JustPaste.it

Mania wielkości

W dziedzinie upomnikowienia Polska należy do czołówki światowej, m.in. dzięki największemu na świecie pomnikowi Chrystusa w Świebodzinie. A co jeśli pierwsi okażą się ostatnimi?

W dziedzinie upomnikowienia Polska należy do czołówki światowej, m.in. dzięki największemu na świecie pomnikowi Chrystusa w Świebodzinie. A co jeśli pierwsi okażą się ostatnimi?

 

  

W listopadzie w Świebodzinie, niedaleko Gorzowa Wielkopolskiego, miała miejsce uroczystość poświęcenia największego na świecie pomnika Chrystusa Króla. Sama figura ma 36 metrów wysokości, wraz z kopcem 52, a rozpiętość ramion sięga 25 metrów. W każdym z tych wymiarów pomnik ten jest większy od figury Chrystusa z Rio de Janeiro.

9265d7f1e172353215d1d236c326ff19.jpg

Patent na rozwój

No i bardzo dobrze. Wreszcie my, Polacy, mamy jakiś rekord, wreszcie w czymś jesteśmy najlepsi. Inni mają najwyższy na świecie budynek, największy na świecie wskaźnik osób z wyższym wykształceniem, najwyższy PKB na głowę mieszkańca, najlepszą na świecie sieć dróg i autostrad itp., a my mamy największy pomnik Chrystusa i zapewne największą na  świecie liczbę pomników Jana Pawła II. Pod względem upomnikowienia o charakterze religijnym jesteśmy na pewno przodującym państwem świata, aż dziw, że na tym nie zarabiamy, że nie sprzedajemy za granicę know-how. A jeśli nie za granicę, to może w ramach kraju — jedna gmina (parafia) drugiej. Dziś to Świebodzin ma największą figurę, ale kiedy już rozwiną się pod nią handel i usługi, a ludziom będzie się żyło lepiej, to niech kolejna gmina odkupi patent i postawi sobie figurę o metr większą, a pielgrzymi i turyści tam zaczną jeździć, tam wydawać swoje pieniądze.

W średniowieczu takim patentem na bogacenie się miejscowej ludności były relikwie. Im cenniejsza relikwia w lokalnym kościele, tym więcej ludzi chciało ją obejrzeć i interes się kręcił. Mieszkańcy i przedstawiciele lokalnych władz Świebodzina nawet specjalnie się nie kryją z nadziejami na to, że figura Chrystusa przyciągnie pielgrzymów i turystów, co spowoduje rozwój lokalnego handlu i usług.

Są i inne patenty. Licheń Stary ma swoją Bazylikę Matki Bożej Bolesnej Królowej Polski, która tylko z nazwy jest bazyliką mniejszą, bo faktycznie jest jedną z największych tego typu budowli na świecie. I nie ma problemu — jak kogoś stać, niech sobie buduje. W takim Dubaju, w Zjednoczonych Emiratach Arabskich, stoi największy na świecie wieżowiec Burj Khalifa o wysokości 828 metrów. Tyle że otacza go wiele innych mniejszych wysokościowców, olbrzymie centra handlowe, ośrodki rekreacyjne, największe na świecie sztuczne wyspy, ośmiopasmowe autostrady. Jednym słowem, ta budowla pasuje do swojego otoczenia. Jest największa, ale nawet gdyby jej nie było, Dubaj byłby jednym z najbardziej pasujących miejsc na świecie do jej zbudowania. A z całym szacunkiem dla mieszkańców Świebodzina czy Lichenia, co w tych miejscowościach jest choć w części adekwatne do rozmiarów tych budowli? Chyba tyko megalomania ich pomysłodawców.

Kto wie, może niedługo ktoś wpadnie na pomysł postawienia w Polsce największego na świecie krzyża? Wcale bym się nie zdziwił.

 

Nic nowego

Nie negując aspektu religijnego — tego że pomnik ten zapewne zaspokaja jakieś uczucia religijne jego twórców oraz tych, których składki sfinansowały tę budowlę — wspomniany aspekt ekonomiczny (nadziei na rozwój, wzbogacenie się miejscowej ludności) zasługuje na szerszy komentarz. I niech to będzie komentarz biblijny z Księgi Dziejów Apostolskich. Znajdujemy tam opis pewnego wydarzenia, które miało miejsce w Efezie w czasie pobytu w tym mieście apostoła Pawła. Efez był najważniejszym centrum kultu pogańskiej bogini Artemidy, zwanej też Dianą. Miał największą jej świątynię i największy posąg.

