jan Kanty – profesor. Rozpoczęły się starania o kanonizację. Ciągnęły się bardzo długo i kosztowały majątek. Wreszcie trybunał kanonizacyjny zażądał jeszcze dodatkowych pism Jana Kantego, świadczących o jego świętości (tzn. spolegliwości względem Kościoła). Wysłano je czym prędzej do Rzymu. I tu nastąpiła katastrofa – okazało się, że pretendent nie dość, że nie jest świętym, to jeszcze okrutny zeń heretyk. Dlaczego? Wywiedziono z nadesłanych pism, że Kanty był zwolennikiem koncyliaryzmu. Niestrudzeni profesorowie znowu wysupłali pieniądze, opłacili sowicie adwokata w Rzymie, a ten doradził im, żeby senat napisał do trybunału kanonizacyjnego wyjaśnienie, że zaszła pomyłka, że niby wysłano pismo... innego Jana. Tak też zrobiono. Nowe „pisma” Jana ukazywały go gorącym zwolennikiem wszechwładzy papieża. W ten właśnie sposób Jan Kanty został świętym uniwersyteckim. Symboliczna była procesja kanonizacyjna, która maszerowała, kiedy w Krakowie stały już obce wojska. „Uniwersytet traci majątek, żeby kanonizować swojego profesora, a jednocześnie Rzeczpospolita przestaje istnieć” – napisał Aleksander Krawczuk.

Św. Pedro Arbules – Hiszpan, morderca, okrutny inkwizytor, zginął w 1485 r. Kanonizowany w 1867 roku przez Piusa IX, a fakt ten stanowił rodzaj wyzwania rzuconego przeciwko wszelkim postępowym siłom. W roku 2000 inny papież – Jan Paweł II – uczynił to samo, kanonizując Piusa IX.

Św. Teresa. Jak pisze o niej Reinach (cytując często Woltera), była to „młoda, przystojna wdowa, pani Guyon, która zechciała zostać francuską świętą Teresą”. Odrzucona przez Kościół w swoim czasie pozyskała jednak wielu zwolenników,

w tym biskupa Fénelona, a ów „wychowawca dzieci królewskich zabrał się do kochania Boga w towarzystwie pani Guyon (...). Dziwnem było, że został uwiedziony przez kobietę z objawieniami, z proroctwami i z galimatjasem, która dusiła się od łaski wewnętrznej, którą trzeba było rozsznurowywać i która się opróżniała (jak to mówiła) z nadmiaru obfitości łaski, żeby nią napuchło ciało wybrańca, siedzącego obok niej (...). Fénelon poradził pani Guyon, aby roztaczała swe pisma orzeczeniu Bousseta, biskupa z Meaux. Ten je potępił i dama obiecała już nie dogmatyzować (...). Mimo swej obietnicy pani Guyon wcale nie milczała; król kazał ją wtedy zamknąć w Vincennes. (...) umarła w zapomnieniu w 1717 po 15 latach odosobnienia koło Blois. Wiek i samotność uśmierzyły nerwy tej uczciwej kobiety rozstrojonej, która poślubiła Jezusa Chrystusa w jednej ze swych ekstaz i od tego czasu nie modliła się już do świętych, mówiąc, że pani domu nie powinna się zwracać z prośbami do służby”.

Św. Teresa od Dzieciątka Jezus, Teresa z Lisieux, Mała Teresa (1873–1897), francuska karmelitanka bosa, mistyczka; doktor Kościoła; kanonizowana w 1925 r.; od 1888 roku zakonnica w karmelu w Lisieux (Normandia); patronka Francji i misji katolickich; oprócz Antoniego Padewskiego najpopularniejsza święta Kościoła katolickiego, przedstawiana z bukietem róż w dłoniach. W swej autobiografii napisała m.in.: „A przede wszystkim życzyłabym sobie zostać męczennicą! Męczeństwo! Było to marzenie mojej młodości i to marzenie w mojej malutkiej karmelitańskiej celi przybierało na sile. Nie tęsknię do jednej odmiany męczeństwa. Żądam dla siebie wszystkich. Podobnie jak Ty (…) mój boski Oblubieńcu, chciałabym być chłostana i ukrzyżowana (…). Tak, jak uczyniono to św. Bartłomiejowi, chciałabym, aby obdarto mnie ze skóry; a podobnie jak uczyniono to ze św. Janem, chciałabym zostać zatopiona we wrzącym oleju; jak św. Ignacy Antiocheński chciałabym zostać rozszarpana przez zęby dzikich zwierząt – tak, bym została uznana za godną dostąpienia chleba Bożego. Wraz ze św. Agnieszką i św. Cecylią życzyłabym sobie położyć kark pod topór kata i wraz z Joanną d’Arc móc na płonącym stosie szeptać imię Jezusa”.

