JustPaste.it

Sanderus wiecznie żywy

Mamy ostatnio w Polsce niejako renesans kultu relikwii. Warto więc przypomnieć sobie postać Sanderusa z "Krzyżaków", wędrownego handlarza odpustami i relikwiami.

Mamy ostatnio w Polsce niejako renesans kultu relikwii. Warto więc przypomnieć sobie postać Sanderusa z "Krzyżaków", wędrownego handlarza odpustami i relikwiami.

 

Czegóż to Sanderus nie miał w ofercie! Do najciekawszych należały kopytko osiołka, na którym święta rodzina uciekała do Egiptu, oraz pióro ze skrzydła archanioła Gabriela. Ale hitem było coś innego — szczebel z drabiny, która... przyśniła się starotestamentowemu patriarsze Jakubowi. A skoro ta drabina sięgała nieba, można sobie wyobrazić, że na brak zaopatrzenia Sanderus nie mógł narzekać.

Ktoś powie, że to tylko fikcja literacka, taki żart pana Sienkiewicza. Ale pieluchy i siano ze stajenki betlejemskiej, części ramy okna, z którego archanioł Gabriel zwiastował Pannie Marii, że pocznie Syna Bożego, krople potu Chrystusa, a nawet palec Ducha Świętego już nie są fikcją. Takie rzeczy, zaprawdę, zaprawdę powiadam wam, sprzedawano.

Na szczęście mamy już XXI wiek... — mógłbym tak zacząć, gdyby coś się miało w tym przedmiocie zmienić. Niestety, wielu nadal wierzy w cudowną moc relikwii.

Niedawno media doniosły, że w związku z beatyfikacją ks. Jerzego Popiełuszki już w kwietniu ekshumowano szczątki księdza, by pobrać cząstki jego kości na relikwie w celach kultowych. Jedna z cząstek spocznie w Świątyni Bożej Opatrzności.

To nie jedyny przykład „współczesno-średniowiecznej” wiary w cudowną moc szczątków zmarłych „świętych”. Gdy Kraków nawiedziła w maju wielka woda, metropolita krakowski prosił o wstawiennictwo i opiekę św. Stanisława, wystawiając jego relikwie na wieży katedry.

Gdyby to był tylko taki niewinny koloryt katolicyzmu w ogóle, a polskiego w szczególności, powiedziałbym: trudno, co kraj to obyczaj. Ale tak nie jest. Ilu polskich chrześcijan zdaje sobie sprawę z tego, że takie wierzenia i praktyki są nie do pogodzenia ze Słowem Bożym, z Bożym przykazaniem?

Drugie przykazanie biblijnego dekalogu mówi: „Nie czyń sobie podobizny rzeźbionej czegokolwiek, co jest na niebie w górze i na ziemi w dole, i tego, co jest w wodzie pod ziemią. Nie będziesz się im kłaniał i nie będziesz im służył, gdyż Ja Pan, Bóg twój, jestem Bogiem zazdrosnym, który karze winę ojców na synach do trzeciego i czwartego pokolenia tych, którzy mnie nienawidzą” [1]  Pomijając w tej chwili szczegółową interpretację ostatniego zdania, jedno jest pewne — Bogu bardzo się nie podoba bałwochwalstwo i nie pozostawia go bez kary, której celem jest skłonienie ludzi do zastanowienia  nad tym, co robią, do odwrócenia się od grzechu i oddania chwały tylko Jemu [2].

Bardzo czytelnym przykładem bałwochwalstwa jest historia biblijnego Nehusztana, miedzianego węża sporządzonego przez Mojżesza na polecenie Boga i umieszczonego na drewnianym drągu. Podczas plagi wężów, które śmiertelnie kąsały Izraelitów, spojrzenie na owego węża ratowało życie ukąszonym [3]. Zaznaczam: spojrzenie, a nie kult! Wąż wywyższony na drzewcu symbolizował mającego nadejść Zbawiciela [4]. Z upływem lat Izraelici zaczęli jednak traktować miedzianego węża już nie jako symbol, ale nadali mu imię Nehusztan i zaczęli czcić. Bóg uznał to za grzech i kazał go zniszczyć [5].

W bałwochwalczy kult wpisują się nawet (co już jest chyba typowo polskie) „relikwie”, że tak powiem, świeckie. Bo jak inaczej nazwać zamiar umieszczenia części skrzydła prezydenckiego tupolewa w przygotowywanej nowej sukni na obraz Marii Jasnogórskiej.  Jak widać, sakralizacji poddać można wszystko, nie tylko kości zmarłych, ale nawet szczątki samolotu. Tylko co czemu ma tu przydawać świętości?

Szkoda, że już nie mam miejsca, by szerzej odnieść się do innej żywo interesującej Polaków (przynajmniej w maju) kwestii związanej z trwającą kampanią prezydencką, czyli do tego, czy dojrzały mężczyzna może się diametralnie zmienić i czy taka zmiana jest autentyczna, czy tylko koniunkturalna. Dlatego przejdę od razu do konkluzji — otóż z biblijnego punktu widzenia każdy może się zmienić i wiek nie ma tu znaczenia. Biblia nazywa tę zmianę nowonarodzeniem lub nawróceniem [6]. Tak diametralnej duchowej zmiany może dokonać w człowieku jedynie twórcza moc Ducha Świętego. Zmiana taka jest nie tylko możliwa, ale i konieczna dla osobistego doświadczenia zbawienia i pewności dostąpienia Królestwa Bożego. Stąd mam wrażenie, że zajmuje nas nie ta zmiana, która powinna. Z perspektywy wieczności, jakie to ma znaczenie, czy kandydat na prezydenta zmienił się naprawdę, czy tylko na pokaz? Z perspektywy wieczności najważniejsze jest, czy ja pozwalam Duchowi Świętemu zmieniać siebie, na lepsze rzecz jasna.

Andrzej Siciński

[Z nieznacznymi zmianami artykuł został opublikowany w "Znakach Czasu" 6/2010].

 

 1 Wj 20,4-6. 2 Zob. Ap 16,6-11. 3 Zob. Lb 21,8-9. 4 Zob. J 3,14. 5 Zob. 2 Krl 18,4. 6 Zob. J 3,3-5; Mt 18,3.

 

Źródło: http://znakiczasu.pl/punkt-widzenia/173-sanderus-wiecznie-zywy