I na planecie już nie mieszkał Święty Spokój...
Na jednej z planet, tam gdzie mieszka Spokój Święty, znalazłem kamień, który miał milionkształtny kształt.
Nie widziałem go wcześniej. Byłem zbyt zajęty. Czy leżał tam od wieków? Czy też niedawno z nieba spadł?
W mej dłoni kamień zaczął drżeć i świecić. Widać powiedzieć coś mi chciał. I nagle pękł na setki części, które świeciły słońc milionem.
Każda pytała:
Co byś,
co byś,
co byś...
Wiedzieć,
wiedzieć,
wiedzieć...
Chciał,
chciał,
chciał...
I na planecie już nie mieszkał Święty Spokój. Kamienie rozpoczęły myśli cwał.
Jedyną rzeczą, którą chciałem wiedzieć było: Jak pozbyć się tych śmieci? Jak strącić je z planety?
Tak bardzo bym to zrobić chciał.
One miotały pytań milion, a każde duszę przewiercało.
I na planecie Święty Spokój już żyć się dłużej nie dawało.
Już sen się nie śnił, grzech nie grzeszył i śmiech się nie śmiał. Bo się stało co, gdy chcesz wiedzieć, stać się musiało.
Już sen się nie śnił, grzech nie grzeszył i śmiech się nie śmiał. Bo się stało co, gdy chcesz wiedzieć, stać się musiało.
Nic!
Krzyk wyrwałem z głębi ducha.
Nic nie chcę wiedzieć...
Nic!
I setki części kamienia wiedzy w jeden złączyły się żałośnie.
A na planecie Święty Spokój znów chciało mi się żyć.
A na planecie Święty Spokój znów chciało mi się żyć.
A kamień leżał w prochu.
Bezgłośnie!
Nic nie chcę wiedzieć. Chcę tylko byś... Była. Jak jesteś od... Iluż to już lat?
Nic nie chcę wiedzieć. Chcę tylko byś... Była. Jak jesteś od... Iluż to już lat?
I bym w swej dłoni trzymał twoje dłonie.
I byśmy razem szli przez świat.
Chcę by planeta Święty Spokój, naszą planetą zawsze była.
I by w twych oczach iskry drżały drżące, chochliki szęścia, miały też mieszkanie.
I tylko chcę byś nadal się myliła.
I byś przy błędzie swe życie przeżyła.
Bo to zaiste święte jest wytrwanie...
Czymże jest cała wiedza i niewiedza świata i cała jego mądrość i głupota? I co jest warta w lustra odbiciu?
Czymże jest cała wiedza i niewiedza świata i cała jego mądrość i głupota? I co jest warta w lustra odbiciu?
Jest śmiesznie śmieszna, istoto kochana, przy naszym zwykłym-niezwykłym życiu.
A gdybym kamień kiedyś chciał podnieść, szukając czegoś, czego mi brakuje...
Strzel-żesz mnie po łbie, wałkiem do ciasta. A przypieprz mocno!
A gdybym kamień kiedyś chciał podnieść, szukając czegoś, czego mi brakuje...
Strzel-żesz mnie po łbie, wałkiem do ciasta. A przypieprz mocno!
Święty znów Spokój poczuję:-)