Jan Paweł II w 1997 r. uczynił z tej wariatki... doktora Kościoła.

W końcu lat sześćdziesiątych XX wieku watykańska Kongregacja Spraw Kanonizacyjnych postanowiła zweryfikować całą listę świętych. Zakupiono w tym celu „mózg elektronowy” (komputer), w którym gromadzono informacje o świętych. W wyniku tego przedsięwzięcia wielu świętym zdjęto aureolki. Nie obyło się przy tym bez zgrzytów i ostrych protestów.

W początkach chrześcijaństwa, kiedy „żyło” najwięcej świętych, nie było żadnych kryteriów – takich jak dziś – do zaliczania danej osoby w poczet świętych. Nie było procesów beatyfikacyjnych i kanonizacyjnych. Wystarczyło, że kogoś ukamienowano, i taką osobę uznawano za świętą. Jeśli pamięć o danej śmierci męczeńskiej utrzymywała się do średniowiecza, to wpisywano ją na listę świętych i do kalendarza liturgicznego. Były to czasy, kiedy ścisłość faktów nie miała żadnego znaczenia. Nie było też wielkich wymogów moralnych w kwestii zostania świętą osobą. Komisja weryfikacyjna dokonała istnej rzezi na liście świętych. Setki imion musiało zniknąć z kalendarza liturgicznego. Byli to przeważnie tacy święci, co do których było wiele podstaw, aby sądzić, że nigdy nie istnieli, że byli tylko odbiciem jakiejś legendy. I tak dostało się św. Jerzemu smokobójcy, św. Barbarze, jednemu ze świętych Mikołajów, a święty Szymon Słupnik okazał się chorym na katatonię. Współcześni lekarze specjalizujący się w historii medycyny, studiując dostępne życiorysy Szymona, doszli jednogłośnie do wniosku, że był on po prostu chory psychicznie. Katatonia objawia się zmianami napięcia mięśniowego oraz zredukowaniem funkcji psychomotorycznych aż do stanów osłupieniowych. Jej najczęstszym objawem jest znieruchomienie, czasami całkowite. W społeczeństwach prymitywnych, które nie znały istniejących chorób psychicznych oraz możliwości leczenia „nawiedzonego”, ludzie tacy uważani byli (i są) za „nawiedzonych przez Boga”. Na liście świętych gościło więc wielu mniej lub bardziej chorych psychicznie, których choroba poczytywana była za działanie sił nadprzyrodzonych.

