JustPaste.it

Pielgrzymka, przygotowania i dzień I

Chciałem napisać coś dla pątników, częściowo dla siebie, proszę o nie krytykowanie, gdyż to ma być świadectwo, a nie bestseller (mówię o błędach, składni, czy nawet treści)

Chciałem napisać coś dla pątników, częściowo dla siebie, proszę o nie krytykowanie, gdyż to ma być świadectwo, a nie bestseller (mówię o błędach, składni, czy nawet treści)

 

Wspomnienia brata Maćka (grupa 10a) z XXXI Pieszej Pielgrzymki Podlaskiej na Jasną Górę

 

Przygotowania:

Cały rok żyłem ubiegłoroczną pielgrzymką. Byłem wtedy pierwszy raz, oczywiście z moją najukochańszą grupą 10a. XXX PPP była pod hasłem „Bóg jest miłością”. Wspominam ją jako najlepsze 2 tygodnie roku 2010. Miałem 15 lat, więc nie potrzebowałem opiekuna. Tym razem, jestem dojrzalszy o cały rok. Mam już 16 lat (rocznikowo 17 J) Idę drugi raz, bogatszy o wiedzę, którą pątnicy nazywają „wiedzieć co i jak”. Nie jestem już kotem! Oczywiście znowu idę jako muzyczny. Gitarzysta. Nie byłem na ani jednej próbie. No cóż… nigdy nie było mnie w domu. Najpierw wyjazd na wspinaczkę, dzień odpoczynku, potem wyjazd do Włoch. Wróciłem 28 lipca, więc mam niewiele czasu na odpoczynek. 29 lipca kulturalnie i elegancko wybrałem się na zapisy… I tu kończy się głupie ględzenie a zaczyna opowieść o najlepszym doświadczeniu życia. PIELGRZYMKA!!

Wchodzę na dużą salę pod plebanią, niewielu ludzi stoi w kolejce do sekretariatu… Myślę sobie, a szybko zleci, może nawet zdążę pójść na Mszę… ale gdzie tam, wszyscy w kolejce przede mną szli pierwszy raz i wypytywali się dokładnie o wszystko po sto razy. Więc czekałem około 1,5 godziny. W międzyczasie miałem przyjemność porozmawiać z koleżankami i kolegami z KSMu, którzy także w tym roku wybierają się razem ze mną i również przyszli na zapisy. Wreszcie nadeszła wiekopomna chwila! Zapisuję się. Siostra Ewelina mówi do mnie prosto z mostu „dowód proszę”.. ja zaniepokojony odpowiadam grzecznie, że jeszcze nie mogę mieć dowodu, bo nie jestem pełnoletni. Myślę sobie, że wyglądam zbyt dojrzale.. zawsze uważałem, że wyglądam może na 14 lat J Podaję swoje dane, pesel, nr NFZ, telefony, przekazuję siostrom nieco pogniecioną zgodę rodziców. I mówię.. idę jako muzyczny! Wtedy Sylwia stwierdza, że płacę normalne wpisowe. Dziwne, bo rok temu jakoś go nie płaciłem. Nieco zirytowany zapłaciłem tą stówkę myśląc, że jakoś się odrobi. W tym roku nie chcę wracać autokarem, spróbuję wrócić pociągiem, razem z kolegami, więc nie muszę płacić 50 złotych za przejazd. Po kulturalnym zapisaniu się (ha! Jestem już oficjalnie pielgrzymem) i otrzymaniu karty oraz znaczka udaję się na moją pierwszą i ostatnią próbę muzycznych. Oczywiście z gitarą. Wchodzę i aż mnie zatkało.. chyba z 20 osób. W tym tylko dwóch oficjalnych gitarzystów ja i brat Piotrek.  Dużo nowych twarzy.. m.in. brat Piotrek (żuczek) czy siostra Natalka. Uczę się może stu nowych piosenek. Wiadomo jak to jest, ogarnianie w tempie autostradowym J Po próbie idę jeszcze na koncert do pobliskiego klubu. A następnie lulu do łóżeczka…

