JustPaste.it

O dorabianiu na swoich hobby w internecie

O mitycznym zarabianiu w internecie. Czy się da? Czy można? A jeśli się da i można, to co jest sekretem sekretów? Trzeba sobie wyjaśnić kilka kwestii i to właśnie robi ten tekst.

O mitycznym zarabianiu w internecie. Czy się da? Czy można? A jeśli się da i można, to co jest sekretem sekretów? Trzeba sobie wyjaśnić kilka kwestii i to właśnie robi ten tekst.

 

Żyjąc w XXI wieku, jestem wielkim zwolennikiem dorabiania sobie na swoim hobby, korzystając z dobrodziejstw internetu. Fakt faktem, iż rozwój sieci sprawił, iż dziś absolutnie każdy, kto ma trochę wewnętrznej dyscypliny, jest w stanie dorobić sobie na swojej pasji, a przy odrobinie szczęścia i sporej dozy pracy, nawet zamienić swoje hobby na główne źródło dochodu. Okazuje się jednak, że nie każdy dostrzega możliwość spieniężania swoich zainteresowań.

O co w tym wszystkim chodzi?

Ano chodzi o to, że jeśli masz jakąś pasję - dajmy na to astronomię - to przy odrobinie wysiłku możesz ją spieniężyć, korzystając z internetu. Jak? Na przykład zakładając bloga, popularyzując go i sprzedając własnego e-booka o astronomii. Ot i cała filozofia. Oczywiście jest to bardzo ogólny zarys tego rozwiązania - jednak na tym się wszystko opiera, na stronie internetowej, czy po prostu na naszej obecności w sieci - na to zaś składają się blogi i profile w serwisach społecznościowych.

Można więc przedstawić bardzo prosty model naszego planu podboju internetu:

  1. Pasja + Umiejętności
  2. Produkt
  3. Promocja

Po pierwsze potrzebujesz pasji, co już wiesz. Każdy ma jakąś pasję, podobno ktoś kiedyś zarobił w sieci na pasji związanej z robakami. Zaczął popularyzować robactwo dla wędkarzy, znaczy się wiecie - te różne rzeczy, co to wędkarze na haczyki zakładają. A skoro na tym się da, to tak naprawdę da się na wszystkim. Moją prywatną pasją jest parapsychologia i ezoteryka - i choć linków nie podam, bo lubię swoją tajną niszę, to jednak dorobić sobie tutaj można. Jak? Ano poprzez prowadzenie bloga i popularyzowanie produktów związanych z ezoteryką w ramach programów partnerskich.

Po drugie, pasję trzeba przekuć w produkt - czy to e-book, kurs czy dobra cyfrowe takie jak zdjęcia czy aplikacje na iPhone’a.

Po trzecie produkt trzeba wypromować - i robi się to właśnie za pomocą bloga, videocastu, podcastu i promocji w ramach serwisów społecznościowych. Ot i cała filozofia.

Mityczne zarabianie w internecie

Choć oczywiście to dopiero początek. W tym momencie większość z bardziej doświadczonych internetowych wyjadaczy zacznie argumentować, że temat zarabiania w internecie się wszystkim przejadł. No i macie rację - w sieci można znaleźć całą masę poradników na temat zarabiania w internecie, na blogu i na wielu innych rzeczach, a większość z tych poradników pomaga zarobić jedynie ich twórcom. Czy oznacza to, że w sieci zarobić się nie da? A jeśli się da, to jedynie na wielkich serwisach?

Nie - w sieci da się zarobić. Ale nie da się tego zrobić poprzez czytanie maili, klikanie we własną reklamę czy granie w gierki za pieniądze. Przeczytajmy kilkanaście poradników odnośnie zarabiania w sieci, a potem okrojmy je z promowania konkretnych produktów, wielkiego ego autorów i zbędnych informacji. Co nam zostaje? Ano zostaje nam sedno sprawy - produkt, marketing, klienci. Cała reszta - wszystkie promowane narzędzia do prowadzenia sprzedaży, reklamy i tak dalej to tylko i wyłącznie narzędzia. A narzędzi do osiągnięcia celu może być wiele.

Zarabianie w internecie się nie przejadło - po prostu pojawiło się za dużo poradników, które namieszały w głowach tym, co to chcą naprawdę zarabiać. I często poradniki tego typu od razu nastawiają ludzi na zarabianie dziesiątek tysięcy dolarów miesięcznie.