Nie obyło się bez licznych protestów. I tak np. ludność Neapolu oburzyła się na wiadomość o skreśleniu ich świętego Januarego, patrona grobu pod Wezuwiuszem. W miejscowej katedrze znajduje się ampułka z ciemnym, krwawobrunatnym proszkiem, który uznawany jest za krew świętego. Regularnie dwa razy w roku, w ściśle określonych dniach i godzinach, proszek zmienia się w płyn, który się burzy. W uroczystości związanej ze wzburzeniem krwi świętego Januarego biorą udział, obok tłumów wiernych, członkowie miejscowej hierarchii kościelnej oraz przedstawiciele arystokratycznych rodzin, które od wieków mają tradycyjne prawo ustalania, czy krew wzburzyła się, czy też nie. Tradycja głosi, że jeśli to nie nastąpi, na Neapol lub całe Włochy spadną klęski i nieszczęścia. Liczne komisje stwierdziły ponad wszelką wątpliwość, że rzeczywiście proszek w ampułce zmienia się w określonych dniach roku w musujący płyn. Eksperci kościelni doszli jednak do wniosku, że fenomen, który powtarza się z dokładnością szwajcarskiego zegarka, nie jest cudem. Jedyny cień na ten cud rzuca pewne wydarzenie z przeszłości. Otóż po zajęciu Neapolu przez wojska Napoleona, który niezbyt był przyjazny wobec Kościoła i papiestwa, w oznaczonym dniu krew świętego Januarego nie wzburzyła się. Wywołało to głębokie zaniepokojenie ludności miasta. Sądzono powszechnie, że bezbożni rewolucjoniści ściągną na Włochy przerażające kataklizmy. Marszałek Murat, mianowany później przez Napoleona królem Neapolu, dowiedziawszy się, że niespełnienie się cudu wywołało napięcie w mieście, wezwał arcybiskupa i zakomunikował mu, że albo krew się w katedrze wzburzy w ciągu 24 godzin, albo ekscelencja zostanie rozstrzelany. Święty okazał dbałość o życie dostojnika kościelnego, ponieważ cud spełnił się już po kilku godzinach...

Mariusz Agnosiewicz

www.racjonalista.pl

 

 

"FAKTY I MITY" nr 48, 06.12.2007 r. CZYTELNICY DO PIÓR

KORZENIE GŁUPOTY

„Bóg was kocha i ciągle na was patrzy. Wie o każdej waszej myśli i uczynku. Wie, co będziecie robić jutro i za miesiąc. Wie także o krzywdach, które się wam dzieją, bo w ten sposób was doświadcza, podobnie jak biblijnego Hioba. Bóg jest wszechmogący i miłosierny. Może dać, ale także zabrać. Nic na świecie nie dzieje się bez Jego wiedzy i zgody”.

Tak niewiele tych słów, a tyle w nich niedorzeczności i kłamstw! Od dzieciństwa jesteśmy karmieni taką właśnie papką. Szczególnie w szkole, o co zadbał i robi dalej watykański Kościół, wymuszając na rządzących, by religia była wliczana do średniej ocen. Kłamstwa te niezwykle łatwo udowodnić. Wystarczy bowiem odrobina zdrowego rozsądku i logicznej analizy tej papki oraz trochę odwagi, by zrezygnować z biernej postawy, którą narzuca nam Kościół.

Jeśli bowiem Bóg (którego wyobrażamy sobie jako osobę, co jest oczywistym błędem) jest „miłosierny”, to po co aż tak gnębił tego biednego Hioba?! Jeśli natomiast wszystko wie, bo jest „wszechmogący”, to przecież wiedział, co Hiob zrobi, a więc po co go sprawdzał?! Czyżby diabłu chciał zaimponować?! A może po prostu lubi znęcać się nad słabszymi od siebie istotami, które stworzył?!

Jeśli w ogóle istnieje, to albo nie interesuje się nami, albo nie jest „miłosierny”, lecz wręcz nieludzki i sadystyczny, a wszelkie zło, które w nas siedzi, pochodzi właśnie od niego, bowiem stworzył nas na swój obraz i podobieństwo – jak mówi Biblia.

Według niej, Bóg gnębił człowieka od samego początku. Najpierw wypędził go z raju, a przecież już przed zerwaniem jabłka przez Ewę musiał wiedzieć („jako wszechmogący”), że ona to zrobi. Był to więc z jego strony podstęp. To on przemawiał do niej ustami węża, bo przecież „nic się nie dzieje bez jego wiedzy i zgody”.

Potem rękami Kaina z premedytacją zabił Abla i całą winę zwalił na niego, zadając mu jeszcze dziwne pytania –„Gdzie jest twój brat, Abel?”; „Cóżeś uczynił?”.

Wymordował ludzi w Sodomie i Gomorze, a przecież byli jego dziełem. Jego dziećmi.

Powinien się więc na siebie wściekać, że stworzył takich „zboczków”.

Następnie (choć jako „wszechmogący” musiał wiedzieć, że to nic nie da) zesłał potop, mordując w ten sposób wszystkich mieszkańców ziemi oprócz Noego i jego rodziny. Cóż za wspaniałomyślność z jego strony!

