JustPaste.it

List do Przyjacółki

Dzisiaj doświadczyłem czegoś, co mogę nazwać przełomem w myśleniu o sobie i o mojej duchowości.

Dzisiaj doświadczyłem czegoś, co mogę nazwać przełomem w myśleniu o sobie i o mojej duchowości.

 

List do Przyjaciółki .

 

Witaj moja Droga Przyjaciółko !!!

Dzisiaj doświadczyłem czegoś, co mogę nazwać przełomem w myśleniu o sobie i o mojej duchowości. Wszystko co do tej pory przeżywałem, moje smutki, rozterki, załamania i choroby, to była tylko nauka, abym zrozumiał sens swego istnienia, a może i nie tylko mego? O tuż w pewnej chwili wyobraziłem sobie, że moje życie zostało umieszczone w butelce. Rodzimy się na dnie takiej butelki (to tylko zobrazowanie myśli, gdzie początek jest takim dnem, a wszelkie osiągnięcia życiowe są na szczycie szyjki butelki, która jest na tyle wąska, że aby tam się dostać należy mocno pracować łokciami, dbając wyłącznie o siebie) i tam rozpoczynamy naukę swego życia. Zbierając doświadczenia, już od najmłodszych lat uczymy się świata materialnego a świat duszy oddala się.. Jeżeli nawet rodząc się mamy jakieś wspomnienia z życia pozaziemskiego, to systematycznie wbijana nam do głowy nauka, zasady dobrego wychowania i zachowania, doskonale nam zasłania te wspomnienia, spychając je w najciemniejszy kąt naszej świadomości. Później szkoła, praca, znajomi, normy społeczne, dogmaty religijne, nacechowane fizycznością i konwenansami dokonują reszty w zacieraniu duchowej świadomości. W tym czasie człowiek stara się dopasować do istniejącego świata. Stara się to robić jak najlepiej, aby zaspokoić oczekiwania rodziców, kolegów, dziewczyny, żony, pracodawcy czy znajomych. Równocześnie zaczynamy wspinanie się po drabinie życia do góry, pragnąc osiągnąć szczyt, ale ciągle wewnątrz naszej butelki, gdyż jest to jedyny świat jaki znamy. Ja osobiście wchodziłem na wiele drabin i za każdym razem, gdy wszedłem na jakąś wysokość, czułem, że to nie ta drabina i zaczynałem od nowa. Nigdy nie znalazłem odpowiedniej dla siebie drabiny. Niektórzy odnajdują  właściwą drabinę i  wspinają się po niej na sam szczyt swoich możliwości. Dla jednych, szczytem takim może być uroda, kariera zawodowa, duża kasa, dobry samochód, albo inne spełnienie pragnień, może nawet nie swoich, ale narzuconych przez społeczeństwo. Osiągnięcie czegoś, co w opinii ludzi oznacza człowiek sukcesu. Zrozumiałem, że tutaj zaczyna się coś dziwnego. Uważaj. Otóż spełnienie swoich ludzkich i fizycznych dążeń, wbrew pozorom nie jest sukcesem a porażką. Czemu? Dla tego, że człowiek który ma wszystko, to jest zdrowie, urodę, bogactwo, nigdy nie zacznie myśleć i zastanawiać się nad sensem życia. Nawet, jeżeli taki człowiek kierując się opiniami innych, udaje że to robi, kieruje nim raczej zwykła ciekawość, żeby doświadczyć czegoś innego , nowego  i te jego przemyślenia pochodzą z niespokojnego lub znudzonego umysłu. Nigdy z głębi swojego Jestestwa . Są one tylko dla poklasku, dla sławy. Osoby takie osiągają szczyty nie dla tego, że są takie dobre, w sensie dobroci dla innych (może, po części też i , ale same dla