JustPaste.it

Po co nam Polska

ponieśmy to dziedzictwo

ponieśmy to dziedzictwo

 

 

 

Autor jest prawnikiem i ekspertem w dziedzinie praktyki rynków kapitałowych oraz prawa spółek. Od października 2005 r. do stycznia 2006 r. pełnił funkcję ministra Skarbu Państwa w rządzie Kazimierza Marcinkiewicza. Obecnie jest partnerem w międzynarodowej kancelarii K&L Gates.

 

 

Dziedzictwo
Aby odpowiedzieć sobie na pytanie: "Po co nam Polska?", sięgnąłem do słów Jana Pawła II skierowanych do polskiej młodzieży w 1979 roku. Ta ówczesna młodzież to dzisiaj dojrzali ludzie. To dzisiejsze pokolenie tych, którzy kierują polskim państwem. Czyż nie można i im, i dzisiejszym młodym zadedykować tych słów:
"Wy macie przenieść ku przyszłości to całe doświadczenie dziejów, któremu na imię 'Polska'. Jest to doświadczenie trudne. Chyba jedno z najtrudniejszych w świecie, w Europie, w Kościele. Tego trudu się nie lękajcie. Lękajcie się tylko lekkomyślności i małoduszności. Z tego trudnego doświadczenia, które nosi nazwę 'Polska', można wydobyć lepszą przyszłość, ale tylko pod warunkiem uczciwości, trzeźwości, wiary, wolności ducha i siły przekonań. Bądźcie konsekwentni w swej wierze!".
Aby dzisiaj nieść w przyszłość to dziedzictwo, któremu na imię Polska, aby realizować to wezwanie, które zostawił nam Jan Paweł II, potrzebujemy Polski. Polacy potrzebują dobrego, silnego, sprawnego i sprawiedliwego państwa polskiego.

 

 

Granice są otwarte. Podjęcie pracy poza krajem nie wymaga dziś wiele więcej niż przeprowadzka do innego miasta w Polsce. Jestem prawnikiem, partnerem w amerykańskiej kancelarii, której działalność obejmuje wszystkie kontynenty z wyjątkiem Australi, a jednak jestem Polakiem, obywatelem Polski.

Udzielając odpowiedzi na pytanie: po co nam Polska?, odwołanie się do kategorii czysto utylitarnych, które współczesna kultura wydaje się uznawać za jedynie uzasadnione, może być trudne, a przywołanie języka i kryteriów "wyższych" u czytelnika wychowanego w świecie nowoczesnej kultury może wzbudzić uśmiech politowania, niedowierzanie czy nawet podejrzliwość, że za wysokimi hasłami ukryte są nieczyste intencje i zwykły, powszechnie panujący utylitaryzm.
Samo pytanie pachnie utylitaryzmem. Można je przecież strawestować następująco - "co nam daje Polska?". Usługi publiczne, takie jak sprawne koleje, służba zdrowia, edukacja, łatwiej uzyskać, mieszkając w Niemczech, Francji czy Wielkiej Brytanii. Wszak dzisiaj jesteśmy obywatelami świata. Pogardliwe niegdyś "ubi bene ibi patria" ("tam gdzie mi dobrze, tam moja ojczyzna") brzmi prawie jak narodowe czy raczej indywidualistyczne uzasadnienie dla emigracji i łączenia swojego losu z inną niźli polska szerokością i długością geograficzną. Inną kulturą. Inną ojczyzną... 
Poza tym: czy dzisiaj słowo "emigracja" ma w ogóle jakikolwiek sens? Wielu z nas pracuje w międzynarodowych korporacjach. Polskie firmy też stają się obecne na świecie. Poza Polską. Nasze kompetencje mogą być przydatne naszemu pracodawcy dzisiaj w Polsce, a jutro w Brazylii. Pro domo sua: zysk w którym uczestniczę jako partner w amerykańskiej kancelarii obliczany jest w Stanach Zjednoczonych, a składa się nań praca prawników i nasze usługi świadczone w 37 biurach rozrzuconych po całym świecie. A jednak jestem Polakiem, tutaj płacę podatki od swojego udziału w zysku amerykańskiej spółki, tutaj wykonuję prawo głosu w wyborach i tutaj odczuwam dumę i wstyd za Polskę, za moje państwo. Gdy widzę, jak zbrodnicza niekompetencja, bałagan i polskie piekiełko prowadzą do katastrofy, w której ginie urzędujący prezydent Rzeczypospolitej, dowódcy wszystkich rodzajów wojsk i wielu wybitnych Polaków, odczuwam wstyd i wściekłość. Gdy widzę, jak polskie władze nie potrafią w sposób kompetentny prowadzić działań politycznych, które doprowadziłyby do wyjaśnienia przyczyn tej katastrofy, i pozwalają urzędnikom państwa bezprawia - jakim jest Rosja - naigrywać się bez jakichkolwiek prawdziwych przesłanek z polskiego prezydenta i dowódcy polskich Sił Powietrznych oraz w sposób bezczelny, sprzeczny z ustaleniami faktycznymi wybielać rosyjskich funkcjonariuszy, ogarnia mnie i zażenowanie, i gniew.

