JustPaste.it

Równi i równiejsi

Czyli o specyficznej religijności Roberta Kubicy i kardynała Stanisława Dziwisza.

Czyli o specyficznej religijności Roberta Kubicy i kardynała Stanisława Dziwisza.

 

Niedawny wypadek Roberta Kubicy podczas rajdu samochodowego we Włoszech ujawnił nieeksponowaną dotąd specjalnie stronę jego osobowości, a mianowicie jego religijność i jej specyficzne pojmowanie. Zresztą specyficzne pojmowanie religijności ujawnił przy tej okazji również kardynał Dziwisz.

 

Wypadek we Włoszech to nie pierwszy tak poważny wypadek Kubicy. Już w 2007 roku, gdy jego bolid dosłownie roztrzaskał się w kawałki podczas wyścigu Formuły 1 w Montrealu, wydawało się, że nasz kierowca nie wyjdzie z tego bez poważnych obrażeń. A jednak wyszedł, praktycznie bez szwanku.

 

Kontrowersyjny podarunek kardynała

Kibica twierdził, że uratowała go wtedy opieka Jana Pawła II, którego imię umieścił wcześniej na swoim kasku. Tym razem obrażenia Kubicy były znacznie poważniejsze. Nie zraziło go to jednak do dalszego szukania opieki i wstawiennictwa u zmarłego papieża Polaka. Media doniosły, że poprosił kardynała Stanisław Dziwisza o obrazek z Janem Pawłem II. Zapewne poruszony wiarą kierowcy, który przez wiele miesięcy w roku każdą niedzielę spędza na torze wyścigowym, kardynał postanowił obdarować go czymś o wiele cenniejszym — relikwiami Jana Pawła II, a dokładnie kroplą jego krwi i fragmentem szaty. Telewizja pokazała, jak hierarcha zamaszystym gestem — nieco dziwnym, jak na zwyczajowe obchodzenie się duchownych katolickich z relikwiami — niemal wbił relikwiarz w dłoń żegnającego się z nim dziennikarza, który został poproszony o jego dostarczenie Kubicy do szpitala.

Okoliczności i sposób przekazania tego daru wzbudziły wiele kontrowersji u samych katolików. Na jakiej zasadzie kardynał tak swobodnie dysponuje relikwiami? Czy na takiej samej jak miejscami pochówku na Wawelu? Czy każdy, kto poprosi, będzie miał taką samą jak Kubica szansę otrzymania kolejnej kropli krwi papieża Polaka? Dlaczego w ogóle kardynał darowuje relikwiarze przed beatyfikacją Jana Pawła II? W tradycji katolickiej robi się to dopiero po wyniesieniu świętego na ołtarze. Skąd u kardynała krew papieża? Jak i kiedy wszedł w jej posiadanie? Ile jej jeszcze ma?

Otoczenie kardynała szybko zorientowało się, że odbiór społeczny kardynalskiego gestu wcale nie jest taki jednoznacznie dobry. Pojawiły się wyjaśnienia, że kardynał nie zdecydował sam, lecz za zgodą specjalnego urzędu kościelnego; że właściwie to inicjatywa wyszła od samego kierowcy; że krew pochodzi z przedoperacyjnych badań ciężko chorego papieża z roku 2005 i choć powinna być zniszczona, to lekarze zgodzili się przekazać cenną ampułkę z krwią chorego papieża kardynałowi.

Wyjaśnienia jak wyjaśnienia — jednych przekonują, innych nie. Dlaczego na przykład w pierwszej wersji twierdzono, że to Kubica poprosił o relikwię, by w drugiej wersji mówić już tylko o prośbie o pamiątkę po papieżu, a w trzeciej — że chodziło mu właściwie o obrazek z wizerunkiem Jana Pawła II? Jak w tym kontekście odczytywać tak hojny gest kardynała? Dlaczego tak postąpił? Bo Kubica to sportowiec, Polak, krakowianin — jak papież? To niesportowcy, nie-Polacy i niekrakowianie nie mają u przyszłego świętego, reprezentowanego tu przez kardynała Dziwisza, szans? Jedyne, co mnie w tych wyjaśnieniach nieco uspokoiło, to wiadomość, że chodzi o jedną ampułkę krwi, bo po pierwszych doniesieniach zacząłem sobie wyobrażać, że skoro kropla krwi papieskiej jest tak cenną relikwią, a przy tym tak swobodnie rozdawaną, to ilu jeszcze ją dostanie i ilu jeszcze kardynałów ma tę krew, i czy w ogóle zmarłemu papieżowi pozostawiono jej choć trochę. W końcu w tradycji katolickiej pobieranie fragmentów ciał zmarłych na relikwie było i — jak pokazał ostatnio przykład z ciałem księdza Popiełuszki — jest bardzo popularne.

 

Czy relikwie są zgodne z Biblią?

