JustPaste.it

Językowe dowody jałowości dyskusji o istnieniu lub nie Boga

Językowe dowody jałowości dyskusji o istnieniu lub nie Boga

 

W opisie zjawisk otaczającego nas świata posługujemy się językiem, który możemy podzielić na dwie różne od siebie warstwy.

·      Pierwsza z nich służy do generowania artykułowanych dźwięków pozostających w związku z desygnatami – istniejącymi elementami otaczającego nas świata.

·      Druga to elementy naszych bardzo różnych hipotez o tym świecie czyli tworów naszej wyobraźni tworzącej modele nie posiadające żadnych desygnatów, które mają nam ułatwić zrozumienie mechanizmów funkcjonowania tego świata.

Powstawanie takich wymyślonych tworów nie dziwi nas, gdy do  pracy zabiera się literat piszący jakąś opowieść. Wymyśla on świat, w którym kreuje różne fikcyjne postacie, odgrywające role, jakie im przydziela. Zdajemy sobie sprawę z fikcyjności stworzonych przez wspomnianego literata opowieści (dotyczy to oczywiście także scenarzysty filmu, czy serialu telewizyjnego).

A co z innymi  artykułowanymi dźwiękami, które artykułujemy i kojarzymy z innymi niż typowo literackie tworami naszej wyobraźni?  Które podobnie jak postacie literackie nie posiadają desygnatów? Wykreowanym przez wyobraźnię postaciom nadajemy różnego typu cechy, także przypisujemy im możliwości dokonywania przez nich różnych działań. Czy jednak w pełni zdajemy sobie sprawę, czy uświadamiamy sobie, że są to jedynie nasze sposoby poznawania świata, jedynie hipotezy jego funkcjonowania?  .

Słowniki języków europejskich które tworzą Standard Avarage European, obejmują zasób nietrudny do wzajemnego tłumaczenia, nie oddzielają, nie sygnalizują w systemie zapisywania, czy jakieś słowo posiada lub nie posiada możliwość odniesienia go do jakiegokolwiek desygnatu, czy jest ono określeniem konkretnym, ogólnym, czy może całkowicie abstrakcyjnym! Ten brak odróżnienia w gramatycznych formach wywołuje określone konsekwencje w postaci traktowania wytworów naszej wyobraźni jako czegoś realnie istniejącego. Jeśli jakiś literat – poeta stworzy nowe słowo, to będziemy je traktować jako efekt jego wyobraźni, który ma cel artystyczny. Ale w sytuacji, gdy jakiś filozof czy religijnych przywódca przy pomocy identycznego działania stworzy kolejną teorię, która ma wyjaśniać mechanizmy poznawania świata, to terminom, jakie stworzyli w tym celu, często do tej pory przyznawaliśmy bez zastrzeżeń status istnienia. Mechanizmem tym posługują się nie tylko filozofia, czy religia, ale na pewną skalę także nauka. Matematyka to przecież  wytwór naszej wyobraźni. W fizyce tworzono i nadal się tworzy się różne teorie, tworząc różne fikcyjne obiekty, których zadaniem jest lepsze wyjaśnienie nie poznanych jeszcze zjawisk otaczającego nas świata. Większość z nich są to oczywiste dla każdego naukowca jedynie hipotezy, które dopiero po wielokrotnym zweryfikowaniu, mogą zyskać status praw naukowych – stać się wiedzą pewną.

W językach SAE korzystamy więc zarówno z terminów – słów posiadających desygnaty, jak i słów ogólnych – abstrakcyjnych, które desygnatów nie posiadają. Do tej jednak pory zarówno językoznawcy, jak filozofowie  analizujący problemy językowe, nie zwracali baczniejszej uwagi na  problem różnych stopni abstrakcji używanych  języków. Wittgenstein zasygnalizował w swoich „Dociekaniach filozoficznych” tę sprawę stwierdzając, że: „szata języka wszystko ujednolica”. Wydaje się jednak, że powinniśmy upowszechniać świadomość odróżniania znaczeń i sposobów funkcjonowania słów – pojęć opartych o desygnaty, od tych ogólnych i abstrakcyjnych, stworzonych dla konstruowania hipotez o funkcjonowaniu świata. Wiarygodność i pewność przekazywania przy ich pomocy takiej wiedzy musi być  z samej istoty ich powstania mniejsza.

