JustPaste.it

Takiego państwa nie szanują uczciwi obywatele, oszuści zaś sobie je chwalą

Czy w 1989 uważaliśmy, że takie oszustwa będą możliwe i że nie będą natychmiast piętnowane? A przecież to tylko drobny fragment gospodarczych przewałów! Gdzie są prawi sędziowie?

Czy w 1989 uważaliśmy, że takie oszustwa będą możliwe i że nie będą natychmiast piętnowane? A przecież to tylko drobny fragment gospodarczych przewałów! Gdzie są prawi sędziowie?

 

 

17 czerwca TVN24 pokazała felieton na temat jednego z taksówkarzy (a właściwie „taksówkarzy”, czyli pseudotaksówkarzy), który pobierał 20 zł za kilometr oraz 50 zł za „trzaśnięcie drzwiami”. Miał pecha, bo nagrał go reporter, który jako pasażer został (tak sądził) oszukany. Należy zwrócić uwagę na odzywki samochodowego cwaniaka typu - „Proszę pana, to jest wolny kraj, demokracja. Może się pan czuć oszukany, ale ja jestem zmuszony jechać z panem na policję”.

Dawniej takie teksty (typu „widzę ciemność”) były zbierane przez koneserów kultowych filmów realizowanych przez twórców walczących z komuną. Któż spodziewałby się, że ówcześni młodzi ludzie wyciągną teraz najbardziej złodziejskie wnioski z faktu obalenia socjalizmu? Prawdopodobnie niektórzy z nas mają we krwi cwaniactwo i tacy ludzie (a może mają to po rodzicach, którzy w każdym systemie potrafiliby się urządzić?) budują dziki kapitalizm. Jakim trzeba być człowiekiem, aby będąc w pełni władz umysłowych, czyli świadomie, umieścić złodziejski cennik w trudno dostępnym miejscu dla pasażera, auto parkować przy napisach sugerujących branżę taksówkarską, a jednocześnie informujących (małymi literkami), że kierowca nie jest taksówkarzem, no i w ogóle wpaść na ten oszukańczy proceder, bo chyba nikt nie ma wątpliwości, że już sama idea działalności była od samego początku osadzona na szwindlu. Gdyby taki pomysł był skonsultowany z fachowcami od biznesu, to przecież zostałby przez nich odrzucony jako całkowicie nieuczciwy!  

Opisany biznes oparty jest na świadomym wprowadzaniu w błąd potencjalnego przeciętnego zabieganego klienta, który oczywiście – co jest zgodne z rachunkiem prawdopodobieństwa i z psychologią – w końcu skorzysta z usługi oszusta. Co zdumiewające – cwaniak nie uważa się za oszusta; przeciwnie – uważa, że jest uczciwym obywatelem, świadczącym współobywatelom legalne usługi i nie widzi w swej działalności niczego zdrożnego (ciekawe, czy gdyby spotkał sięz podobnym "biznesmenem", to miałby taką opinię...). To pokłosie działalności wszelkich naszych miliarderów, którzy w większości dorobili się również na kombinacjach, dzięki prawnemu lawirowaniu, tyle że żaden dziennikarz takich cwaniaków nie złapał na szwindlu, bo jawnie nie kasowali kilkuset złotych za parę kilometrów, lecz dyskretnie zdobyli miliony w parę dni wytężonej pracy, z właściwymi dojściami do odpowiednich sznurków, rozdając łapówy i inne profity, głównie urzędnikom, prawnikom i politykom. 

Taki pseudotaksówkarz nie miał znajomości i środków, zatem nie dochrapał się miliardów, przez 20 lat wolnego kapitalizmu chciał w końcu przyspieszyć swój pociąg (choćby swoim autkiem) do szmalcu i szczęścia, zatem stracił poczucie uczciwości i przyzwoitości i wymyślił szwindel na niskim (bo ulicznym) poziomie. Z takimi to sobie nasze społeczeństwo znacznie łatwiej poradzi, niż z krezusami. Przecież celnicy także sobie łatwiej radzą z mrówkami, niż z całymi przemycanymi tirami. Stróże ładu publicznego także szybciej rozprawiają się z babciami sprzedającymi rzodkiewki bez zezwolenia, niż z opisanymi pseudotaksówkarzami. 

