JustPaste.it

Pozwolenie na budowę - dokument dla wytrwałych

Parę lat temu, wraz z mężem, postanowiliśmy wybudować nowy dom. Wówczas nie przypuszczałam, że spotkam się z niekompetencją i rażącym brakiem kultury urzędników państwowych. Z tych względów, zdecydowałam się opisać moje dążenia do uzyskania pozwolenia na budowę.

W pierwszej kolejności, umówiłam się z poleconą przez znajomych Panią architekt. Wytłumaczyłam, co i gdzie chciałabym wybudować i spytałam czy podejmie się zaprojektowania budynku. Zgodziła się i powiedziała, że będzie potrzebny wypis miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego, oraz dokładna mapka części działki sporządzona przez geodetów, którą zadeklarowała się załatwić. Po dwóch tygodniach, z wszystkimi papierami, udałam się do Pani architekt i wręczyłam jej zaliczkę, o którą poprosiła. Zadowolona, pojechałam do domu, myśląc, że wszystko zostało załatwione i że w niedługim czasie będzie można rozpocząć budowę.

Pierwsze problemy pojawiły się dwa tygodnie po złożeniu projektu, wraz z podaniem o wydanie pozwolenia na budowę, do Starostwa Powiatowego. Okazało się, że liczne błędy w projekcie, uniemożliwiają pozytywne rozpatrzenie mojej prośby. Poprawianie projektu zajęło Pani architekt kolejne dwa miesiące (dwa miesiące rysowała projekt i dwa poprawiała błędy). Po jej szczerych zapewnieniach, że teraz jest wszystko jak należy, ponownie złożyłam papiery. Odpowiedź z urzędu była taka sama, jak poprzednio, więc postanowiłam, że sama spróbuję przeanalizować nieszczęsny projekt. Zaczęłam od dokładnego przeczytania miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego (MPZP) i porównaniu go z projektem. Ku mojemu zdziwieniu okazało się, że w projekcie jest dach dwuspadowy a w MPZP jest napisane, że dopuszcza się tylko dach wielospadowy. Co prawda chcieliśmy dach dwuspadowy, ale Pani architekt powinna powiadomić nas, że nie możemy mieć takiego dachu ze względu na założenia planu. Ponad to dowiedziałam się, że wszystkie zabudowania muszą się znajdować na terenie siedliska rolnego (mamy działkę rolną z wyznaczonym terenem siedliska) a budynek, który chcemy postawić, został umieszczony poza tym obszarem. Doczytałam się również, że MPZP zakazuje nowej zabudowy mieszkaniowej. W tym momencie, zaczęłam się zastanawiać, jak Pani architekt mogła przeoczyć te wszystkie założenia? Obawiałam się, że nie raczyła przeczytać MPZP i narysowała to, co wstępnie zaplanowaliśmy. Stwierdziłam, że nie będę dłużej tolerować jej braku zainteresowania klientem i podziękowałam za współpracę, nie płacąc ani grosza więcej.

W niedługim czasie umówiłam się z architektem, prowadzącym znaną, w mojej okolicy, firmę zajmującą się projektami. Przedstawiłam mu całą sytuację i spytałam czy będzie mógł mi pomóc. Powiedział, że zobaczy, co da się zrobić i poprosił, żebym udała się do Urzędu Gminy i porozmawiała z osobą zajmującą się zagospodarowaniem przestrzennym. Opowiedziałam urzędnikowi o mojej sytuacji i spytałam, co mogę zrobić. Odpowiedział mi, że planu nie zmienię, bo każda zmiana wiąże się z ogromnymi kosztami i że MAM SOBIE GOSPODARZYĆ NA TYM, CO MAM, ALBO KUPIĆ SOBIE DZIAŁKĘ BUDOWLANĄ. Powiedział to tak nieprzyjemnym tonem, że zdenerwowałam się, odburknęłam coś na pożegnanie i wyszłam ze łzami w oczach. Nie wyobrażam sobie sytuacji, w której mąż sprzedałby ziemię, będącą w rodzinie, od co najmniej czterech pokoleń.

