JustPaste.it

Harówka europosła Kamińskiego

Od początku kadencji Parlamentu Europejskiego Michał Kamiński nie wziął udziału w ani jednym posiedzeniu żadnej z dwóch komisji, których jest członkiem.

Od początku kadencji Parlamentu Europejskiego Michał Kamiński nie wziął udziału w ani jednym posiedzeniu żadnej z dwóch komisji, których jest członkiem.

 

Dolce vita Kamińskiego

Od początku kadencji Parlamentu Europejskiego Michał Kamiński nie wziął udziału w ani jednym posiedzeniu żadnej z dwóch komisji, których jest członkiem. Nawet wtedy, gdy rozpatrywano sprawę naruszenia prawa europejskiego przy wydawaniu zgody na budowę gazociągu Nord Stream. Na forum plenarnym nie złożył wniosku o debatę na temat katastrofy smoleńskiej ani w spawie rezolucji po zamordowaniu Marka Rosiaka. Ale Brytyjczyków szczególnie rozzłościła nadaktywność Kamińskiego w rozgrywkach między frakcjami w grupie konserwatystów.

"Nasz Dziennik" pierwszy poinformował o tym, że były polityk PiS Michał Kamiński straci stanowisko przewodniczącego frakcji Europejskich Konserwatystów i Reformatorów w Parlamencie Europejskim. Nie tylko europosłowie PiS, ale również czeska ODS oraz brytyjscy torysi cofnęli poparcie dla jego osoby. Powody?

Lista zarzutów jest naprawdę spora. Jak się okazało, Kamiński najrzadziej z grona wszystkich przewodniczących grup politycznych bierze udział w zebraniach konferencji przewodniczących. Ciało to w Parlamencie Europejskim jest odpowiednikiem sejmowego prezydium. Tymczasem nasz przedstawiciel opuścił około 60 proc. posiedzeń, podczas gdy pozostali przewodniczący nie więcej niż co czwarte. Od początku kadencji nie wziął również udziału w ani jednym posiedzeniu żadnej z dwóch komisji, których jest członkiem.

Absencja na komisji
- Na posiedzeniu Komisji Petycji nie był obecny nawet wtedy, gdy rozpatrywała ona sprawę naruszenia prawa europejskiego przy wydawaniu zgody na budowę gazociągu Nord Stream, co dla Polski wydaje się sprawą o znaczeniu strategicznym - mówi nasz rozmówca z Parlamentu Europejskiego. Podkreśla, że to właśnie ciągłe absencje są przyczyną nieartykułowania polskich interesów na forum parlamentu. I tak w czerwcu ubiegłego roku Konferencja Przewodniczących zabrała głos w sprawie tworzonej wówczas służby działań zewnętrznych UE - a więc o obsadzie placówek dyplomatycznych UE na świecie. Dla Polski kluczową sprawą było zapewnienie odpowiedniego parytetu geograficznego, tak by Polacy byli w niej odpowiednio reprezentowani.

Niestety, polski punkt widzenia nie został odpowiednio uwzględniony. Przeciwnie, Parlament domagał się, aby większość stanowisk w służbie zewnętrznej została przeznaczona dla już obecnych urzędników unijnych. A w związku z tym, że niewielu Polaków zajmuje w Brukseli funkcje urzędnicze wyższego szczebla, takie stanowisko PE było sprzeczne z polskimi interesami. Michał Kamiński był nieobecny na tym i na wielu innych posiedzeniach Konferencji Przewodniczących, a w efekcie tego polski głos nie został nawet odpowiednio wyrażony.

Wielu uważnych obserwatorów krajowego życia politycznego pamięta, że Kamiński słynął kiedyś z wygłaszania płomiennych przemówień. Dziś ma najmniejszą liczbę przemówień na sesji plenarnej ze wszystkich przewodniczących. Przemawiał zaledwie 15 razy, podczas gdy pozostali przewodniczący przemawiali dwu-, trzy- czy nawet czterokrotnie częściej. Spośród wszystkich przewodniczących najrzadziej bierze też udział w posiedzeniach plenarnych - opuścił ponad jedną trzecią posiedzeń, co plasuje go na 715. miejscu na 735 posłów do Parlamentu. Jednocześnie jako najbardziej nieobecnego posła z Polski.
- Michał rzadko przewodniczy posiedzeniom własnej grupy politycznej, co stało się nawet przedmiotem złośliwych pytań posłów angielskich, którzy publicznie pytali, gdzie jest przewodniczący, bo dawno go nie widzieli - mówi jeden z europosłów. W kuluarach tłumaczy się to jego zamiłowaniem do zagranicznych dalekich podróży, luksusowych restauracji i kurortów, co z drugiej strony w realiach Parlamentu Europejskiego nie jest niczym nadzwyczajnym. Brytyjczyków miał drażnić jednak fakt, że Kamiński, deklarujący się jako konserwatysta, wkładał dużo energii w zyskanie akceptacji u przedstawicieli lewicowo-liberalnego establishmentu w PE, w tym przez aroganckiego Martina Schulza, lidera socjalistów.