Polska. A gdyby historia potoczyła się inaczej
Rozpocznę od twardego stwierdzenia: Polska, państwo polskie nie jest bytem koniecznym. Można sobie wyobrazić świat, w którym nie ma Polski. Nie ma polskiego państwa. Między Odrą i Bugiem żyją ludzie, których przynależność państwowa związana jest ze stolicami w Wiedniu, Berlinie czy Petersburgu. Mieliśmy wszakże taki okres i świat się nie zawalił. Oczywiście powstaje pytanie, czy taki świat był lepszy aniżeli świat, w którym Polacy mieli czy mają swoje państwo. Poza tym: co to znaczy "Polacy"?
Pozwólmy sobie na myślenie alternatywne. Wyobraźmy sobie, że Polsce udaje się przetrwać XVIII wiek, nie tracąc piędzi ziemi, a wysiłki reformatorskie podejmowane za króla Sasa (Augusta III) czy konfederacja barska kończą się sukcesem. Stanisław August Poniatowski przystępuje do konfederacji, polskie wojska wypierają rosyjskie z pomocą Turków, a Prusy, zaszachowane przez Francję, pozwalają na reformy państwa. Polska staje się dziedziczną monarchią (elekcja vivente rege, którą postulowano w tych próbach reformy, powodowałaby - jak za Jagiellonów - praktyczną dziedziczność tronu) w unii personalnej z Saksonią, Prusy nie są w stanie zjednoczyć Niemiec krwią i żelazem, gdyż przeciw temu staje polsko-litewsko-saksońskie mocarstwo, wspierane przez cesarstwo rzymskie - czyli austriackich Habsburgów. Polska - czy raczej Rzeczpospolita - niewątpliwie byłaby inna. Sięgałaby po Witebsk na północnym wschodzie, Kurlandię na północy, patrzyłaby ku Morzu Czarnemu... 
Mieszkańcy takiej Polski posiadaliby całkiem odmienną tożsamość religijną - byliby w znakomitej większości katolikami, ale duża ich część byłaby wyznania greckokatolickiego. Ich poczucie przynależności narodowej byłoby podobne do przynależności narodowej Francuzów czy Brytyjczyków. Czuliby się Polakami, to znaczy obywatelami Rzeczypospolitej, lecz może tak, jak w XVII wieku - gente Ruthenus (Lithuanus, Germanus etc.), natione Polonus. 
Takie państwo byłoby naszą ojczyzną, ale w miejsce tożsamości etnicznej formułowałoby tożsamość narodową w sposób całkowicie odmienny. Raczej jako wspólnotę dziejową i odwoływałoby się do innej mitologii. Może częściej niż dzisiaj pamiętalibyśmy przesłanie najpiękniejszego chyba dokumentu naszej historii, jakim jest akt unii horodelskiej, której sześćsetlecie obchodzić będziemy za dwa lata - "równamy i jednoczymy domy i rady nasze, herby, i klejnoty nasze ze szlachtą i bojarami ziemi litewskiej (...) obiecujemy (...) nigdy ich nie opuszczać". Naszą tożsamość narodową budowalibyśmy na micie wolności, jej rozszerzeniu, tak jak nasi przodkowie, którzy stworzyli wspaniałą cywilizację. Przez długi czas dominowała ona w tej części Europy, promieniując wokół tak, że język polski na dworze carów moskiewskich pełnił funkcję języka kulturalnych ludzi, ikony świętego Jerzego na Bałkanach miały twarz króla Władysława IV, a najwięksi luminarze sztuk i nauk w Europie uznawali za najwyższy honor możliwość wymiany listów ze swoimi polskimi/litewskimi/ruskimi korespondentami, dając współczesnym przykład Rzeczypospolitej jako ojczyzny wolności. 
Dzisiaj polski mit narodowy budowany jest na micie walki z naporem germańskim i rosyjskim. Zapominamy, że polska granica zachodnia czy południowa od 1466 roku, od pokoju toruńskiego, trwała niezmiennie po okres rozbiorów, a z Niemiec przybywali do Rzeczypospolitej Fuggerowie, Heydlowie, Weyherowie, Denhoffowie czy mój przodek - młynarz Thomas Wursten z południowo-zachodnich Niemiec, który osiadł pod Gostyniem za panowania Sasów, a jego potomkowie już dwa pokolenia później nazywali się "Orsztynowicz" lub "Worsztynowicz".
Ale takiej Polski nie ma i nigdy nie powstała. Zerwaliśmy więź z Rzecząpospolitą Obojga Narodów. W miejsce narodu politycznego, który mógłby zostać ukształtowany przez zreformowaną Rzeczpospolitą Obojga Narodów, ukształtowały się narody etniczne - Polaków, Litwinów, Ukraińców czy Białorusinów. W spadku po zaborach, po dwóch wojnach światowych i po sowieckiej dominacji odziedziczyliśmy państwo etnicznie jednolite, którego połowa terytorium to ziemie, które były sceną historii innych państw i narodów. Mamy dzisiaj Naród, którego członków łączy używanie wspólnego języka, wspólna dla większości jego członków rzymskokatolicka religia i częściowo chociaż wspólna pamięć historyczna ostatnich 100 lat. W tej pamięci historycznej Ukraińcy czy Litwini nie są już członkami tego samego narodu. Stali się naszymi konkurentami, a często śmiertelnymi wrogami. Stworzyli własne państwa narodowe na ziemiach, na których toczyła się nasza wspólna historia, i dzisiaj uznają te ziemie jako swoje etniczne czy historyczne dziedzictwo.

