JustPaste.it

Oszukać generała - zapiski stójkowego

Wyobrażacie sobie egzystowanie w dowolnej społeczności bez oszukiwania?! Oszukiwaliśmy w różnych czasach, oszukujemy i teraz. Przełożeni oszukują podwładnych, podwładni ...

Wyobrażacie sobie egzystowanie w dowolnej społeczności bez oszukiwania?! Oszukiwaliśmy w różnych czasach, oszukujemy i teraz. Przełożeni oszukują podwładnych, podwładni ...

 

 

Dotarło zgłoszenie o zaistniałej kradzieży motocykla w odległej o kilka kilometrów miejscowości. Najpierw stary kręcił się po swoich gabinetach powtarzając w kółko - bądź człowieku ...wa mądry, bądź człowieku ...wa mądry... W końcu zamówił telefon i w rozmowie z jakimś mieszkańcem prosił tegoż o to, aby przyjechał swoim prywatnym samochodem, bo jest kradzież motocykla i trzeba się udać w teren, pochodzić po lesie, że podobno skradziony motocykl ma gdzieś być schowany. Jak się później okazało ten mieszkaniec ze swoim własnym samochodem to członek ORMO. Podobno są bardzo pomocni ci członkowie. Bo i tak to jest. Przyjechał człowiek, znaczy się ormowiec, i bez żadnego zbędnego narzekania, swoim samochodem m – ki Syrena
zawiózł nas na miejsce zdarzenia. Mało tego, sam też brał udział w penetracji przyległych lasów. Łaziłem w swoich cywilnych pantoflach – mokasynach. Przemoczyłem je do cna. Oprócz mokrych, rozkładających się już liści, nic innego w lesie nie było. Motocykla również.
Pod koniec „dniówki” ormowiec przyniósł butelkę czystej. Ja, jako już legalny członek tej załogi, też załapałem się na jednego i byłem z tego wielce rad, że ormowiec /miejscowy szef/ powiedział do mojego starego, że ze mnie będą jeszcze ludzie... Zaczęła mi się podobać taka „rozrywkowa” praca. Ale kiedy w dniu następnym otrzymałem pierwsze bojowe zadanie przyjęcia od poszkodowanego na protokół jego zeznań, znaczy się przesłuchać go /wielkie słowo/, i kiedy stary po zapoznaniu się z tym protokołem powiedział, że słucham tak jakby koza srała na bęben, o tak – tratata... posmutniałem i uświadomiłem sobie, że ten fach naprawdę wymaga wysiłku. Nad sobą przede wszystkim.

Po kilku dniach pracy w cywilkach /sytuacja taka dla mnie była elegancka bo przez niewiedzę mieszkańcy tytułowali mnie panie poruczniku, mówili między sobą, że jakiś cywilny śledczy jest na posterunku, opinie takie mi pochlebiały/, udałem się do magazynów sąsiedniego RUSW i wróciłem autobusem objuczony tobołami w których znajdowały się nowiuteńkie mundury i inne precjoza niezbędne do pełnienia służby. Nałożyłem na siebie mundurek a na pagonach pusto. Głupio było pokazywać się na ulicy. Ale to nie ja tak o sobie mówiłem. Z porucznika stałem się zwykłym szeregowym. Rzecz oczywista, miejscowym wcale to nie przeszkadzało. Nadal pierwsi mi się kłaniali na ulicy. Mało tego mówili też, że w mundurze bardzo mi do twarzy i, że taki przystojny milicjant to raz dwa znajdzie sobie kobitkę...