Nie tylko dla PiS, ale także dla budowanej przez m.in. Michała Kamińskiego inicjatywy PJN jedną ze spraw najważniejszych jest umiędzynarodowienie kwestii katastrofy smoleńskiej. W styczniu eurodeputowani PiS prof. Ryszard Legutko i Tomasza Poręba zorganizowali publiczne wysłuchanie na forum Parlamentu. Mimo oficjalnego tonu, że spotkanie było sukcesem, powszechnie zostało odebrane jako klapa.
- Od strony organizacyjnej wydarzenie to było przygotowywane przez polską część sekretariatu EKR na czele z zastępcą sekretarza generalnego grupy Gabrielem Beszłejem - wyjaśniają przedstawiciele Parlamentu Europejskiego. Jak podkreślają, sekretariat składa się z ludzi zatrudnianych w ostatnich latach przez tandem Kamiński i Bielan. Jak się okazało, efekt był mizerny. Europosłowie zostali późno powiadomieni o terminie.

Podejrzewano również brak zawiadomienia mediów zagranicznych, w efekcie czego hearing nie przyniósł spodziewanego nagłośnienia kwestii śledztwa smoleńskiego, a przez przewodniczącego Jerzego Buzka został określony jako przedsięwzięcie o "charakterze raczej terapeutycznym".

Co więcej, w tym samym dniu Michał Kamiński zadeklarował złożenie wniosku o debatę na temat katastrofy na forum Parlamentu. Jednak, jak później wykazały stenogramy, nawet formalnie nie zgłosił tej sprawy. Tłumaczył później, że po przeprowadzeniu rozmów na konferencji sekretarzy generalnych, przygotowujących konferencję przewodniczących, zadecydował o braku szans na ten wniosek. Wskazuje to jednak na brak determinacji ze strony Kamińskiego, sekretarza generalnego Barretta i jego zastępcy Beszłeja. Jak pokazują protokoły z obrad Konferencji Przewodniczących, mimo deklaracji Kamińskiego nie starał on się już nigdy o wprowadzenie debaty na temat Smoleńska do agendy posiedzeń plenarnych PE. Inną kwestią, również niedostatecznie zaakcentowaną na forum Parlamentu Europejskiego, jest rezolucja na temat "mordu łódzkiego" na pracowniku biura poselskiego eurodeputowango Janusza Wojciechowskiego. W dniu, w którym zastrzelono Marka Rosiaka na posiedzeniu grupy politycznej, Kamiński zobowiązał się do starań o podjęcie przez Parlament rezolucji w tej spawie.

Tym bardziej że Rosiak był pracownikiem PE i padł ofiarą mordu o charakterze politycznym. Z uwagi na charakter wydarzenia i jego aktualność ta sprawa mogła więc w naturalny sposób znaleźć zwieńczenie w nadzwyczajnej rezolucji na trwającej sesji plenarnej Parlamentu.
Tak się jednak nie stało, a protokoły z obrad Konferencji Przewodniczących wskazują, że Kamiński nawet nie raczył postawić takiego wniosku.

Jak wywołałem
III wojnę światową

Kamiński w imieniu grupy Europejskich Konserwatystów i Reformatorów poparł kandydaturę Barroso na stanowisko szefa Komisji Europejskiej. Dziś warto pamiętać, że tylko dzięki poparciu grupy EKR Barroso został zaakceptowany przez Parlament Europejski. Jednocześnie ani grupa EKR, ani Polska nie uzyskała w zamian za to żadnych korzyści. Poparcie Barroso oznaczało także sprzeniewierzenie się programowi zatrzymania federalizacji Europy, który Komisja Europejska pod jego przewodnictwem w dalszym ciągu realizuje. W wyniku późniejszej prezentacji przez Barroso w lutym 2010 r. składu Komisji, wraz z szeregiem kompromitujących kandydatur na komisarzy, EKR zaledwie wstrzymała się od głosu przy zatwierdzaniu składu Komisji. Wiąże się z tym również inna historia.

Michał Kamiński od początku był atakowany przez prasę brytyjską za swoją przeszłość w Narodowym Odrodzeniu Polski oraz ZChN. Jego wypowiedzi na temat zbrodni w Jedwabnem sprzed 10 lat są dla odbiorców zachodnich szokujące. Taki jest efekt presji fatalnej kultury politycznej poprawności, która wszelkie wypowiedzi kolidujące z opiniami wygłaszanymi przez stronę żydowską kwalifikuje jako antysemickie. Ma to również swoje polityczne konsekwencje. W celu oddalenia podejrzeń o antysemityzm Kamiński w pewnym momencie zaczął gorliwie zabiegać o względy środowisk żydowskich, będąc częstym gościem w Izraelu.

