JustPaste.it

Krzyżacy z nad Wisły

Przysłuchując się politykom zastanawiam się czy wkrótce na liście ogólnopolskich akcji nie pojawi się nowa kampania polegająca na „zalesianiu” ulic, skwerów i poboczy krzyżami.

Przysłuchując się politykom zastanawiam się czy wkrótce na liście ogólnopolskich akcji nie pojawi się nowa kampania polegająca na „zalesianiu” ulic, skwerów i poboczy krzyżami.

 

        Przeglądając debaty społeczno-polityczne ostatnich dwóch dekad nie sposób nie przyznać racji tym, którzy twierdzą, że symbol krzyża nierozerwalnie związany jest z Polską. W każdym programie politycznym, panelu dyskusyjnym dotyczącym polityki społecznej czy w końcu w każdej ulicznej demonstracji obecny jest krzyż. Obnosimy się z nim na prawo i lewo, stał się on uniwersalnym przedmiotem wywoływania debat i awantur.  Śmiało można go nazwać mieczem współczesnego Polaka.

         W krzyże uzbroiliśmy się zaraz po upadku komunizmu, zachowując jednak wobec niego należne mu nabożeństwo. Z każdym kolejnym rokiem coraz odważniej sięgaliśmy po niego, traktując go, jako kartę przetargową mającą na celu skupienie na sobie uwagi innych.  Jednym  z przejawów  wykorzystywania krzyża w celach medialnych była akcja Kazimierza Świtonia, który to przed 10 laty nawoływał do ustawiania krzyży na żwirowisku przed wejściem do obozu zagłady Auschwitz. W akcji tej wyraźnie wyczuwało się aspekty nacjonalistyczne przesiąknięte antysemityzmem, czyli symbol krzyża użyto w walce człowieka przeciw człowiekowi. 

         W ubiegłym roku pojawił się kolejny postulat wykorzystujący krzyż jako przedmiot zwrócenia na siebie uwagi, mowa o stowarzyszeniu UNUM PRINCIPUM, które to stowarzyszenie wyszło z projektem umieszczenia krzyża w godle Polski. Nie było by w tym nic złego, gdyby nie fakt, że przy okazji próby realizacji tego projektu powszechni obrażano ludzi o odmiennym zdaniu.  Hasłem przewodnim akcji stał się slogan, „Kto nie jest z nami ten przeciwko nam”. Czy naprawdę krzyż musi dzielic społeczeństwo?

         Są jeszcze oczywiście krzyże ustawiane wzdłuż poboczy, które mają na celu uczcić miejsce śmierci ofiar w wypadkach samochodach. Nie wiedze w tym nic złego by rodziny tragicznie zmarłych w taki sposób chciały oddać hołd swoim krewnym. Jednak często wtedy zapomina się o świętości krzyża, zapomina się, że otoczony on winien być należną mu pobożnością. A wznoszące się wzdłuż drogi krzyże, pomiędzy którymi usługi świadczą przedstawicielki najstarszego zawodu świata, nie służy tejże pobożności. Czy zatem nie lepiej ów krzyż upamiętniający śmierć bliskiej nam osoby nosić w sobie?

         No i na końcu najaktualniejsza i jakże najwyraźniejsza wojna „krzyżowa”, która rozgrywała się przez ostatnie miesiące przed Pałacem Prezydenckim w Warszawie.  To, co tam się działo nie było tylko akcją medialną mająca na celu zwrócenia uwagi na pewne grupy osób, to była profanacja świętości.  Nie obwiniam tutaj osób, które tak zaciekle broniły krzyża, one były jedynie narzędziem w reku osób, które perfidnie ich wykorzystały, które powołując się na świętość zdeptały ją.  Potraktowały tenże krzyż, jako oręże w walce politycznej, zniesławiając i obrażając swoich politycznych przeciwników. Tym samy uczyniły z krzyża przedmiot kpin, ubrały go w karykaturalną szatę by stał się pośmiewiskiem dla całej europy. To już była wielka przesada, tym bardziej, że czyniono to z rozmysłem. 

A może ci wszyscy, którzy tak chętnie wychodzą na barykady uzbrojeni w krzyż, najpierw zastanowili się i przywołali w pamięci jego znaczenie.  Tym, którzy doznali trwałej amnezji przypominam, że krzyż dla chrześcijan jest znakiem miłości i solidarności z Bogiem, symbolem świętości, któremu należy się poszanowanie. Szacunek ten bynajmniej nie wyraża się poprzez obnoszenie się z nim, demonstrowanie jego świętości bez względu na czas, miejsce i okoliczności. Krzyża nie należy się wstydzić, ale też nie wolno wystawiać go gdzie tylko nam się to podoba. Bo przecież nie ilość krzyży ani jego wielkość świadczy o tym, jakimi jesteśmy ludźmi. Najlepiej ukryć go w własnym sercu i poprzez codzienność demonstrować jego siłę.  Pamiętajmy, że nie wszystko złoto, co się świeci.

         Dzisiaj, w sześć miesięcy po katastrofie samolotu prezydenckiego w Smoleńsku, idąc Krakowskim Przedmieściem znowu zobaczyłem wzniesiony przed bramą Pałacu Prezydenckiego krzyż. Widok ten przeraził mnie i wywołał lęk, że po raz kolejny znak miłości i wybaczenia stanie się przedmiotem walki. Obym się tym razem mylił.