Poza kroplą krwi kardynał podarował Kubicy również kawałek papieskiej sutanny — oba dary z nadzieją na szybkie wyleczenie naszego mistrza kierownicy. Nad tym darem warto się zatrzymać, zwłaszcza że w nauce katolickiej próbuje się uzasadniać biblijnie kult relikwii. Kościół powołuje się na opisany w 19. rozdziale Księgi Dziejów Apostolskich przypadek zanoszenia chorym fragmentów szat, które miały styczność z apostołem Pawłem, dzięki czemu chorzy byli uzdrawiani. Rzecz działa się w Efezie, gdzie „niezwykłe (...) cuda czynił Bóg przez ręce Pawła, tak iż nawet chustki lub przepaski, które dotknęły skóry jego, zanoszono do chorych i ustępowały od nich choroby, a złe duchy wychodziły” [1].

Pierwsze, co się rzuca w oczy, to fakt, że uzdrawiał Bóg, a nie przedmioty. Drugie — że za pośrednictwem apostoła, i to żywego, a nie martwego. Trzecie — że cuda dokonane w Efezie nawet jak na cuda były wyjątkowe, niezwykłe, a co za tym idzie rzadkie. Dlaczego? O tym niżej. Na początek przyjrzyjmy się tym chustkom i przepaskom. Prawdopodobnie chodzi tu o chustki, którymi apostoł wycierał sobie pot z twarzy, gdy pracował jako wytwórca namiotów [2]. Przepaski to prawdopodobnie krótkie fartuszki, jakich używali zwykle rzemieślnicy, a w tym przypadku Paweł. Wygląda na to, że gdy apostoł wykonywał swoje rzemiosło, przychodzili do niego ludzie z prośbami o uzdrowienie chorych, a on — być może nie mając zawsze możliwości pójścia z nimi — dawał im (może na ich prośbę) czy to chustkę, którą wytarł twarz, czy swój fartuszek, aby im zanieśli. I choć dochodziło do uzdrowień, to „moc” tych przedmiotów należy oceniać tak samo jak „moc” rąbka szaty Jezusa z historii o uzdrowieniu kobiety chorej 12 lat na krwotok, czy „moc” gliny użytej do uzdrowienia niewidomego [3].

W pierwszym z tych przypadków wycieńczona chorobą kobieta, nie mogąc się dostać do Jezusa, by osobiście poprosić o uzdrowienie, podjęła desperacką decyzję, żeby choć dotknąć się Jego szaty, wierząc, że ten śladowy kontakt z Mistrzem ją uzdrowi. Kiedy jej się to wreszcie udało, Jezus odczuł, że wyszła z Niego moc. Chora została uzdrowiona. Ale przez co? Dotyk? Płaszcz? Moc Jezusa? „Córko, wiara twoja cię uzdrowiła, idź w pokoju” — powiedział Jezus. To, co ją uzdrowiło, to połączenie jej wiary i mocy Chrystusa.

Pisałem już kiedyś, że przekonanie o „mocy” ukrytej w pamiątkach po sławnych ludziach sprawia, że za kurtkę Presleya, sukienkę Marilyn Monroe czy gitarę Lennona inni ludzie gotowi są zapłacić dziesiątki, a nawet setki tysięcy dolarów. Chodzą na koncerty czy spotkania ze swoimi idolami w nadziei oderwania im od ubrania choćby guzika czy tasiemki. Na tej samej zasadzie wielu chrześcijan wierzy, że przechowywane do dziś przedmioty lub inne pozostałości po postaciach biblijnych są święte i niosą z sobą uzdrawiającą moc. Na takich niebiblijnych wierzeniach w przeszłości robiono interesy, oferując do sprzedaży na przykład drzazgi z krzyża, na którym rzekomo wisiał Pan Jezus, czy kolce z rzekomej korony cierniowej [4]. 

Wracając do Pawłowych chustek i przepasek (fartuszków), mogły być one dla chorych dowodem, że ich sprawa została przedstawiona samemu apostołowi, który darowując je, potwierdził tym wolę ich uzdrowienia. Po raz kolejny spotkały się wiara ludzi i moc Boża. Tak naprawdę wystarczają tylko one. Większość uzdrowień opisanych w Nowym Testamencie polegała na dotknięciu chorych przez Jezusa czy apostołów, a czasami nawet dotknięcie było zbędne — to działało na odległość. Dlaczego w Efezie Bóg wybrał tak niezwykły sposób uzdrawiania? Ponieważ ówczesny Efezie był, jak wynika z kontekstu, silnym ośrodkiem czarnoksięstwa, praktykowania zaklęć i posługiwania się cudami demonicznego pochodzenia. Bóg musiał posłużyć się takimi cudami, które w oczach mieszkańców były ewidentnie mocniejsze od tych praktykowanych przez czarowników i zaklinaczy.

Dzisiejszy kult relikwii ma się nijak do tego biblijnego kontekstu. Jest wręcz naruszeniem drugiego przykazania dekalogu, które zakazuje bałwochwalstwa, oddawania czci przedmiotom: „Nie czyń sobie podobizny rzeźbionej czegokolwiek, co jest na niebie w górze i na ziemi w dole, i tego, co jest w wodzie pod ziemią. Nie będziesz się im kłaniał i nie będziesz im służył (...)” [5]. Przykładem takiego bałwochwalstwa jest historia biblijnego Nehusztana, miedzianego węża sporządzonego przez Mojżesz na polecenie Boga i umieszczonego na drewnianym drągu, a którego kilka stuleci po śmierci Mojżesza Izraelici zaczęli czcić. Bóg uznał to za grzech i kazał ten symbol, pamiątkę zniszczyć [6].

