JustPaste.it

Wielki Piątek

Przegrałeś!
“Dawno, dawno temu w odległej galaktyce” miało miejsce spotkanie. Spotkanie, na które zaproszono wszelkie byty ze wszystkich światów i wymiarów, i przestrzeni. Ale nie ze wszystkich czasów. Czas tam bowiem nie istnieje.

Spotkanie to miało być niezwykłe gdyż w jego trakcie miała być ujawniona tajemnica rzeczywistości już istniejącej ale nieznanej nikomu prócz Niego. Dawało się więc wyczuć pewne poruszenie i napięcie związane z oczekiwaniem.

Jeden z uczestników spotkania był szczególnie podekscytowany. Był on istotą wspaniałą, piękną i niezwykle ineligentną. A, że pozostawał w szczególnych relacjach z Nim nie mógł zapomnieć jak dane mu było pilnowanie każdego piękna. Tak, był twórcą, najgenialniejszym kompozytorem. Kreatorem harmonicznych dźwięków, symfonii planet, gwiazd i galaktyk.

Był też genialnym nauczycielem wybranym do rozsławiania miłości, dobra i piękna. A, że wzbudzał zachwyt mając opinię najdostojniejszego bytu, nazywano go Nosicielem Światła. I z dumą nosił ten tytuł. Był szczęśliwy. I kochał Go. Najlepiej wiedział, kim On jest...

Był też zawsze gotowy do zadań, które mu wyznaczano. I nie znał innego słowa, które by lepiej Go uwielbiało niż słowo TAK. TAK PANIE. Bo owo TAK było wszystkim czego ów byt wspaniały potrzebował i wszystkim czego ON oczekiwał.

Wszedł. Jak zawsze pogodny, choć niektórzy z zebranych mogli zauważyć jakiś dziwny i niedookreślony cień w czystej myśli. A, że było to coś zupełnie nowego zapadła brzemienna cisza. Nikt z zebranych nigdy wcześniej nie poznał tego uczucia. A szczególnie dotknęło ono ów byt najwspanialszy, najbliższy Jemu. I tak, jeszcze bez żadnych słów, stworzenie poznało niepokój.

Zaczął mówić. Mówić o tym co się stanie. A była to opowieść tak nieprawdopodobna, że nie wszyscy wszystko rozumieli. Im dłużej mówił tym mniej z zebranych wiedziało o czym mówi. Już samo pojęcie przyszłości było czymś tak niewyobrażalnie nierzeczywistym, że rozległ się szmer brzemienny odkrywaniem. Tak jest gdy odkrywa się tajemnice. Tak jest gdy dziecko, po raz pierwszy, zobaczy rozgwieżdżone niebo, usłyszy głos matki, poczuje bicie serca... I bardziej to czuje niż rozumie.

Kiedy skończył, zapadła absolutna cisza. Miliardy istnień, w absolutnym skupieniu, usiłowały pojąć to o czym się dowiedziały. Wszechrzecz poznała przyszłość. Całą przyszłość. I poznała Zło. Coś niewyobrażalnego. Zdumiewającego. Całe Universum stało się współuczestnikiem przyszłości Wszechświata i poznało czasy i przestrzenie gdzie Zło stanie się realnością. I poznało czym jest wojna, nienawiść i milionkrotne odcienie jednego terminu. ZŁO.

W tym czasie, w którym miliardy istnień usiłowały pojąć to co poznały, najbliższa Jemu istota, która gotowa była wykonać każde polecenie Najwyższego, i która sens swojego istnienia pojmowała jako spełnianianie Jego woli, usiłowała pojąć dlaczego to nie on a Syn Człowieczy, uczestnik upadłego rodu Adama, jest Tym, który został wybrany. Nie rozumiał dlaczego jakiś człowiek ma się okazać nie tylko Stworzycielem ale i Zbawcą. Nie rozumiał dlaczego to nie jemu tylko synowi Ziemianki, mieszkanki świętej i przeklętej planety, która zaistnieje, dana została moc stwarzania i zbawiania?

Przecież to on był gotów. To on był kimś jedynym i niezwykłym. To on chciał spełniać wszystko. Dlaczego więc został pominięty? Odrzucony. Niedoceniony. Przecież przez wieczności był przy Nim, był z Nim... DLACZEGO?