Człowiek. Istota społeczna
Współczesny Naród Polski powstał w końcu XIX wieku i w wieku XX, stając się tym Narodem, którym dzisiaj jesteśmy. Nie jest to ta sama wspólnota, którą był naród szlachecki w Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Nie przeszliśmy tej ścieżki dla powstania współczesnego Narodu, którą zarysowałem wcześniej, jako scenariusz alternatywny. Współczesnych Polaków stworzyła najpierw walka z państwami zaborców, potem walka o granice i obrona przed bolszewickim najazdem, dwudziestolecie wolnej Polski, klęski drugiej wojny światowej i mit narodu bez Quislingów, wielki exodus na Zachód i oderwanie nas od historycznych ziem wschodnich. Ostatnimi aktami narodotwórczymi były program Wielkiej Nowenny i program oporu przeciw komunizmowi realizowany przez wielkiego Prymasa Stefana Kardynała Wyszyńskiego, cud pontyfikatu Jana Pawła Wielkiego, narodowy ruch "Solidarności", w którym połączyły się wszystkie nurty patriotyczne, i odzyskanie niepodległości przez rewolucję bez rewolucji w 1989 roku. Na dzisiejszy obraz Narodu Polskiego wpłynęło bardzo silnie to, że tylko przez trzydzieści lat XX wieku Polacy mieli państwo, które szczerze mogli nazwać własnym. Polska Rzeczpospolita Ludowa, po której dziedziczymy granice, zapóźnienie cywilizacyjne, brak naturalnie wytworzonych elit, powszechny brak szacunku dla własności i degradację zarówno całych obszarów kraju, jak i całych grup społecznych, nie była wszakże państwem, które realizowałoby polski interes narodowy. Była państwem polskim, ale realizowała interes polski dalece mniej niż Królestwo Kongresowe w latach 1815-1831.
Polacy stali się zatem najpierw narodem etnicznym, zanim stali się narodem politycznym. Zarysowany przeze mnie alternatywny scenariusz, formułowany przez najświatlejsze polskie umysły XVIII wieku - Rzeczypospolitej Obojga Narodów w unii z Saksonią, której nie dotknęłyby rozbiory, nie zrealizował się. Dlatego dzisiaj nie jest dla nas tak oczywistym jak dla Francuza czy Amerykanina to, że bycie Polakiem dokonuje się tylko we wspólnocie państwowej. Amerykanin, obywatel amerykański, nawet gdy pracuje poza Stanami Zjednoczonymi, płaci podatki w USA. Codziennie rano młodzi Amerykanie, przychodząc do szkoły, składają ślubowanie amerykańskiej fladze. Polacy są najpierw Polakami, bo skupiają się przy wigilijnym stole, łamiąc się opłatkiem i śpiewając na Pasterce kolędy, a dopiero na ostatnim miejscu zwracają uwagę na to, że są Polakami, bo uczestniczą w wyborach do Sejmu i Senatu czy wybierają prezydenta Rzeczypospolitej. Na polskich domach nawet w dni świąt narodowych trudno dostrzec powszechnie powieszone flagi narodowe. 
Zadane przez "Nasz Dziennik" pytanie: "Po co nam Polska?", jest dzisiaj szczególnie aktualne.

