JustPaste.it

Kolekcja w garażu

Konia z rzędem temu, kto zgadnie co znajduje się w garażu Grzegorza Jezierskiego z Czarnowąs?

Konia z rzędem temu, kto zgadnie co znajduje się w garażu Grzegorza Jezierskiego z Czarnowąs?

 

 

 Najliczniejszy na świecie zbiór lamp rentgenowskich - ok. 600 eksponatów! To oczywiście nie zasługa garażu, lecz kolekcjonerskiej pasji ich właściciela, dojrzewającej latami.Ową pasję zrodziła praca przy badaniach nieniszczących, których podstawą są m.in. promienie Rentgena. Także szersze zainteresowanie się promieniowaniem jonizującym przyniosło niezwykle ciekawe książki pt. „Radiografia Przemysłowa”, oraz „Energia jądrowa wczoraj i dziś” wydane przez renomowane Wydawnictwo Naukowo-Technicze w 1993 r. oraz odpowiednio w 2005 r.

Pomimo mikroskopijnej wielkości pomieszczenia, kolekcjoner swój zbór wysegregował według zastosowania lamp. Stoją tu pięknie wypolerowane lampy do zastosowań medycznych, przemysłowych, dyfrakcji czy fluorescencji rentgenowskiej.

Pan Grzegorz pokazuje mi staroświecki okaz lampy przemysłowej z lat 30. ubiegłego wieku. To piękny egzemplarz. Nawet laika zachwyca kształtem, precyzją wykonania, kolorem anody i katody. W jej wnętrzu „uwięziona” próżnia, niezbędna do przyspieszania elektronów i tym samym uzyskania wiązki promieni rentgenowskich. Te późniejsze lampy nie mają już tak subtelnego kształtu. W miarę postępu klasyczną szklaną obudowę zastąpiły inne metalowo-ceramiczne, bardziej praktyczne, niestety czasami brzydsze. Albo lampy do badań medycznych? Te do prześwietleń płuc, złamanych kości, popsutych zębów. Gdyby tak potrafiły nam opowiedzieć swoje ciekawe historie, pochwalić się przydatnością pozwalająca lekarzom podjąć trafne decyzje, być może w wielu przypadkach ratujące niejedno istnienie. Ot, chociażby tak bardzo wysublimowana igła fotonowa przeznaczona do brachyterapii a wyprodukowana przez Instytut Problemów Jądrowych w Świerku koło Otwocka. Ileż swoją skoncentrowaną wiązką promieni rentgenowskich unieszkodliwiła nowotworów. I rarytas w zbiorze: to już nie lampa, lecz kompletny aparat rentgenowski używany niegdyś przez US Army w warunkach pola walki. I oczywiście nie służył on do badań diagnostycznych, czy do identyfikacji szpiegów, lecz do zlokalizowania odłamków w ciele rannego na polu walki żołnierza. Jeśli szrapnel lub ich mnogość tkwiła w jakiejkolwiek części ciała delikwenta, chirurg nie miał kłopotu z usunięciem zbędnego „farszu”. Dzisiaj niemal powszechnym stało się zastosowanie promieniowania rentgenowskiego także w weterynarii. Każda szanująca się Klinika Weterynaryjna stara się posiadać m.in. aparat rentgenowski do prześwietleń naszych pupili.

Szczególne miejsce w kolekcji lamp rentgenowskich zajmuje urządzenie wielkości...guzika! To właśnie ten typ źródła (a więc nietypowej lampy) promieniowania rentgenowskiego tj. do fluorescencji rentgenowskiej penetrował z licznymi wyprawami Apollo powierzchnię Srebrnego Globu. Dzięki temu maleństwu dowiadywaliśmy się o budowie i składzie księżycowej materii. Albo ta druga dziwna lampa stosowana do badania zawartości złota, którą Pan Grzegorz otrzymał z Urzędu Probierczego. A w ogóle to lampy do fluorescencji rentgenowskiej stanowią znaczny udział w tejże kolekcji – znajdują one bowiem szerokie zastosowanie w analizach składu chemicznego (oczywiście w sposób nieniszczący) przede wszystkim w hutach metali, hutach szkła, cementowniach, zakładach przemysłu chemicznego, ale także w dziedzinie historii sztuki tzw. archeometrii tj. zajmującej się identyfikacją autentyczności dzieł sztuki oraz czasu ich tworzenia.

A inne lampy rentgenowskie? Przecież nie można pominąć tych „prozaicznych”, służących dla celów przemysłowych, które prześwietliły setki kilometrów rurociągowych spawów tylko dlatego, żeby w porę wykryć ewentualne nieszczelności czy inne niedopuszczalne wady materiałowe w poszczególnych urządzeniach czy instalacjach. O ileż mniej awarii dla przykładu miały Azoty w Kędzierzynie-Koźlu, Elektrownia Opole, czy dawny „Metalchem” Opole. O ile mniej „zakalca” odlano w swoim czasie w Hucie Małapanew czy w Hucie „Andrzej” w Zawadzkiem?

