JustPaste.it

... parasol

Uliczkami mojego miasta przechadzają się ludzkie kłopoty, tupią swoimi podkutymi buciorami po kamykach trosk i trzeszczą piachem pod czaszką ...
Spacerować nie potrafią, bo boją się deszczu łez szczęścia, więc przemykają pod parasolami czarnych myśli, od człowieka do człowieka, szturając łokciami i częstując szyderczym śmiechem.
W tłumie zlewają się w wielką brudną chmurę, która niesie spustoszenie niejednego życia. Kilkuminutowym tornadem słów zatrzaskują ludziom szklane drzwi obrzucone błotem krzywd ...
Ciągle coś mruczą pod nosami zaciskając na szyi szaliki uplecione ze zgrzebnego sznurka złych wydarzeń.
Patrzę na to przez szybę mojego <<pokoju mailowego>> ... ciągle słysząc te tupiące buciory ...

... boję się ...

Czy jednak można oddać to miasto we władanie bandy kłopotów, te uliczki malownicze i zaułki, w których pozostały spamiętane pocałunki ?
... Widzieć w kamieniach narzędzie bólu zamiast brukowanej drogi, w której wieczorem słońce układa swój kolor i przerabia go na błyszczące spojrzenia.
Trzeszczący piach to przecież ten sam, który topił nasze kroki pośród letniego popołudnia ... był taki miękki i bezszelestny ... jak nasza bliskość.
Nie zapukam do drzwi obrzuconych błotem, z rozwianym szalem w koralowe tulipany, które mi przynosisz, śpiewając jakąś kubańską piosenkę pamiętaną od Ciebie -
pośród tych czarnych parasoli otworzę mój - żółty jak słońce ... z pewnością będzie widoczny - tylko czy ogrzeje myśli i zagłuszy to okropne tupanie ?