A więc: po co Polska?
Człowiek rodzi się, dorasta, żyje i umiera w dwóch podstawowych wspólnotach - w rodzinie i w narodzie. Dzisiaj stan zarówno jednej, jak i drugiej wspólnoty nie jest zachwycający. Polska rodzina, w której brak jest gotowości na przyjęcie dzieci (liczba dzieci przypadających na jedną kobietę w Polsce jest prawie najniższa w Europie), jest chora. To, że ponad 1/3 małżeństw zawieranych w Polsce rozpada się, a liczba dzieci w polskich rodzinach wskazuje na to, że jako Naród w ciągu następnego stulecia możemy przestać istnieć, tylko potwierdza chorobę polskiej rodziny.
Naturalnym sposobem realizowania swojego interesu przez wspólnotę narodową jest państwo. Arystoteles definiował państwo jako wspólnotę nakierowaną na moralne życie jej członków. Jakość państwa, to, w jaki sposób realizuje ono interes narodowy, świadczy także o kondycji moralnej narodu. 
Polacy, polskie rodziny potrzebują państwa. Tylko poprzez państwo istnieje możliwość realizowania polityki, która przynieść może poprawę bytu polskich rodzin. Rodzina swoim działaniem i funkcjonowaniem wspiera państwo, a więc i państwo winno wspierać rodzinę. Są to dwie wspólnoty, które wzajemnie siebie wspierając, powinny tworzyć moralną przestrzeń naszego życia.
Nieprzypadkowo odwołałem się w swoim scenariuszu alternatywnej historii Polski do okresu saskiego. Dzisiaj, gdy czarna legenda czasów saskich już trochę przyblakła, możliwe jest dokonanie bardziej wyważonej oceny tego okresu. Gdy mu się przyjrzeć, można zobaczyć bardzo interesujące skojarzenia z czasami współczesnymi. Oto za panowania Augusta III Wettyna Rzeczpospolita cieszyła się okresem pokoju, który spożytkowany został przez wielu światłych Polaków, Litwinów, Niemców czy Rusinów - obywateli Rzeczypospolitej - dla wzrostu gospodarczego kraju. W myśl popularnego dzisiaj hasła "Bogaćmy się i żyjmy tu i teraz". Brzmiało ono wówczas: "Za króla Sasa jedz, pij i popuszczaj pasa". To w czasach Augusta III powstały pierwsze polskie spółki akcyjne. To w tych czasach zbudowany został Kanał Ogińskiego, który połączył Niemen z Dnieprem. To za ostatnich lat panowania Augusta II i w latach panowania Augusta III przeprowadzono mądrą akcję kolonizacyjną, która ostatecznie zlikwidowała straszliwe skutki demograficzne potopu szwedzkiego oraz wojen północnych. Jednocześnie te działania nie były połączone z reformami politycznymi. Sejmy były zrywane. Co więcej - zrywane były także niektóre sejmiki ziemskie, co doprowadziło do paraliżu całego państwa. Fasadą stała się armia, która nie była w stanie zapewnić mieszkańcom Rzeczypospolitej, otoczonej przez państwa zbójeckie, jakiegokolwiek bezpieczeństwa. To w czasach saskich Wisła stała się osią dzielącą Polskę na tę część, która rozwijała się w kierunku nowoczesnego społeczeństwa kapitalistycznego, i na tę, w której pańszczyzna i poddaństwo chłopów uniemożliwiały tworzenie się nowoczesnego narodu. Słabość państwa, które nie było w stanie zapewnić integracji całego obszaru Rzeczypospolitej, dopomóc w rozszerzeniu się bogactwa i mądrych reform gospodarczych