JustPaste.it

Andżelika. Ocelot.

:-)

 

 

c72f13ef70ee066eb26c6b4496efb0e9.jpg

 

 

Andżelika pakowała ostatnie ubrania do walizki. Wyjeżdżała w delegację. Za godzinę miała pociąg. Czekała na Emiliara, któremu powrót z pracy nieco się przedłużył. Właściwie była już gotowa ze wszystkim. Wykreśliła z listy spraw na dziś ostatnią pozycję, pakowanie walizki.
W tym czasie wszedł Emiliar.
- Mam coś – powiedział.
- Co? - wychyliła się z pokoju, gdy on coś próbował przemycić. Było to coś dziwnego.
- Mam znajdkę – powiedział, pokazując na dość duże, rude i pręgowane zwierzątko.
- Matko, przecież to jest...
- Tak, to ocelot – powiedział dumnie. - Znalazłem ocelota.
Wziął wystraszone zwierzątko na ręce i zaniósł do salonu. Wyjął z lodówki kiełbasę i kucnął przy nim. Rwąc po kawałeczku, karmił kota.
- Skąd go masz? - spytała, nie spuszczając oczu ze zwierzęcia.
- Znalazłem w parku. Będzie miał u nas dobrze.
Pogłaskał ocelota i ciągle wpatrywał się w niego z uwielbieniem.
- Nie może tu zostać – powiedziała – jest piękny, ale to nie kot, to ocelot. Nie ma dla niego miejsca w takim małym mieszkanku.
- Spójrz mu prosto w oczy i powiedz, że nie może tu zostać, no powiedz – próbował taką manipulacją coś ugrać.
- Na nie trzeba mieć zezwolenie, to po pierwsze. Po drugie, on zapewne ma właściciela, który go szuka, po trzecie takie duże koty trzyma się w zoo, a po kolejne masz o oddać jeszcze dziś. Ja za pół godziny wyjeżdżam do Krakowa, trzeba więc szybko coś zorganizować.
- Nie! To mój nowy przyjaciel. Zostaje tu – zaprotestował.
- Rozumiem, że znalazłeś go razem z przyczepionym do niego zezwoleniem na trzymanie w domu ocelota? - powiedziała z sarkazmem.
- Nie, ale wymyśliłem, że jeśli już nigdy nikogo nie zaprosimy do domu, to się nikt nie dowie, że go mamy.
- A jak się rozchoruje i trzeba będzie go zabrać do weterynarza, to co wtedy wymyślisz, panie Mam Wspaniałe Pomysły?
- Kupię mu witaminy, to nie będzie chorował – odpowiedział dumnie.
Andżelika potarła z trwogi i zdenerwowania czoło. Ocelot w tym czasie przerzucał wzrok z Emiliara na Andżelikę, siedząc z miną taką, jakby wiedział, że o nim właśnie jest ta rozmowa.
- To małe mieszkanie, będzie się tu męczył i skąd do cholery weźmiesz dla niego taką wielką kuwetę? Gdzie ją postawisz? On ma na oko prawie metr długości.
- Nie krzycz, straszysz go! - powiedział. - Nie będzie się męczył, będę z nim chodził na spacery.
- Przed chwilą mówiłeś, że nikt ma się o nim nie dowiedzieć. Jak chcesz go wyprowadzać, żeby nikt go nie zauważył? Założysz mu papierowy worek na głowę?
- No fakt. To jeszcze przemyślę. Może będę mówił, że nasza kotka tak wyrosła na suchej karmie? Ale...
- Nie ma żadnego „ale” Emiliarze. Dzwoń do zoo, jeśli czujesz z nim więź emocjonalną, będziesz go odwiedzał w zoo. Ale on musi tam trafić, jeszcze dziś.
Poszła po książkę telefoniczną i zaczęła szukać numeru do zoo.
W tym czasie Emiliar usiadł koło ocelota i szepnął mu do ucha:
- Nie oddam cię i tak, nie martw się.
Kot liznął przyjaźnie Emiliara po twarzy. Andżelika odwróciła się i dodała:
