JustPaste.it

Wspominki szalonej matki

I po maturze. Teraz już tylko czekamy na wyniki. Zdana? Nie zdana ? Nie ważne. Jutro jedziemy z Lejdisami w Tatry. W końcu za calutki rok czekania należy się nam.

I po maturze. Teraz już tylko czekamy na wyniki. Zdana? Nie zdana ? Nie ważne. Jutro jedziemy z Lejdisami w Tatry. W końcu za calutki rok czekania należy się nam.

 

magi  
 Z lubością pakuję sprzęt w plecak i…  zapominam o spóźniającym się tydzień okresie. Nic nie zepsuje tego wyjazdu. Godzina 4:00 nad ranem nie jest wymarzoną porą na pobudkę. Wstawanie ostatnio jest coraz trudniejsze (to chyba z lenistwa). Dworzec PKP o tej porze śpi. Biegniemy na pociąg. Jak zawsze ledwo zdążyłyśmy, nie ma co zmieniać tradycji wyjazdowej.

   Zakopane. Wysiadamy na dworcu i idziemy do pensjonatu, po drodze czuję jedzenie. Wszędzie jedzenie! Nie mogę się powstrzymać – kupuję gyros, chociaż nigdy za nimi nie przepadałam. Dziwne…
Dziś już na szlak nie pójdziemy, więc przebieramy się w pokojach i idziemy na Krupówki. Oczywiście musi być grzane wino i moskale. Znowu jestem głodna. Lejdisy śmieją się z mojego apetytu, nigdy nie miałam go za dużego, więc to jakaś odmiana. Najedzone wracamy do pensjonatu. Rano pobudka i idziemy na Giewont.
   Dziewczyny budzą mnie ponad 40 minut, nie potrafię się podnieść, to chyba ten grzaniec tak mnie dobił. Zbieram się bardzo długo i dziękuję Blondynie za wzięcie prostownicy do włosów. Swoją drogą, kto zabiera w góry prostownicę??? Plus taki, że nie będę straszyć na szlaku.
   Bus do Kuźnic i ruszamy na szlak. Idzie mi się ciężko, chociaż kondycję mam najlepszą z naszej czwórki. 6 treningów w tygodniu siatkówki i juijuitsu do tej pory dawały pożądany efekt.
   Uff, schronisko na Kondratowej. Wody i jeść! Znowu jestem głodna, to zaczyna być dziwne. Wchodzimy do schroniska, żebym mogła coś zamówić. Zagroziłam, że nie idę dalej dopóki nie zjem czegoś dobrego. Czuję jajecznicę – mymmm pachnie pysznie. Muszę ją zjeść, już, zaraz! Zamawiam, a uroczy szef schroniska mówi, że to były ostanie jajka i więcej nie ma. Jajecznica trafia do turysty siedzącego przy oknie. Zaczynam ryczeć. Łzy jak grochy leją mi się po policzkach (wariactwo!), bo nie dostanę tej cholernej jajecznicy, a ja muszę ją zjeść, już, teraz, zaraz! Mam ochotę pogryźć gościa, który patrzy na mnie i jest posiadaczem MOJEJ jajecznicy! Lejdisy stoją w osłupieniu, patrząc to na mnie, to na typa z jajecznicą. Szalona nie wytrzymuje napięcia. Informuje gościa, że jestem w ciąży i to, co wyprawiam to objawy ciąży i naprawdę muszę zjeść choć trochę tej jajecznicy. Kocham ją za talent do wymyślania na szybko dziwnych argumentów. Właściciel jajecznicy patrzy na moją zaryczaną twarz (chyba rzeczywiście wyglądam nie ciekawie) i prosi o drugi talerz. Mam ochotę go wyściskać. Zjadam pół jajecznicy, płacę uczynnemu turyście i czuję się jak młody bóg. Mogę poprowadzić dziewczyny dalej. Na szczycie dziękuję Szalonej za dobry blef. Patrzy na mnie i oznajmia, że po zejściu na dół idziemy kupić test ciążowy, bo to, co się ze mną dzieje, wygląda jej na ciążę. Prawie spadłam ze szczytu, tak się uśmiałam. Ja i ciąża… Rozmnażanie to ja akurat mam opanowane. Matura z biologii w końcu zdana.
   Lejdisy przypatrują mi się podejrzanie, ale skoro nie napadam nikogo w celu pochłonięcia jego kanapek schodzimy do Kuźnic. Busem jedziemy na Krupówki. Znowu chce mi się jeść. Musimy zrobić zakupy, więc mój głód nie wzbudza zainteresowania. Kupuję kilogram parówek. Czuję, że nie wytrzymam do pensjonatu. Zaczynam jeść zimne parówki na Krupówkach. Turyści przyglądają mi się dziwnie. Szalona i Basia mówią, że idą kupić jeszcze kilka rzeczy. Siedzę z Blondyną. W ciągu 20 minut udaje mi się pochłonąć cały kilogram parówek i zapić 2 litrami coli. Wracają Lejdisy. Szalona i Basia dają mi pudełko z testem ciążowym i każą czytać. Śmieję się do rozpuku, myśląc, że to kolejny szalony pomysł Lejdisów. Z tej uciechy mówię, że idę do Mc’Donalda nasikać w odpowiednie miejsce na teście ciążowym. Dobry humor mnie nie odstępuje. Nigdy testu nie robiłam, będzie zabawa. Ja do łazienki, wariatki za mną. Robię test ciążowy i nabijam się z dziewczyn i ich nienormalnego pomysłu o ciąży. Wychodzę z posikaną tekturką w ręce i pokazuję. Śmiejemy się we cztery i wychodzimy. Blondyna patrzy na test i pyta… co znaczą dwie kreski? Brak ciąży, oczywiście! Blondyna sprawdza w instrukcji i mówi, że dwie kreski to ciąża. We trzy nabijamy się z naszej przyszłej pani prawnik i jej czytania ze zrozumieniem. Czytamy na głos. Blondyna ma rację…
   Robi mi się słabo. Dostaję mega kopa, biegnę do apteki i kupuję kolejne 4 testy. Wracamy do Mc’a i sikam na te papierki. Na trzeci brakuje mi już siusiek, więc Basia biegnie po colę, żebym zrobiła jeszcze te dwa. Cztery z dwoma kreskami, ostatni z jedną. I tego będę się trzymać! Ja w ciąży? Nie możliwe.
Wracamy do pensjonatu. W kolejnych dniach czuję się lepiej, więc zaliczamy Orlą, Świnicę i Kasprowy, tylko męczę się okrutnie. Dziewczyny nie narzucają szybkiego tempa, więc jakoś wyrabiam.
Niedziela wieczór. Wracamy do domu. Tydzień szybko minął. Jutro rano wizyta u ginekolożki po receptę na pigułki anty.
   Wizyta, jak zawsze, w środku nocy (9 rano to nie jest pora na wizyty lekarskie), ale tylko tę godzinę Pani doktor miała wolną, a ja już dziś muszę zacząć następne opakowanie tabletek. Kontrolne badanie USG. Konsternacja na twarzy lekarki nie wróży niczego dobrego. Pyta o ostatnią miesiączkę. Była 5 tygodni temu. Słowa „jest pani w ciąży” wgniatają mnie w fotel. Cholera jasna! Jak to możliwe? Kiedy? Jak? Pytam chyba z 20 minut. Dochodzimy do punktu, kiedy mogło dojść do zapłodnienia. Łączenie tabletek anty i antybiotyku dało efekt – ciąża.

