JustPaste.it

O (nie)naturalności naturalnych ekosystemów

Każdy organizm zmienia środowisko w którym żyje. Każdy.

Każdy organizm zmienia środowisko w którym żyje. Każdy.

 

Każdy organizm zmienia środowisko w którym żyje. Każdy. Bill Mollison określił to w ten sposób:

Everything gardens

Wszystko (co żyje – dopisek W.M.) uprawia ogrodnictwo

W czasie pisania kilku poprzednich wpisów wielokrotnie używałem słowa „naturalny” w kontekście pisania o ekosystemach i zbiorowiskach roślin. Także tych zarządzanych przez ludzi (lasach, łąkach, pastwiskach i o zgrozo – polach!). Z każdym kolejnym „naturalnie” napisanym słowem czułem coraz większy zgrzyt. „Naturalność” w odniesieniu do ekosystemów na który człowiek ma jakikolwiek wpływ, to jedno z tych pojęć o którego znaczenie lepiej nie pytać. Tak samo zresztą jak „efektywność państwa” czy  rasę koni – lepiej nie pytać bo kto pyta może potem intelektualnie i emocjonalnie mocno błądzić.

Rodzaje ekosystemów

Dość łatwo jesteśmy w stanie określić czym jest ekosystem sztuczny – to ekosystem w którym ingerencja człowieka jest „znaczna”, w tym sensie, że wpływa on istotnie na występujące na danym obszarze gatunki roślin, zwierząt, grzybów i innych organizmów. Czy wszyscy tu obecni zgadzają się z tą definicją*? Współcześnie występujące przykłady to chociażby: pola, intensywnie użytkowane sady konwencjonalnie, większość ogrodów, plantacje drzew, ulepszone pastwiska (nawożone, napowietrzone, meliorowane, podsiewane..). Oddziaływanie człowieka na te środowiska jest niemal… totalny, bo czyż nie jest władzą totalną móc decydować o tym, że nieodpowiadająca nam roślina czy zwierzę zostanie wybite, do nogi? Pal licho zwierzę i rośliny – z naszą totalną władzą możemy również być panami bakterii, grzybów i wirusów, choć te jeszcze czasami się buntują.

Ekosystemy półnaturalne to środowiska w które ingerencja człowieka jest „mniejsza” -  nie tak częsta i/lub nie tak intensywna, choć ta ingerencja zachodzi. Ten wpływ również określę jako oddziaływanie na występujące na danym obszarze zwierzęta, rośliny, grzyby, bakterie, wirusy i inne organizmy. To chyba również dobra definicja*? Przykłady to ekstensywnie wypasane pastwiska górskie, większość lasów w Polsce.

Ekosystemy naturalne to takie, w które człowiek nigdy nie ingerował.  Wszyscy się zgadzają*? Przykłady, które przychodzą mi do głowy to: okolice Południowego Koła Podbiegunowego. To by było chyba na tyle. O tzw. pierwotnej puszczy nietkniętej ręką człowieka w Polsce (świetny wpis, polecam przeczytać) pisał wcale niedawno Pan Jacek Kobus.
No tak, ale przecież jest jeszcze Puszcza Amazońska, ona jest chyba dziewicza? Nie do końca – i ona została swego czasu wzięta (w użytkowanie) przez człowieka. Dowodem na to jest chociażby występowanie gleb pochodzenia antropogenicznego czy odpadów. Chyba, że uznamy, że jakieś inne istotny niż ludzie dysponują technologią wytwarzania naczyń glinianych – rozważania z dziedziny science fiction zostawimy jednak na inną okazję.

1fde7530a4d58da4aa67298b4c03b2d9.jpg

Kitawańczycy – współcześni łowcy-ogrodnicy, którzy jak wszystkie organizmy zmieniają ekosystem w którym egzystują.

Co jest nie tak z koncepcją (nie)naturalności ekosystemów?