Kolejnego dnia rozpocząłem malutkie przygotowania pod względem wyposażenia. Kupuję sobie elegancko struny, kostki (wiadomo.. o gitarę trzeba dbać).. jakieś skarpetki, żel pod prysznic… Zastanawiam się czy już wszystko mam i myślę.. „ee tam, jakby coś to mi rodzice dowiozą do Drelowa”. Spotykam się z kolegami… Ostatki takie J

Sobota… od rana pada. Idę do spowiedzi do ks. Rafała, mojego spowiednika. Spowiedź to wspaniały sakrament. Lubię tą świadomość, że mimo moich grzechów Pan Bóg kocha mnie i ma do mnie cierpliwość. Pakuję się do mojej sakwy podróżnej, tej samej co rok temu. Wszystko wkładam jeszcze do małych, plastikowych siatek, ponieważ rok temu w Wielgiem tak nas zmoczyło, że wolę nie ryzykować. Karimata jest, zapasy żywności są, namiot jest (nowy, raz rozkładany tak „na próbę”), śpiwór jest. Nie mogę znaleźć poszewki na śpiwór. Na szczęście mój kumpel, brat Mateusz ma jedną zbędną i mi pożycza. Wszystko podpisuję i już mam wychodzić ale przypominam sobie jeszcze o misce. Wychodzę z domu obwieszony bagażami i coś tak zaczyna kropić. Przyśpieszam… jestem już koło kościoła. Widzę autobus, obok kręcących się ludzi z bagażami. Brat bagażowy bez żadnego zapisywania odebrał mi wszystko co miałem i więcej się mną nie interesował J czułem się olany. Zaczyna mocniej padać. Biegnę do domu, wracam cały mokry. Pakuję plecak, płaszcz przeciwdeszczowy.. nowiutki, naprawdę nieprzemakalny. Rok temu miałem jakiś worek na śmieci. Jedzenie na drogę, jakaś woda, struny, pieniądze, legitymacja, komórka. Ustawiam budzik na 5.00 i do łóżeczka… z uśmiechem na twarzy. To już jutro! Już jutro wyruszamy!!! J

XXXI Piesza Pielgrzymka Podlaska na Jasną Górę, hasło: „Ja jestem z wami”, hymn: „Lud Twój Panie”.

„Ruszaj, ruszaj, ruszaj tam, gdzie ziemię obiecaną daje ci Pan” zasypiam z tą piosenką w myślach….

 

Dzień I:

Wstaję wcześnie… godzina 5.00, szybkie ogarnianie, śniadanko, ostatnie pakowanie… i oto jestem gotowy do drogi. Wyglądam przez okno… „kurczę, pochmurnie jakby cały dzień miało lać”. Ale co tam, żegnam się z tatą i razem z mamą i bratem wychodzimy z domu. Braciszek nie zostaje na Mszy, podwozi nas tylko do kościoła p.w. św. Michała Archanioła. Widać tam dość spory tłok oraz ogromną ilość samochodów. Podobno muzyczni mieli się spotkać jakoś wcześniej, ale ja oczywiście to olałem. W sumie to nic dziwnego, ponieważ chodziło głównie o tych śpiewających. Gubię gdzieś mamę i idę sobie szukać miejsca. I oto znajduję! Po lewej stronie, koło zakrystii… elegancko sobie stoję, patrzę na ławki, a tam znajome siostry, więc przysiadam się do nich. Tym oto sposobem mam miejsce siedzące. Msza się rozpoczyna, ksiądz biskup jest oczywiście celebransem. Po homilii miała miejsce modlitwa wiernych. Dziewczyna czyta intencję „za naszego biskupa Zbigniewa Kiernikowskiego”. Ksiądz biskup szybko sprecyzował (przerywając w pół słowa) „bez nazwiska, tyle razy mówiłem!” Później mam miejsce liturgia eucharystyczna, a po niej tzw. obrzędy komunii. Ludzi było tyle, że nie wszystkim wystarczyło komunikantów. Biskup sprecyzował to ciętą ripostą, że ci, którzy nie przyjęli Hostii są prawdopodobnie w większej komunii niż ci, co ja przyjęli (z uwagi na to, że nie pchali się za wszelką cenę). Msza się kończy. Z braćmi technicznymi zabieramy nasz sprzęt grupowy tj. tuby, mixer, znaczki, gitara… i wychodzimy przed kościół. Widzę wiele znajomych twarzy. Miła niespodzianka, znajduję mamę, ale nie samą. Stoi z moją kochaną babcią. Będą mnie odprowadzać J Brat porządkowy Damian wręcza mi flagę, ja niewiele myśląc szukam kogoś, kogo można by było wkręcić w jej niesienie. I oto znajduję brata Sebastiana. Przekazuję mu uroczyście flagę i już się cieszę jaki to ja chytry jestem, kiedy nagle widzę brata Adriana. Tego, z którym rok temu byłem w namiocie. Zdradził nas! Idzie w 10b. No cóż, mi się wydaje, że grupa nie ma znaczenia, ponieważ wszyscy i tak mamy jeden cel.

