JustPaste.it

Głupi wybryk czy świadomy happening?

Czyli o zmasowanym ataku sił policyjno-oświatowo-samorządowych na kilku nastolatków z Jastrzębia Zdroju.

Czyli o zmasowanym ataku sił policyjno-oświatowo-samorządowych na kilku nastolatków z Jastrzębia Zdroju.

 

 

Kiedy w 2005 roku duński dziennik „Jyllands-Posten” opublikował karykatury Mahometa, wśród muzułmanów zawrzało. W Danii wybuchły zamieszki. Podpalano samochody, sklepy, rzucano cegłami. Niektóre kraje arabskie zaczęły bojkotować duńskie towary i zażądały od duńskiego rządu przeprosin. Doszło tam do napaści na europejskie placówki dyplomatyczne. W wyniku wielotysięcznych demonstracji zaczęli ginąć ludzie. Karykaturzystom grożono śmiercią. Z kolei w akcie solidarności z duńską gazetą i w ramach protestu przeciwko przemocy wiele europejskich i amerykańskich gazet przedrukowało te karykatury. Redaktor naczelny „Rzeczpospolitej” napisał wtedy, że „wolności wypowiedzi trzeba bronić, także wtedy, kiedy nie zgadzamy się z ich treścią”.

Wydarzenia te ukazały kolejny raz wyraźną różnicę między mentalnością muzułmańskich mieszkańców krajów arabskich i wyznawanymi przez nich wartościami a mentalnością Europejczyków i ich wartościami. Europa, mając za sobą całe wieki wojen religijnych, generalnie stara się obecnie od religii dystansować. Choć w Polsce tego jeszcze nie widać, to religia w Europie coraz bardziej się prywatyzuje, przechodzi ze sfery publicznej ku bardziej prywatnej. Można na to narzekać, obawiać się sekularyzacji czy ateizacji całych społeczeństw, ale jest tego choć jeden pozytywny efekt — nikt nikogo nie zabija z powodów religijnych. Większość europejskich państw jest neutralna (bezstronna) w sprawach religijnych i preferuje mocniejszy lub słabszy rozdział Kościoła od państwa. Dlatego w Europie żartowanie sobie w jakiejkolwiek formie z żyjących czy zmarłych przywódców religijnych nikogo nie szokuje, tak zresztą, jak i żartowanie sobie ustawiczne z przywódców politycznych, z całych nacji, z łysych czy blondynek. To nie musi się wszystkim podobać i nie zawsze jest w dobrym guście, ale Europa ceni sobie wolność, zwłaszcza wypowiedzi, nawet jeśli jest to wypowiedź głupia.  

I ja tak sobie żyłem w tym poczuciu bycia Europejczykiem, cieszącym się ze swobody wypowiedzi i ze słabego, bo słabego, ale jednak rozdziału Kościoła od naszego państwa, aż tu nagle w Jastrzębiu Zdroju stała się rzecz niesłychana. Kilku nastolatków urządziło sobie happening, uliczne widowisko, mające na celu zaskoczenie, zaszokowanie i wywołanie niezwykłych skojarzeń u przechodniów.

Warto przypomnieć, że tę formę wypowiedzi spopularyzowała w Polsce Pomarańczowa Alternatywa. Happeningi tej grupy z końca lat 80. odnosiły się do polskiej rzeczywistości, a ich tematem były głównie oficjalne wydarzenia  i hasła polityczne, obchody rocznicowe i święta państwowe. Nie było w tym ideologii, raczej jakiś surrealizm, obnażanie absurdów ówczesnego systemu poprzez parodię. Generalnie chodziło o skłonienie ludzi do myślenia. Wiele tych happeningów kończyło się aresztowaniami.

Co zatem zrobili uczniowie z Jastrzębia? Sparodiowali przejazd papieża w papamobile przez miasto. W samochodzie bez dachu stał młodzian odziany w jakieś prześcieradło z tiarą z kartonu na głowie i kijem hokejowym w ręce trzymanym łopatką do góry, imitującym pastorał. Drugi kierował, wolno jadąc ulicami. Czterech innych, ubranych w czarne garnitury i w czarnych okularach, udając ochroniarzy, biegło po obu stronach samochodu, bacznie rozglądając się na boki. Ostatni nakręcił z tego krótki film i umieścił w internecie. W tle słychać rotę. W ostatniej scenie „aktorzy” mówią, że film nie ma na celu obrażenia wiary chrześcijańskiej ani samej postaci papieża, po czym kamera pokazuje siedzącego na podjeździe do garażu „papieża” z butelką piwa w dłoni.

I wybuchł skandal. Sprawą zajęła się policja, która bada, czy nie doszło do przestępstwa obrazy uczuć religijnych, za co grozi kara do dwóch lat pozbawienia wolności. Szkoła im. Jana Pawła II, której uczniami są uczestnicy tego happeningu, w trybie natychmiastowym obniżyła im oceny ze sprawowania i udzieliła nagan. Rzeczniczka urzędu miasta pochwaliła dyrektorkę szkoły za natychmiastową reakcję, ale jednocześnie zapowiedziała kontrolę z kuratorium. Poinformowano, że uczniowie zajścia są załamani i jest im przykro, a jeden z nich w akcie samokrytyki przepraszał przed kamerą za to, co zrobili, choć zaznaczał, że ich film nie dotyczył żadnego konkretnego papieża.

A mnie przykro było patrzeć, jak zmasowany atak sił policyjno-oświatowo-samorządowych na kilku nastolatków, przypuszczony za coś, co mogło być głupim wybrykiem, ale równie dobrze świadomą akcją obliczoną na zmuszenia nas do myślenia — łamie ich młode kręgosłupy. Nie bronię wyśmiewania dla wyśmiewania. Sam bym tego nie zrobił. Jeśli tylko to było ich zamierzeniem, słusznie oberwali. Ale mam warżenie, że najpierw ich potępiono i zastraszono sankcjami, zamiast najpierw zapytać, na co chcieli nam, dorosłym zwrócić uwagę. Gdyby sparodiowali polskich prezydentów, noblistów czy inne nasze narodowe pomniki, pewnie nic by się nie stało. Mieli tego pecha, że sparodiowali bezimiennego papieża w kraju Jana Pawła II. Zastanawiam się, czy sam nie zostanę zmuszony do samokrytyki za artykuł O (przesadnej) czci dla papieża, też bezimiennego.

Andrzej Siciński

 

[Artykuł ukaże się w miesięczniku „Znaki Czasu” 4/2011 jako felieton wstępny].