A taki „przedsiębiorca” przecież powinien mieć dokładnie opisany przedmiot swej działalności i liczyć się z rozmaitymi formami kontroli. I co? Żaden urzędnik (miejski i skarbowy), żaden policjant i żaden prawnik nie zgłosił swoich pretensji do pseudotaksówkarzy świadczących podobne usługi? To cwaniacy nie przewieźli nikogo z tych branż? A jeśli przewieźli, to są dwa warianty przebiegu zakończenia podróży – albo oni ujawnili się i postraszyli zaradnych inaczej, ci zaś odstąpili od wysokich opłat, albo tchórzliwie podwinęli ogony (zapłacili i nikomu nie opowiedzieli o swej nieprzyjemnej przygodzie, aby nie ujawniać, że w życiu prywatnym nie są aż tak walecznymi zawodowcami, których na służbie wszyscy się obawiają). Obie wersje są żenujące dla tych grup zawodowych, ale raczej załatwili to według pierwszej wersji, co oznacza, że w nosie mieli dobro wszystkich obywateli, myśleli tylko o sobie i wykorzystali swoje stanowiska do uzyskania korzyści materialnych. Jeśli pseudotaksówkarz chciał od nich po kilka setek za przewóz, zaś urzędnik zapłacił znacznie mniej (wg zwykłej taryfy) albo wcale (jak reporter TVN), to znaczy, że nie wywiązali się z umowy, czyli - obiektywnie oceniając - oszukali tego cwanego taksówkarza. Ponadto tenże powinien wystawić rachunek za przewóz i zapłacić podatek od usługi, niezależnie od faktu otrzymania należności od pasażera albo przynajmniej sporządzić notatkę dla policji, że został oszukany. 

W reportażu zawarto dość dziwną wypowiedź – taksówkarz w końcu zrezygnował z należnej (wg jego cennika) mu zapłaty, zatem dziennikarz nie miał podstaw do wniesienia oskarżenia o oszustwo. A to nieprawda, bowiem całość była sfilmowana – usługodawca wyraźnie żądał wygórowanej należności, groził policją i na komisariacie złożył doniesienie na pasażera. Dopiero speszył się i wycofał z żądania kuriozalnej opłaty za przewóz na widok kamery (ale wcale nie peszyło go zdawanie relacji policjantom ze swej działalności, co oznacza, że policjantów krępują się wyłącznie ludzie uczciwi, nie zaś pseudokibice i pseudotaksówkarze oraz inni pseudoobywatele), choć zwracał realizatorom uwagę, że sobie filmowania nie życzy. Szkoda, że pasażerowie nie mieli na kamerze stosownych napisów (typu – „zawodowy łowca oszustów”), zaś przy sobie regulamin podpisany przez prokuratora generalnego albo ministra sprawiedliwości, z którego wynikałoby, że posiadacz tej kamery ma prawo do filmowania obywateli parających się działalnością (z dużym prawdopodobieństwem) przestępczą. I byliby kwita – jeden miałby swoją tajną taryfę skrywaną przed wzrokiem pasażera, ujawnianą w sposób niewyraźny a niejednoznaczny, drugi zaś miałby równie niejawny regulamin filmowania, wszak wolnoć Tomku w swoim autku i przy swojej kamerze. 

Skandalem jest uznanie, że w zasadzie to wielkiego przestępstwa nie było, że trudno udowodnić oszustwo takiemu „biznesmenowi”, że od kwietnia 2012 zmienią się przepisy i wezmą się za takich cwaniaków (a cóż to – gdyby nie ów kwiecień, to oni mogliby nadal działać?!). A przecież takich kombinatorów powinni skazywać w trybie ekspresowym, coś na wzór działania piłkarskiego sędziego  (skoro zbliża się EURO 2012) - za chuligański faul popełniony na piłkarzu pędzącym w kierunku bramki przeciwnika, arbiter natychmiast daje czerwona kartkę. A nasi sędziowie? Podobnemu, ale krakowskiemu, cwaniakowi dali dwa lata... w zawieszeniu. Skandal – powinien pokazowo dostać miesiąc pudła, zwrot nadpłaconej kasy i solidne wskazówki, że jeśli będzie ponownie cwaniaczył, to kara byłaby znacznie wyższa. Przez cały okres postępowania powinien mieć auto odholowane na policyjny parking. Jedynie takie informacje mogą być skutecznym straszakiem na kolejnych cwaniaków, którzy myślą o oszustwach, natomiast medialne wieści o ponoszonych karach są żenujące – czynią więcej złego niż dobrego, bowiem wszyscy obywatele (i uczciwi, i złodzieje) widzą, że opłaca się być kombinatorem. A ten warszawski oszust już wyciągnął wnioski z nazbyt liberalnego podejścia naszej Temidy do przestępstwa – jeśli zabierano mu pozwolenie, to występował o kolejne, ale pod inną nazwą firmy (na inne nazwisko) i pseudointeres kręcił się nadal po parę dych za kilometr. Czyli robił w konia (i to nie mechanicznego) nie tylko pasażerów, ale i urzędników oraz ośmieszał nasze prawo i państwo, i co? Ano nic! 