Podkreślmy to szczególnie wyraźnie, że pełna świadomość koniecznego rozróżniania słów – pojęć opisujących konkretne desygnaty od takich, które ich nie posiadają, obecnie w kręgu naszej cywilizacji nie istnieje. Przyznajemy status istnienia tworom naszej wyobraźni czasami nawet wyższy od słów opisujących desygnaty, które możemy zobaczyć, czy dotknąć.

Wspomniany już Ludwig Wittgenstein w drugim okresie swoich filozoficznych działań stworzył pojęcie gry językowej. Posłużymy się nim teraz, by przedstawić rolę wiary w różnych kontekstach użycia tego słowa w stosunku do różnych elementów rzeczywistości. Posługujemy się w naszych działaniach językiem, który poznaliśmy dzięki otoczeniu, w którym się urodziliśmy lub w którym aktualnie przebywamy. Jeśli chcemy być dla swojego otoczenia zrozumiali, musimy z otaczającymi nas ludźmi grać w różnego typu gry językowe.

Pierwszą z takich gier jest nazywanie otaczającego świata, łączenie artykułowanych dźwięków z jego elementami, następnie uświadamianie sobie jakie te elementy posiadają cechy i jakie mogą podejmować działania. W taką językową grę grają dzieci uczące się się języka, także ludzie we wszystkich językach świata, choć różnice między tymi językami są dosyć duże.

Drugą z takich gier językowych jest tworzenie różnego typu pojęć abstrakcyjnych – ogólnych, które pozwalają nie wymieniać i nie nazywać każdego pojedynczego elementu otaczającej nas rzeczywistości, ale  tworzą możliwość ich klasyfikacji na podstawie zauważanych podobieństw poprzez tworzenie kategorii. Zamiast psa nazywanego Burek, drugiego nazywanego  Kajtek itd. itp. tworzymy pojęcie – kategorię ogólną - pies. Z pojęć ogólnych pies, kot, krowa tworzymy kolejne pojęcie bardziej ogólne - zwierzęta. Otóż nie wszyscy ludzie posługujący się swoimi językami grają w tego typu językową grę.  Są takie języki, w których nie istnieje oddzielne słowo pies itp. lecz artykułowane dźwięki określające cechy wspomnianego zwierzęcia lub możliwe lub faktycznie podejmowane przez niego działania.

Grając w omawiane wyżej gry numer jeden i dwa nie opisaliśmy jeszcze całości języka, którym my Europejczycy się posługujemy. Gramy w nim także w:

Grę numer trzy, która polega na tworzeniu artykułowanych dźwięków które kojarzymy z wytworami naszej wyobraźni. Otóż w ten rodzaj gry ludzie używający języków konkretnych już nie grają. A małe dzieci naszej cywilizacji reguły posługiwania się pojęciami ogólnymi i abstrakcyjnymi i opanują dopiero gdy nieco dorosną.

Jak wygląda ta trzecia językowa gra? Ma dwie płaszczyzny.

Pierwsza płaszczyzna polega na tym, że tworząc jakiś wytwór swojej wyobraźni mamy pełną świadomość, że tworzymy fikcję, że wytwór naszej wyobraźni realnie nie istnieje. Ta świadomość funkcjonuje w przypadku zetknięcia się z postaciami literackimi, mitami, ale nie tylko wtedy. Małe dziecko bawiąc się, może użyć kijka, by nam próbować na nim galopować. Kijek odgrywa rolę konika i dziecko ma świadomość jego fikcyjności. Ale to samo dziecko przeważnie nie ma świadomości fikcyjności istnienia świętego Mikołaja mieszkającego w Laponii i roznoszącego pod choinki prezenty. My dorośli taką świadomość fikcyjności tej postaci mamy. Dzieci grają w grę językową, w której święty Mikołaj istnieje, natomiast dorośli w taką, której jest on postacią fikcyjną, a niektórzy z nich odpowiednio się przebierając grają przed dziećmi rolę tegoż Mikołaja.

