JustPaste.it

Demokracja - do kosza.

Demokracja w europejskim wydaniu przeżyła się.

Bo co to jest demokracja ? Rządy większości. Ale tylko w teorii. Niektóre argumenty na rzecz tezy o przeżyciu się demokracji:

 

1. Demokracja powstawała jakieś 150-100 lat temu, nie było wtedy telewizji. Siła telewizji jest tak ogromna, że by kogoś wypromować lub zniszczyć potrzebuje 2-3 tygodni. Pamiętam, że Lepper i Samoobrona wypłynęli w czasach AWS, bo telewizja była w rękach SLD (Robert Kwiatkowski), SLD chciała zniszczyć AWS więc Lepper świetnie się do tego nadawał. Każde wiadomości były pełne Leppera. Hasło „Balcerowicz musi odejść” było tylko innym wyrazem hasła „AWS musi odejść”, bo wszak Balcerowicz to sztandar AWS. Efekt ? AWS nie przekroczyła progu wyborczego. Teraz Lepper przestał być przydatny, w telewizji prawie go nie ma, niedługo kolejne roczniki wyborców nie będą kojarzyć tego nazwiska. Murzyn zrobił swoje Murzyn może odejść. Za to Buzek zdobywa najwięcej głosów w Polsce a przecież był szefem tego znienawidzonego AWS ! Jestem pewien, że gdyby dziś AWS się reaktywowała i to pod wodzą Buzka, to znowu by odniósł sukces, byle telewizja nie przeszkadzała. Jak opadł kurz bitewny to ludzie trochę zrozumieli, że po ekipie Mazowieckiego była to jak dotychczas jedyna ekipa, która chciała Polskę ulepszać a nie tylko trwać przy władzy. Nie wszystko im wyszło, ale najprostszym sposobem uniknięcia błędów jest nic nie robić. Co pokazuje po mistrzowsku PO i Tusk – nie robią nic, administrują krajem i po 3 latach nadal mają 50% poparcia, czego wcześniej nie osiągnęła żadna ekipa, ale skutecznie pomaga im w tym znowu telewizja ! Telewizja zwana jest czwartą władzą (bo klasyczny model demokracji to trójpodział władzy – ustawodawcza, wykonawcza i sądownicza), ale to błędna ocena – telewizja to pierwsza władza, potem jest długa przerwa i dopiero potem inne rodzaje władzy, razem nie znaczą tyle co telewizja. Każdy polityk to wie, stąd mają takie „parcie na szkło”. Każdy polityk wie, że „nie ważne co się o tobie mówi w telewizji, byle się mówiło” (tu nie do końca tak jest, lepiej by mówiło się dobrze, wtedy sukces jak w banku). Stąd mamy takie małpki jak Palikot – kiedyś ludzie dla rozrywki trzymali małpki, bo ich bawiły, teraz jest Palikot i cała rzesza innych.

 

2. W demokracji każdy głos liczy się tak samo. Oznacza to, że głos np. Władysława Bartoszewskiego czy innego profesora liczy się tak samo jak głos obszczymura. Tyle, że Bartoszewski jest jeden, ludzi myślących pokroju profesora jest jakaś grupa, ale obszczymurów są miliony. I to oni „wybierają” w szopce organizowanej raz na 4 lata. Nie myślą przy tym samodzielnie, tylko steruje nimi telewizja. To ja chrzanię takie reguły gry. Ja nie muszę się zgadzać z panem Bartoszewskim czy jakimś profesorem i z góry mogę się zgodzić, że mój pogląd przegra z ich poglądem w głosowaniu. Chcę tylko, by ci co głosują myśleli nad tym co robią. Ludzie pokroju Bartoszewskiego to ludzie myślący, ale są w zdecydowanej mniejszości. Większość nie myśli. Pamiętam jak w tramwaju słyszałem rozmowę dwu pań, gdzie jedna do drugiej: „ja nie będę głosowała na Wałęsę, bo on strasznie przytył”. Jak to ma być kryterium wyboru, to zabrałbym jej prawo głosu w wyborach politycznych, zostawiłbym prawo głosu w wyborach Mister Uniwersum.