W międzyczasie Pan Grzegorz pokazuje mi zdjęcie rentgenowskie zwykłej grubej świecy, w której bez trudu można zidentyfikować z pół tuzina pierścionków. Otóż kiedy stróże prawa dostali cynk, że jeden z jubilerów otrzymał z zagranicy nie ocloną, naszpikowaną złotem i brylancikami przesyłkę w postaci siermiężnych świec, zrobili to zdjęcie.

Zostały jeszcze do krótkiego przedstawienia lampy do badania zjawiska zwanego dyfrakcją czyli po prostu ugięciem promieni. To dzięki takim właśnie lampom znamy dzisiaj dokładnie budowę materii czyli rozmieszczenie poszczególnych atomów czy cząsteczek w przestrzeni. Dzisiejsza współczesna chemia, biologia czy farmaceutyka nie wyobrażają już sobie brak takiego narzędzia (coś w rodzaju bardziej dokładniejszego mikroskopu), które pozwala zobaczyć budowę komórek biologicznych, czy np. nowo tworzonych leków.

Dziś promienie Rentgena są tak powszechne w naszym życiu, że nie zdajemy sobie nawet z twego sprawy. Na przykład chcesz lecieć samolotem do Nowego Jorku, twój bagaż i ty zostaniecie na wylot prześwietleni. Do innych miejscowości też nie ma dla nikogo taryfy ulgowej, bo z terrorystami nie ma żartów. Pan Grzegorz odnajduje w kolekcji lampę stosowaną właśnie do takich prześwietleń. - Niepozorna, ale jaka skuteczne – powiada i śmieje się z satysfakcją. Na przejściach granicznych naszej wschodniej granicy państwowej, ale nie tylko, bo także w niektórych urzędach celnych jak w Gdyni pracują potężnie urządzenia rentgenowskie (a więc zawierające silne źródła promieniowania) pozwalające dokładnie prześwietlać całe TIR-y czy kontenery na placu magazynowym i zobaczyć bez ich otwierania co zawierają one wewnątrz.

Podajesz dziecku różnego rodzaju odżywki, np. popularne Bebiko – każdy słoiczek z ich zawartością został dokładnie przebadany na zawartość obcego ciała (np. kawałeczek kości, pestki czy szkła) przy pomocy trzech lamp rentgenowskich prześwietlających równocześnie.

Jakby było nie dosyć tego praktycznego zastosowania lamp rentgenowskich, Pan Grzegorz na koniec pokazuje mi fotografie artystyczne wykonane przy użyciu promieniowania rentgenowskiego, a więc promieniowania elektromagnetycznego o długości fali ok. tysiące razy mniejszej niż długość fal promieniowania widzialnego. Tak, od samego początku odkrycia promieniowania rentgenowskiego, interesują się nim artyści, którzy tworzą wspaniałe, odmienne niż w świetle widzialnym fotografie kwiatów, muszli, ryb itp. Te, które mi pokazuje otrzymał od amerykańskiego artysty Alberta C. Koetsiera.

Kolekcja Grzegorza Jezierskiego jest zbiorem lamp rentgenowskich, która jak on to skromnie nazywa powstaje w wyniku ludzkiej życzliwości i bezinteresowności. Pozyskuje je bowiem dzięki osobistym kontaktom w środowisku nazwijmy to radiologów, ale również wykorzystując współczesne wspaniałe narzędzie informatyczne jakim jest bez wątpienia Internet. To za jego pośrednictwem zwraca się do nieznanych przecież sobie osób z różnych firm, instytucji, uczelni. I większość z tych ludzi odpowiada pozytywnie, wspierając kolekcję Pana Grzegorza. Lampy trafiają niemal z całego świata, głównie z krajów Europy, ale także Stanów Zjednoczonych, Japonii czy nawet Australii. Zdarza się nawet, iż otrzymuje on eksponaty od osób do których sam się nie zwracał, a które dowiedziały się o jego pasji od innych osób bądź z Internetu. Tak, bowiem informację o kolekcji lamp rtg. Pana Grzegorza, z której tworzone będzie w przyszłości „Muzeum Lamp Rtg.” przy Politechnice Opolskiej, można znaleźć na stronach internetowych amerykańskiej firmy KAB Dental, Inc.:

http://www.kabdental.com/dental-equipment/x-ray-intraoral/museum-of-roentgen.htm

niemieckiego Forschungszentrum Karlsruhe GmbH, Karlsruhe:

http://www.x-ray-lenses.de/index.php?option=com_content&view=article&id=75&Itemid=85