Podstawową kwestią, która sprawia, że określenia „naturalny” i „nienaturalny” względem ekosystemów jest tworzenie zupełnie sztucznego podziału. Linią demarkacyjną jest działalność człowieka. Opieranie definicji naturalności o człowieka oznacza, że człowiek nie jest częścią natury, że on jest z samej swojej natury „sztuczny”, inny niż „natura”. Skoro wszystko czego dotknie zmienia się w sztuczność a im więcej czegoś człowiek dotyka tym bardziej sztuczne to coś się staje, to chyba nie można uznać, człowieka za część tego świata, za część natury? Siłą rzeczy zatem człowiek musi być „nie z tego świata”.

O ile wielu ludziom (chrześcijanom np.) w zupełności nie przeszkadza taki dualizm – patrz słowa, które wg. Biblii Bóg rzekł do ludzi:

Po czym Bóg im błogosławił, mówiąc do nich: Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, abyście zaludnili ziemię i uczynili ją sobie poddaną; abyście panowali nad rybami morskimi, nad ptactwem powietrznym i nad wszystkimi zwierzętami pełzającymi po ziemi” (Rdz 1, 28)

W tym podejściu widać wyraźnie jaka została ludziom wyznaczona rola – zarządców i „zwierzchników” – o żadnym „powrocie do natury” nie może być zatem mowy. To moim zdaniem dość jasno z tego fragmentu wynika**. Dla osób nie uznających Biblii za źródło moralności (a chyba takich czytających ten artykuł jest sporo) czy chociażby osób uważających człowieka za część natury oczywiście taki podział ekosystemów wg kryteriów działalności człowieka musi być… co najmniej kłopotliwy do zaakceptowania. Skoro jesteśmy częścią Natury, to logiczne jest, że konsekwencje naszego działania również muszą być „naturalne”, także te prowadzące do zmieniania ekosystemów. Ba, nawet do ich „naturalnej” degradacji! Roundup, wypuszczanie do środowiska GMO, wylesiania powinny być zachowaniem „naturalnym” i oczywiście w jakimś sensie są.

Że nie są to tylko farmazony „ekologicznego” blogera przedstawię na moim ulubionym przykładzie zwierząt innych niż ludzie, które również drastycznie zmieniających środowisko – bobrów. Bóbr to dla przeciętnego miejskiego ekologa bardzo sympatyczne zwierzątko. Ma pokryty łuskami ogon (dlatego mnisi w średniowieczu mogli zjadać go nawet w piątek – tak przynajmniej wynika z książki A. Sapkowskiego „Boży bojownicy”), ma tez ładne futerko oraz duże i ostre zębiska, które (jak każdemu  gryzoniowi) cały czas mu rosną, więc musi je nieustannie ścierać poprzez rzucie i gryzienie. Bóbr zęby ma duże, więc i na byle trawie czy korzonku ich nie ściera a na drzewach. Oprócz swej bobrzej postury ważne jest również by poznać bobrzy sposób życia. Ma on zakodowanie w swej bobrzej głowie by budować tamy. Nie robi on tego jednak, bo czuje pęd do tworzenia Wielkich Budowli Socjalizmu, a robi to z powodów bezpieczeństwa – odpowiednio zbudowana tama sprawia, że okoliczne tereny zostaną zalane, więc i potencjalni miłośnicy bobrzych młodych będą mieli utrudnione zadanie by się do nich dobrać. Niektóre bobrze konstrukcje osiągają naprawdę imponujące rozmiary. Największa istniejąca dotychczas ma 850 metrów długości.  Zalany obszar lasu ma zwykle powierzchnię od kilkudziesięciu arów do kilkudziesięciu hektarów. Zwykle działalność bobrów nie ograniczają się tylko do wyciętych przez nie drzew, często skutkiem ubocznym padają hektary zalanych lasów, które często giną z powodów braku powietrza w strefie korzeni które zostało wyparte przez wodę.