Druga płaszczyzna dotyczy braku świadomości, że jakiś wytwór naszej wyobraźni nie istnieje, że jest jedynie produktem tej wyobraźni. Dotyczy on nie tylko wspomnianych wyżej dzieci, to problem pojawiający się przeważnie w religiach. Ale nie tylko. Wiele koncepcji określanych jako naukowe także w przeszłości było przyjmowane, jako realnie istniejące. Najbardziej jaskrawym tego przykładem jest pojęcie materii, czy flogistonu. Jednak w nauce w odróżnieniu od religii istniał zawsze mechanizm, by bez żalu rozstawać się z takimi pojęciami będącymi wytworami wyobraźni naukowców, gdy zostały sformułowane inne pojęcia i koncepcje lepiej, bądź trafniej opisujące trudne do weryfikacji zjawiska. Obecnie taki flogiston wyrzucony do naukowego archiwum zastąpiła czarna materia. 

Warto tu zauważyć, że istnieją różnego typu przypadki, gdy zjawiska drugiej omawianej wyżej płaszczyzny przechodzą do pierwszej, zmieniają swój status, w którym je oceniamy. Tak stało się przykładowo z bogami starożytnej Greckiej i rzymskiej mitologii, którzy przez ponad tysiąc lat  byli traktowani, jako realnie istniejący, przez tych, którzy wierzyli w ich istnienie. W chwili obecnej posiadają oni status jedynie postaci literackich – całkowicie fikcyjnych. Nieźle to zjawisko skomentował Ralph Waldo Emerson twierdząc,że: „Religia jednego wieku staje się literacką rozrywką wieków następnych.”

Wróćmy teraz do wykorzystania gier językowych dla naszych rozważań.  Ludzie wyznający jakąś religię grają w jej ramach w specyficzną religijną grę językową – określenie to jest już coraz częściej używane w różnych rozważaniach. Jej ważnym elementem jest przyznawanie statusu istnienia różnym tworom ludzkiej wyobraźni, których istnienia nie sposób rozumowo i doświadczalnie precyzyjnie udowodnić. Chodzi tu głównie o różne postacie istotne dla jakiejś religii, nie posiadające swoich desygnatów w otaczającej nas rzeczywistości.  W ramach religijnej językowej gry postaciom tym nadaje się cechy i przypisuje działania, w które wierzą tylko ludzie grający w tę grę. Co jednak z innymi, tymi, którzy grają w inne religijne językowe gry (a jest tych gier niemal 5000!), a także co z ludźmi nie wierzący w żadną religię, którzy nie podzielają  wiary w obiekty kultu jakiejś jednej religii? Ludzie ci grają w zupełnie inne językowe gry, w których pojęcia jakiejś jednej religii nie posiadają tych znaczeń, które istnieją dla ludzi w tę religię wierzących.

Zauważmy, że w odróżnieniu od jakiejś religii prawa i prawidła nauk są dostępne, upowszechniane i studiowane niezależnie od religijnych przekonań i wiary. Są w odróżnieniu od religijnej gry językowej jakiejś wiary zrozumiałe, a więc przekładane i upowszechniane także wśród ludzi nie posługującymi się tylko europejskimi językami i wyznających obok naukowych przekonań jakąś religię nie odwołującej się do Biblii.

Zastanówmy się teraz nad hipotetyczną sytuacją, gdy jakiś etnograf i antropolog udaje się do siedlisk jakiegoś plemienia, które wierzy w istnienie bożków zarośli, wiatru, słońca itd. itp. Czy badacz ten podejmie się naukowej analizy istnienia tych bożków? Zapewne nie przyjdzie mu to w ogóle do głowy. Zapewne postara się je opisać, ale z pewnością nie będzie się zastanawiać nad ich realnym ( nierealnym?) istnieniem.

Zajmowanie się jednak przez naukę analizą słuszności religijnych postaci i doktryn najbardziej znanych religii jest równie bezsensowne i bezcelowe, jak podobna naukowa analiza wyznawanych przez omawiane wyżej plemię istnienia, bożków wiatru, zarośli, czy słońca, w których to istnienie członkowie tego plemiona wierzą. Podobnie niewiele przyniesie naukowa analiza istnienia ( lub nie) przedmiotów wiary innych 5000 religii.

