JustPaste.it

Animowana rekonstrukcja katastrofy autokaru nie odpowiada relacjom

Media przekazują nam dwa akapity z informacjami, które wzajemnie się wykluczają, zaś animacja nie odpowiada rzeczywistości... Czy zostanie opracowana nowa, oparta na relacjach?

Media przekazują nam dwa akapity z informacjami, które wzajemnie się wykluczają, zaś animacja nie odpowiada rzeczywistości... Czy zostanie opracowana nowa, oparta na relacjach?

 

 

Kadr z animacji (www.tvn24.pl) - nieprawdziwy!

„Z rekonstrukcji zdarzeń wynika, że kierowca osobowego mercedesa, 37-letnia Niemka, zjeżdżając z autostrady najprawdopodobniej wymusiła pierwszeństwo i zamiast pojechać tzw. pasem rozbiegowym, chciała skrócić sobie drogę i wjechała na skrajny prawy pas, którym jechał już polski autobus”. Podobne objaśnienie zamieszczono przy filmiku "Tak mógł wyglądać wypadek", co sugeruje świadomą decyzję niemieckiej kierowcy, nie zaś wpadnięcie auta w poślizg.

Zatem jechała drogą dojazdową do głównej arterii autostrady, aby wjechać na pas rozbiegowy, obserwując z lewej swej strony jadące pojazdy ową arterią, włączyć się bezkolizyjnie do ruchu, jednak (jak widać na filmiku umieszczonym wewnątrz artykułu http://www.tvn24.pl/0,11068,,,wypadek-polskiego-autokaru-w-niemczech,raport.html) zaraz na początku tego pasa skręciła w lewo (pod łagodnym kątem) uderzając w nasz autokar i wytrącając go z kursu ze skrajnego prawego pasa. Aby kierowca (ta pani kierowca) miała się zachować w ten sposób, musiałaby dokonać świadomego skrętu bez upewnienia się co do wolnego prawego pasa albo uznalibyśmy ją za samobójczynię. Jednak gdyby uznać, że istotnie autokar został uderzony w zaproponowany przez animatorów sposób , to przy łagodnym kącie natarcia podczas zderzenia, autokar nie powinien zostać odrzucony ze skrajnie prawego pasa poza skrajnie lewy i dalej – na filary wiaduktu.

”Ponieważ panowały trudne warunki atmosferyczne, było pochmurnie, padał lekki deszcz, nawierzchnia była mokra, auto wpadło w poślizg i wtedy w jego lewy bok uderzył polski autokar. W wyniku uderzenia mercedes został zepchnięty na nasyp, a autokar na filary podtrzymujące wiadukt po przeciwległej stronie. Kobieta z mercedesa została ciężko ranna”.

Ten fragment jest bardziej dramatyczny i zapewne bardziej odpowiada prawdzie. Auto Niemki jechało zbyt szybko i na ostrym zakręcie, w rejonie jego przejścia w pas rozbiegowy, wypadło z (jednak!) znaczną prędkością (i uderzyło w prawą burtę autokaru w rejonie zderzaka przedniego) wskutek działania siły odśrodkowej, ponieważ na mokrej nawierzchni siła tarcia była zbyt mała na kierunku prostopadłym do drogi dojazdowej.

Ale to oznacza, że filmik pokazujący stosunkowo niegroźnie wyglądające zderzenie, nie odzwierciedla rzeczywistego przebiegu wypadku, a właściwie początku tej wielkiej tragedii. Z animacji wynika, że mercedes tuż po wyjściu z dojazdowego zakrętu nagle skręca w lewo, a to oznacza, że nasz kierowca nie miał szans na zareagowanie przed zderzeniem, gdyż – jak widać – czas nagłego skrętu wynosi ok. jednej sekundy. Wg tej wersji widać, że auto utraciło swój ewentualny odśrodkowy impet spowodowany poślizgiem, zatem prostopadła siła składowa nacierająca na autokar jest niewielka. Natomiast świadkowie twierdzą, że obserwowali owego merca, który nie zachowywał się normalnie i że nasz kierowca czynił wysiłki, aby uniknąć kolizji, zatem całe krytyczne wydarzenie (jeszcze przed zderzeniem pojazdów!) trwało parę sekund.

Co do dalszego przebiegu jest jeszcze więcej znaków zapytania. Pierwszy wariant – kierowca autokaru chciał uniknąć zderzenia z osobówką i wykonał manewr, który można określić jak odruchowy, niekontrolowany, jednak przez wielu oceniany jako pozytywny i ratujący życie wielu pasażerów. Drugi wariant – kierowca nie zachował zimnej krwi i zbyt niefrasobliwie poddał się odruchowi, skręcając w lewo, zamiast starać się utrzymać poprzedni tor ruchu i starać się, aby uderzający pojazd nie wytrącił z toru jazdy pędzącego (i hamującego) autokaru.

