JustPaste.it

Eskalacja litewskiego nacjonalizmu

Wielu Polaków na Litwie, np. w Ejszyszkach, nie zna języka litewskiego i wcale nie jest to spowodowane jakąś do Litwy wrogością.

Wielu Polaków na Litwie, np. w Ejszyszkach, nie zna języka litewskiego i wcale nie jest to spowodowane jakąś do Litwy wrogością.

 

herb-ejszyszek.gifGłośno o rosnącym szowinizmie na Litwie zrobiło się po emisji programu telewizyjnego (w konwencji „reality show”) „Kocham Litwę”. Uczestnicy programu demonstracyjnie zerwali dwujęzyczną nazwę ulicy z jednego z domów w Ejszyszkach, miejscowości bliskiej mi szczególnie, stamtąd bowiem pochodzę.

Właściwie wszystko trzyma się litery prawa, jako że na Litwie obowiązuje język państwowy, który nie zezwala na nazewnictwo w innym języku. Prawo zezwalające na nazewnictwo w językach mniejszości przestało istnieć od początku tego roku. Prawo to nie zostało przedłużone, dlatego nie ma na Litwie żadnego prawa o mniejszościach narodowych. Zresztą niedawno Litwa wygrała proces w Strassburgu o pisownię nazwisk „po litewsku”.

 

I tu jest pies pogrzebany. Tajemnicą poliszynela jest to, że Litwini celowo nie ustanawiają prawa dotyczącego mniejszości. Litwini „na siłę” budują swoją narodowość. Wielu jest historyków twierdzi, że Litwa swojej narodowości nie ma. Nie istniało też coś, co się nazywa językiem litewskim. Litwini są grupą etniczną, tak jak Żmudzini np., Kaszubi, Ślązacy czy Morawianie w Czechach, a język „zbudowali” na takich mniejszościach jak (m.in.) Kałymi, którzy przybyli na tamte ziemie przed kilkoma wiekami. I przez wieki, posługiwali się językiem polskim, a właściwie dialektem tego języka. Gdyby Litwini zbudowali swoje prawo o mniejszościach analogicznie do prawa Niemców w Polsce, czy we Francji w Alzacji i Lotaryngii, mogłoby się okazać, że…, no właśnie, co mogłoby się okazać, nietrudno odgadnąć. Największe rody litewskie: Radziwiłłowie, czy kiedyś Jagiełłowie, zawierają w swoich nazwiskach „Ł”, głoskę, którego język litewski „nie zna”.

 

Wielu Polaków na Litwie, np. w Ejszyszkach, nie zna języka litewskiego i wcale nie jest to spowodowane jakąś do Litwy wrogością. Po prostu, w Ejszyszkach, gdzie po wojnie mieszkali praktycznie sami Polacy, trochę Rosjan a Litwinów można było policzyć na palcach, nikt ich nie zmuszał do nauki języka litewskiego. Szkoła w Ejszyszkach (była kiedyś jedna szkoła, pięćdziesiąt metrów od domu mojej babci), w latach komuny dzieliła się na trzy oddziały (jeśli nie na dwa, dokładnie nie pamiętam): rosyjski, polski i (chyba) litewski. Chodziły do tej szkoły dzieciaki z Ejszyszek i okolicznych wiosek: Majtekan, Podwarańców… Wiejskie dzieci, które kończyły edukację na tej szkole, nazywało się to szkoła średnia, po dziewięciu klasach w polskim oddziale, Dzieci z Ejszyszek, chodziły w większości do dziesięcioklasowego oddziału rosyjskiego, tylko ten bowiem, umożliwiał (ułatwiał) dalszą edukację. Oddział litewski (jeśli był) praktycznie „nie istniał”. Językiem urzędowym co prawda był rosyjski, ale w całym obwodzie solecznickim, „wszyscy” mówili po polsku i po polsku można było wszystko załatwić, również w urzędach. Również w Wilnie, w tamtym czasie nieznajomość języka litewskiego kompletnie w niczym nie przeszkadzała.

 

Oczywistym jest, że Polacy na Litwie język litewski znać powinni, są bowiem obywatelami tego kraju. Ale może to i powinno dotyczyć młodych polskich Litwinów. Karanie staruszków za używanie języka polskiego np. w urzędach wysokimi mandatami jest sprzeczne (chyba) z prawami człowieka.

 

Litwini, incydent z zerwaniem dwujęzycznej nazwy ulicy próbują obrócić w żart, nie bardzo jednak im to wychodzi. Nikt na Litwie, tzn. żadna władza, oficjalnie nie zabrała głosu w tej sprawie. Jedynie wojsko „potępiło” incydent. Próbowali to tłumaczyć producenci programu i dziennikarze, wszyscy jednak zaznaczali, zgodnie zresztą z prawdą, że było to działanie zgodne z prawem.

 

Nacjonalizm litewski potęguje się przez coraz to nowe działania władz tego kraju. Likwiduje się „małe szkoły”, co dotyka niemal wyłącznie szkół mniejszości, głównie polskich. Dziś jest ich ok.120, pozostać ma 60.