Z tej strony patrząc bobry to wandale, którzy niszczą las. Jest to jednak spojrzenie jednostronne, bo natura nie znosi próżni. Gnijące w pozycji pionowej drzewa stają się rajem dla rożnych grzybów czy mchów. Gdy w końcu zostaną powalone (co może zająć kilkanaście i więcej lat), zalany zbiornik prawdopodobnie już nieco się wypłycił, bobry ruszają z konieczności w inne miejsce). Dawny pierwotny las ustępuje miejsca szuwarom – a to m.in. środowisko gniazdowania wielu gatunków ptaków, w tym również takich, które w lesie nie występują. Z czasem sukcesja ekologiczną postępuje i szuwary ponownie zmieniają się w las… Cały cykl – od „zniszczenia” do powrotu na dany teren lasu klimaksowego (najbardziej „dojrzałego” jak to możliwe na danym obszarze) trwać może kilkaset lat.

Jeziora stworzone przez bobry mają tendencję do wypłycania się z powodu osiadania w nich mułów niesionych z górnego nurtu rzeki/strumienia. Z czasem wypłycanie zajdzie tak daleko, że jezioro nie daje bobrom pożądanej ochrony przed drapieżnikami więc bobry przenoszą się w inne miejsce. Powoduje to, że dzięki bobrzej destrukcji występuje dużo różnorodnych środowisk – od świeżo „zniszczonego” lasu po szuwar, łąkę  i las przejściowy i znowuż las klimaksowy… Z destrukcji bobrów korzystają m.in.:

  • ryby
  • wydry
  • ptaki
  • owady
  • ludzie – z racji zamulania się zbiornika i napowietrzania się wody, ta po przejściu przez tamę staje się czystsza

Co zatem jeśli człowiek zmienia środowisko?

Człowiek też zwierzę, więc musi zmieniać środowisko w którym żyje. Z której strony by nie patrzeć  (chrześcijanina albo „naturalisty”) człowiek powinien móc zmieniać środowisko i powinno być to naturalne i akceptowalne.

Istnieje jeszcze trzecia opcja, wyznawana przez niektórych „ekologów” – to pogląd człowieka-wrzoda (na zdrowym ciele Natury). Wrzoda, którego dla dobra Natury trzeba przeciąć i się pozbyć. Koncepcja człowieka pasożyta po bliższym przyjrzeniu nie okazuje się taką inną opcją – to odmiana opcji pierwszej. O ile u chrześcijan człowiek ma pozycję „w zarządzie”, to u eko utopistów jego status jest niższy niż przeciętnego psa, motylka czy chrabąszcza.

Jak zatem zmieniać ekosystemy?

Sam fakt, że jakiś proces jest naturalny nie oznacza, że jest on dobry (przynajmniej z antropocentrycznego punktu widzenia). Skoro zmieniać ekosystemy musimy to w jaki sposób zmieniać je powinniśmy?

  1. Rozsądnie byśmy tego ekosystemu nie degradowali, by przyszłe pokolenia mogły również korzystać z jego zasobów
  2. W miarę możliwości dbajmy o bioróżnorodność – chociażby z antropocentrycznego punktu widzenia może się to nam opłacać – bioróżnorodność zapewnia stabilność ekosystemom, większą produktywność oraz może stanowić źródło nowych leków.
  3. Czynić je bardziej produktywnymi (nie zawsze jest taka potrzeba)

Przykłady pozytywnie zmienionych ekosystemów

  • Bogate w gatunki roślin i zwierząt łąki wysokogórskie w Polsce gdy przestało się opłacać wypasać owce zaczęły porastać dość mało wartościowym (z biologicznego punktu widzenia) lasem.
  • Zachwaszczone lasy odroślowe tworzą zwykle ekosystemy bogatsze i bardziej bioróżnorodność niż te naturalne.
  • Prerie stworzone przez Indian północnoamerykańskich
  • Puszcze czy leśne ogrody tworzone przez łowców-ogrodników w Ameryce Południowej

Jak zwykle zapraszam do dyskusji.

*Jeśli nie to proszę zaproponować lepszą w komentarzach

**Moja znajomość teologii jest dość marna, jeśli ten fragment należy/można inaczej interpretować proszę również o komentarz

 

Źródło: http://permakultura.net/2010/11/24/o-nienaturalnosci-naturalnych-ekosystemow/

Licencja: Creative Commons - użycie niekomercyjne - bez utworów zależnych