Tymczasem warto zmienić swoje nastawienie - warto pomyśleć “hmm, interesuję się astronomią, miło byłoby dorobić sobie 200 złotych miesięcznie na finansowanie mojego hobby” - i z tego założenia najlepiej wyjść - zwłaszcza w Polsce. Nie twierdzę, że mamy za mały rynek, by zbić majątek, po prostu rynek dopiero się rozwija. Łatwiej więc początkującym “zarabiaczom” zacząć od skromnego celu.

Zamiast czytać kolejne poradniki i blogi o zarabianiu, warto przeczytać dwa, trzy źródła, a potem zacząć działać. Niestety, wielu postępuje nieco inaczej - zaczyna coś robić, po tygodniu stwierdza, że to nie działa i zaczyna czytać kolejne poradniki, zmieniając swoję taktykę z dnia na dzień. W internetowym mikro-biznesie chodzi o trzymanie się prostego przepisu “produkt, marketing, klienci”, a nie o ciągłe czytanie, jak zarobić w sieci. Na czytaniu nie zarobisz (choć miałem kiedyś pomysł na zarabianie na serwisie publikującym recenzje książek).

Zarobisz na działaniu - na tworzeniu produktów i ich promowaniu, na rozmawianiu z ludźmi i zdobywaniu nowych klientów. I o ile warto czytać poradniki typu “jak napisać dobry artykuł”, albo “jak przyciągnąć większy ruch na stronę”, to już “jak zarabiać w internecie” czytane po raz n-ty nie przyniesie większych korzyści.

I doskonale wiem, o czym mówię. Sam przecież zaczynałem od czytania poradników, blogów i blogasków - a zarabiać zacząłem dopiero w momencie, gdy czytać przestałem i zacząłem stosować wiedzę. Zamiast reklam, zacząłem promować produkty. Zamiast nachalnej promocji, zacząłem rozmawiać i pomagać potencjalnym klientom traktując ich jak ludzi, którzy szukają pomocy, a nie byle jakiego produktu, który trzeba im wcisnąć.

Zamiast czekania na cud marketingowy w postaci ruchu z Digga (oj, stary jestem, stary), darowałem sobie czekanie i skupiłem się na ręcznym SEO - czyli pisaniu artykułów pozycjonerskich. Efekty wielu działań zobaczyłem dopiero po kilku miesiącach, ale jednak się udało - przecież o to chodziło.

Należy zrozumieć, że model biznesowy osób, które piszą o zarabianiu w internecie (tak, włączając w to mnie) jest prosty - opiera się na polecaniu innym osobom narzędzi, które są przydatne do zarabiania. Bo ciężko sprzedać sekret zarabiania w internecie - jest po prostu za prosty i za głupi - a mówię tutaj o zasadzie “produkt, marketing, klienci” do jasnej anielki! Cała reszta to tylko dodatki.

Sortując śmieci

Gdy tak człowiek czyta te wszystkie poradniki to może dojść do wniosku, że potrzebuje tej a tej aplikacji do newslettera, tej aplikacji do zarządzania projektem, tej aplikacji do sprzedaży dóbr cyfrowych i tak dalej. A prawda jest nieco inna - nie potrzebujesz tej konkretnej aplikacji. Potrzebujesz po prostu aplikacji albo metody. Bo to, czy projektem będziesz zarządzam takim Basecampem, czy notatnikiem z Tesco to Twój wybór. To, na czym uruchomisz newslettera, i czy w ogóle go uruchomisz to też Twój wybór.

To, jak i czy będziesz się promował na Twitterze też zależy od punktu widzenia, Twojej niszy i potencjalnych klientów. Facebook też nie jest obowiązkowy, tak na serio to nic nie musisz dopóki Ci się to nie opłaca.

Czytać warto - ale czytać należy ze zrozumieniem. Gdy już wiesz, do czego służy Facebook i jak można się na nim promować, to zacznij z tego korzystać zamiast czytać dwadzieścia takich poradników. Naprawdę, marnujesz czas bo przecież wiedzę już posiadasz. Zamiast czytać godzinami teksty promocyjne udowadniające, dlaczego Aweber jest świetnym systemem do newsletterów, przeczytaj kilka opinii, a potem przetestuj usługę samemu (jeśli czujesz, że newsletter Ci się opłaci). Nie wszystko, co piszą internetowi “guru” jest świętą prawdą, czasem to tylko tekst marketingowy. I nie wszystko, co jest tylko tekstem marketingowym trzeba z góry skreślić jako wciskanie kitu, bo czasem teksty marketingowe są całkiem przydatne.

Materiały na temat zarabiania w sieci są przydatne, bowiem pozwalają załapać, o co biega w tym mitycznym wręcz zagadnieniu. Ale jeśli nie przekujesz treści w wiedzę, a wiedzy nie przekujesz w działanie, to skończysz jak Ci wszyscy “sceptycy”, co to uważają, że zarabianie w internecie się przejadło.

