JustPaste.it

Samotność w Tatrach

Na parkingu samochodowym na Palenicy Białczańskiej TPN postawił licznik wchodzących. Przez schronisko Murowaniec przewija się w lecie pół miliona osób. Czy Tatry to autostrada...?

Na parkingu samochodowym na Palenicy Białczańskiej TPN postawił licznik wchodzących. Przez schronisko Murowaniec przewija się w lecie pół miliona osób. Czy Tatry to autostrada...?

 

Na pewno każdy z nas zastanawiał się kiedyś, czy istnieją w Tatrach jeszcze takie miejsca, gdzie możnaby spokojnie, z dala od zgiełku otaczającego nas świata (ewentualnie w sąsiedztwie ukochanych nam, najbliższych osób), odpocząć i prawdziwie chłonąć góry. Takie góry, jakie jeszcze 100 czy 150 lat temu znali ich pierwsi bywalcy: Walery Eljasz Radzikowski, Maria Steczkowska, Tytus Chałubiński. Góry pozbawione rozdeptanych przez tłumy ścieżek, asfaltowych dróg, huczących gwarem przybyszów schronisk. Odpowiedź na to pytanie jest dość skomplikowana i wcale nie łatwa. Są tacy, którzy uważają, że dziewicze Tatry już dawno przeszły do historii. Wchodzą na szlaki i razem z falą innych przybyszów żądnych wrażeń w naszych najpiękniejszych górach idą przed siebie bez zawahania, nie wierzący w to, że gdzieś tam, w odległych zakątkach mogą znaleźć, jeśli nie pełen wymiar, to chociaż symboliczną garść gór takich, jakie stały tutaj od czasu ich powstania. Jednak niektórzy ten temat traktują nieco inaczej. Potrafią szukać tego, po co w te góry przyjechali, czyli spokoju i oddechu. I po dłuższym zastanowieniu znajdują te najlepsze miejsca, gdzie jeszcze można odnaleźć ślady dawnych gór. I tutaj pomiędzy takimi może rozgorzeć dyskusja. Niektórzy schronienia szukają w Dolinie za Mnichem. Niewielka jest to dolinka, zajmuje zaledwie 1 km kwadratowy powierzchni. Na dnie znajduje się stawek, mały co prawda, ale mimo wszystko uroczy. Nazwany Stawkiem Staszica, tego samego którego imię nosi oblegane w tym samym czasie schronisko na morenie Morskiego Oka. Morskie Oko leży zaledwie 3 kilometry stąd! Oglądając plażę nad Morskim Okiem większość turystów ucieka wyżej: na Rysy, na Chłopka, na Szpiglasową. Niestety, większość z nich z niezadowoleniem musi w tym momencie stwierdzić że frekwencja na szczycie Rysów jest niewiele gorsza od tej na dole, nad jeziorem... Nadaremnie szukać tutaj spokoju.
Przez Dolinkę za Mnichem prowadzi szlak czerwony na Wrota Chałubińskiego. Ostatnia bardziej oblegana 'przystań' turystów to rozgałęzienie: w lewo - Wrota, w prawo - Szpiglasowa Przełęcz. Na szczęście większość wybiera to drugie. Ktoś kiedyś zaszłyszał rozmowę dwóch turystów w tym miejscu. Pierwszy, zdaje się, bardziej doświadczony, na oko sześćdziesięciolatek i drugi, może dwudziestoparoletni chłopak, razem ze swoją dziewczyną.
- Trudny wybór, gdzie, teraz? - pyta młodszy.
- Idźcie na Szpiglasa, widoki takie, że jeszcze następnego roku wspominać będziecie. A z Wrót nic nie ujrzycie, tylko was przewieje, taka tam zawsze zawierucha na górze. - odpowiada weteran - dobrze wam radzę.
- Jak widoki, to idziemy! - i żwawym krokiem mkną już z ukochaną ku górze.
