:-)
Emiliar siedział na kanapie i oglądał po raz chyba setny "Wejście smoka", co chwilę robiąc pauzę i naśladując ruchy swojego Mistrza. Dźwięki jego też naśladował, niestety.
Niestety dla Andżeliki, która rozmawiała z koleżanką na Skype, a owe dźwięki, przypominające raczej skrzeczenie wkurzonej wrony, przeszkadzały jej w rozmowie.
- Oddzwonię później, ok? - powiedziała do koleżanki.
- No dobrze, to zadzwoń, jak już będziesz sama w domu - odpowiedział głos z komputera.
- To pa pa pa pa.
Rozłączyła się.
- Emiliar, możesz tak nie skrzeczeć, gdy rozmawiam?! - powiedziała, śmiejąc się z pozycji Emiliara, którą właśnie próbował przełożyć z ekranu telewizora na własne ciało.
- To Bruce, Andżeliko, to Mistrz.
- On Mistrz, to prawda. A ty jego skrzecząca parodia - zaśmiała się, gdy Emiliar podchodził do niej z tym dziwnym wymachiwaniem rąk, które nazywał kung-fu.
- Spróbuj mnie uderzyć, spróbuj mnie trafić. Mnie - nowe wcielenie Bruce'a Lee. Jestem szybki i zwinny, żaden cios przeciwnika nie wejdzie w moje stalowe ciało. Jestem zbyt szybki, zbyt czujny!
- Daj spokój, paznokcie malowałam przed chwilą.
Dając krok do przodu, Andżelika jednak zdecydowała zadać cios, który idealnie trafił w splot słoneczny.
- No co ty! Miałeś być szybki - zaśmiała się, gdy zwijał się z bólu.
- Nie byłem przygotowany! - troszkę się nafukał.
- To myślisz, że przeciwnik będzie cię łaskawie informował, że za moment zada ci cios?
- Ty nie jesteś przeciwnikiem tylko... A, dobra, nieważne. Ale wiedz, że to nawet bolało. Silna jesteś.
Andżelika opuściła salon. Emiliar wrócił do telewizora i pozycji z nienaturalnie wygiętymi kończynami.
- Andżelikaaaaa! Wróć jeszcze na chwilę!
Wróciła.
- To pozycja obrony "Płonący Smok" tylko zapomniałem sobie odpauzować film, a nie mogę dosięgnąć pilota - spojrzał na nią błagalnie.
- To się było rozplątać, Supełku i sobie wziąć - odpauzowała. - A wyglądasz raczej jak płonąca kaczka.
Dwie godziny później Emiliar, pozostając w szale sztuk walki, przyszedł do Andżeliki i bardzo dumnie rzekł:
- Opanowałem nową technikę. Stań tu i spróbuj zadać mi cios. Obiecuję, że obrona moja będzie delikatna i nie stanie ci się krzywda.
- No proszę cię...
- No chodź. Uderz mnie - powiedział pewny siebie.
Andżelika stanęła na przeciwko niego. Zmierzyła go wzrokiem od czubka głowy po stopy, szukając wolnych przestrzeni, które mogłaby zaatakować. Emiliar natomiast, w pozycji bojowej, skupiony czekał na cios. Ręce miał wysunięte do przodu, pięści zaciśnięte, a nogi lekko ugięte. Zmierzyli się wzrokiem.
Sekundę później słychać było tylko głośne pacnięcie. Emiliar złapał się za czoło.
- Zapomniałeś czoła schować, złotko.
- Ale to nie fair. To, po pierwsze, było za szybko - nie byłem przygotowany - a po drugie zaskoczyłaś mnie, bo myślałem, że uderzysz w tors.
- Uderzaj, gdy nie jest przygotowany; zjawiaj się tam, gdzie się tego nie spodziewa - zacytowała Mistrza z ironicznym uśmiechem.
- Muszę dopracować technikę - załamał ręce.
Kolejne dni mijały spokojniej. Emiliar ćwiczył na sali treningowej, nie na Andżelice. W domu jedynie przed lustrem powtarzał techniki, od czasu do czasu nakręcając się urywkami "Wejścia Smoka". Grzebał w internecie, poszukując metod, dzięki którym stanie się szybszy i lepszy. Chyba nawet zapomniał o tej podwójnej kompromitacji, która stała się ich słodką tajemnicą. Pewnie w myślach już ze sto razy prosił Andżelikę, by nikomu nie mówiła. Nie powiedziała. Była to ich cichosza.
W czwartkowe popołudnie, gdy wrócił z kolejnego treningu, był bardzo zadowolony.
- Co tam? - spytała zaciekawiona, co wprawiło go w ten wyjątkowo dobry nastrój.
- Darmian jest słaby.A on trenuje już ponad dwa lata. Ćwiczyliśmy i na dziesięć ciosów weszły mu zaledwie dwa. Resztę zbiłem tą nową techniką.
- Jaką? - Szczerze ją to zaciekawiło.
- Musisz mieć ręce ułożone do pozycji bojowej Wing Chun, tak, by cios, niezależnie skąd był zadany, został zbity.
Stanął w tej pozycji. Dość dziwnie wyglądał. Ale rzeczywiście, obejrzała go od góry do dołu i naprawdę nie było zbyt wiele miejsc, by uderzyć.
Mimo to uderzyła, a jej chuda rączka wślizgnęła się zwinnie między nastawione ręce, waląc w żebra.
- To kiepska ta pozycja - powiedziała.
I w tej samej chwili zaczęła tego żałować bo Emiliar zrobił się czerwony ze złości. Oboje wiedzieli, że on zwyczajnie nie zdążył się obronić.
- Pozycja nie jest kiepska, tylko nie chciałem zrobić ci krzywdy, dlatego nie broniłem. A na następny raz - nie uderzaj tak mocno, to boli.
Zamknął się w łazience, gdzie spędził prawie trzy godziny. Gdy wyszedł, widać było, że ciągle jest obrażony. Usiadł obok niej na kanapie.
- Wiesz co, nie zejdę z drogi wielkiego wojownika - zapowiedział dumny. - Ale zrujnowałaś mi kung-fu, tak więc od dziś będę kleił modele samolotów. WOJENNE. Z Pierwszej Wojny Światowej. Ale w to mi się już nie wtrącaj, jeśli możesz.