Dodatkowym argumentem jest istnienie wielu języków, na co zwracaliśmy uwagę już wcześniej, w których możliwe są sformułowania jedynie elementów rzeczywistości posiadającej swoje desygnaty, niemożliwe natomiast jest tworzenie tworów wyobraźni. Ludy pozbawione tego elementu rozwojowego języka są więc pozbawione możliwości zrozumienia naszej posługującej się abstrakcjami kultury i cywilizacji, w tym stworzonej w tych ramach religii. Ludy te grają w zupełnie inne niż my gry językowe. Przy pomocy swojej językowej wiedzy nie potrafią zrozumieć prawideł wiary najliczniejszych - dzięki liczbie wyznawców - światowych religii, ani naukowego europejskiego języka nauki. Nie są jednak gorszymi ludźmi, tylko grającymi w inne niż my językowe gry.

Zastanówmy się nad celowością i sensownością dyskusji o możliwości naukowego dowodzenia prawdziwości lub jej braku Boga. Istnienie i jego działania są dla wyznawców trzech wielkich odwołujących do niego religii podstawą ich wiary. Język religijnej gry w tych religiach jest dla tych wyznawców zrozumiały. Język ten nie można jednak włączyć do naukowej gry językowej uprawianej na całym świecie przez naukowców.

Nie oznacza to jednak, że część z nich nie może być członkami religijnych wspólnot, czyli obok gry językowej religijnej, grać także w językową grę naukową. W przeszłości było wielu naukowców grających w obie takie gry, choć dziś wiemy, że działali tak nieraz pod presją swojego najbliższego otoczenia, a tej formy gry religijnej językowej, którą uprawiali niektórzy z nich, nie zaaprobował by żaden z hierarchów kościoła wyznania, do którego się przyznawali.

Podsumowując: w słowniku naukowym, jeśli mówimy o rzeczywistych naukach opartych na weryfikowalnych doświadczeniach, nie ma miejsca na żadne pojęcia religijne, ani narzędzi, które by pozwalały te pojęcia weryfikować. Naukowe gry językowe więc realnie nie pozwalają na analizę religijnych gier językowych. Ani tych najbardziej powszechnych, ani granych przez nieliczne plemiona w różnych częściach naszego świata. Nauka nie ma środków by zajmować się analizami pojęć używanych przez 5000 religii świata. Jedynie kilka z nich – socjologia i religioznawstwo – zajmują się czasem opisem religijnych zjawisk, głównie liczebnością społeczeństw wyznających jakąś z form religii. Jednak ich aparat naukowy nie umożliwia im ocen wartości i treści religijnych doktryn. Efektem ich działań jest mniej lub bardziej precyzyjny opis dostrzeżonych przejawów religii.            

Przedstawimy teraz pewną hipotetyczną sytuację, w której przedstawimy wzajemne relacje dwóch ludzkich wspólnot żyjących w oparciu o bardzo różne prawidła, prawa i zasady. Otóż wyobraźmy sobie ludzką społeczność, która zaadaptowała się do życia pod wodą. Jest to pomysł wykorzystywany przez niektóre książki i filmy science fiction. Otóż możemy sobie wyobrazić, że ludzie żyjący pod wodą wykształcili w miejsce płuc skrzela i dobrze się przystosowali do nowych warunków życia. Nie jest to takie nieprawdopodobne, gdy przyjrzymy się rozwojowi delfinów, czy wielorybów, w końcu także ssaków. W tym hipotetycznym, całkowicie na użytek tych rozważań wymyślonym świecie podwodnym żyjący w takich warunkach ludzie wykształcili język dobrze opisujący podwodną rzeczywistość i regulujący różne aspekty tego życia. Wiele powstałych w takim języku pojęć nie ma odpowiednika w świecie ludzi żyjących na lądzie i oddychających płucami. I teraz, co mogłoby się stać, gdyby ludzie ze świata podwodnego postanowili rozszerzyć swoje wpływy także na ludzi mieszkających na lądzie? Jak zareagowaliby ci ludzie, gdyby zaczęto ich zmuszać do przestrzegania praw i zasad ustanowionych w podwodnym życiu? Niemałą część podwodnego języka nie potrafiliby po prostu zrozumieć, gdyż nie mogliby ich odnieść do swojego świata. Słowa z tego języka byłyby dla nich niezrozumiałe. A podporządkowywanie się zasadom logicznym,  nawet tym jak najbardziej słusznym w podwodnym świecie, musiałoby wywołać w nich sprzeciw choćby z tego względu, że zasady te nie można przenieść do świata lądowego ze względu na różnice specyfiki tak różnych światów. Otóż terminologia jakiegoś języka religijnego – gry językowej w jakąś postać religii jest równie niezrozumiała dla ludzi nie wierzących w jakąś religię, jak ta stworzona w świecie podwodnym dla ludzi w tym świecie żyjących. Jest nieprzekładalna ze względu na istnienie wiary ludzi wierzących i braku wiary lub wyznawanie innej wiary u ludzi nie wchodzących w skład jakiejś religijnej wspólnoty.