„W owym czasie powstała niemała wrzawa z powodu drogi Pańskiej. Albowiem pewien złotnik, imieniem Demetriusz, który wyrabiał srebrne świątynki Artemidy i zapewniał rzemieślnikom niemały zarobek, zebrał ich oraz robotników podobnego rzemiosła i rzekł: Mężowie, wiecie, że z tego rzemiosła mamy nasz dobrobyt; widzicie też i słyszycie, że ten Paweł nie tylko w Efezie, lecz nieomal w całej Azji namówił i zjednał sobie wiele ludzi, mówiąc, że nie są bogami ci, którzy są rękami zrobieni. Zagraża nam tedy niebezpieczeństwo, że nie tylko nasz zawód pójdzie w poniewierkę, lecz również świątynia wielkiej bogini Artemidy będzie poczytana za nic, i że ta, którą czci cała Azja i świat cały, może być odarta z majestatu. A gdy to usłyszeli, unieśli się gniewem i krzyczeli, mówiąc: Wielka jest Artemida Efeska. I napełniło się miasto wrzawą (...). Tymczasem jedni to, drudzy owo wykrzykiwali, bo zebranie odbywało się w nieładzie, a większa część nawet nie wiedziała, z jakiego powodu się zebrali. (...) Gdy zaś pisarz miejski uspokoił tłum, rzekł: Mężowie efescy, któż z ludzi nie wie, że miasto Efez jest stróżem świątyni wielkiej Artemidy i posągu, który spadł z nieba?” [1].

Posąg bóstwa z pieniędzmi w tle — analogia jest aż nadto wyraźna. Zwraca przy tym  uwagę treść nauczania apostolskiego, przekazana niejako przy okazji przez wrogiego Pawłowi Demetriusza — że „nie są bogami ci, którzy są rękami zrobieni”.

To nauczanie nie było dla żydów i chrześcijan niczym nowym. Stary Testament zawiera nie tylko zakazy tworzenia jakichkolwiek kultowych wyobrażeń czy to Boga prawdziwego, czy bóstw fałszywych, ale nawet mowy szydercze kierowane przeciwko wytwórcom tych wyobrażeń.

Najwyraźniejszy zakaz znajduje się w drugim przykazaniu dekalogu: „Nie czyń sobie podobizny rzeźbionej czegokolwiek, co jest na niebie w górze, i na ziemi w dole, i tego, co jest w wodzie pod ziemią. Nie będziesz się im kłaniał i nie będziesz im służył (...)” [2].

Porównując Boga prawdziwego z fałszywymi bóstwami — choć właściwie nie może być między nimi żadnego porównania — psalmista pisze: „Bóg nasz jest w niebie, czyni wszystko, co zechce. Bożyszcza ich są ze srebra i złota, są dziełem rąk ludzkich. Mają usta, a nie mówią, mają oczy, a nie widzą. Mają uszy, a nie słyszą, mają nozdrza, a nie wąchają. Mają ręce, a nie dotykają, mają nogi, a nie chodzą, ani nie wydają głosu krtanią swoją” [3].

A już charakter wręcz szyderczy — widać nic innego już do ludzi nie docierało — ma mowa Izajasza: „Wytwórcy bałwanów są w ogóle niczym, a ich ulubione wytwory są bez wartości (...). Któż wytwarza bóstwo i odlewa bałwana, który na nic się nie zda? Oto wszyscy jego towarzysze narażają się na wstyd (...). Kowal wytwarza je pracując przy żarze węgla, nadaje mu kształt uderzeniami młota i robi go za pomocą swojego ramienia; gdy jest głodny, traci siłę, gdy nie pije wody, omdlewa. Snycerz rozciąga sznur, kreśli zarysy czerwonym ołówkiem, wycina go dłutem, wymierza go cyrklem i wykonuje go na podobieństwo człowieka, jako piękną postać ludzką, która ma być ustawiona w domu, narąbie sobie cedrów lub bierze cyprys albo dąb (...). Te służą człowiekowi na opał, bierze je, aby się ogrzać, roznieca także ogień, aby napiec chleba. Nadto robi sobie boga i oddaje mu pokłon, czyni z niego bałwana i pada przed nim na kolana. Połowę jego spala w ogniu, przy drugiej jego połowie spożywa mięso, piecze pieczeń i je do syta, nadto ogrzewa się przy tym i mówi: Ej, rozgrzałem się, poczułem ciepło! A z reszty czyni sobie boga, swojego bałwana, przed którym klęka i któremu oddaje pokłon, i do którego się modli, mówiąc: Ratuj mnie, gdyż jesteś moim bogiem! (...) i nikt nie ma tyle poznania i rozumu, aby rzec: Jedną jego połowę spaliłem w ogniu i na jego węglach napiekłem chleba, upiekłem też mięso i najadłem się, a z reszty zrobię ohydę i będę klękał przed drewnianym klocem?” [4].

Niestety w czasach już głęboko poapostolskich Kościół rzymskokatolicki usunął z katechizmowych wersji dekalogu drugie przykazanie zakazujące kultu obrazów i posągów. Dlatego dziś wielu wierzących rodaków cieszy się — w swej niewiedzy i błędzie — z pierwszeństwa w dziedzinie pomnikowej pobożności, nie bacząc, że Jezus, którego czczą w sposób, o który wcale nie prosił, ostrzegał, że pierwsi będą ostatnimi [5].

Olgierd Danielewicz 

 

[1] Dz 19,23-29.32-35. [2] Wj 20,4-5. [3] Ps 115, 3-7. [4] Iz 44,9-19. [5] Zob. Mt 20,16.

 

[Artykuł ukaże się w miesięczniku "Znaki Czasu" 12/2010].

 

Autor: Olgierd Danielewicz