siebie), ale dla tego, że jak sądzę, Bóg ich zostawił własnemu losowi. W Jego mniemaniu nie zasługują na pomoc i wsparcie. Paradoksem jest, że to co najlepsze w życiu i czego pragniemy dla siebie jako największe szczęście (w naszym fizycznym pojęciu), to jest obce duchowości i woli Bożej. W brew pozorom tacy ludzie nie są naprawdę szczęśliwi, gdyż mając bogactwo finansowe, zawsze będą dążyli aby je powiększyć i będą mieli coraz większe obawy aby tego nie utracić. Osoby które mają urodę cały czas drżą aby nie pojawiły się pierwsze zmarszczki. Inni którzy mają więcej czegoś, niż pozostali ludzie też będą zawsze pełni obawy przed utratą tego, choćby w niewielkim stopniu. Natomiast ludzie, którzy nie jako są kierowani wolą Bożą, otrzymują w darze cierpienia, smutki, wręcz tragedie życiowe. I w tym okresie swego życia, doznając cierpień, zaczynamy niejako spadać powoli w naszej butelce na samo dno. Czemu Bóg w Swej dobroci, swoich wybrańców tak wynagradza? Temu, aby zaczęli inaczej myśleć, aby zaczęli inaczej widzieć świat, aby zaczęli inaczej się zachowywać i aby spotkali ludzi podobnych do siebie. Wszystko co ich spotyka, ma zmienić kierunek drogi jaki obrali, wskazać jak postępować, jak patrzeć na świat, który nie tylko ma formę materii. Są to wskazówki i rady, które trzeba nauczyć się widzieć i odpowiednio odczytywać. Cierpienie otwiera oczy duszy, a sukces w świecie fizycznym działa odwrotnie, czyli zaślepia i oddala od duchowości. Jednak aby móc zacząć to wszystko widzieć i słyszeć, potrzebna jest  dodatkowa pomoc. Musi obok nas pojawić się ktoś, kto skieruje nasze myśli i rozważania na odpowiedni tor. Aby zrozumieć, a raczej zacząć rozumieć, potrzebna jest osoba która wznieci tą pierwszą iskierkę, od której może, ale nie musi, wybuchnąć ognisko naszego zrozumienia. Na początku te iskierki są małe a my odczuwamy, że coś w nas jest, coś co nie daje nam spokoju, lecz nie potrafimy tego sami z siebie zrozumieć, ani nazwać. Nie będę wnikał w koleje losu mojego, który mnie zaprowadził w to właśnie miejsce. Każdy dozna czegoś innego, jedni zostaną doświadczeni bardziej, inni  mniej boleśnie, ale wszystko ma kierować człowieka do celu ostatecznego. W moim wypadku, (nie wiem jak to jest u innych), doprowadziło mnie do takiego stanu, że poznałem co to jest miłość, szczerość, dobroć, oddanie, poświęcenie i ciepło wewnętrzne . Wszystkie te odczucia we mnie zagościły jednocześnie, w jednej chwili. Nie od razu je zrozumiałem. Nie od razu umiałem to nazwać. Czułem coś takiego co promieniuje ze mnie na wszystkie strony. Czułem, że muszę tym się dzielić z innymi. Pomagać wszystkim w jakiś duchowy sposób. Zacząłem szukać osób, do których czułem to coś co wypływało ze mnie. Zacząłem z nimi rozmawiać, starać się doradzać, mówić coś co by im sprawiało przyjemność. Chciałem aby poczuły się szczęśliwsze, radośniejsze, umiały sobie radzić z własnymi problemami. Aby tak jak ja poczuły w sobie tą moc, ciepło i miłość do innych. Chciałem dawać i czerpać z innych to samo co rozdaję. A tu ZONG. COŚ ZASKRZYPIAŁO W TEJ CAŁEJ MOJEJ DOBROCI.

