JustPaste.it

Pociąg - wspomnienie nostalgiczne...

Jakże dawno to było. Kiedyś. A ciągle to czuję. Nie zawsze, oczywiście. Ale czasem wystarczy byle co. Zapach jajek gotowanych na twardo. Albo rytmiczny stukot. Jak kół pociągu...

Jakże dawno to było. Kiedyś. A ciągle to czuję. Nie zawsze, oczywiście. Ale czasem wystarczy byle co. Zapach jajek gotowanych na twardo. Albo rytmiczny stukot. Jak kół pociągu...

 

Jechałem chyba do Szklarskiej. Albo do Wisły. Już nie pamiętam. Ale na pewno w góry. Przedział dalekobieżnego był prawie pusty. Tylko cztery osoby. Jak na tamte czasy, pełny komfort. Może dlatego, na każdej pośredniej stacji, pasażerowie tak nieżyczliwie spoglądali na ewentualnych współ. Prawie, że warczeli wzrokiem. I atmosfera w przedziale była właśnie taka. Odpychająca. Wredna. Nawet to, że naprzeciwko mnie siedział zażywny ksiądz, osoba bądź, co bądź z założenia życzliwa ludziom, nic nie łagodziło. Zresztą księżulo wcale na takiego życzliwego nie wyglądał. Sapał, pocił się obficie i co chwilę ocierał wielką, kraciastą chustką wilgotne czoło. Disgusting.

 Obok, przy oknie, starsza kobieta robiła na drutach jakiś sweterek. Pochylała nad robótką swoje okrągłe, staroświeckie okulary, zsunięte na sam koniuszek nosa. Wręcz zmuszało to do dociekania, kiedy jej w końcu spadną. Ale zawsze w ostatniej chwili szybkim, nerwowym ruchem podsuwała je o dwa centymetry w górę, skąd znowu zaczynały zjeżdżać.

Też pod oknem, oddzielony ode mnie całą długością ławki siedział facet w średnim wieku. Komiwojażer albo księgowy. Tak go oceniłem. Nieciekawy typ. To on w pewnej chwili wyciągnął z grubo wypchanej teczki dwie bułki i kilka jajek na twardo. Kiedy jadł, okruchy sypały mu się na marynarkę, a stamtąd lądowały na ławce i podłodze. Mdły zapach jajek wypełnił cały przedział.

Właśnie ruszyliśmy z jakiejś stacji, ujrzałem przez okno w przelocie kawałek napisu "...uszki". No tak, pomyślałem. Koluszki. Przypomniałem sobie dowcip, że kiedy już kosmonauci będą lecieli na Marsa, nie wiadomo czy wystartują z Canaveral czy z Bajkonuru, ale przesiadkę będą mieli z całą pewnością w Koluszkach.

I wtedy usłyszałem tuż obok szmer otwieranych drzwi. Podniosłem oczy. I zamarłem. Czas stanął w miejscu. Wszystko ucichło. Były tylko te oczy i ja. W ułamkach sekund, rozciągniętych na eony lat widziałem całe galaktyki i gwiezdne formacje powstające i starte na proch, świetliste, gorące i... Nie, nie ma słów, żeby to opisać...

Wstałem, oszołomiony i dopiero po chwili, a może po latach, zamarkowałem, że po to, by przepuścić ją do środka. Chyba instynktownie. Bo na pewno nie myślałem wówczas.

Przepłynął przeze mnie jej zapach. Aż serce zacisnęło się w bolesny węzeł. Rozdygotany opadłem na ławkę, zaciskając wargi, żeby nie krzyczeć.

Usiadła obok mnie. OBOK MNIE!!! Coś mówiła. Uśmiechała się. Pomagała facetowi spod okna wcisnąć teczkę na półkę. Kiedy wstała, zobaczyłem jej nogi. Długie, opalone, ledwo przykryte spódniczką mini. I to mnie załatwiło do końca. Zwykle wygadany, śmiały i wesoły nagle stwierdziłem, że mam w głowie pustkę. Nie jestem w stanie sklecić nawet pół sensownego zdania. Mogłem tylko gapić się na nią. I robiłem to.

Teraz, po latach wiem, że od pierwszej chwili musiała to dostrzegać. Musiała być do tego przyzwyczajona. Jak większość pięknych dziewczyn. Ale chyba każda w sumie to lubi. Czuje się dopieszczona tym widokiem zbaraniałego faceta. I - świadomie, czy nie - kokietuje biedaka. Najczęściej pozornie go ignorując. Taka już natura cór Ewy.

A ona była nieodrodną córą naszej pramatki. To pewne! Uśmiechała się do księdza proponując, aby wygodniej ułożył nogi, z zainteresowaniem słuchała objaśnień na temat ściegu w swetrze, którymi obficie raczyła ją staruszka, żartowała z księgowym spod okna. Tylko na mnie ani spojrzała...

Pociąg kołysał się rytmicznie na zwrotnicach i co kilka chwil jej biodro dotykało mojego uda. Była to najsłodsza i najokrutniejsza tortura jakiej doznałem w życiu. Tym gorsza, że dziewczyna zdawała się w ogóle tego nie zauważać. Bałem się choćby drgnąć, żeby te przypadkowe dotknięcia trwały, trwały jak najdłużej. Żeby się nie odsunęła. Lecz nic nie trwa wiecznie...

Wyszła do toalety. Nabrałem powietrza do płuc i stwierdziłem, że znów mogę oddychać. Nawet nieźle mi szło. Po kilku chwilach również i mózg zaczął funkcjonować. Pewnie dlatego, że wraz z oddychaniem został zasilony tlenem. Pomyślałem, że muszę, koniecznie muszę dowiedzieć sie o niej wszystkiego. A przede wszystkim dokąd jedzie! Przecież ja też mogę tam pojechać, na pewno znajdę jakiś pokój i...

Wyszedłem na korytarz zapalić papierosa. A tak naprawdę, to by ją zobaczyć. Idącą. Płynącą. Piękną i kuszącą. Może zatrzyma się przy mnie? Powie coś? Stworzy się ta urokliwa intymność pośród setek obojętnych ludzi?

 

278496c3e35465f293b0f39a37e0931e.jpg

Wreszcie ją zobaczyłem. Mam do dziś ten obraz pod powiekami. Idzie do mnie - wysoka, szczupła, w minispódniczce w bordową kratę i białym golfie. Długie, kasztanowe włosy powiewają w podmuchach wiatru z uchylonych okien. I znów te najpiękniejsze na świecie oczy. Tym razem zwrócone na mnie. I powoli rozkwitający na wargach uśmiech.

Jakby było to najnaturalniejsze w świecie podeszła i zacisnęła palce na mojej dłoni. Pomyślałem, że właśnie umieram, a księża opowiadający o raju mają sto procent racji.

Dopiero po chwili dotarł do mnie jej głos.

- ...masz na imię?

- Dalbert - odpowiedziałem odruchowo, bo do myślenia jeszcze nie byłem zdolny.

- A dokąd jedziesz?

- Tam gdzie ty! - musiało być w tym szczerym stwierdzeniu dużo emocji, bo zaczęła się śmiać.

I pojechaliśmy dalej.

Razem.

Połączył nas ten pociąg.

I pociąg.

dalbert