JustPaste.it

Szczepionka antyhazardowa

Przeciwnicy hazardu mogą się cieszyć - obroty branży maleją. Ale maleje też zasilanie budżetu podatkami z tej działalności.

Przeciwnicy hazardu mogą się cieszyć - obroty branży maleją. Ale maleje też zasilanie budżetu podatkami z tej działalności.

 

W ostatnim dniu 2010 roku "Puls Biznesu" opublikował tekst Dawida Tokarza "Hazard przegrywa z nowym prawem", z którego wynika, iż oddziaływanie przepisów znowelizowanej ustawy "hazardowej" jest niezwykle skuteczne, jest ona wręcz "szczepionką antyhazardową". Obroty branży hazardowej w 2010 roku spadły o jedną czwartą z ponad 20 w 2009 do nieco ponad 15 miliardów złotych w roku 2010. Oczywiście najbardziej ucierpieli organizatorzy gry na "jednorękich bandytach" - automatach o niskich wygranych - tu spadek obrotów był największy i to nie tylko z powodu stopniowego wygasania licencji, ale przede wszystkim ogromnego wzrostu opodatkowania - szczegóły w artykule Dawida Tokarza.

O ile spadek obrotów w branży automatów był w 2010 roku do przewidzenia, ewentualnie można było dyskutować nad jego wielkością, o tyle zupełnie nie było jasne, jak nowa sytuacja prawna wpłynie na obroty państwowego monopolisty w grach liczbowych i loteriach pieniężnych - Totalizatora Sportowego. Wiele wskazuje na to, iż zarząd tej jednoosobowej Spółki Skarbu Państwa liczył na wzrost sprzedaży wywołany przepływem graczy od likwidowanych automatów do zupełnie nie dotkniętych restrykcyjnymi przepisami ustawy lottomatów Totalizatora. Prawdopodobnie było to jednym z  ważniejszych powodów utrzymywania wysokiej ceny zakładów w całym 2010 roku po podwyżce z jesieni 2009 r. szczególnie dotkliwej w sztandarowej grze - LOTTO (z 2 na 3 złote).

 Z upływem kolejnych miesięcy roku okazywało się jednak, że były to płonne nadzieje, a spadek obrotów dotknął również Totalizator Sportowy. Jest to spadek wprawdzie zdecydowanie mniejszy, niż w całej branży, bo około 15 procentowy, jednak jest też równocześnie procentowo największym od początku transformacji ustrojowej, czyli od 1991 roku i w przypadku sztandarowej gry LOTTO wynosi około 22 procent (do 1,39 mld. zł.), co oznacza cofnięcie się do poziomu mniej więcej obrotów 2005. roku. W innych grach było podobnie: w grach MULTI MULTI i KENO o około 15%, a w reaktywowanym Twoim Szczęśliwym Numerku pod nową nazwą JOKERA nawet o około 37 procent. Wzrost obrotów można odnotować tylko w grze MINI LOTTO (dawniej Express Lotek), w której - jako jedynej - nie została zmieniona niska cena zakładów, co jednoznacznie wskazuje na przyczynę ubiegłorocznej porażki Spółki - zupełne przeliczenie się zarządu co do skutków podwyżki tej ceny ( "eksperci" Totalizatora ponoć prognozowali w związku z podwyżką w LOTTO 17 procentowy wzrost sprzedaży w tej grze).