Zacząłem się zastanawiać, dlaczego? Przecież daję innym tyle dobra, ciepła i miłości, czemu oni tego nie chcą. Czemu traktują mnie jak wariata. W chwili gdy nasze myśli i rozważania, zaczynają ukazywać to co w każdym człowieku jest, ale mało kto to odczuwa, czyli miłość do świata i chęć niesienia dobra innym, wychodzimy wówczas z butelki i zaczynamy życie duchowe. Jeżeli do tej pory, cierpienie odczuwaliśmy jako nasz upadek, naszą klęskę życiową i w naszej butelce spadaliśmy na dno. To teraz zaczynamy rozumieć, że nasze cierpienie, wzmacnia nas, dając zrozumienie i wznosi na wyżyny duchowe, pozwalając zrozumieć, czemu to wszystko musieliśmy przejść. Ja odczułem to w taki sposób, jakbym stanął przed lustrem i patrząc w nie, nie widział swego odbicia, lecz jakbym był w tym lustrze i ze środka patrzył na osobę (moje ciało) która stoi przed lustrem. Patrzyłem jakby na siebie samego stojąc z boku. Wcześniej już kilkakrotnie miałem podobne odczucia, jednak wówczas myślałem, że mam zaburzenie widzenia. Czułem wyraźnie że patrzę na wszystko jakby nie swoimi oczyma. Wszystko co widziałem, docierało do mnie jakby z nieznacznym opóźnieniem. Jednak dzisiaj te odczucia są dla mnie bardziej czytelne. Zastanawiałem się, dlaczego mając dobre intencje nie jestem rozumiany i uświadomiłem sobie, że przecież nie jestem taki bezinteresowny. Dając innym to co uważałem że jest najlepsze na świecie, to co człowiek może dać innemu człowiekowi najlepszego, to tak na prawdę chciałem zapłaty. Jakiej ?...  Takiej, że w zamian oczekiwałem zrozumienia i odwdzięczenia się podobną dobrocią lub miłością. Więc to co ofiarowywałem nie było takie czyste i wspaniałe, chociaż na takie wyglądało, czy ci do których to kierowałem, tego właśnie potrzebowali? Czy nie było to tak, jakbym narzucał im swoją wolę?: „Patrzcie jaki jestem dobry daję wam bezinteresownie swoją miłć więc bierzcie i korzystajcie!” Zrozumiałem, że mogę być takim jakim jestem, mogę kochać i pragnąć dobra innych. Pokazać przykładem swojego życia miłość i udostępnić tą rzekę dobroci która wypływa ze mnie dla każdego kto chce w nią wejść. Kto zechce z niej zaczerpnąć, ale jednocześnie niczego dla siebie nie oczekiwać. Dać innym wolny wybór. Pozwolić odejść w pokoju tym, którzy tego zechcą nie okazując w zamian żadnej wdzięczności. Paradoks tego znowu jest taki, że aby to wszystko w sobie zobaczyć i zrozumieć musiałem przeżyć kolejne rozczarowania, kolejne załamania. Zrozumiałem wówczas, że wszelkie oczekiwania, nawet najdrobniejsze, skierowane pod czyimś adresem mogą przynieść tylko rozczarowanie i ból. Zrozumiałem jeszcze jedną, może najważniejszą prawdę mego życia. Jeżeli ja, człowiek, czuję taką siłę dawania innym ciepła, miłości i wsparcia, a nie jestem zrozumiany, TO JAK MA SIĘ CZUĆ BÓG, KTÓRY JEST WSPANIAŁOŚCIĄ, MIŁOŚCIĄ I DOBROCIĄ. Daje nam tyle wszystkiego, i czemu nam daje, skoro my nawet tego nie zauważamy. A temu właśnie, że jest taki doskonały, że rzeka miłości, która się z Niego rozlewa jest otwarta dla każdego człowieka. Każdy może w nią wejść, napić się i iść gdzie chce. Nie musi być mu wdzięczny, nie musi dziękować, nie musi nawet się uśmiechnąć do niego. ON TEGO OD NAS NIE OCZEKUJE I NIE ZAMKNIE NIGDY DOSTĘPU DO SWEJ RZEKI, NIGDY I PRZED NIKIM. Jednak żeby w nią wejść, trzeba wiedzieć, że ona tam jest. Trzeba nie bać się w nią wejść. Trzeba napić się z niej. Trzeba też wiele wycierpieć by to zrozumieć. A jeżeli już to wiemy, i skorzystamy z dobrodziejstw tej rzeki, czy nie wypadało by mu za to podziękować?... On tego nie potrzebuje, ale czy dając nam tak wiele dobrodziejstw i nie żądając nic w zamian, nie dał by nam o wiele więcej gdybyśmy byli mu za to wdzięczni?... Tak jak ja się narzucałem ze swoją miłością i wiem teraz że robiłem źle, bo jestem tylko człowiekiem, On przecież też nie będzie się narzucał ze swoimi darami. Dał nam wolną wolę abyśmy wybierali, czy coś od niego chcemy czy nie. Jeżeli będziemy dziękowali za to co mamy nie jako z urzędu,(życie, ciało fizyczne i wszystkie zmysły) a co de fakto jest darem i dobrodziejstwem z Jego strony. Równocześnie poprosimy go o dodatkowe dary, które są dla nas wspaniałe, a także zgodne z Jego wolą, to na pewno je otrzymamy. Jednocześnie musimy pamiętać jeszcze o jednym. O pełnym zaufaniu. On wie co jest dla nas najwłaściwsze i najlepsze, więc jeżeli nasze kierowane do Niego prośby, w przyszłości( która dla nas nie jest znana) mogą wyrządzić nam lub innym krzywdę, tych na pewno nie otrzymamy. Reasumując wszystko. Całe moje życie było skierowane na zrozumienie kilku prostych prawd: Patrz w siebie. Otwórz się. Nie narzucaj się ze swoją prawdą . Czekaj, kto będzie chciał z tego źródła skorzystać, skorzysta.

