JustPaste.it

Trzy medialne przygody

Ludziska podglądają, obrażają, zniesławiają...

Ludziska podglądają, obrażają, zniesławiają...

 

fac419cc133d3e010e8d8f0ff4ce751e.jpg

 

Pewien wątpliwy dżentelmen uzyskiwał w hotelach informacje, w których pokojach przebywa dziennikarka sportowa Erin Andrews. Przez dziurkę od klucza dokonywał nagrań, które umieszczał w internecie. Pani pozwała sieć hoteli, którą oskarża o zaniedbania powodujące rozstrój nerwowy i naruszenie prywatności (jeden z filmików ukazywał ją nago).

Nasz europoseł, Jacek Kurski, miał licytowane auto, bowiem gazeta, którą obraził, na jego koszt wydrukowała przeprosiny i komornik miał załatwić sprawę rozliczeń finansowych. Wielu dziennikarzy stanęło w obronie posła, uważając, że nie przekroczył swoich uprawnień jako krytyka (podobno jego działania nie wykroczyły poza europejskie standardy).

Dziennikarz portalu AferyPrawa skopiował z portalu A kilka dość obrzydliwych żarcików i z inicjałami twórców/kopistów omówił na portalu B. Jedna z cytowanych osób (wykładowca pomorskiej uczelni) poczuła się zniesławiona i przekazała sprawę do sądu w „obrządku” cywilnym, żądając przeprosin, wycofania omówień z blogosfery i wysokiego zadośćuczynienia (niemal 7 tysięcy dolarów). Wcześniej sama pomówiła felietonistę o rzekome posiadanie lewych kont na portalu A, z których ją bardzo ktoś nieładnie postponował a ponadto sfałszowała podpis w jednym z komentarzy (zamieniła nazwiska). Teraz głowę zawraca sądowi w "obrządku" karnym.

Sprawę cywilną dziennikarz przegrał, choć nigdy nie był na rozprawie i choć złożył oświadczenie o posiadaniu wyłącznie jednego konta zarejestrowanego na portalu A. Obecnie trwa sprawa karna, zaś wykładowca do trzeciego sądu udał się z prośbą o wsparcie komornika w kwestii wyegzekwowania wyroku w sprawie cywilnej, wyroku, o którym dziennikarz dowiedział się w 4 miesiące po jego zapadnięciu. Polska Temida wpadła w pułapkę, z której trudno będzie się jej wyplątać. Wyrok się uprawomocnił, bowiem dziennikarz nie wiedząc o jego zapadnięciu, nie odwołał się od niego, co jest dość logiczne w tej kuriozalnej sprawie.

Absurdalność sytuacji można zilustrować bardziej ogólnie – na dowolnym portalu trwa zażarta dyskusja. Użytkownik X rejestruje swoje konto i obraża osobę Y, której wydaje się, że X ma już inne konto, wcześniej zarejestrowane na nazwisko Z. Parę osób podpuszcza Y, że faktycznie X=Z, choć są głosy rozsądku, które nie zgadzają się z taką równością. Zirytowany Y idzie na policję oraz do paru sądów i wszczyna megaaferę opartą na fałszywym założeniu. Ponieważ dysponuje adresem Z a nie ma adresu X (a ponadto jest tak pewien, że X=Z, że nawet nie przyszło mu do głowy poszukać X) pozywa jedynie Z, żądając przeprosin, skasowania artykułów i odszkodowania.

Proces toczy się mimo nadsyłania zwolnień lekarskich (półroczne, po zawale i bajpasach). Wyrok zapada bez udziału Z, który nie otrzymał informacji ani o planowanej dacie wydania wyroku, ani o jego ostatecznym zapadnięciu. Sądowi nie przyszło do głowy, aby wysłać mu odpis, bo za to należy mu się parę złotych w znaczkach. Teraz przez parę lat polska Temida będzie wiła się z bezsensownym wyrokiem, który zapadł w procesie prowadzonym niezgodnie z procedurami.

Przez lata sądy będą chciały, aby Z przeprosił Y za nieswoje wypowiedzi (bo obywatel Y majta prawomocnym wyrokiem przed oczami Temidy). Przez lata również sądy będą chciały przeprosin za artykuły istotnie napisane przez Z, w których opisał prawdę, a które zostały przez Y zinterpretowane jako zniesławiające i podające nieprawdę o Y (bo nie powołano biegłego biegłego w logice i w znajomości naszego języka).

A tych artykułów przybywa, bowiem Z zaskoczony pieniactwem Y, w ramach samoobrony przed stawianymi absurdalnymi żądaniami, również wpadł w pułapkę i odgania się od Y (oraz od nadsyłanych sądowych pism), jak od natrętnych much. Jedyna nadzieja, że w końcu wyda książkę na temat nawiedzonego pisarza Y (i o niezbyt lotnej Temidzie), który zamiast przełknąć pierwszy krytyczny artykuł na swój temat, postanowił poruszyć całą trójmiejską Temidę, choć powinien już na wstępnym posiedzeniu dostać od niej ostrą reprymendę.

Co ciekawe, parę portali ma zwyczaj zdejmowania wyjaśniających artykułów autorstwa Z, ponieważ Y podsyła skan wyroku wydanego przez niezawisły sąd, czyli przez jedną osobę, która uznała winę Z, nie dopatrując się winy Y (skandalem jest, że sąd fałszerstwo Y nazwał… omyłką!). Z tego wynika, że ani polski zabójca (np. ukazany w filmie „Dług”), ani też amerykański domniemany morderca (po 24 latach spędzonych w więzieniu zwolniono go, wypłacając kilka milionów dolarów) nie mogliby na tych portalach zamieszczać artykułów przedstawiających ich punkt widzenia, bowiem rodziny ofiar przesyłałyby skany wyroków.

Wzorem pytań kierowanych do naszych notabli – czy prawnicy nie są zbyt lotni i nawet na trzeźwo nie potrafią właściwie ocenić wszystkich dowodów?