Wniosek, jaki się sam narzuca, jest oczywisty – Bogiem kierowała niepohamowana wręcz żądza zabijania, którą stosuje do tej pory. Zmienił jedynie system, bowiem w Biblii często działał osobiście, a teraz wybiera sobie pełnomocników do wykonywania wyroków, a ci bardzo często z jego imieniem na ustach i napisami na sztandarach: Bóg – Honor – Ojczyzna, dokonywali (i dokonują) rzezi. Zbiera więc żniwa na wojnach, w katastrofach i wypadkach drogowych oraz siejąc różnego rodzaju epidemie, pożary i powodzie.

Tak właśnie wygląda żydowski Bóg w wersji oryginalnej, którego funkcjonariusze Kościoła rzymskokatolickiego ucywilizowali, przerabiając na własne kopyto. Stworzyli nową religię (i cały czas w niej grzebią), by zawłaszczać świat w sposób nie tylko duchowy, lecz nade wszystko materialny, czego dowody widzimy u nas na każdym kroku. Kultura chrześcijańska, o korzeniach której ciągle mówi prawica, to kultura śmierci, co wyżej udowodniłem na kilku przykładach wyjętych z Biblii, a w praktyce potwierdził to rzymski katolicyzm, będący motorem napędowym krzyżowych wojen, świętej inkwizycji, pogromu amerykańskich Indian, słynnej nocy św. Bartłomieja oraz tysięcy innych krwiożerczych epizodów.

Nic dziwnego zatem, że kraje Unii nie wyobrażają sobie w preambule konstytucji europejskiej jakiegokolwiek zapisu odwołującego się do tych krwawych korzeni. Zresztą tak naprawdę to wszelkie pozytywne wartości Europa wyniosła ze starożytnej kultury Greków i Rzymian. Ale niby skąd nasza prawica, wychowana w katolickim (za)duchu, ma to wiedzieć! Dlatego cała Europa (i nie tylko) uznała nas za ciemniaków i dewotów. Tylko my spośród 27 krajów Unii Europejskiej chcemy Boga w jej konstytucji, co wyraża się stosunkiem 26:1. Kolejna kompletna klapa świadczy o tym, że korzenie naszych wiodących prawicowców sięgają raczej do starożytnej Abdery – miasta słynącego z głupoty jego mieszkańców. Wypada zatem współczuć polskiej młodzieży, wychowującej się na takich wzorcach, gdyż wyjdzie ona z tego podobnie okaleczona, jak jej niewątpliwie zakłamane autorytety, mające wpływ na obecny kształt polskiej edukacji.

Patrząc na nasz kraj z ciągle rosnącą liczbą watykańskich meczetów, na zasoby Kościoła pęczniejące dzięki prezentom kolejnych rządów po 1989 roku, na lawinową zmianę nazw ulic, placów, budynków i prawie wszystkiego, co nas otacza; obserwując wyprzedaż niemal całego majątku narodowego (niejednokrotnie za złotówkę) Watykanowi i innemu obcemu kapitałowi, musimy dojść do wniosku, że już tylko z nazwy i koszmarnych długów jesteśmy Rzecząpospolitą Polską.

Witold Pater

 

 

„FAKTY I MITY” nr 9, 06.03.2003 r.

PROŚBA

W związku z pomysłem duszpasterza

środowisk twórczych w Warszawie,

ks. Niewęgłowskiego, postawienia

w centrum Warszawy na placu

Teatralnym posągu przedstawiającego

ANIOŁA STRÓŻA NARODU

POLSKIEGO („FiM” Nr 40/2002 r.),

zwracam się do szanownego pomysłodawcy

z uprzejmą prośbą.

Tak się składa, że jestem rzeźbiarzem

i osobą wierzącą w Boga. Ponieważ

mieszkam w Austrii, mam

okazję spotykać się tu z setkami moich

rodaków, którzy dręczeni biedą,

bezrobociem i beznadziejnością życia

w swej ojczyźnie musieli wyjechać,

by na obcej ziemi ciężko pracować.