Czułem od zawsze że jestem inny niż większość ludzi z którymi miałem możliwość się zetknąć. Inaczej wszystko widziałem, inaczej odczuwałem, nigdy nie mogłem znaleźć swojej drogi. Nawet dzisiaj gdy to wiem co miałem się dowiedzieć, nie rozumiem wszystkiego. Czemu jak oglądam film gdzie dobro wygrywa to płaczę, czemu jak słyszę piękną piosenkę to się wzruszam, a czemu jak człowiek umiera to nie czuję żalu. Może jeszcze nie wszystko odkryłem, a może nie powinienem odkrywać. Myślę, że wszelkie poszukiwania na siłę nie mają sensu. Raz otwarte źródło  ducha, już nigdy się nie przestanie płynąć i to co ma być odkryte samo się wyjawi, a to co ma być tajemnicą i tak na zawsze nią pozostanie.

 

Ps. Minęło dwa dni od chwili gdy napisałem powyższe. Muszę dodać, że jak czułem jakiś przymus aby to napisać, tak po napisaniu tego, poczułem pustkę, myśli które bez przerwy krążyły po mojej głowie, gdzieś uleciały, aby coś pomyśleć o duchowości muszę się wysilać. Przedtem same się formułowały w słowa, w zdania. Teraz nie ma we mnie żadnych myśli. Odczuwam jednak spokój i odprężenie, jakie przychodzi po zdanym egzaminie. Bez różnicy na jaką ocenę, ale wiem, że już wszystko jest poza mną. Wiem, że osiągnąłem jakiś poziom wiedzy, która była mi niezbędna i to mi daje spokój i zadowolenie.

Jeszcze jedno. Muszę CI PODZIĘKOWAĆ, że wskrzesiłaś we mnie te pierwsze iskierki, które rozpaliły we mnie ognisko dociekliwości i zrozumienia. Oby każda osoba która czuje niepokój w swej duszy znalazła przy sobie taką osobę, która wskaże drogę i skieruje myślenie w odpowiednim kierunku.

 

Pozdrawiam Bardzo Gorąco i Serdecznie