na całe terytorium, a w perspektywie nie było w stanie zapewnić jego bezpieczeństwa, skończyła się tragedią rozbiorów. Gdy pruskie wojska wkraczały w 1772 roku na Pomorze czy w 1792 roku do Wielkopolski, wkraczały na tereny bogatsze niż ziemie dziedziczne Hohenzollernów. Brak własnego, silnego państwa polskiego spowodował, że już po kilkudziesięciu latach ziemie wielkopolskie stały się tą biedniejszą częścią Prus. Źle działające, słabe państwo stało się przyczyną utraty podmiotowości politycznej. Utrata podmiotowości politycznej skutkowała naszym zapóźnieniem cywilizacyjnym.
Dzisiaj Polska przemysłem i wysiłkiem samych Polaków rozwija się, wykorzystując koniunkturę, która powstała w wyniku upadku komunizmu. Potrzebujemy państwa polskiego, aby ten wysiłek podejmowany przez Polaków nie został zmarnowany. Aby Polska nie stała się obszarem, gdzie wyspy dobrobytu graniczą z wielkimi obszarami ubóstwa. Potrzebujemy państwa polskiego, aby Polacy byli wolnym, dostatnim Narodem, który przez swoje państwo definiuje politykę polską, a nie jest tylko przedmiotem "kwestii polskiej" w polityce innych państw. 
Polacy potrzebują Polski. Potrzebują dobrze działającego państwa polskiego, aby stworzyć przestrzeń dla rozwoju swojego życia. Nie stworzy im tej przestrzeni jakieś wydumane państwo europejskie. Nie ma narodu europejskiego. Polskim politykom, działaczom społecznym i publicystom należy zadedykować lekturę orzeczenia niemieckiego (tak, NIEMIECKIEGO!) Sądu Konstytucyjnego, który - rozpatrując zgodność z konstytucją Republiki Federalnej Niemiec traktatu lizbońskiego - wyraźnie przypomniał, że nie ma europejskiego narodu. Nie ma europejskiego suwerena. Suwerenem są poszczególne narody, które tworzą państwa narodowe. To przez państwo polskie realizuje się interes Narodu Polskiego i od nas samych zależy to, w jaki sposób będziemy ten interes realizować. Potrzebujemy państwa polskiego, aby chroniło naszą wolność. Obywatele i mieszkańcy Rzeczypospolitej Obojga Narodów stracili wolność wtedy, gdy stracili swoje państwo. Wolność Polaków chroniła i chronić będzie siła państwa polskiego. Dotyczy to każdego wymiaru wolności. 
Polska jest potrzebna, by chronić prawo rodziców do wychowania ich dzieci w zgodzie z własnym sumieniem. Państwo musi rozumieć swoją pomocniczą w stosunku do rodziny rolę i zamiast kapitulować przed ideologiami szkodliwymi dla przetrwania wspólnoty politycznej, winno wspierać rodziny w ich najważniejszej roli - przyjęcia i wychowania potomstwa. Tylko państwo polskie może zapewnić bezpieczeństwo nam, naszym dzieciom i wnukom w zmieniającym się świecie pełnym napięć. Dane nam jest kilkadziesiąt lat bez wojen. Ten sam dar otrzymały polskie pokolenia po wojnach północnych za czasów saskich. Po kilkudziesięciu latach rozwoju gospodarczego Polacy stracili swoje państwo, a wraz z nim zniknęła cywilizacja, która wnosiła tak wiele wartości do cywilizacji zachodniej. Podmiotowość Polski w stosunkach międzynarodowych zastąpiła "sprawa polska" w polityce mocarstw. Tylko istnienie, sprawność i siła państwa polskiego zapewnić nam może szacunek innych narodów i to, że zamiast o "sprawie polskiej" w polityce międzynarodowej będzie się mówiło o stanowisku Polski. Stanowisku, które będzie chronić dobro tych, którzy mieszkają pomiędzy Karpatami a Bałtykiem, ale będzie reprezentować także te wartości wyższe, na których oparta jest nasza polska tożsamość narodowa.