Do gitary dorwała się siostra Magda, bazianka (czyli siostra z bazy), kiedyś chodziła razem z nami. Słyszę znajome słowa „grupa 10a wychodzi na ulicę, ustawia się i zaraz ruszamy”. Znowu gubię gdzieś mamę z babcią. Szukając ich zauważyłem nasze znaczki, a przy jednym brata Mateusza J Idzie pierwszy raz i to za moją namową J Jestem oczywiście z nim w namiocie. Nadal nie ma nigdzie mamy z babcią, więc myślę sobie „jak tylko grupa ruszy to zaraz je znajdę”. I mam rację. Słyszę pierwszy raz w tym roku „grupa 10a rusza, ustawia się grupa 10b!” Ruszamy, znajduję mamę i babcię. Idziemy sobie, śpiewamy, pozdrawiamy ludzi przy drodze… Idziemy ulicą Pokoju (pod koniec pożegnaliśmy biskupa bez nazwiska), następnie Warszawską… i dalej stara trasa przez Zamkową, Witoroską i Lubelską. Tuż przed torami widzę ciocię z wujkiem. Więc im elegancko macham. Zaraz potem żegnam się z mamą i z babcią. I tak daleko poszły, ze trzy kilometry J Idę w okolice mixera. Są tam moi koledzy i koleżanki. Idziemy sobie, śpiewamy, wszystko radośnie i wogle super. Wychodzimy z Białej Podlaskiej, rozpoczynamy modlitwę poranną. Prowadzi oczywiście al. Wojtek. Następnie anielskie głosy (tj. siostry muzyczne) śpiewają godzinki. Lubię tą modlitwę, śpiewałem ją dosłownie kilkanaście razy, a znam niemalże wszystkie słowa. Skręcamy w las (na skróty. Ha!). Rok temu, pierwszy etap ciągnął się w nieskończoność. Tym razem nawet nie zauważyłem kiedy wyszliśmy z lasku i idąc przez pola doszliśmy do jezdni. Widzę hen hen daleko na horyzoncie jakieś zamieszanie. Jakichś ludzi w kamizelkach. To musi być wszystkim znana, najwspanialsza i wogle najlepsza służba przemarszu!! „Odpoczynek 30 minut”…

Jak rok temu mieszkańcy Janówki przywitali nas pączkami i oranżadą. Siadam razem z kolegami i korzystam z gościnności jedząc zaledwie trzy pączki. Jest trochę mokro, ale to nikomu nie przeszkadza. Siedząc rozglądam się po pielgrzymach (również z 10b i z 11). Miła niespodzianka J siostra Justyna z mojego LO. Oczywiście zarzucam rozmowę. Ona idzie w 10b L Jest z jakimiś koleżankami… Jedna jest z platerki (chodzi o „konkurencyjne” LO), więc musiałem jej dać do zrozumienia, że kraszak lepszy J ale się tylko na mnie obraziła… Jeszcze to naprawię. Dosiadam się do Olki i Izki, naszych sióstr muzycznych. Chwilkę coś pograliśmy, ale ja szybko uciekam, gdyż czuję potrzebę załatwienia pewnej sprawy w pobliskim lesie. Wracając biegnę, gdyż moja grupa już rusza. Kolejny etap zleciał dość szybko w atmosferze znajomych piosenek pielgrzymkowych. Podobno na tym etapie miały miejsce rozmyślania, ale nie wiem w jaki sposób umknęły one mojej uwadze…

