JustPaste.it

Atrakcje zimowe okiem kibica

Po tym jak nastąpiła zmiana czasu z letniego na zimowy czujemy zimę wyraźnie w dużo niższych temperaturach. Chodź ten listopad cechuje się swoistą wyjątkowością.

Po tym jak nastąpiła zmiana czasu z letniego na zimowy czujemy zimę wyraźnie w dużo niższych temperaturach. Chodź ten listopad cechuje się swoistą wyjątkowością.

 

Juz czas by ciepłolubne miśki i inne termiczne niedźwiadki myślały o zapadnięciu w prawie hibernetyczny sen zimowy. To też najwyższy czas na inauguracje sportów zimowych. I żeby zimowi zawodnicy nie przespali tego momentu. Zachłyśnięci ostatnimi sukcesami na Igrzyskach Olimpijskich w Vancouver, apetyty na najbliższy sezon są bardzo wyszukane. Nastawione rzecz jasna tylko i wyłącznie na zwycięstwo. O tym, że łaska kibica, w tym również polskiego, na pstrym koniu jeździ, wiadomo nie od dzi­ś, ani też od wczoraj. Jak również to, że nie istnieje w narodzie głębokie zakorzenione poczucie bezgranicznego wsparcia dla sportowca. Zwiększa sie tylko w chwilach krótkotrwałego zwycięstwa. Do przyjęcia są również miejsca do pierwszej piątki.

Zdecydowanie gorzej może sie zadziać w momencie kilku zawodów pod rząd po za premiowana dziesiątka. Wtedy potrafi sie odsądzić od czci i wiary swego ulubieńca bądź ulubienicy, w momencie najmniejszego potknięcia. Co za tyrani! Świetnie wtedy szepcze sie stosunkowo głośno o istniejącej, krzywdzącej, niesprawiedliwej teorii spiskowej. Podejrzenie o zbyt długie tudzież niepotrzebne zgrupowanie, o brak odpowiedniego, w domyśle profesjonalnego osprzętu, o brak motywacji, czy o przepuszczeniu pieniędzy przez sponsorów.

Pokuszę sie o kontrowersyjna konkluzje, że opinia publiczna w tym jakże pięknym kraju wie wszystko, jest alfą i omegą. Gdy przechodzi tylko okazja do wytknięcia błędów, czy potknięć staja na stanowisku najlepszego eksperta i pokazuje jakie są przyczyny słabszej dyscypliny zawodników z zimowej dyscypliny. A przecież wiadomym jest jak prezentuje sie aktywność fizyczna przeciętnego Polaka.

Nasz Orzeł, Adam Małysz, z rozmachem wejdzie w lata chrystusowe, wiec chcąc nie chcąc kondycja juz nie ta. Po 10 latach swej sportowej kariery, a wiec po notabene wzlotach i upadkach, będzie trzeba pomyśleć o pójściu wreszcie na sportową emeryturę. Zastęp młodych naturszczyków napawa stonowanym optymizmem, bo ten grunt nie jest spalony, jak to jest w przypadki piłki kopanej.

Skoczkowi Stoch, Hula, Rutkowski, Żyła, Kubacki  są zdolni do tego, aby przejąć schedę po Mistrzu Adamie. Dobrze rokują na najbliższą przyszłość. Cel na ten sezon jest do zrealizowania. To zdobycie medalu Mistrzostw Świata.

Swej następczyni nie doczekała się jeszcze nasza piękna Królowa Śniegu. Justyna Kowalczyk po sukcesach podczas Igrzysk Olimpijskich w Vancouver, gdzie zdobyła trzy medale i zwycięstwo w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata w biegach narciarskich posypały się liczne oferty reklamowe. Sama skorzystała jedynie z dwóch z nich. Ale spora gaża ustawiła ją na kolejne lata. Wiek (27 lat) skłania do przemyśleń o tym, jak długo jeszcze może trwać jej sławetna kariera.