Państwo polskie, realizujące polską politykę, jest nam koniecznie potrzebne do tego, aby przezwyciężyć do tej pory widoczne dziedzictwo rozbiorów i przesunięcia naszego terytorium narodowego o 300 kilometrów na zachód. Tylko państwo polskie, realizujące politykę polską, może zintegrować Szczecin, Olsztyn, Koszalin czy Wrocław z resztą Polski, budując trasy szybkiego ruchu czy linie kolejowe, które pozwolą ich mieszkańcom uczestniczyć w życiu całego kraju. Tylko państwo polskie może zrealizować plan budowy infrastruktury drogowej i kolejowej, który nie będzie traktował terytorium Polski jako korytarza transportowego łączącego Rosję czy Ukrainę z Niemcami, ale będzie integrował terytorium narodowe Polski, pozwalając uczestniczyć w życiu gospodarczym kraju wszystkim mieszkańcom Polski, a nie wyłącznie mieszkańcom Warszawy i może kilku największych miast, w których szczęśliwie znajdą się zjazdy z autostrad łączących naszych zachodnich sąsiadów z naszymi wschodnimi sąsiadami. 
Tylko państwo polskie może zapewnić ochronę interesu gospodarczego jego obywateli za granicą. Polskie przedsiębiorstwa muszą dzisiaj inwestować za granicą. Kryzys demograficzny powodować będzie to, że tylko inwestowanie oszczędności Polaków w krajach, w których możliwe jest uzyskanie odpowiednio wysokiego zwrotu zainwestowanego kapitału, pozwoli wypłacić przyszłym emerytom ich świadczenia. W Polsce mówimy wyłącznie o produkcie krajowym brutto. Tymczasem dzisiaj, w obliczu starzenia się Polaków, możemy z prawdopodobieństwem graniczącym z pewnością przewidywać scenariusz kurczenia się nie tylko Narodu, ale i produktu krajowego brutto, tak jak stało się to w Japonii. Dlatego do dyskursu publicznego i do polityki polskiej powinno zostać wprowadzone pojęcie produktu narodowego brutto, który w Polsce, w związku z dużym udziałem kapitału zagranicznego w wytwarzaniu produktu krajowego, jest niższy niż produkt krajowy. W Polsce, jeżeli nie zmienią się obecne trendy demograficzne, brakować będzie ludzi do pracy. Praca stanie się droga. Ważne jest, aby oszczędności Polaków były akumulowane w Polsce i inwestowane przez przedsiębiorstwa, które zarządzane są z udziałem Polaków i mają swoje centra decyzyjne w Polsce. Proponowana dzisiaj "reforma reformy" emerytalnej nie jest dowodem na dalekowzroczność obecnej władzy. Zmniejsza ona tę wielkość naszych oszczędności, której alokowanie odbywa się na zasadach rynkowych. 
Nie będzie chronić polskich przedsiębiorców żadne inne państwo - tylko państwo polskie. Służba zagraniczna Unii Europejskiej będzie chronić Polaków za granicą tylko o tyle, o ile pozycja Polski w Unii Europejskiej będzie silna i o ile się z Polską będą liczyć inne państwa Unii. Dlatego też potrzebujemy Polski.