- Idźcie idźcie, do widzenia...
Obserwuje jeszcze jakiś czas dwa kolorowe punkciki przemieszczające się wielkimi zakosami. Wstał, przetarł czoło i ruszył na Wrota Chałubińskiego.
Przejście czerwonego szlaku, od rozdroża na przełęcz zajmuje nieco ponad godzinę. Zwieńczone jest ono stromym podejściem pod samo siodło, kruchą, wąską ścieżką. Panorama z góry nie powala na kolana. Ot, widok na Dolinę Piarżystą z dwoma wielkimi jeziorami i Dolinkę za Mnichem, którą przed chwilą pokonaliśmy. Ale o co nam chodzi? Przecież sami chcieliśmy spokoju, i tutaj mamy szansę go zastać. Dobrze powiedziane: 'mamy szansę'. Nikt nas nie zapewni, że któregoś dnia nie zawita tutaj chociażby wycieczka szkolna dzieci z gimnazjum. I wtedy pewnie ktoś, kto czyta ten tekst, bedzie się wściekać: spokój? tam? o czym ty mówisz? No cóż. Spokoju trzeba szukać. Nie tutaj, to gdzieś indziej. Niemniej jednak warto polecić Dolinkę za Mnichem, jako cel wycieczki turystycznej. Zamknięta groźnym skalnym murem, z głębokim, wąskim wcięciem Wrót Chałubińskiego, przełęczy leżącej na wysokości 2022 m. Na bardzo niewielkim obszarze znalazło tutaj miejsce wiele małych jeziorek i oczek wodnych. Nawet największy w okolicy Staw Staszica jest tak płytki, że w okresie suchego lata znika z powierzchni ziemi. Wtedy zachodzi tutaj jeszcze mniejsza rzecza turystów. Pod co najmniej dziwnie wyglądającym stąd Mnichem srebrzą się Wyżnie Mnichowe Stawki. Podczas wilgotnej aury można doliczyć się nawet 9 oczek wodnych. Dla turystów niedostępne. Bliżej Szpiglasowej Przełęczy wygrzewa się w słonecznych promieniach Stawek na Kopkach. A gdzieś tam, daleko, pod samym szczytem Cubryny, ukrywa swoje lustro Zadni Mnichowy Stawek. Jeziorko 7 razy mniejsze od Zmarzłego Stawu w Dolinie Gąsienicowej. Co go wyróżnia? Co sprawia, że w jednym z czasopism dawnego taternictwa pan Józef Nyka poświęcił jemu, jako jednemu z dwóch, artykuł "Stawki pod samym niebem" i przyznał, iż sam przeszedł go kilkakrotnie w bród, aby dokonać jego badań i głębszych analiz? Tytuł artykułu zdradza jego tajemnicę. Leży on na wysokości 2070 m i jest najwyżej położonym polskim zbiornikiem wodnym. Kto ma słabą wyobraźnię niech popatrzy na wierzchołek Mnicha stojąc na werandzie nad Morskim Okiem. Zadni Stawek leży o 2 m wyżej.
Odsuwamy się nieco od głównego tematu przewodniego naszego artykułu. Mieliśmy przecież szukać samotności. Czy udało nam się znaleźć? Wielu powie - nie, byłem tam i spokoju nie zastałem. Czy w środku lipca można znaleźć miejsce w Tatrach, którego nie można nazwać 'turystyczną autostradą' i gdzie można odpłynąć w ciszy czy przy szumie rwącego potoku? Szukamy dalej, ale nie bardzo daleko. Dwie granie dalej, w górnych rejonach Doliny Gąsienicowej, znajduje się urocze miejsce zwane Kozią Dolinką. Lubiany i szanowany przeze mnie pan Nyka napisał kiedyś w swoim przewodniku: "Otoczona ścianami i ziejąca chłodem jest Dolinka Kozia jednym z najdzikszych zakątków Tatr Polskich". Co prawda to prawda - jest tutaj mroczno, zimno i