 

Zaproszenie do pierwszego rzędu

Kilka dni po kontrowersyjnym podarunku kardynał Dziwisz wykonał kolejny gest wobec Kubicy, zapraszając go na uroczystości beatyfikacyjne Jana Pawła II do Watykanu i obiecując miejsce w pierwszym rzędzie najważniejszych gości. Kardynał powiedział, że wielu młodych ludzi wzoruje się na Kubicy, a Kościół potrzebuje jego świadectwa (jak rozumiem — świadectwa wiary) i dobrych rezultatów.

Niby nic takiego, a jednak coś mnie dziwi — ta niezwykła zdolność hierarchów Kościoła powszechnego do niemal natychmiastowego wykorzystywania wszelkich ważnych wydarzeń, koncentrujących uwagę całego społeczeństwa, do promocji swojego Kościoła. Tak było na przykład z tragedią smoleńską, na którą od zaraz zmuszeni byliśmy patrzeć przez pryzmat wojny krzyżowej z Krakowskiego Przedmieścia (może niewywołanej przez Kościół, ale za to niepotrzebnie przeciągającej się przez brak zdecydowanego stanowiska ze strony jego hierarchów). W tym samym czasie pojawił się też pomysł umieszczenia części skrzydła prezydenckiego tupolewa w przygotowywanej nowej sukni na obraz Marii Jasnogórskiej. Teraz z Kubicą jest podobnie. Skoro jego losem interesuje się cała Polska, to czemu nie miałaby się przy okazji zainteresować relikwiami i — jeszcze bardziej niż już się interesuje — sprawą beatyfikacji? Może ci, którzy nie interesują się Kościołem, ale interesują się Formułą 1, za sprawą Kubicy zwrócą uwagę na Kościół? Nawet logiczne, ale czy nie przeszkadza kardynałowi, że jako świadka wiary stawia przed innymi osobę, która ścigając się zawodowo przez większość niedziel w roku, permanentnie łamie to katolickie święto? Nieważne. Ważne, że to jeden z najsłynniejszych kierowców wyścigowych świata, a jego obecność na majowej uroczystości w Watykanie jeszcze bardziej ją uświetni i ściągnie przed telewizory nawet tych, którzy nigdy nic z Watykanu nie chcieliby oglądać. Czy nie jest to coś, co można określić ogrzewaniem się w promieniach cudzej sławy?

Jak to nagłe i, jak się wydaje, nadprogramowe zainteresowanie kardynała osobą Roberta Kubicy ma się choćby do nauki z Listu Jakuba o nieczynieniu różnicy między wierzącymi w wyznawaniu wiary w Jezusa Chrystusa? „Bo gdyby na wasze zgromadzenie przyszedł człowiek ze złotymi pierścieniami na palcach i we wspaniałej szacie, a przyszedłby też ubogi w nędznej szacie, a wy zwrócilibyście oczy na tego, który nosi wspaniałą szatę i powiedzielibyście: Ty usiądź tu wygodnie, a ubogiemu powiedzielibyście: Ty stań sobie tam lub usiądź u podnóżka mego, to czyż nie uczyniliście różnicy między sobą i nie staliście się sędziami, którzy fałszywie rozumują?” [7]. Odpowiedź pozostawiam Czytelnikom.

* * *

Ktoś może powiedzieć: nie twój Kościół, nie twój kardynał; co ci do tego, co rozdaje i kogo na co zaprasza? Fakt. Ale Jezus, którego kardynał Dziwisz, jak twierdzi, pośrednio reprezentuje, jest już mój, jako chrześcijanina. On wybrał mnie, a ja wybrałem Jego. I nie jest mi obojętne, ani nikomu z chrześcijan nie powinno być, w jakim świetle się Go stawia i jak instrumentalnie się traktuje kwestie wiary.

A samemu Robertowi Kubicy, który niewątpliwie może być dla młodzieży wzorem pracowitości, konsekwencji w dążeniu do wyznaczonych celów i sportowej pasji, życzę jak najszybszego (jak na kierowcę wyścigowego przystało) powrotu do zdrowia, w czym na pewno mu pomoże bezpośrednia modlitwa do jedynego Ojca Świętego w niebie. Żeby nie było żadnych wątpliwości — do Boga Ojca!

Andrzej Siciński

 

[1] Dz 19,11-12. [2] Zob. Dz 18,3. [3] Zob. Mr 5,21-34; J 9,1-7. [4] Zob. Sanderus wiecznie żywy, „Znaki Czasu” 6/2010. [5] Wj 20,4-5. [6] Zob. Lb 21,8-9; 2 Krl 18,4. [7] Jk 2,1-4.

 

[Artykuł ukaże się jako wstępniak w miesięczniku „Znaki Czasu” 3/2011].