Bilans III RP
W tym roku minie 22 lata od utworzenia pierwszego niekomunistycznego rządu w Polsce. Jest to czas, który pozwala nam sformułować pewne oceny tego, na ile państwo polskie podołało wyzwaniom współczesnych czasów. Ocena ta nie wypada najlepiej.
Polska jest członkiem NATO i Unii Europejskiej. Jednak ani jej głos w NATO, ani w Unii Europejskiej nie jest głosem podmiotu, który w sposób jednoznaczny potrafi zdefiniować interes narodowy i prowadzić politykę tak, aby z jednej strony był on realizowany w polityce tych ponadnarodowych organizacji, a z drugiej strony, by poprzez mądre konsultacje z innymi państwami, które definiują lub definiowały swoje interesy w sposób, który nie jest sprzeczny z naszym interesem narodowym, harmonizować polski interes z interesami innych państw Unii Europejskiej i NATO. 
W ciągu 21 lat okresu międzywojennego Polska uczyniła więcej dla zniwelowania różnic pomiędzy zaborami i zintegrowania terytorium narodowego aniżeli współczesna Polska. Anegdotycznie - lecz smutno - brzmią dzisiaj wspomnienia o polskich pociągach - tzw. lux-torpedach, które przed wojną szybciej przemierzały Polskę niż współczesne pociągi ekspresowe. Bilet lotniczy na trasach krajowych kosztował tyle, ile bilet kolejowy na pociąg osobowy w klasie II tej samej relacji...
Międzywojenna Polska poniosła klęskę. Upadła pod ciosami silniejszych sąsiadów. Nasze międzynarodowe sojusze okazały się na tyle mocne, że rozpoczęcie wojny z Polską spowodowało rozpoczęcie wojny światowej, na tyle jednak słabe, że Polska wyszła z tej wojny - walcząc od pierwszego do ostatniego dnia po stronie zwycięzców - pokonana. Straciła ponownie niepodległość; utraciła połowę swojego historycznego terytorium, a jej ludność, zdziesiątkowana i pozbawiona przez obu okupantów elit, została poddana niemającemu precedensu w nowożytnej historii eksperymentowi przesiedlenia wielkiej części narodu ze wschodu na zachód. Dodatkowo Polacy zostali wywłaszczeni zarówno z własności wcześniej zakumulowanej, jak i z możliwości bogacenia się przez socjalistyczny eksperyment, który został nam narzucony socjalistycznymi bagnetami.
Gdy w roku 1989 stawaliśmy do odbudowy Polski z dewastacji, jaką przyniosły lata socjalizmu, myślę, że w najczarniejszych snach nie myśleliśmy, iż po dwudziestu latach odbudowy kraju do Warszawy nie da się dojechać jakąkolwiek autostradą z jakiegokolwiek miejsca w Polsce, pociąg ekspresowy pod nowoczesną nazwą "Inter-City" łączący Trójmiasto z Warszawą będzie jechał ponad dwie godziny dłużej niż w 1989 roku, do Lublina nie da się dojechać ani pociągiem, ani samochodem w jakikolwiek cywilizowany sposób, lecz Wrocław, Katowice i Kraków będą połączone nowoczesną autostradą z Berlinem, jako fragmentem autostrady Berlin - Kijów...