geminis


   Jak ja powiem rodzicom i K.? Co ze studiami? Siedzę w parku i ryczę. To przecież nie możliwe! Nie ja. Ja nie chcę! Piszę sms’a do K.: „będziesz tatą”. Oddzwania od razu. „Wiem. Bardzo się cieszę. Kocham cię!” Wcale nie pomaga. Dzwonię do mamy i proszę, żeby się ze mną spotkała. Umawiamy się na kawę. Pokazuję kartę ciąży. Mama w szoku, pyta tylko „co chcesz dalej zrobić?”. Znowu wyję, nie wiem czego chcę. Plany wychowania fizycznego na AWF’ie legły w gruzach.
   Mam mętlik w głowie. Poza małymi objawami ciąży – zachciankami i dużą ilością snu – nic ciążowego mnie nie męczy. Wszyscy się cieszą, poza mną. K. mówi swoim rodzicom. Ci nie mogą przeboleć, że jak to, dziecko bez ślubu? „Musicie się pobrać!” Nic z tego! Ślubu nie będzie. Jeszcze mi kolejnego problemu brakuje. Szukam studiów zaocznych. Postanowione. Zamieszkamy 300 km od rodziców, w miejscu, gdzie K. ma pracę i gdzie na noc zwija się asfalt. Innymi słowy „koniec świata”.
   Mijają kolejne tygodnie, objawy ciąży manifestują się możliwości zjedzenia kilograma ogórków kiszonych o każdej porze dnia i nocy. Tyję kilogram na miesiąc i powoli przyzwyczajam się do myśli, że zostanę mamą.
   Nie jest to wymarzony czas na ciążę ani na poród. Brakuje mi treningów, wyjazdów w góry. Koło nosa przeszła mi wyprawa na Kaukaz i szkolenie z zakresu nurkowania. Jestem zła, ta ciąża więcej zabiera niż daje. To niesprawiedliwe! Z pozytywów – wybrałam studia, zaoczne, inne nie wchodzą w grę. W styczniu pojawi się dziecko, nie ma opcji dziennego studiowania. Z tym też nie potrafię się pogodzić. Ucieknie mi całe życie studenckie. Zamiast imprez – pieluchy. Uroczo…
   Garuję w domu pomimo braku męczących objawów ciąży. Siedzę przy komputerze i ciągle jem. Apetyt mam na pewno za siebie i trojaczki (których się jednak nie spodziewam). Poród mnie nie przeraża. Ból fizyczny znoszę od dawna. Trenuję od lat sztuki walki. Strach wywołuje opieka nad noworodkiem. Jak ja poradzę sobie z Tym ssakiem?
   Zaczęłam studia. W końcu kontakt z ludźmi, można pogadać, pośmiać się. Tylko nikt nie daje mi zapomnieć, że za chwilę zostanę Matką Polką. Straszne… Potrafię przeżyć tydzień w lesie bez jedzenia, pijąc wodę ze strumienia, ale pod jakim kątem rozpatrywać dziecko?
   Pierwszy trymestr za mną, moja wiedza o ciąży i objawach jest uzupełniona, zaś wiedza o opiece na dzieckiem jest głęboko w polu. Nie fajnie. Zaczynamy drugi trymestr, trzeba by się dokształcić. Opieka nad dzieckiem, przebieranie, kąpanie i karmienie piersią nadal mnie przerażają.

ciąg dalszy skarb-matki.pl