Oto, co się dzieje w słabym państwie - nikt nas w świecie nie szanuje, bo my, Polacy, nie szanujemy prawa. Nasze sądy zajmują się albo zabójstwami, albo drobnymi głupotami, tracąc czas na procesiki, które kończą się śmiesznymi wyrokami. Gdyby pierwszą - tego typu sprawę – zakończono poważnym wyrokiem, to nie tracono by czasu na podobne procesy (bowiem ich liczba spadłaby do minimum), które nie zbliżają naszego społeczeństwa ku wizji sprawiedliwego państwa – w rzeczy samej, takie wyroki ośmieszają naszą Polskę, a to oznacza, że sędziowie podważają powagę naszej Ojczyzny, zatem powinni być oskarżeni o sabotaż (w dzisiejszym rozumieniu szkodnictwa). Jeśli sędziowie uważają się za patriotów i za ludzi walczących o słuszne ideały, to muszą solidniej przyłożyć się do walki z oszustami. Czy takie szwindle byłyby możliwe w USA albo w Niemczech? Trudno to sobie wyobrazić; tam - zarówno urzędnik skarbowy, jak policjant - zabraliby się za takiego delikwenta, jak przystało w nowoczesnym i poważnym państwie, które chce być szanowane przez uczciwych obywateli i które powinno wzbudzać respekt pośród cwaniaków. 

Niestety, Polskę trudno uznać za nowoczesne i poważne państwo, skoro wyroki wydawane na oszustów są symboliczne. A zło zaczęło się tuż po upadku komuny – przymykanie oczu na rodzącą się kapitalistyczną (często złodziejską) zaradność. Nawet jedyny bezpartyjny senator wodził prawników i redaktorów za nosy jak chciał, i do tej pory tak czyni, i to na oczach wszystkich Polaków. No to teraz mamy - po latach zbytniej tolerancji - coraz więcej złodziei. Takie są efekty zmiany podejścia polityków (posłów, policjantów oraz wielu obywateli) w ocenie, co już jest oszustwem, a co nim jeszcze nie jest. Przesunięcie tej granicy jest demoralizujące, czego dowodem jest nie tylko opisany szwindel realizowany przez pseudotaksówkarzy, ale również znikome dolegliwości serwowane oszustom przez Temidę. Czy o takiej Polsce marzyliśmy w 1989 roku?

PS Tego samego dnia zamieszczono informację o naszym jachcie "Fryderyk Chopin". Statek został wyremontowany pod koniec maja, ale wciąż nie wiadomo, kiedy będzie mógł wrócić do kraju. Nie został dotąd uchylony areszt nałożony przez wyspiarski sąd w związku z roszczeniami właściciela kutra „Nova Spiro”, który w październiku odholował „Chopina” do portu Falmouth. Chce od armatora 300 tys. dolarów, co odpowiada połowie wartości statku. Też złodziejskie praktyki, ale zalegalizowane przed wiekami i to przez całkiem cywilizowane narody. Zdumiewające? To może inni ratownicy także będą sobie liczyć za usługę wg wartości uratowanego mienia? Strażacy, policjanci, zwykli obywatele? A lekarze ile powinni brać za uratowanie życia? Nic, bo jest bezcenne? A może grosze za biedaka i fortunę za bogacza? No jak kapitalizm z mamoną w tle, to na całego! Nie można traktować rybaka lepiej od lekarza, bowiem jest to niezgodne z konstytucjami wszelakimi. Zgłaszajmy propozycje do parlamentu Unii Europejskiej…