Powinno nas smucić to, że jako "impuls" prorozwojowy traktowane są w Polsce inwestycje związane z organizacją - Euro 2012 - imprezy, która kosztem olbrzymich naszych nakładów pozwoli zarobić grupie działaczy piłkarskich. Wydatki związane z budową przewymiarowanych stadionów i dodatkowe koszty związane z organizacją tej imprezy pozwoliłyby na budowę szybkiej kolei, która mogłaby ostatecznie połączyć Dolny Śląsk i Szczecin z Warszawą. Wydatki te są znacznie wyższe, aniżeli kwoty potrzebne na zbudowanie drogi szybkiego ruchu, która pozwoliłaby połączyć Lublin ze stolicą Polski. Budowa Stadionu Narodowego w Warszawie jest jednym z największych dowodów na brak myślenia w kategoriach narodowych. Polska ma swój stadion narodowy. Jest to Stadion Śląski w Chorzowie. Na Śląsku mieszka więcej Polaków niż w Warszawie. To aglomeracja śląska jest największą aglomeracją miejską w Polsce. Dlatego i dla wielu innych powodów, które są chyba zrozumiałe dla każdego myślącego Polaka, właśnie na Śląsku, a nie w Warszawie powinien znaleźć się polski stadion narodowy. 
Przez 20 lat jako jedyne państwo na wschód od Łaby nie rozwiązaliśmy kwestii reprywatyzacji. To, co zostało zrabowane i najczęściej zmarnowane przez komunistyczne państwo, nie zostało zwrócone. Pozostawiliśmy nasze państwo w rękach - pożal się Boże - elit wytworzonych przez PRL. Spóźniona lustracja, brak jakiejkolwiek dekomunizacji spowodowały, że dzisiejsze państwo polskie w dużej mierze nie kieruje się racją stanu i zasadą interesu narodowego, a w miejsce definiowania i realizowania dobra wspólnego zajmuje się godzeniem grup interesów. Przy czym grupy te to nie tylko byli władcy Polski Ludowej. To każda grupa, która potrafi wykazać swoją siłę. 
Chyba jednak najbardziej zawstydzające jest to, że przez te 20 lat nie nauczyliśmy się szanować własnego państwa, co w sposób przerażający wykazała nam katastrofa smoleńska. Niezależnie od tego, na ile nieprawidłowości w działaniu strony rosyjskiej przyczyniły się do tej tragedii, gdyby nasze państwo działało prawidłowo, do śmierci prezydenta i towarzyszących mu osób nie mogłoby dojść. Dzisiaj wiemy, że zarówno 7 kwietnia, jak i 10 kwietnia transport najwyższych przedstawicieli państwa polskiego do Smoleńska odbywał się w warunkach urągających jakimkolwiek zasadom bezpieczeństwa w normalnym lotnictwie cywilnym. Każdego dnia, kiedy nasi przedstawiciele wsiadają do starych samolotów Jak-40, podejmujemy niedopuszczalne ryzyko katastrofy. Za każdym razem, gdy samolotem Tu-154M wiezieni są przedstawiciele państwa polskiego z naruszeniem procedur rządzących bezpieczeństwem lotów, wykazujemy brak szacunku dla własnego państwa, dla samych siebie.

 

Autor: Andrzej Mikosz