Doszłam do wniosku, że nikt nie jest zainteresowany moją sprawą i postanowiłam sama znaleźć rozwiązanie. Kolejny raz przestudiowałam, wypis z MPZP i znalazłam wzmiankę, dotyczącą możliwości rozbudowy istniejących zabudowań. Poczytałam trochę przepisów budowlanych i dowiedziałam się, że mogę zbudować nowy dom, połączyć go stałym łącznikiem ze starym i zgodnie z prawem, mogę nazwać to rozbudową. Pozostał mi jeszcze jeden problem do rozwiązania. Gdzie ten dom postawić, żeby zmieścił się w obrębie siedliska.

W wypisie miałam mapę działki, ale teren siedliska był wyznaczony tylko orientacyjnie a dla mnie liczył się każdy metr. W papierach znalazłam mapkę, na której granice siedliska, były zaznaczone w zupełnie innym miejscu, niż na poprzedniej. Pojechałam do Wydziału Geodezji Starostwa Powiatowego chcąc się dowiedzieć, która mapka jest poprawna. Urzędnik powiedział, że NIE MA POJĘCIA, i zaproponował, żebym złożyła podanie o wydanie mapki mojej działki. Otrzymałam ją od ręki i ku mojemu zdziwieniu była jeszcze inna.

Teraz miałam trzy różne mapki i wielki mętlik w głowie. Spytałam, którą z nich mam brać pod uwagę? Urzędnik odpowiedział, ŻE NIE MA KOMPETENCJI, żeby odpowiedzieć na to pytanie. Zaproponował żebym udała się do Wydziału Budownictwa i tam na pewno udzielą mi odpowiedzi. Poszłam tam zrezygnowana i znów opowiedziałam o moich problemach. Wyjątkowo sympatyczna urzędniczka, przejrzała wszystkie mapki i powiedziała, że w Starostwie biorą pod uwagę tą trzecią, ale mam iść do Urzędu Gminy i upewnić się czy na pewno ta mapka jest właściwa.

Po dotarciu na miejsce, skierowano mnie do pokoju, w którym siedziała Pani zajmująca się mapkami. Po raz kolejny, tego dnia zadałam pytanie, która mapka jest aktualna. Urzędniczka, najwyraźniej zdenerwowana tym, że jej przeszkadzam odburknęła, że NIE MA POJĘCIA. Po chwili stwierdziła, że nie może odpowiedzieć mi na to pytanie, bo nie wie, którą mapkę honoruje Starostwo Powiatowe. Odpowiedziałam, że to przecież gmina jest odpowiedzialna za mapy swojego regionu, więc powinna wiedzieć, która mapka jest aktualna. Kobieta stwierdziła, że Starostwo wydaje pozwolenia na budowę, więc to oni mają mi powiedzieć, którą mapkę mam wykorzystać. Wyszłam z urzędu, po raz kolejny nie dostając odpowiedzi i zastanawiając się, po co siedzą tam ludzie, którzy nie mają pojęcia o swojej pracy. Dla mnie to była kpina. Pocieszyła mnie myśl, że mimo wszystko wiedziałam, która mapka jest aktualna.

W niedługim czasie umówiłam się z architektem, narysowałam mu, co i gdzie chcę zbudować. Po dwóch tygodniach złożyłam podanie z nowym projektem i tym razem, po krótkim oczekiwaniu otrzymałam pozwolenie na budowę.

Moje dążenia, do otrzymania pozwolenia na budowę, trwał aż dwa lata. W tym czasie nauczyłam się przede wszystkim, że nie warto powierzać swoich spraw innym ludziom a jeżeli niema innego wyjścia, to trzeba ich sprawdzać na każdym kroku, ponieważ nie każdy jest tym, za kogo się podaje i rzadko która osoba, jest specjalistą w swojej dziedzinie. Zaskoczyły mnie również założenia Miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego, ale to jest temat na kolejny artykuł.