 

3. Wyborca głosuje na kandydata X bo reprezentuje partię Y i w związku z tym obiecuje realizować jej program a wyborcy program partii Y się podoba. Po wyborach tenże X nagle zmienia front, idzie do konkurencji politycznej a wyborcy mówi „a teraz to możesz mnie cmoknąć w pompę przez najbliższe 4 lata”. Nie pamiętam przypadku, by taki X zachował się należycie, tzn. zrezygnował z mandatu jako przedstawiciel partii Y i stanął do ponownego wyboru pod sztandarami konkurencji. A ten kto na niego głosował może co najwyżej zrobić to co powyżej z tym cmokaniem …

 

4. Podobnie jak korporacje np. prawnicze politycy stworzyli korporację i starannie bronią do niej dostępu innym. Metodą blokowania innym dojścia do „żłoba” jest finansowanie partii z budżetu państwa – nawet najlepsza inicjatywa i grupa zapaleńców nie ma szans w kampanii przeciwko strukturze dysponującej dziesiątkami milionów z naszych podatków. Za to co się „zrzucą” nakleją 10 plakatów i tyle a każda obecna partia rozlepi ich tysiące i do tego zrobi ludziom pianę z mózgów przy pomocy telewizji. Istniejące partie „okopały się” na lata. Do tego politycy starannie unikają wprowadzenia jakiegokolwiek prawa, które mogłoby takiego „wybrańca” odwołać. Co więcej, jak się okaże, że mandat zdobył oszustwem, to go i tak nie traci. Nawet złodziejowi jak go złapią, to łup zabierają.

 

5. Bajdurzenie o samoograniczeniu demokracji jako rządów większości to mit. Jeśli nawet są jakieś prawa chroniące mniejszość, to najpierw większość musiała się na to zgodzić. I w każdej chwili może to odwołać. Nie ma żadnych w 100% skutecznych barier, by większość nie przegłosowała np. prawa, że nosiciele HIV mają być likwidowani. Jeśli brzmi to szokująco, to przypominam III Rzeszę, w której ekipa Hitlera doszła do władzy najzupełniej demokratycznie (po prostu wygrali wybory) i mieli większość za sobą, co by nie mówić. I wbrew potocznym poglądom ta większość popierała ich bardzo długo, kilka lat (Hitler doszedł do władzy w 1933 r., do 1941 roku odnosił dla Niemców takie sukcesy, że wielbili go). A co mając za sobą wolę większości naziści zrobili, to wiemy (przy okazji: mało jakoś natykam się na określenie, że naziści to byli socjaliści a przecież byli, sami zwali się narodowymi socjalistami. Czyli to co Polskę i świat „przeorało” to był socjalizm z każdej strony).

 

6. Co robi polityk po zwycięstwie wyborczym ? Realizuje to co obiecywał ? Nie, zaczyna robić wszystko, by wygrać następne wybory. Tyle, że dostał do dyspozycji cały państwowy czy choćby samorządowy aparat, który w tym celu wykorzystuje. I tylko w tym celu. Jak się trafi taki „dziwoląg” jak Buzek i zechce jednak coś zrobić zgodnie z wcześniej głoszonym programem, to kończy wiadomo jak. Tusk tego błędu nie popełnia i dobrze na tym wychodzi, a że fachowcy coraz głośniej lamentują, że nie robi się niezbędnych reform – no to co ? Po nas choćby potop …

 

A ja już nigdy w żadnym glosowaniu udziału nie wezmę i paru moich znajomych też. Istniejące reguły uwłaczają naszej godności. Niech ta hołota polityczna bawi się bez nas. Może dożyję czasów, gdy frekwencja wyborcza zejdzie poniżej 1% … pomarzyć zawsze można.