- Do tego jeszcze, wiesz, że one uwielbiają skakać. W swoim naturalnym środowisku skaczą po drzewach jak wiewiórki. Wyobrażasz sobie jego skoki po mieszkaniu? Z półek na kanapę, z kanapy na stół, ze stołu na szafki w kuchni... To nie jest miejsce dla takiego wielkiego zwierza. Spojrzała na zegarek.
- Ja muszę już iść.
Kucnęła obok spokojnie siedzącego kociaka, pogłaskała go, cmoknęła w czubek główki i powiedziała ciepło:
- Jesteś najpiękniejszym kotkiem na świecie, zostałbyś, gdyby to było możliwe.
Ocelot patrzył jej prosto w oczy. Głaskała go po główce jeszcze chwilkę, a on tym razem ją polizał po policzku.
Odwróciła się do Emiliara.
- A ty, zrób to, co należy zrobić. A bigos masz w lodówce. Do zobaczenia za trzy dni.
Cmoknęła go w czoło.
- Póki tu jest jeszcze, uważaj by nie drapał po meblach i kanapie. A, i niech nie wchodzi do sypialni, tam są moje elfy, dziś dosłali mi pięć nowych, z kryształu, może na nie skoczyć.
To mówiąc ruszyła ku drzwiom.
* * *
Trzy dni później.
Było piętnaście po trzeciej, gdy Andżelika wchodziła do mieszkania. Powiesiła klucze . Wzięła walizkę i poszła do salonu. Na samym środku stał wystraszony Emiliar. Obok niego siedział zadowolony ocelot. Rozejrzała się dookoła siebie. Spostrzegła oberwany karnisz, połamaną suszarkę na bieliznę, podrapany skórzany fotel i wystającą z oparcia pogryzionej kanapy watę.
- Bo wiesz, nie miałem kiedy go oddać.
Wykładzina była spruta w wielu miejscach. W kuchni, wszystkie krzesełka miały poobgryzane nogi a jedna z szafek była kompletnie podrapana. Widać służyła jako drapak do ostrzenia pazurków.
- Troszkę żeśmy narozrabiali, trochę ja, trochę on, ale wszystko naprawię. Zrobił się taki rozbiegany i rozskakany z tej radości, że mógł tu ze mną mieszkać te trzy dni.
Odwróciła się bez słowa i wyszła z salonu. Oni za nią. W holu mijała pozaciąganą wykładzinę, obgryziony róg ściany.
- Pilnowałem go. Przysięgam, że pilnowałem go całe dnie. Ale jak spałem w nocy, to on nie spał. Nie mam pojęcia, kiedy on spał. Oceloty chyba nie śpią.
Weszła do sypialni. Pogryziona pościel, zbite lustro i pozrzucane z wysokich szafek rzeczy nie były aż tak straszne, jak widok zmasakrowanej kolekcji elfów. Większość z nich zbita, prawie żaden nie miał skrzydełek. Nie było nawet co ratować.
Szybko się zebrała do kupy. Stanęła twarzą w twarz z Emiliarem. Jedyne co mogła w tej chwili zrobić, to wymierzyć silny cios pięścią.
Padł.
* * *
Emiliar obudził się. Czuł ból głowy. Nie miał pojęcia, jakim cudem znalazł się na klatce. Ale w kilka sekund i przypomniał sobie tę małą, ale silną pięść lecącą wprost na jego twarz. Rozejrzał się dookoła siebie. Obok niego stały dwa kartony. Z obu wystawały jakieś rzeczy, ubrania i kable. Po chwili uświadomił sobie, że to co tam się znajdowało, to jego własne rzeczy. Była tez kartka przyczepiona na pinezkę do wystającego z kartonu buta.
Że też musiała akurat wpiąć pinezkę w moje najlepsze buty, dziura jest teraz – powiedział roztwierając złożoną kartkę;

 

W tym domu nie ma miejsca na AŻ dwa oceloty.”