JustPaste.it

Zwierzaki

Z pozdrowieniami i współczuciem dla wszystkich niechcianych istot oraz wyrazy szacunku dla tych, którzy nie boja się wpuścić takie stworzenia pod swój dach.

Z pozdrowieniami i współczuciem dla wszystkich niechcianych istot oraz wyrazy szacunku dla tych, którzy nie boja się wpuścić takie stworzenia pod swój dach.

 

        Mała czarna sunia biega po ulicach miasta nerwowo szukając spokojnego miejsca. Ostatkiem sił wpada do parku uciekając przed zgiełkiem ulicznym, mnóstwem ludzi i pojazdów. Dociera do małej łąki, na której w zaciszu krzewów znajduje miejsce dla siebie. Jest zmarznięta, głodna, już sama nie pamięta, kiedy ostatnio spała. W pamięci dobrze utkwił jej skowyt maltretowanych psów i przerażające wycie głodnych zwierząt. Nie miała pojęcia, kiedy usnęła i jak długo męczyły ją koszmary. Obudziło ją radosne szczekanie. Bardzo ostrożnie wczołgała się głębiej w zarośla, ale ciekawość wzięła górę i zaczęła z zainteresowaniem podglądać, co takiego się dzieje, bezwiednie aczkolwiek przyjacielsko, machając ogonkiem. Po soczysto zielonej, ubranej w miliony żółto kwitnących mleczy, łące biegała duża suka owczarka niemieckiego. Jej boki wypełnione były jedzeniem a sierść lśniła zdrowo w promieniach kwietniowego słońca. Biegała radośnie i wcale, ale to wcale nie bała się Pani, która rzucała jej patyki. Widać było na pierwszy rzut oka, że rozumiały się obie doskonale i zdawały się bawić cudownie. Dla małej Znajdy, tak do niej zwracano się jak jeszcze przebywała wśród ludzi, widok na łące był wielkim zaskoczeniem. Nie wiedzieć, kiedy wysunęła się z zarośli, stając się widzialna dla wszystkich i przyglądała się bawiącym, przechylając rozkosznie łebek. Paris, bo tak wabiła się biegająca piękność, zaprzestała zabawy i z zainteresowaniem zerknęła na intruza. Normalnie rzuciłaby się w jej stronę wściekle ujadając, jednak w tej małej istotce było coś takiego smutnego, co nie pozwoliło jej na przepędzenie obcej. Podeszła ostrożnie do małej:

- gdzie Twój właściciel? Zapytała…..Zgubiłaś się? Szukaj go szybko zanim zaczniesz biegać z przerażeniem.

- Nie mam nikogo – odpowiedziała dzielnie Znajda, choć trochę bała się dwa razy większej od niej wilczycy

-  Skąd się tutaj właściwie wzięłaś? Bez obroży i bez śladów smyczy, uciekłaś z domu? – Paris mówiła głośno i wyraźnie w jej słowach, mała słyszała zdziwienie i troskę, zupełnie obce jej uczucie.

- Kiedyś nosiłam łańcuch na szyi, ale od pewnego czasu schował mi się pod sierścią i już nikt nie przykuwał mnie do budy.

Paris podeszła bliżej i jej migdałowym oczom ukazał się żałosny widok, łańcuch poprzerastany skórą.

- Moja Pani nigdy nie pozwoliłaby na coś takiego- zaczęła snuć opowieść

- Jestem z nią odkąd skończyłam trzy miesiące, zabrała mnie z miejsca, które pamiętam jak przez mgłę. Było tam dużo psów różnych ras. Walczyliśmy o jedzenie, spaliśmy w ciemnych, zimnych i brudnych boksach. Było ciasno i zimno. Od mojej mamy zabrano mnie bardzo wcześnie, tęskniłam za jej ciepłem i opieką. Nie byłam tam jedynym szczeniakiem, jakoś sobie radziliśmy bez rodziców czekając, co się dalej wydarzy. Pewnego dnia ona się zjawiła, żeby zabrać któreś z nas. Biegłam do niej co sił, aby nikt inny mnie nie wyprzedził.

