JustPaste.it

Precz z padliną!

Problem tylko w tym, że taki samochód przemierza bardzo często setki kilometrów żeby dotrzeć do celu, tym samym rozsiewając smród po dużym terenie.

Problem tylko w tym, że taki samochód przemierza bardzo często setki kilometrów żeby dotrzeć do celu, tym samym rozsiewając smród po dużym terenie.

 

Kocham jazdę rowerem. Gdyby nie jakieś tam obowiązki, czy po prostu zwykłe zmęczenie lub nieciekawe warunki pogodowe, mógłbym nie schodzić z jednośladowca. Tamtego dnia również podróżowałem na moim góralu. Było ciepło, słońce opalało moje, już trochę brązowe, ramiona. Delikatny wiatr dawał ukojenie mojemu wycięczonemu organizmowi. Jechałem po mało zatłoczonych dróżkach, ścieżkach rowerowych, ale w pewnym momencie musiałem wjechać na drogę krajową. "Jak mus to mus" , pomyślałem. Na szczęście o tej porze nie było dużego ruchu drogowego i atmosfera samotnej wycieczki nadal była znakomita. Do czasu. W pewnym momencie zauważyłem nadjeżdżającego z naprzeciwka TIR-a. Gdy mnie minął, początkowa ulga( zwykle boję się, że kierowca takiego bydlaka może zasnąć za kółkiem i wjechać we mnie) błyskawicznie zmieniła się w odrazę. Poczułem okropny zapach. TIR wiózł padlinę.

Człowiek przestaje czuć nowy zapach po około 30 sekundach. Dzieje się tak dlatego, że nasz narząd węchu przemęcza się i charakterystyczny zapach znika. Tak samo jak odór rozkładającej się padliny. Problem tylko w tym, że taki samochód przemierza bardzo często setki kilometrów żeby dotrzeć do celu, tym samym rozsiewając smród po dużym terenie. Ja musiałem zakrywać nos tylko przez owe pół minuty. Co jednak gdy ktoś mieszka w pobliżu punktu docelowego "padlinowych" kierowców? Życie blisko zakładu utylizacyjnego nie jest zbytnio ciekawe. Nie mówię tylko o nieprzyjemnym zapachu przejeżdzającego TIR-a. Natężenie takich samochodów wiązących martwe zwierzęta jest tam kilkaktrotnie większe niż w miejscu w którym mieszkam. Dodajmy do tego, że zakład zajmujący się spalaniem padliny wypuszcza w atmosferę wiele toksycznych, trujących związków. Osoby mieszkające w pobliżu narażone są nie tylko na niemiły zapach, ale przede wszystkim na uszczerbki na swoim własnym zdrowiu.

922eed85bba7e791e0950bc0202e3a63.jpgMnie zapsuto tylko (a może "aż" ?) wycieczkę rowerową. Innym psują całe życie. Mieszkanie w pobliżu zakładu utylizacyjnego jest czymś w podobie do życia blisko autostrady. W tym pierwszym mamy śmierdzące i zanieczyszczone powietrze, w drugim olbrzymi hałas, popękane domy i, bądź co bądź, także nieczystą warstwę powietrza. Przed budowaniem obwodnicy Augustowa odbyły się liczne, głośne protesty Greenpeace'u. Czy dokonują oni teraz prowokacji, nagłaśniająć problem utylizacji zwierząt? Przynajmniej ja o tym nie słyszałem. W przypadku Doliny Rozpudy zagrożone były zwierzęta oraz natura i trzeba było jej bronić. W wypadku zakładów utylizacyjnych zatruwa się życie człowiekowi. Jak już wspominałem nie słyszałem o żadnych akcjach "zielonych" przeciwko takiemu spalaniu zwierząt. Przepraszam, ale czy człowiek to nie natura? Czy jestem tworzywem sztucznym, plastikiem czy Bóg wie jeszcze czym?! Człowiek to natura i trzeba go bronić.

Pytanie na koniec: Co można z tym zrobić? Żeby nie czuć zapachu padliny, którą wiozą TIR-y, można zakupić nowe dobrze uszczelnione samochody lub zmodyfikować obecnie używane. Po takim rozwiązaniu przynajmniej ja byłbym wolny od odoru, jadąc rowerem i moja wyprawa udałaby się znakomicie. Mój problem zostałby rozwiązany. Co jednak z życiem ludzi mieszkających w pobliżu spalarni padliny? Jestem realistą i wiem, że pomysł przeniesienia istniejących zakładów utylizacyjnych nie udałby się. Ten problem jest zdecydowanie trudniejszy do rozwiązania. Potrzeba więcej czasu na przemyślenia i odłożenie pieniędzy. Może pomożesz innym swoim pomysłem?

PS. Przeczytaj ten artykuł: http://www.gs24.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20090929/POWIAT05/285780802