Kolejny postój mamy w Leszczance. Magda (bazianka) ciągle gra, uznałem więc, że nie będę się pchał. Będę miał czas popisać się umiejętnościami w kolejnych dniach. W leszczance również miła niespodzianka (kanapki). Usiadłem z Olą, Izą, Michałem, Mateuszem, Piotrkiem i jakąś nową siostrą, która jak się okazało ma na imię Agnieszka (i jest z kraszaka J). Czas upływa na jedzeniu oraz na śpiewaniu i graniu pielgrzymkowych piosenek. Pękła nam struna!! Pierwszy raz. Oczywiście ja elegancko wymieniam… Ruszamy w kolejny etap. Na nim ma miejsce modlitwa Anioł Pański, którą jak zawsze prowadzi niezawodny i najwspanialszy brat Anioł!! Słysząc jego głos, na twarzach jego uczniów (również tych byłych czyli np. mnie) pojawia się uśmiech. Po tej modlitwie podobno miała miejsce konferencja, ale ona również mi jakoś umknęła… zupełnie nie wiem w jaki sposób. Gram jedną piosenkę. Zdaje się że jest to „Mów do mnie Panie”. Dalej gra brat Seba (gdyż ponieważ on dzisiaj wraca, idzie tylko pierwszy dzień).

Postój obiadowy, w Witorożu. Najpierw wchodzimy do kościoła, powitać Pana Jezusa ukrytego w Najświętszym Sakramencie. Uwielbiamy tą wielką tajemnicę, w której Jezus dał nam samego siebie… „Niech będzie chwała, cześć i uwielbienie…”

Siadamy na trawie, szybko szukam kubka (wsadziłem go gdzieś najgłębiej jak się tylko dało) Mam!! Lecę po zupę. Siedzę z braćmi tymi co poprzednio, tym razem obok sióstr muzycznych z naszej grupy tj. Ania, Karolina, Agnieszka, Zuza… Blisko nas siedzą siostry z 10b, które znam z widzenia, ale kompletnie nie mam pojęcia jak to możliwe. Jest wśród nich siostra (jak się później okazało ma na imię Emilka) która wszystkiemu i wszystkim robiła zdjęcia. Nazwaliśmy ją „siostra fotel” gdyż każdemu proponowała „fote”. Za pierwszym razem myślałem, że proponuję mi miejsce w wygodnym fotelu, gdyż mimo słuchu muzycznego, czasami po prostu słyszę to, co chcę usłyszeć J

Zaczyna padać, wyciągamy płaszcze. Mój elegancki, nie przecieka J, chłopaki tak mnie związali, że nie mogłem się uwolnić J Ruszamy dalej… Na tym etapie miała miejsce modlitwa różańcowa. Była częściowo śpiewana. Bardzo lubię śpiewany różaniec, wtedy łatwiej mi się skupić. Część radosna. Podziwiam Maryję, która nie bała się przyjąć na siebie tak wielkiej odpowiedzialności. „Oto Ja, służebnica Pańska..” Teraz rozumiem te słowa.

Przestaje padać, zbliżamy się do kolejnego postoju. Kwasówka. Przysiadamy się do jakiegoś chłopaka. Ma na imię Marek, idzie pierwszy raz, ma 22 lata. Fajnie się z nim gada, będzie dobrym towarzyszem J Jem kabanosy, nie wiem czemu, ale dziewczyny śmieją się ze mnie… Kabanosy są takie śmieszne? Mniejsza o to… J

Ruszamy w ostatni etap dzisiejszego dnia. Ma na nim miejsce piękna modlitwa, koronka do miłosierdzia Bożego. Również śpiewana. Dziękujemy Chrystusowi za jego wielką miłość, tak wielką, że był gotów za nas umrzeć na krzyżu. „Jezu, ufam Tobie!” Pierwszy dzień jest dość łatwy, nic mnie jeszcze nie boli, siły i optymizm jeszcze są J Tańczymy bangę, podczas której mój lewy sandał się rozpada. Chińszczyzna… Na szczęście zostały tylko dwa kilometry.