W przedstawionej tu hipotetycznej sytuacji można sobie wyobrazić, że jakieś prawa i zasady światów podwodnego i lądowego można by ze sobą pogodzić. Ale możliwe to byłoby wtedy, gdyby zostałyby pewną ich część mogliby dobrowolnie przyjąć zarówno ludzie podwodni jak i ci naziemni. Ale próba narzucenia ludziom naziemnym zasad i reguł, których oni nie są w stanie zrozumieć, nie powinna mieć miejsca. Tymczasem wiele religii bez żenady stara się narzucać swoje zasady ludziom bezwyznaniowym lub wyznawcom innych religii i nie widzi w tym nic niewłaściwego. Jeszcze dzisiaj możemy zauważyć działania, by ludzi, którzy się z takim narzucaniem nie zgadzają eliminować – także fizycznie. To samo sedno wojen u których motywacji leżały i nadal ciągle leżą religijne różnice. A u ich podstaw możemy dostrzec różnice religijnych doktryn, a w istocie rozumienie lub jego brak terminów – słów – pojęć używanych w jakiejś religii.

Bóg chrześcijan, muzułmanów, czy Żydów jest słowem mającym znaczenie dla wyznawców tych religii. Ludzie bezwyznaniowi, czy wyznawcy innych religii mogą jedynie stwierdzać, że Bóg oznacza jakąś istotę bezdesygnatową, której wyznawcy kilku znaczących religii przyznają status stwórcy świata. Dla wyznawców tych religii Bóg istnieje, ale dla ludzi spoza tego kręgu – już nie! Ludzie wierzący posługują się nim w swoim języku codziennym, dla ludzi spoza tego kręgu twierdzenia o Bogu są elementem metajęzyka, czyli języka opowiadającego o języku używanym przez ludzi wierzących w jego istnienie. Poza nimi nie sposób nic powiedzieć o jego istnieniu! Tylko tyle na jego temat możemy sensownego stwierdzić. Bóg więc istnieje tylko i wyłącznie w umysłach ludzi w niego wierzących.

Nadawanie znaczenia tworom wyobraźni jest elementem danej kultury i cywilizacji. Można wierzyć i w świętego Mikołaja będąc dzieckiem, pamiętajmy, że wierzono w prawdziwość bogów siedzących na Olimpie w starożytnej Grecji i to ponad 1000 lat! Obecnie możemy zauważyć prawie miliard ludzi uważających się za chrześcijan, którzy wierzą w istnienie boga ze Starego i Nowego Testamentu. Jednak ta liczebność wiernych nie oznacza potwierdzenie istnienia postaci i działań, terminów, pojęć i słów istotnych dla religijnej chrześcijańskiej gry językowej. Słowa nie staną się ciałem, ani istnienie boga nie zostanie jednoznacznie dowiedzione tylko dlatego, że jakieś słowa wypowiada nawet miliard ludzi! Powtórzmy jeszcze raz, że poza tym kręgiem one w istocie nic nie znaczą, są pustymi bezdesygnatowymi dźwiękami, czy zapisywanymi słowami, a zajmowanie się nimi przez ludzi spoza wspomnianego kręgu jest bezcelowe!