Nie czekaj na cud

Niby to kryzys, a niby nie. Niby ceny cukru idą w górę, kawa zresztą też, a jako praktycznie zawodowy pisarz (znaczy się człowiek piszący) najbardziej narzekam na wysokie ceny Szkockiej... W każdym razie, nie czekaj na cud gospodarczy, podwyżkę i tego typu rzeczy, weź sprawy w swoje ręce. Określ, co jest Twoim hobby, opracuj produkt, zrób bloga, poczytaj jak go promować (poczytaj raz, a porządnie i konkretnie), a potem zacznij działać.

Promuj się, dbaj o SEO, bądź pomocny, twórz dobrą treść, jeszcze raz promuj i ciesz się tym, że potrafisz przekuć swoją pasję w sukces, choćby trwało to parę miesięcy, a może nawet lat. Jak nie zaczniesz dzisiaj, to za 3 lata sam będziesz sobie winien.

Dlaczego warto dorabiać na swoim hobby?

No właśnie, dlaczego? Przecież można wpaść na wspaniały pomysł biznesowy tylko dlatego, że jest rynek i jest popyt na dany produkt. Jednak czy naprawdę chcesz robić biznes w oparciu o coś, co nie jest Twoim zainteresowaniem? Dlaczego lepiej zarabiać na swoim hobby?

  1. Primo, bo się da - trywialny powód, ale trafia w sedno. Odpowiednie narzędzia są dostępne, możliwości techniczne też istnieją, wystarczy trochę chęci i można zrealizować swój cel zarobkowy. I to legalnie, żeby nie było :).
  2. Bo jest to przyjemne - robić to, co się lubi i jeszcze dostawać za to kasę, tożto przyjemność sama w sobie. .
  3. Bo jest łatwo - jeśli umiesz pisać i umiesz czytać, to masz wszystko, czego Ci potrzeba. Dzięki umiejętności czytania posiądziesz wiedzę na temat promocji w sieci, a dzięki umiejętności pisania będziesz się promował.
  4. Bo jest tanio - na dobry biznes klasyczny na samym początku trzeba wyłożyć kilkanaście tysięcy złotych minimum. Na biznes w sieci minimum to 100 złotych, na serwer i domenę.

Zresztą nie ukrywajmy - czy jeśli dostałbyś możliwość dorobienia sobie kilkuset złotych miesięcznie, to czy przepuściłbyś taką okazję? A przecież wiele nie trzeba. W mikro-biznesie nie trzeba ani dziesiątek tysięcy złotych inwestycji, ani 12 godzin pracy dziennie. Wystarczy trochę chęci.

To takie proste

Czasem wystarczy zainstalować na serwerze WordPressa i poprowadzić swoją stronę. Napisać e-booka i wydać go przez jakiś serwis self-publishingowy. Napisać aplikację na iPhona i sprzedawać ją przez iTunes. Albo robić zdjęcia i sprzedawać je jako stocki na odpowiednich serwisach internetowych. Nie każdy oczywiście będzie robił zdjęcia czy kodował aplikacje - każdy ma inny zestaw umiejętności. Ale bez względu na to, co potrafisz, jesteś w stanie sprzedać swoją pasję.

Poświęcić godzinkę dziennie na nagranie videocastu albo podcastu, albo na napisanie artykułu na bloga. Posiedzieć trochę na serwisach społecznościowych i się trochę popromować. Napisać kilka tekstów promocyjnych. Choć może trochę potrwać, nawet kilka miesięcy jeśli nie posiadasz budżetu na reklamę, to cel ostatecznie osiągnąć się da. Wystarczy trzymać kurs.

Nie bójmy się więc dorabiać w sieci, albo nawet zamieniać naszą pasję na główne źródło dochodu. Nie bójmy się być przedsiębiorczy w świecie nowej internetowej ekonomi, gdzie to każdy może być przedsiębiorcom serwującym klientom wartościowe produkty (bowiem te bezwartościowe zweryfikuje i przyćmi sam rynek i klienci). Korzystajmy z dostępnych narzędzi, korzystajmy z dostępnej wiedzy i róbmy coś zamiast narzekać na polską biedę. Bo da się, bo można i do cholerci, powinno się.

O autorze:
Bloger i "social media geek" , od czasu do czasu zdarza mu się trochę popisać, kiedyś dla sieci Blomedia, dziś (licząc polską sieć) głównie na Webfanie. Autor poradnika o zarabianiu w internecie "Sieć Pełna Kasy".

Licencja: Creative Commons - użycie niekomercyjne - bez utworów zależnych