 

czy polskiego serwisu Zamkor:

http://fizyka.zamkor.pl/images/materialy/2008_m07_d29_relacja_VIII_OSDF_Opole.pdf

Wprawdzie zużyta lampa rentgenowska posiada niewielką wartość, jednak jej największym kosztem jest przesyłka. Lampy – zwłaszcza starszego typu – są nie tylko stosunkowo ciężkie, lecz i bardzo delikatne. Ich podróż, o ile wysyłane są drogą morską, tak jak np. z Japonii czy Australii trwa około dwóch miesięcy. Właśnie kilkanaście dni temu pocztą kurierską, jeden z amerykańskich ofiarodawców, przesłał kruchy towar w drewnianym opakowaniu, z zainstalowanym czujnikiem upadku – ma on informować, iż podczas transportu nie doszło do upadku z przyspieszeniem równym g (tj. przyspieszeniem ziemskim). Kurier przenosił paczkę z taką delikatnością, jakby w niej była co najmniej nitrogrycylina.

To co sprawia ogromną radość Panu Grzegorzowi to przesyłane bardzo często entuzjastyczne opinie, wyrazy zachwytu, gratulacje czy życzenia w pozyskiwaniu lamp i tworzeniu Muzeum Lamp Rtg. od osób przecież mu nieznanych. Przykładem może być  e-mailowa odpowiedź dr. Maggi Loubser z Uniwersytetu w Pretorii w Południowej Afryce, która pisze, iż nie może po prostu doczekać się spotkania ze studentami, by pokazać im zdjęcia z kolekcji lamp rentgenowskich Pana Grzegorza, czy e-mail od polskiego naukowca prof. Józefa Maja, ze słynnego amerykańskiego Argonne National Laboratory, który pisze m.in.: „Przyznam, że nie widziałem jeszcze tak wspaniałej kolekcji, pomimo że mam z X-ray do czynienia na co dzień…. Foto pańskiej kolekcji umieszczę na tablicy z posterami w naszym X-ray Scence Division jeśli Pan pozwoli. Z kolei prof. Fernande D. Rochon z Uniwersytetu Quebec w Montrealu, który jak pisze nie posiada żadnych starych lamp rtg. w zamian za nie, przysłał zeskanowaną kopię listu Rentgena z 1896 r., którą on sam otrzymał na spotkaniu w Montrealu w 1995 r. z okazji 100. rocznicy odkrycia promieni rentgenowskich.

Pan Grzegorz pokazuje mi także maleńką kartkę z Japonii, na której namalowane są biedronki z ręcznie napisanymi z życzeniami Very Christmas. Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie to, że Pan T. Nomura z firmy Rigaku włożył do paczki z lampami tę kartkę na dwa miesiące (bo tyle trwał transport) przed świętami Bożego Narodzenia. Pan Grzegorz tę kartkę trzyma prawie jak eksponat wśród japońskich lamp rentgenowskich.

Kolekcja lamp rentgenowskich to nie tylko sama pasja w zbieraniu czegoś tam, ale przede wszystkim cenny materiał dydaktyczny głównie dla uczniów szkól średnich czy studentów, bowiem wspomniany na wstępie garaż w Czarowąsach jest dla nich zawsze otwarty. A można tu zobaczyć nie tylko różnorodne lampy rentgenowskie do różnych zastosowań, zaobserwować rozwój ich konstrukcji, postęp w miniaturyzacji, ale także zobaczyć różne cenne materiały, jak chociażby pierwszy metal w układzie Mendelejewa (pomijając lit) czyli beryl, czy też ostatni, który dała nam Natura - uran. Niektóre lampy rentgenowskie zawierają z kolei takie „egzotyczne” pierwiastki, jak astat, pallad, rod, czy ren.

Zdarza się, iż zajęcia z fizyki studenci Uniwersytetu Opolskiego odbywają właśnie w tymże garażu. A ostatnio garaż Pana Grzegorza odwiedzili fizycy z całej Polski (ponad 50 osób) będący uczestnikami VIII Ogólnopolskiego Spotkania Demonstratorów Fizyki, organizowanego w tym roku przez Uniwersytet Opolski.

I rzecz być może najważniejsza dla kolekcji z Czarnowąs. Niedawno garaż z lampami odwiedził rektor Politechniki Opolskiej – prof. Jerzy Skubis. Poza tym, że rektor, jak również inni przedstawiciele uczelni, byli zachwyceni zbiorem, to chcieliby ową kolekcję umieścić na uczelni, w odpowiedniej sali, w gablotach oraz odpowiednio kolekcję wyeksponować. To wszystko wymaga jednak czasu i również pewnych przedsięwzięć inwestycyjnych. I wtedy będzie  to kolejny, nie mniej ciekawy niż dotychczasowy rozdział historii lamp rentgenowskich, już – być może – muzealny.

 

Jerzy Przyłucki