W tym samym przemówieniu, w którym w imieniu grupy poparł kandydaturę Manuela Barroso na stanowisko przewodniczącego, nie tylko ani razu nie nawiązał do Polski i jej spraw, ale - co interesujące - sporo miejsca poświęcił państwu Izrael. "Iran jest krajem, który nie ukrywa swoich ambicji nuklearnych. Prezydent tego kraju nie tylko neguje straszliwą zbrodnię holokaustu, ale jeszcze grozi dzisiaj Izraelowi zniszczeniem" - mówił Kamiński. Dlatego w imieniu frakcji wyraził oczekiwanie, że kierowana przez Barroso Komisja Europejska będzie stanowczo przeciwstawiać się polityce obecnych władz Iranu, która jest "skierowana przeciwko naszemu największemu sojusznikowi na Bliskim Wschodzie - przeciwko państwu Izrael".

Wypowiedź ta wprowadziła konsternację w szeregach nie tylko polskich eurodeputowanych. Tym bardziej że, jak powszechnie wiadomo, ewentualna akcja USA przeciwko Iranowi wymagać będzie akceptacji Moskwy, która może być uzyskana wyłącznie za pozostawienie Europy Środkowej w sferze jej wpływów. Kamiński musiał zbudować sobie jeszcze inne alibi.

Będąc oskarżanym o homofobię, zadeklarował w pewnym momencie, że choć nie popiera "małżeństw" homoseksualnych, to jest skłonny poprzeć związki partnerskie osób tej samej płci. Zadeklarował także chęć wzięcia udziału w paradzie gejowskiej. Obszernie informował o tym serwis internetowy dla gejów.

Politycznie poprawne alibi postanowił budować również, uderzając w swoją byłą partię, deklarując jesienią m.in. na łamach brytyjskiego "Guardiana", że PiS stało się ugrupowaniem nacjonalistycznym.

Pierwotnie Kamiński nie miał pełnić funkcji szefa frakcji, ale zająć należne grupie stanowisko wiceprzewodniczącego Parlamentu. Dawało ono prestiż i nie wiązało się z ciężką pracą parlamentarną. Jednak nieoczekiwana wolta jednego z Brytyjczyków Mcmillana Scotta - zgłoszenie przez niego swojej kandydatury, doprowadziła do tego, że to on, a nie Kamiński został jednym z 14 zastępców Jerzego Buzka. W związku z tym, że winą dało się obarczyć Brytyjczyków, wściekły Kamiński zablefował, iż w przypadku braku rekompensaty ma poparcie Jarosława Kaczyńskiego dla wyjścia PiS z frakcji. Torysi nie chcieli ryzykować rozpadu grupy zaraz na początku jej istnienia.

Dodatkowo sojusznikiem Kamińskiego stała się wewnętrzna opozycja w łonie torysów, która nie chciała wyboru liberalnego Kirkhopa na stanowisko szefa.

I tu dochodzimy do tego, co ostatecznie rozwścieczyło Brytyjczyków i spowodowało, że losy Kamińskiego zostały przesądzone. Jeszcze przed wakacjami ubiegłego roku, gdy w Polsce toczyła się kampania prezydencka, Kamiński - widząc swoją słabnącą pozycję - próbował "zabetonować", utrwalić swoją obecność w niej poprzez wprowadzenie zasady, że do 2014 roku będą nią rządzić dwaj współprzewodniczący, a więc Kamiński i Kirkhope.

Z pominięciem zwyczajowych wyborów w połowie kadencji Parlamentu. Propozycja ta spotkała się jednak z oporem posłów ze względu na niezgodności z regulaminem i brak konsultacji z małymi delegacjami. Wzmocnienie tracącego poparcie, umiarkowanego Kirkhopa nie było też na rękę zyskującej na znaczeniu konserwatywnej części torysów, w której odebrano rozgrywkę popieranego przez nich Kamińskiego jako zbyt daleko idącą.

We wrześniu posłowie brytyjscy oraz czescy wycofali swoje poparcie dla zmian proponowanych przez Kamińskiego. W ten sposób nie tylko nie osiągnął on swojego celu, ale otworzył drogę do szybkiej zmiany na stanowisku przewodniczącego. Ostatecznie wybór nowego lidera delegacji brytyjskiej Martina Callanana i przetasowanie w jej gronie pod koniec listopada okazały się dla Kamińskiego wyrokiem.

Maciej Walaszczyk

PS

Powyższy wpis znalazłam, czytając blog innego europosła, Pana politologa, doktora Migalskiego.
Jego autor poprosił “fruwającego ornitologa” o odniesienie się do wpisu, czy ew. dementi.
Niestety, co zrozumiałe, nie doczekał się.

Oj naiwny...

 

Autor: Maciej Walaszczyk

Licencja: Domena publiczna