Jak to jest możliwe by człowiek a nie on, najinteligentniejszy ze stworzeń, najbliższy Najwyższemu, będzie mógł powiedzieć: “ Ja i Ojciec jedno jesteśmy”? I jakże to człowiek a nie on, będzie mógł używać imienia najwyższego:” Ja Jestem”?  Nie, to nie jest sprawiedliwe.
NIE!

I w tej chwili ZŁO stało się myślą. Myślą, która tworzy rzeczywistości i światy. A on, najwspanialszy ze stworzeń, zrozumiał, że uzyskał moc kreacji. Zrozumiał, że jest jak Bóg...

I tak pycha stała się rzeczywistością. Pierwszym imieniem wszelkiego buntu. Fundamentem odrzucenia rzeczywistego dobra, a nazywania dobrem wszystkiego, co nim nie jest.

Lucyfer wstał. Zdawał się być kimś wielkim, wyniosłym, wspaniałym. I stojąc posród miliardów stworzeń, spojrzał na Niego, powoli podszedł do tronu i wsród absolutnej ciszy krzyknął Mu w twarz: NIE!

I tak myśl stała się słowem. Słowem, które stworzyło smierć. Śmierć, realną istotę.

W tym momencie zgromadzeni zrozumieli. Zrozumieli to, co niedawno usłyszeli z ust Najwyższego. W tym momencie zerwana została zasłona tajemnicy. Pojęli czym jest ZŁO i pojęli kim jest ZŁO. I najwspanialszy ze stworzeń też to pojął! Przez moment zadrżał bo zrozumiał swoją przyszłość, i zrozumiał o kim mówił Najwyższy...

Chciał rzucić się na Niego. Chciał Go unicestwić. Ale już nic nie mógł zrobić. W miejscu, w którym przez wieki przebywał, tuż obok Niego rozwarła się czeluść. I nie było sposobu by ją przekroczyć. Poczuł swą bezradność. Poczuł wściekłość i zaczął wykrzykiwać oskarżenia, obelgi, wyzwiska, kłamstwa. I tak jedna za drugą myśli stawały się słowami, a słowa stwarzały rzeczywistości i światy.

A kiedy skończył bluźnić, rozejrzał się i zobaczył miliony istnień, które były uczestnikami spotkania, a które teraz stały wokół niego i wykrzykiwały jego słowa. I, po momencie zawahania, ucieszył się. Zrozumiał, że ma wielu, bardzo wielu zwolenników. I zrozumiał, że to on ma rację a nie Bóg, i uwierzył, że jest Mu równy.

Kiedy zapadła cisza zaczął się zastanawiać gdzie jest? I po bardzo krótkiej chwili pojął, że jest na Ziemi. Bo to o niej mówił Najwyższy miliardom kosmicznych bytów...

I rozległ się upiorny śmiech przeszywający czas i przestrzeń a grymas tryumfu rozświetlił jego oblicze.
-Nie, nie jestem równy Bogu! Jestem ponad Niego!
-Bo znam twój plan, głupi starcze.
-Bo wiem, co chcesz zrobić.
-Wiem, bo sam to wyjawiłeś.
-No i kto tu jest mądry?

A teraz poczekam sobie spokojnie na ludzi. Mam czas. Dużo czasu. I udowodnię Ci, kto tu rządzi, i kto tu jest panem! I taki cyrk urządzę na tej Ziemi, i tak Twojemu stworzeniu-człowiekowi namieszam w głowach, że ludzie uznają Cię za mordercę i dzieciobójcę, za dewianta i zboczeńca!

 

A Jezus? No cóż, mam tu niejaki problem... Ale gwarantuję Ci, że to ja go ukrzyżuję rękami synów buntu, moich synów. I chociaż każdy człowiek (dzięki mnie, hi, hi) będzie wbijał gwoździe w Jego ramiona i będzie Go powoli mordował, to Ciebie o to obwinią i oplują. I odwrócą się od Ciebie. I lżyć będą Twojemu imieniu. I staniesz się pośmiewiskiem, satrapą i wcielonym ZŁEM.

Przegrałeś!