Uśmiechnięta twarz Polbanku znów będzie umiejętnie zwalczać swoje przeciwniczki – rywalki, z Marit Bjoergen w czołówce. Nie uniknione będą też konfrontacje ze sztabem norweskich lekarzy, tudzież nadal nierozstrzygnięte afery z lekami na astmę, podnoszące wydajność oddechową. Zdarza się pewnie szorstkie relacje z trenerem o skłonnościach tyrana. Pogłoski o nieumiejętnej jeździe na nartach nie są tylko czczymi pogłoskami. Sprawy zdartego gardła również będą ciekawym kaskiem medialnym.

Po okrzykniętym już fenomenalnym cudzie wyrwania 3 miejsca zespołu polskich panczenistek, utrzymanie takiego poziomu będzie wymagającym przedsięwzięciem. W przyszłości każdym kolejnym cudem będzie utrzymanie trzeciego miejsca na obojętnie jakim dystansie. Trzeba jednak uświadomić, że dyscyplina sportu, jaką jest łyżwiarstwo szybkie nigdy nie było odpowiednio dopieszczone, a o docenianiu  można mówić z rzadka.

Ot takie zwykle ściganie się. Problem w tym, że polski łyżwiarz szybki, w tym swoim opinającym stroju, nie ma gdzie trenować! Co z tego, że dostępne są tory w Sanoku, Tomaszowie, czy na warszawskich Stegnach, skoro one nadają się tylko i wyłącznie do tzw. jazdy rekreacyjnej. Dlaczego? Nigdzie indziej na świecie nie trenuję się już na otwartych stadionach. Wszystkie tytularne zawody wyższej rangi, w tym mistrzowskie, rozgrywają się na obiektach zamkniętych. Inna jest wtedy temperatura powietrza. Inna jest też temperatura lodu. Nie ma również złowrogiego wiatru, który wiejąc w oczy tudzież w plecy mógłby utrudnić płynną jazdę. Ma być pięknie pod względem widowiskowym, a niestrudzenie pod względem wykonanej pracy. O takich warunkach jak w Holandii czy w Norwegi nasi panczeniści mogą tylko pomarzyć.

Dziwicie się, że nic nie wspominam o Tomku Sikorze? Jego wyniki sportowe są raczej średnie nie umniejszając jego klasy jako człowieka. To właśnie on przekazał swój najcenniejszy olimpijski medal dla młodego sportowca który podczas treningu postrzelił się i wymaga teraz kosztownej rehabilitacji.

Mamy przed sobą sezon, w którym każdy upadek, dosłownie i w przenośni,  będzie gęsto wytykany palcami i niewybrednie komentowany. Każda, nawet najmniejsza porażka z Bjoergen czy Majdić będzie sowicie komentowana, np. że chcieliśmy Królową Śniegu to mamy itd. Kowalczyk sobie poradzi, przecież to twarda niskopienna Góralka. Polbank nie da jej zginać.

Zdecydowanie gorzej będą się miały brazowomedalowe panczenistki, którym nie uda się powtórzyć tamtego sukcesu. Bo lód był za miękki. Ci co tak mówią, niech sami założą narty i łyżwy i spróbować i spróbować przetrwać jedynie treningową rozgrywkę. Dziewczyny, trzymajcie się!

Zapowiada sie, że sezon zimowy 2010\2011 nie będzie należeć do najłatwiejszych. Powód? Zarówno zawodnicy sportowcy jak i kibice ostrzą sobie pazurki na ustrzelenie samych pudel. Samych tylko medalowych, premierowych pozycji. Jest duża szansa na pierwszy tak wielki historyczny wynik w dziejach sportów zimowych w Polsce.

Po czym przewartościujmy dawne, często wyjęte „z czapy” kryteria oceny i bądźmy realistami. Oceniajmy chłodnym, realnym okiem. I wyrzućmy wreszcie płytę ze zdartym nagraniem „A nie mówiłem”…