bardzo dziko, wobec czego ta część naszych gór może zostać zakwalifikowana do 'ostoi pierwotnych Tatr' - jak to ładnie i literacko możnaby ująć. Ale oczywiście znajduję również i tutaj wielu przeciwników. Kozia Dolinka? Przecież przecinający jej skraj niebieski szlak na Zawrat to najczęściej uczęszczana ścieżka w górach, i gdyby to ją nazwać turystyczną autostradą, to szlak na Szpiglasową zszedłby pewnie do miana podrzędnej drogi, po prostu, często uczęszczanej.
Tkwi w tym na pewno nieco prawdy. Ale sprawa Dolinki Koziej wymaga głębszego zastanowienia. Układ szlaków w tym rejonie Tatr Polskich jest dosyć niepowtarzalny. Nigdzie indziej nie znajdziemy takiego zagęszczenia turystycznych traktów, w żadnym innym miejscu turysta nie dostaje tylu możliwości wyboru. Możemy się stąd udać nie tylko przecież na słynny Zawrat, ale także Kozią Przełęcz, Kozi Wierch, Granaty, na Orlą Perć... Najwyższe piętro Koziej Dolinki ma postać chłodnego, wietrznego i mrocznego płaskowyżu. To tutaj znajdziemy ostatni w okolicy drogowskaz. Często cały rok na dnie zalega tutaj płat śniegu, czasami stanowiący dla zmierzających ku ścianom turystów niebezpieczną pułapkę. Zatrzymajmy się na chwilę w tym miejscu. Gdy usiądziemy za głazem oddalonym o 5 m od ścieżki, tatrzańska przyroda nie ucierpi zbytnio. Zamknijmy oczy. Tak, to miejsce można porównać do Tatr takich, jakie znamy z dawnych, pożółkłych już książek i schroniskowych opowiadań. Wokół tylko tatrzańska przyroda. Co jakiś czas pobyt w tej oazie spokoju umila nam odzywający się świstak. Jakie małe zwierzątko, a ile mocy ma w sobie - zastanawiamy się.
Kozia Dolinka ma zaledwie 0,3 km kwadratowego powierzchni. Od północy ogranicza ją mniej więcej Zmarzły Staw, a po bokach zamknięcie stanowią granitowe granie: Kościelec, Zawrat, Kozi Wierch, Czarne Ściany i Granaty. Jest ona górnym piętrem Doliny Gąsienicowej, jednak w stosunku do ruchu panującego chociażby na chodniku do Czarnego Stawu jest tutaj, nawet w letnie dni, stosunkowo spokojnie. Co jakiś czas samotny turysta mija nas, aby spróbować swoich sił w ścianach Granatów czy Żlebie Kulczyńskiego. Co jakiś czas słyszymy wołania taterników dochodzące ze skalnych filarów i kominów. Głuche uderzenia młotków i dzwonienie metalowych haków. Nie widać cywilizacji. Jak gdyby na nasze własne życzenie, dostojny Kościelec zasłania swym ramieniem widok na podtatrzańskie wioski. Ktoś zacznie narzekać, że mimo wszystko zupełnej samotności tutaj nie doświadczymy. Czy naprawdę potrzeba nam aż tak wiele? Czy tak trudno rzucić krótkie "Dzień dobry" przechodzącemu turyście? Naprawdę nie ma ich tutaj wielu. Można spokojnie zamknąć oczy i posłuchać głosu gór. Można odetchnąć od tego, co doświadczamy często w naszym szarym, codziennym życiem. Tyle Tatry mogą nam zaproponować. Posłuchajmy ciszę gór. Nawet wtedy, gdy przerwie ją huk kamieni zrzucanych przez nieostrożnych z Orlej Perci. To też jest element tarzańskiej przyrody.

Literatura: J. Nyka Tatry-przewodnik 1972, J. Nyka - "Poznaj świat - Stawki pod samym niebem", 1962