JustPaste.it

Rachunek sumienia

Lud czasem bierze jurysdykcję w swoje ręce wymierzając kary bez ogłaszania wyroków

Lud czasem bierze jurysdykcję w swoje ręce wymierzając kary bez ogłaszania wyroków

 

 

Dawno już cywilizowany, zachodni świat porzucił doktrynę o odpowiedzialności sprawującego władzę suwerena przed Bogiem i historią. Wychwalana przez siły polityczne narodowo-zachowawcze przedwojenna konstytucja kwietniowa w ten sposób definiowała odpowiedzialność prezydenta II Rzeczpospolitej, który zakończył swoją misję w obliczu totalnej klęski poniesionej we wrześniu 1939 roku, połączonej z niesławną rejteradą za granicę najwyższych dygnitarzy upadłego w jednej chwili, butnego wcześniej państwa. Jak widzimy historia obeszła się z nimi łaskawie przywracając po półwieczu peerelowskiej banicji do narodowego panteonu. Tyle osądu historii a wyroki sądów boskich nie zostały jeszcze oficjalnie ogłoszone. Nie pierwsze to świadectwo o bezsilności Temidy wobec władzy, dlatego lud musi, co jakiś czas brać jurysdykcję w swoje ręce wymierzając często dotkliwe kary bez wcześniejszego ogłaszania wyroków. Dotyczy to szczególnie tych władców, którzy dostatecznie długo sprawują pełnię władzy, żeby zdążyła osiągnąć masę krytyczną wielkość nieudacznictwa, niedotrzymanych obietnic i zwykłych niegodziwości. Tak się składa, że od ponad dwudziestu lat władzę w Polsce sprawują postsolidarnościowe elity z przerwami dla rządzącej z podobnym stylu i z tym samym skutkiem postkomunistycznej socjaldemokracji. Na drodze powrotnej do kapitalizmu towarzyszyły nam zaserwowane przez nowe władze dwie fale reform, które niczym tsunami zburzyły zręby starego porządku czyniąc tyle samo dobrego, co złego. Zgodnie z porzekadłem, ze sukces ma wielu ojców a porażka jest sierotą kolejne rządy uprawiały piarowską propagandę sukcesu. Nikt natomiast nie chciał wziąć na swoje barki niemałego bagażu niepowodzeń. Długo można by wymieniać negatywne skutki eksperymentalnego majstrowania przy gospodarce. Nie sposób jednak nie wspomnieć o beztroskim zniszczeniu całych branż przemysłowych, wśród, których likwidacja potężnej gospodarki morskiej i kompletny upadek przemysłu włókienniczego oraz porzucenie budowy elektrowni atomowej w Żarnowcu to tylko trzy przypadki z długiej listy niechlubnych dokonań zadufanych w sobie reformatorów. Nowi animatorzy życia gospodarczego postawili z braku spójnej koncepcji przemian na deregulację gospodarki narodowej, która w ich założeniu miała przynieść na gruzach systemu nakazowo- rozdzielczego wyzwolenie inicjatywy owocującej powstaniem tysięcy nowych podmiotów gospodarczych dźwigających w szybkim tempie dochód narodowy na wyżyny dzięki eksplozji wzrostu gospodarczego. W efekcie tej beztroskiej zabawy uprawianej pod hasłem, że najlepszą polityką przemysłową jest brak polityki przemysłowej a panaceum na wszystkie bolączki szybka i kompletna prywatyzacja owa deregulacja poszła tak daleko, że niemal z dnia na dzień przybyło kilka milionów bezrobotnych, którzy gładko przeszli na garnuszek ZUS-u i rozbudowanej w pośpiechu sieci ośrodków pomocy społecznej. W tym miejscu trzeba szukać początku całej serii zagrożeń dla systemu emerytalnego, który nie był w stanie wchłonąć armii młodych pozbawionych pracy przez rząd młodych emerytów i jeszcze młodszych ratujących się przed koniecznością korzystania z kuchni brata Alberta przymusowych rencistów. Tutaj też należy szukać jednej z głównych przyczyn permanentnego deficytu finansowego i potężnego bodźca wzrostu długu publicznego. Godzi się przypomnieć o roli w tych przemianach profesora Leszka Balcerowicza, głównego architekta nowego ładu a może chaosu gospodarczego, który teraz bez pardonu krytykuje obecny, neoliberalny rząd powoli zawracający drogi o bezkrytycznej afirmacji tezy o nieograniczonej zdolności rynku do samoregulacji. Na zabrakło udziału charyzmatycznego profesora, piewcy dobrostanu wyrastającego z samych rzekomo dobrodziejstw płynących z prywatyzacji w drugim etapie reformowania podjętym przez rząd Akcji Wyborczej Solidarność kierowany przez Jerzego Buzka a nadzorowany przez związkowego guru Mariana Krzaklewskiego. Słynne cztery wielkie reformy tego rządu pogłębiły chaos gospodarczy w kraju i nadały nowy impuls wzrostowi zadłużenia zaczynającemu grozić załamaniem się finansów państwa. O reformie samorządowej, która wygenerowała drenującą budżet gigantyczną administrację już pisałem. Nie od rzeczy będzie przypomnieć też o wstydliwie dziś przemilczanych obietnicach złotej jesieni dla beneficjentów tak zwanego drugiego filara ubezpieczeń, mających wypoczywać sobie w ciepłych krajach po życiowych trudach. Zupełnie niedawno podobne obietnice o wypoczynku dla Polaków na egipskich i tunezyjskich plażach składał prezes największej opozycyjnej partii. Tymczasem licznik długu publicznego tyka nieubłaganie i rosną wciąż obszary chaosu gospodarczego mającego ważne źródło w bylejakości i lukach tworzonego and hoc przez parlament prawa. Może, więc nadszedł czas na rachunek sumienia dla postsolidarnościowych elit, żeby uprzedzić wielce prawdopodobny gniew ludu, który w odróżnieniu od Boga i historii rzeczywiście może rozliczyć suwerenów a czyni to dość często boleśnie. Tym bardziej, że styropianowy etos zaczyna toczyć od środka rak w pod postacią fanatycznej sekty smoleńskiej. Graviora manent.