JustPaste.it

Za naszą i waszą

Czyli o prawdziwej wolności i nowym dniu wolnym od pracy

Czyli o prawdziwej wolności i nowym dniu wolnym od pracy

 

Polacy znani są z umiłowania wolności, własnej i cudzej. Za „naszą i waszą” biliśmy się niemal wszędzie. Niedawno w Iraku, a jeszcze dziś bijemy się w Afganistanie (choć można odnieść wrażenie, że bez większego zrozumienia i wdzięczności ze strony „wyzwalanych”). Naszą wolność polityczną odzyskaliśmy ponad dwadzieścia lat temu. Na tym froncie mamy, jak się wydaje, spokój, umocniony jeszcze przystąpieniem do NATO i Unii Europejskiej.

Tylko czy o taką wolność nam do końca chodziło? Nie wszyscy z nas i nie ze wszystkich przemian są zadowoleni. Wcześniej nie wolno nam było wielu rzeczy. Nie mieliśmy na przykład swobody podróżowania po świecie. Dziś teoretycznie wolno podróżować, gdzie tylko chcemy, ale... za co? Pracy nie przybyło, a wręcz ubyło; często trzeba jej szukać poza granicami naszego kraju. Wolno nam mieszkać w nowych pięknych mieszkaniach, ale za cenę oddania się w niewolę bankom. Zamiast o chleb powszedni miliony kredytobiorców modlą się więc: stabilny kurs franka, daj nam Panie, najlepiej przez następnych dwadzieścia lat. 

Te słowa nie są wcale tęsknotą za poprzednim systemem, ale prostym stwierdzeniem, że jak dotąd nie wymyślono jeszcze takiego systemu politycznego, który zapewniłby ludziom wolność nie tylko w teorii, ale i praktyce; nie tylko polityczną, ale  również choćby tę ekonomiczną.

Problem ze zrozumieniem prawdziwej wolności miał też naród izraelski w czasach Jezusa. Izrael był wtedy faktycznie pod rzymską okupacją. Nadzieje na pojawienie się Mesjasza, Wyzwoliciela były bardzo silne. I się pojawił — w Betlejem. Jego status jako nowego króla Izraela potwierdzili mędrcy przybyli ze Wschodu, by mu się pokłonić [1]. Wiele lat później Jezus w synagodze przeczytał publicznie słowa wskazujące na cel Jego   misji: „Duch Pański nade mną, przeto namaścił mnie, abym zwiastował ubogim dobrą nowinę, posłał mnie, abym ogłosił jeńcom wyzwolenie, a ślepym przejrzenie, abym uciśnionych wypuścił na wolność” [2].

Jego misją było przynieść zniewolonym wolność. Ale nie polityczną — bo nie walczył z Rzymianami, ani do takiej walki nie wzywał. Nie chodziło też Mu o wolność ekonomiczną — bo nie wzywał panów do wyzwalania niewolników czy podniesienia najniższych wynagrodzeń. Wolnością, którą chciał przynieść najpierw swojemu ludowi, a potem nam wszystkim miała być wolność duchowa, od grzechu i strachu przed śmiercią. Przez swoją śmierć i zmartwychwstanie Jezus pokonał „tego, który miał władzę nad śmiercią, to jest diabła” i wyzwolił „wszystkich tych, którzy z powodu lęku przed śmiercią przez całe życie byli w niewoli” [3].

Jezus wiedział, że dopiero taka wolność pozwala ludziom cieszyć się każdą inną wolnością — bez niej każda inna rozczarowuje. Szkoda, że tak wielu tego nie rozumie. Cieszymy się, że wolno nam robić wszystko, czego nam prawo nie zabrania, ale nie wiedzieć kiedy popadamy w niechcianą niewolę, na przykład. Ostrzegał przed tym już apostoł Paweł: „Wszystko mi wolno, ale nie wszystko jest pożyteczne. Wszystko mi wolno, lecz ja nie dam się niczym zniewolić” [4].

Zmieńmy nieco temat, luźno przechodząc od wolności do wolnych dni, a właściwie nowego dnia wolnego — 6 stycznia, święta Trzech Króli. To jedno z najstarszych świąt chrześcijańskich, bo znane w Kościele zachodnim od połowy IV w n.e. Upamiętnia objawienie się mędrcom ze Wschodu nowo narodzonego żydowskiego króla. Stąd nazywa się je również świętem Epifanii, czyli Objawienia. Faktycznie ewangelie nie mówią nic o królach, tylko mędrcach, ani o ich liczbie, ale skoro złożyli trzy dary (mirrę, kadzidło i złoto), przyjęło się, że było ich trzech. Od średniowiecza zaczęto ich nazywać imionami: Kacper, Melchior i Baltazar.

Z ustanowieniem tego święta przez sejm dniem wolnym od pracy wiąże się bardzo interesująca, a mało znana kwestia dotycząca relacji państwowo-kościelnych. Ustanawiając ten nowy wolny dzień, sejm naruszył bowiem konkordat między Stolicą Apostolską i Rzeczpospolitą Polską. Strony uzgodniły w nim mianowicie, które z katolickich dni świątecznych będą jednocześnie dniami wolnymi od pracy. Pośród siedmiu wymienionych w art. 9 ust. 1 dorocznych świąt nie ma święta Trzech Króli. A ust. 2 mówi wręcz, że rozszerzenie tego wykazu może nastąpić po porozumieniu układających się stron, czyli po nowelizacji konkordatu [5]. Nie zauważyłem, żeby do takiej nowelizacji doszło. Z przykrością należy stwierdzić, że polski sejm kolejny już raz w relacjach państwowo-kościelnych złamał prawo. Źle to wróży przyszłości tych relacji. Duży Kościół jak zwykle sobie z tym poradzi, ale co z mniejszymi Kościołami i związkami wyznaniowymi, kiedy kolejny raz władzy przyjdzie ochota zmienić ustawy ich dotyczące bez wymaganego prawem uzgodnienia tych zmian z nimi?

Andrzej Siciński

 

[1] Zob. Mt 2,1-12. [2] Łk 4,18. [3] Hbr 2,14-15. [4] 1 Kor 6,12. [5] Zob. art. 27 konkordatu.

 

 

[Artykuł ten ukazał się jako artykuł wstępny w miesięczniku „Znaki Czasu” 1/2011].