Pan Cezary, któremu nic się nie stało, siedział z przodu obok kierowcy i (jak mówi), dobrze wszystko widział (tvn24.pl z 27 września 2010): „Ta osoba, która kierowała, w pewnym momencie nie panowała już nad samochodem. Zarzuciło ją, skontrowała w drugą stronę. Samochód odbił na autostradę i już zaczął się kręcić. My jechaliśmy tak, jak się powinno jechać - skrajnym prawym pasem, ponieważ Grzesiek jest dobrym kierowcą i zawsze zjeżdża na środkowy pas, ale jak zobaczył co się święci, to zajął skrajny lewy pas, ale już nie było miejsca”.

Jeśli świadek niczego nie przeinaczył z wrażenia a dziennikarz wszystko należycie przekazał, to z tego tekstu wynika, że kierowca autobusu jechał skrajnym prawym, choć miał zwyczaj zjeżdżania na środkowy, ale kiedy zrozumiał sytuację, to zjechał na skrajny lewy pas i to (jeśli dobrze interpretować przekaz) jeszcze przed zderzeniem z osobówką, która była w trakcie poślizgowego obracania. A to oznacza, że filmik zupełnie nie oddaje relacji p. Cezarego (choć inni świadkowie mogą pamiętać nieco inne obrazy sprzed wypadku).

Z relacji p. Cezarego wynika bowiem, że mercedes wypadł z zakrętu nie tylko na prawy pas autostrady, obracając się na mokrej jezdni, ale być może był już (częściowo lub całkowicie) na środkowym pasie, kiedy to nasz kierowca (chcąc uniknąć zderzenia) podjął rozpaczliwą, naturalną i odruchową próbę uniknięcia zderzenia z osobowym autem. Tam są trzy pasy autostrady plus pas dojazdowy (rozbiegowy).

Poprzednie dyskusje, w których rozważano – czy autokar mógłby zostać aż tak znacznie zepchnięty w lewo ze swojego toru jazdy, czy jednak nie powinien, odbiegają znacznie od relacji, bowiem nasz kierowca nie manewrował (mniej lub bardziej racjonalnie) po zderzeniu z mercedesem, ale uczynił to jeszcze przed uderzeniem w niego. Zatem myślowe doświadczenia i rozważania w rodzaju – czy osobówka może wytrącić z toru jazdy wielokrotnie cięższy autokar (jadący na wprost), z uwzględnieniem miejsca uderzenia (przed przednim prawym kołem), są oczywiście bardzo ciekawe, jednak nie znajdują potwierdzenia w faktach dotyczących tej katastrofy.

Aby być przygotowanym na niespodziewane zdarzenia w ruchu drogowym, należałoby kierowców pojazdów ciężkich oraz z ładunkami niebezpiecznymi a także z pasażerami kierować na treningi w symulatorach, w których pod okiem fachowców uczyliby się właściwych zachowań w podobnych niebezpiecznych okolicznościach. Oczywiście - koszty takich szkoleń będą znaczne, zaś tego typu wypadki zdarzają się rzadko, zatem większość uzna, że taniej jest wypłacać odszkodowania za incydentalne wypadki, niż opłacać szkolenia wszystkich zawodowych kierowców.

Siedząc wygodnie w fotelu, każdy z nas może dowolnie się wymądrzać, cyzelując całymi minutami swój tekst. A tam ułamki sekund decydowały o życiu. Autor animacji miał parę godzin czasu na opracowanie (w miarę) wiernej kopii wydarzeń, a i tak to spartaczył. Czy nie należałoby wykonać ponownej rekonstrukcji katastrofy na podstawie zebranych relacji świadków?

Bodaj wszystkie wypadki mają wspólny mianownik – następuje szereg zbiegów okoliczności, w wyniku których dochodzi do katastrofy. Tak było w przypadku dramatów „Titanica” na Atlantyku i Tu-154 pod Smoleńskiem. Gdyby autobus znalazł się w krytycznym miejscu kilka sekund wcześniej albo kilkanaście później – nie doszłoby do tragedii.

PS  Oglądając ową animację oraz miejsce tragedii np. w Goglach, można dojść do wniosku - gdyby zjazd z ostrego zakrętu na prawy pas autostrady był nie przed wiaduktem, ale za nim, to oczywiście autokar nie uderzyłby w filary, choć mógłby przewrócić się na lewy bok na pasie zieleni pomiędzy dwoma jezdniami albo doszłoby do czołowego zderzenia z pojazdem jadącym z przeciwka.