Jesteśmy na noclegu! Drelów… Szukam moich rzeczy wśród sterty toreb, śpiworów, namiotów itp. Oczywiście wszystkie moje rzeczy leżą najgłębiej jak się tylko da. Jest trochę pochmurno, więc wolimy spać w remizie. Na samej górze jest przyjemna mała salka. Śpimy tam w pięcioro: ja, Mateusz, Michał, Kamil i Maro, ten co go dzisiaj poznaliśmy. Szybkie ogarnianie i idziemy szukać mycia. Poszliśmy do bloków, które znajdowały się obok. Pierwsze mieszkanie… „yyy u mnie remont”. W drugim, trzecim i czwartym nikt nie otwiera. Wreszcie na samej górze otwierają nam bardzo miłe panie, zapraszają nas do środka. Jest wśród nich bardzo miły kotek, obwąchujący nasze buty J U pań jest mała modernizacja łazienki. Więc tylko zimna woda. Myjemy się. Odświeżeni przystępujemy do miłej rozmowy przy herbatce. Rozmawiamy o wierze, o pielgrzymce, o szkole, o wszystkim J Siedzimy tak już z godzinę i tak myślimy, że czas już iść, bo nadużywamy gościnności i tak za dobrych ludzi… Panie zapraszają za rok, będą przygotowane, może nawet będzie kwaterka J

Wracamy do remizy, próbuję naprawić buty i udaje mi się J Bierzemy nasze kubki i ruszamy w stronę kościoła, bo ksiądz Wiesio (przewodnik) mówił coś o zupie. Wyglądało to trochę jak stragan, ale zupa (żurek) była przepyszna. Przysiedli się do nas bracia i siostry z 10b. Naprawdę fajni ludzie J Wracając wstępujemy do sklepu. Oczywiście obok niego na ławeczce posiedzenie rady nadzorczej miejscowych starszych panów połączona z degustacją taniego piwa. W drodze powrotnej znów rozpada mi się sandał. Szukam więc moich rozchodzonych butów (również sandałki) z zeszłego roku. Mam! Są dużo wygodniejsze J

Najedzeni i pachnący idziemy do sióstr (duża sala pod nami). Przysiadam się do Ani, Karoliny itd. Zostałem poczęstowany przepysznymi cukierkami J Następnie zapoznałem dwie siostry. Tylko co z tego, idą jedynie dwa pierwsze dni. Już nawet zapomniałem imiona L Zbliża się godzina apelu, wychodzę na zewnątrz aby zobaczyć co się dzieje. Przy okazji kupuję sobie naszą grupową koszulkę. Diakon Marek mówi, że może nas zaskoczyć deszcz, dlatego apel zrobimy tutaj (to znaczy obok remizy). Wyciągam gitarę (ja gram na apelu), ustalamy co i jak z dziewczynami. Krótka próba. Stwierdziłem samokrytycznie, że jestem ubrany jak ostatni idiota. Krótka koszulka, a komary tną i robi się coraz zimniej. Lecę po bluzę…

Nadeszła godzina 21.00. Apel jasnogórski… Diakon Marek udziela błogosławieństwa, po czym gram pieśń na tzw. muminki. „Kiedy wszyscy odejdą” Wszyscy łapią się za ręce i bujają się w rytm. To naprawdę wygląda słodko J Kończymy, rzucam gitarę na pakę i przystępuje do aniołków. Jest to błogosławieństwo (mały krzyż na czole drugiej osoby) i przytulenie. Strzeliłem sobie aniołka prawie ze wszystkimi J

Idziemy spać… ogarnianie ostanie, mycie zębów itp. Rozkładamy karimaty i śpiwory. Zrobiło się dość ciasno. Chociaż będzie ciepło J Gaśnie światło. Cisza nocna. Układamy się do snu. Niewygodnie, ale co tam, to jest pielgrzymka J Zasypiając przypomniał mi się fragment księgi Rodzaju: „…i tak upłynął wieczór i poranek, dzień pierwszy”

Bogu niech będą dzięki. Jutro pobudka o 5.00. Idziemy do Radzynia Podlaskiego…