Wygrałam…………

Początki jednak były trudne. Już u niej w domu długo myślałam, ze przyjdą po mnie dawni właściciele i szczekałam zajadle na wszystkich, którzy przekroczyli próg mojego i jej domu. Jedzenie wyrywałam z rąk, bo nie potrafiłam się doczekać aż postawią je na podłodze. Długo trwało zanim nabrałam dobrych manier. Teraz wiem, że moja Pani kocha mnie najbardziej na świecie. Ona nawet zbiera po mnie to, co zrobię na trawie. Uważa, że inni ludzie będą się złościć na mnie, jeśli przypadkiem w to wdepną. Mogę spać razem z Panią w jej łóżku, mimo, że mam własne. Zawsze dostanę coś od niej z talerza, mimo, że zjadam pełną miskę smakołyków. Chodzi ze mną do lekarza, żebym nie chorowała, choć akurat tą czynność mogłaby pominąć. Czuję się zdrowo, a wizyta w tym miejscu zawsze kosztuje mnie utratę części sierści. Podobno wypada ze mnie, kiedy się mocno denerwuję. Pani jednak twierdzi, że to konieczne. Ale i tak jestem szczęśliwa, zaprzyjaźniłam się nawet z jej kotem…..

Zwierzęta pochłonięte rozmową nie zwracały uwagi na człowieka. Pani obserwowała ze łzami w oczach następujący obrazek:
Jej ukochana Paris zbliżyła się powoli do małej, czarnej, brudnej i wylęknionej suczki. Poszczekiwała do niej przyjaźnie, co mocno zaskoczyło Panią. Paris raczej nerwowo reagowała na obce psy, tą sunię traktowała z nieznaną jej dotąd delikatnością. Czarnulka podchodziła coraz bliżej Paris, w końcu wtuliła się w nią i delikatnie popiskiwała. Kiedy obie spojrzały w kierunku Pani, ta już wiedziała, że właśnie stała się posiadaczką kolejnego zwierzaka. Najpierw czekała je wizyta u weterynarza. Pchły
i wycieńczenie nie stanowiły wielkiego zagrożenia. Najszybciej jak to możliwe należało usunąć wrośnięty
w szyje łańcuch….

        Drugiego tak wdzięcznego stworzenia nie było chyba na świecie. Spokojna, grzeczna, cierpliwie czekająca na pieszczoty. Nigdy się nie narzucała, jakby w obawie, że najmniejsze złe zachowanie doprowadzi do tego, że zostanie wyrzucona. Wiki, bo takie dostała imię, sypiała coraz spokojniej. Rzadko wracały do niej koszmary, w których widziała ludzi przeganiających zwierzęta kijami. Najgorsze były nawracające wspomnienia zjadających się nawzajem psów. Wspomnienia ze schroniska były równie tragiczne jak te z gospodarstwa wiejskiego, na którym spędziła pierwszy rok swojego życia. To właśnie tam założono jej łańcuch i przywiązano do stodoły. Dzięki małej dziurze w desce mogła wchodzić do środka i schronić się przed deszczem, czy upałem. Jak pamiętano o niej dostała czasem jedzenie. Natomiast woda pojawiała się w misce tylko po deszczu. Nawet nikt nie zauważył, kiedy łańcuch przerdzewiał i mogła sobie pójść. Tułała się długo po wsiach. Każdy ja przeganiał, czasem mogła znaleźć trochę jedzenia, albo ktoś rzucił jej kość. W końcu przyjechali dziwni ludzie szarym, dużym autem i zabrali ją ze sobą. Tak dotarła do schroniska dla zwierząt. Rozpoczęła się dla niej walka o wszystko; chwilę snu, miejsce spokojne i w cieniu, odrobinę wody i trochę jedzenia. Patrzyła na walczące psy i na kobietę, która spracowana starała się ogarnąć to miejsce, ale nie miała ani siły, ani pieniędzy. Znów nikt nie zauważył jak wykorzystała wietrzną noc, podczas której wiatr otworzył niedomkniętą bramę. Poszła sobie i tak wycieńczona, po wielu dniach wędrówki trafiła na łąkę, na której odnalazła swoje szczęście. Nie wszystkim się udaje. Wiki się udało. Jest jej ciepło jest syta, bawi się z radością z wielkim rudym kotem i czarną Paris. Wszyscy w trójkę kochają swoją Panią z wzajemnością. Jeszcze nie ma tyle odwagi, żeby wskoczyć do łóżka wypełnić pustą przestrzeń między Panią i Paris. Leży w progu pokoju i patrzy z wielka ochotą na posłanie. Może jutro się zdecyduje na ten krok, a co jeśli im się to nie spodoba i mnie wyrzucą?

Takie dylematy jeszcze długo będą się kłębiły w tej małej czarnej główce. Dopóki nie wyśni jej się ostatni koszmar. Jeśli w ogóle kiedyś to nastąpi.