Niewątpliwie spadek obrotów w branży hazardowej ucieszy przeciwników hazardu i w odniesieniu do automatów można to odczucie podzielać, ponieważ była to w znacznej mierze "szara", a nawet "czarna" strefa działalności gospodarczej. Niekoniecznie natomiast można się cieszyć ze spadku obrotów Totalizatora Sportowego, który trudno podejrzewać np. o przekręty podatkowe, a jest dla budżetu prawdziwą kurą znoszącą złote jaja, ponieważ zasila ten budżet miliardowymi kwotami opodatkowania z różnych tytułów, oraz ostatnio także dywidendy. Brak, a w każdym razie niewielki przepływ graczy od automatów do lottomatów Totalizatora i praktycznie odmowa płacenia wyższych cen zakładów tej Spółce (o prawie połowę spadła ilość zawieranych zakładów!) może świadczyć o tym, że my Polacy nie jesteśmy specjalnie nałogowymi hazardzistami i w nowej sytuacji raczej rezygnujemy z hazardu, niż szukamy innych jego możliwości . Ciekawym zjawiskiem jest także to, że największy spadek ilości zawieranych zakładów (nawet o 75 procent!) wystąpił w LOTTO w edycjach tej gry z dużymi, wielokrotnymi kumulacjami puli na główną wygraną. Wygląda na to, że coraz częściej i powszechniej nad emocjami wywołanymi możliwością wygrania kilkunastu milionów złotych zaczyna brać górę zimna kalkulacja uwzględniająca nikłe szanse wygranej i wysoki koszt udziału w grze. Jednak gry liczbowe Totalizatora Sportowego to jedna z rozrywek, z której tak do końca raczej nie zrezygnujemy, chociaż mamy jej mniejszą potrzebę, niż np. Włosi z ich rekordowym w Europie Superenalotto - grą z tzw. niską wygrywalnością, czyli po prostu bardzo małymi szansami na główne wygrane, skąd się biorą wielomilionowe ich kwoty - po rozbiciu banku.

Pomysł z Superenalotto zapowiada skopiować obecny zarząd Totalizatora, wprowadzając jej polską wersję na nasz rynek hazardowy. Nie wróżę temu pomysłowi sukcesu, ponieważ dla uzyskania kumulacji kilkudziesięciu milionów złotych (bo takie być może dopiero "ruszyłyby" graczy) przy takiej, jaka jest, głębokości polskiego rynku konieczne byłyby wysokie ceny zakładów i prawdopodobnie takie będą sądząc po dotychczasowych inklinacjach zarządu TS. A wysokie ceny ograniczą dostęp i zaangażowanie graczy w grę, co z kolei wydłuży czas kumulacji wielkich pul i wyrobi nowej grze markę "niewygrywalnej". Na dodatek polskie Superenalotto stanowić będzie wewnętrzną konkurencję dla LOTTO. Krótko mówiąc będzie to kolejny, po 5-cio minutowym KENO i przeróbce "Numerka" w JOKERA - kompletnie nietrafiony eksperyment. Najwyraźniej jednak ten zarząd Spółki tak już ma, a właściwie nie ma "ręki" do nowych gier.

Nie mniej o obroty Spółki w 2011 roku, po ogromnym, 15 procentowym spadku w 2010 (zresztą drugi rok z rzędu, bo w 2009 spadły też o około 5 procent) prawdopodobnie wzrosną - ponieważ odbicie się z tak niskiego poziomu będzie stosunkowo łatwe. I być może zarządowi o to właśnie chodziło - raz, a dobrze obniżyć obroty, by przez parę kolejnych lat mieć "sukcesy" w postaci niewielkich przyrostów obrotów w stosunku do roku poprzedniego. Jakoś bardzo przypomina mi to praktyki PRL-owskie tych dyrektorów przedsiębiorstw, którzy chcieli spokojnie egzystować na swoich stołkach, wpisuje się zresztą znakomicie w preferowany przez rządzącą PO sposób zarządzania gospodarką - a to, że do już raz osiągniętego poziomu obrotów trzeba będzie dochodzić przez parę lat nie będzie się liczyć wobec możliwości pijarowskiego wskazywania, że "przecież nam rośnie".

Zresztą wiele wskazuje na to, że zarząd Spółki jest rozliczny nie tyle za to, jak zarabia pieniądze, tylko za to jak i czy "właściwie" je wydaje, np. na kompletnie zbędny lifting studia losowań, który w żadem sposób nie wpłynął na uatrakcyjnienie losowań, a nawet wręcz przeciwnie - elementy grafiki komputerowej utrudniają obserwację prawidłowości tych losowań . Najlepiej jakość tego liftingu podsumowują emitowane podczas losowań efekty dźwiękowe, bardziej podobne do jęków zawodu, niż entuzjazmu, który ponoć wyraża jakaś wirtualna, bo nieobecna w studiu publiczność.

Krzysztof Płocharz