Pragnę oddać tym ludziom swój hołd

poprzez przekazanie tutejszej Polonii

takiego osobiście wyrzeźbionego

„Anioła Stróża Narodu Polskiego”.

Prośba moja jest natury moralnej.

Rzeźbiąc postać tego anioła,

nie chciałbym popełnić grzechu bałwochwalstwa

i pychy. Zależy mi na

pokazaniu jego zgodnego z prawdą

wyglądu. Zwracam się do inicjatora

i pomysłodawcy, ks. Wiesława Niewęgłowskiego,

który z racji pełnionej

funkcji mógł mieć osobisty kontakt

z Aniołem pełniącym służbę Stróża

Narodu Polskiego i zapewne konsultował

z nim swój pomysł oraz uzyskał

jego zgodę na postawienie mu

w Warszawie jego pomnika, o przekazanie

mi opisu jego wyglądu lub

fotografii ze wspólnego spotkania.

Z góry serdecznie za pomoc dziękuję.

Z poważaniem

M. Pogodziński, Wiedeń

 

 

nr 49, 09.12.2004 r.

RAKOTWÓRCZE ŚWIECE

Chodzenie do kościoła jest szkodliwe, wpływa destrukcyjnie

na rozum, ale nie tylko...

Badania przeprowadzone

przez naukowców holenderskich

z uniwersytetu w Maastricht wykazały,

że specjalny nastrój tworzony

przez świece, o którym

można powiedzieć, że jest zdrowy

dla duszy, jest jednocześnie

bardzo niezdrowy dla ciała.

Uważają oni, że dym z kościelnych

świec i kadzideł zawiera alarmująco

dużą ilość rozmaitych rakotwórczych

substancji: „Jeżeli

w kościele przez cały dzień pali się

kilkadziesiąt lub nawet jedynie kilkanaście

świec, to pod koniec dnia

ilość rakotwórczych substancji

w powietrzu prawie dwudziestokrotnie

przewyższa ilość tych samych

substancji, jaką można

stwierdzić w centrum dużego miasta

na skrzyżowaniu ulic o wielkim

natężeniu ruchu. Stężenie rakotwórczych

substancji w kościołach

okazało się tak duże, że uznaliśmy

za konieczne natychmiastowe

poinformowanie opinii publicznej

o tym zjawisku” – poinformował

Theo de Kok, który w minionym

tygodniu przedstawił wyniki

badań swojej grupy w specjalistycznym

medycznym „European

Respiratory Journal”.

Holenderscy naukowcy

uczestniczyli w kilkunastu

mszach w budynkach kościelnych

w Maastricht, po czym badali

skład pobranych próbek powietrza.

Okazało się, że zawierało

ono m.in. ponad 20 razy więcej

rakotwórczych drobin PM10, niż

dopuszczają to unijne normy.

„Uzyskane przez nas wyniki są

bardzo niepokojące. Może nie tyle

dla osób odwiedzających kościoły

od czasu do czasu, ile dla

osób w nich zatrudnionych lub

z innych powodów często albo

długo w nich przebywających, jak

np. księża, kościelni chórzyści itp.

I dlatego zachęcamy kościoły do

zainstalowania odpowiednich wyciągów

powietrza lub innego rodzaju

skutecznych systemów wentylacyjnych.

Ponadto należałoby

palić zdecydowanie mniej świec”

– powiedział Theo de Kok.

Zapowiedział też, że jego

grupa zajmie się obecnie zakrojonymi

na szerszą skalę badaniami

stanu zdrowia księży i zakonników.

Celem tych badań będzie

potwierdzenie lub wykluczenie

zależności między ich zawodem

i wynikającym z niego bardziej

lub mniej regularnym wystawianiem

organizmu na działanie dymu

świec i kadzideł a częstotliwością

występowania raka płuc

w tej grupie społecznej.

Z. Dunek

 


PRAWO KATZA: LUDZIE I NARODY BĘDĄ DZIAŁAĆ RACJONALNIE WTEDY I TYLKO WTEDY, GDY WYCZERPIĄ JUŻ WSZYSTKIE INNE MOŻLIWOŚCI...

 

 

Autor: Piotr Kołodyński

red. - www.wolnyswiat.pl