 

Dziwną reakcją w tej sprawie wykazał się premier Donald Tusk: „Naszą odpowiedzią na różnego rodzaju zaczepki powinno być pokazywanie, że my respektujemy i realizujemy standardy europejskie na najwyższym poziomie i dlatego u nas mniejszości narodowe nie mogą na nic narzekać. Państwo polskie bardzo dobrze wywiązuje się ze swoich obowiązków. (…)Mam nadzieję, że także dotrze do naszych przyjaciół na Litwie, że chcemy budować relacje nacechowane przyjaźnią i wzajemnym zaufaniem. Być może oni potrzebują więcej czasu, by to zrozumieć.

 

Nie podzielam poglądu pana premiera. Być może powinniśmy przyspieszyć lekcję relacji nacechowanych współpracą i wzajemnym zaufaniem. Chociażby przez analogiczne potraktowanie mniejszości litewskiej w Polsce. Wiem oczywiście, że to nieludzkie, ale nie możemy pozwolić sobie na wodzenie za nos takiemu krajowi jak Litwa. Litwa bez Polski zdechłaby z głodu. Nawet takie przedsięwzięcie jak „reality show” w litewskiej telewizji musi być sponsorowane przez polskie firmy. Litwinom nie powinno się zostawiać wyboru i my mamy wszelkie instrumenty, aby zmusić ich do szanowania mniejszości: albo będą szanować u siebie mniejszości, w tym polską, albo będą zdani na Rosjan. Nie sądzę, żeby wybrali tę drugą opcję. Kto jak kto, ale republiki nadbałtyckie tej opcji nie wybiorą na pewno. Chyba, ze są głupie, a tego wykluczyć nie można. Szybko jednak spadliby z przysłowiowego „deszczu pod rynnę”.

 

Polska często, i słusznie powołuje się na konieczność dobrych stosunków z Rosją, bo to wielki kraj i bez niej nie możemy się obejść. Jednocześnie jednak Polska nie potrafi wykorzystywać atutu wielkości i zależności od siebie takiego kraju jak Litwa. Próbujemy robić za „dobrego wujka”, a „nasi podopieczni” robią nas w…

 

 

Właściwie wszystko trzyma się litery prawa, jako że na Litwie obowiązuje język państwowy, który nie zezwala na nazewnictwo w innym języku. Prawo zezwalające na nazewnictwo w językach mniejszości przestało istnieć od początku tego roku. Prawo to nie zostało przedłużone, dlatego nie ma na Litwie żadnego prawa o mniejszościach narodowych. Zresztą niedawno Litwa wygrała proces w Strassburgu o pisownię nazwisk „po litewsku”.

 

I tu jest pies pogrzebany. Tajemnicą poliszynela jest to, że Litwini celowo nie ustanawiają prawa dotyczącego mniejszości. Litwini „na siłę” budują swoją narodowość. Wielu jest historyków twierdzi, że Litwa swojej narodowości nie ma. Nie istniało też coś, co się nazywa językiem litewskim. Litwini są grupą etniczną, tak jak Żmudzini np., Kaszubi, Ślązacy czy Morawianie w Czechach, a język „zbudowali” na takich mniejszościach jak (m.in.) Kałymi, którzy przybyli na tamte ziemie przed kilkoma wiekami. I przez wieki, posługiwali się językiem polskim, a właściwie dialektem tego języka. Gdyby Litwini zbudowali swoje prawo o mniejszościach analogicznie do prawa Niemców w Polsce, czy we Francji w Alzacji i Lotaryngii, mogłoby się okazać, że…, no właśnie, co mogłoby się okazać, nietrudno odgadnąć. Największe rody litewskie: Radziwiłłowie, czy kiedyś Jagiełłowie, zawierają w swoich nazwiskach „Ł”, głoskę, którego język litewski „nie zna”.

 

Wielu Polaków na Litwie, np. w Ejszyszkach, nie zna języka litewskiego i wcale nie jest to spowodowane jakąś do Litwy wrogością. Po prostu, w Ejszyszkach, gdzie po wojnie mieszkali praktycznie sami Polacy, trochę Rosjan a Litwinów można było policzyć na palcach, nikt ich nie zmuszał do nauki języka litewskiego. Szkoła w Ejszyszkach (była kiedyś jedna szkoła, pięćdziesiąt metrów od domu mojej babci), w latach komuny dzieliła się na trzy oddziały (jeśli nie na dwa, dokładnie nie pamiętam): rosyjski, polski i (chyba) litewski. Chodziły do tej szkoły dzieciaki z Ejszyszek i okolicznych wiosek: Majtekan, Podwarańców… Wiejskie dzieci, które kończyły edukację na tej szkole, nazywało się to szkoła średnia, po dziewięciu klasach w polskim oddziale, Dzieci z Ejszyszek, chodziły w większości do dziesięcioklasowego oddziału rosyjskiego, tylko ten bowiem, umożliwiał (ułatwiał) dalszą edukację. Oddział litewski (jeśli był) praktycznie „nie istniał”. Językiem urzędowym co prawda był rosyjski, ale w całym obwodzie solecznickim, „wszyscy” mówili po polsku i po polsku można było wszystko załatwić, również w urzędach. Również w Wilnie, w tamtym czasie nieznajomość języka litewskiego kompletnie w niczym nie przeszkadzała.

 

Oczywistym jest, że Polacy na Litwie język litewski znać powinni, są bowiem obywatelami tego kraju. Ale może to i powinno dotyczyć młodych polskich Litwinów. Karanie staruszków za używanie języka polskiego np. w urzędach wysokimi mandatami jest sprzeczne (chyba) z prawami człowieka.

 

Litwini, incydent z zerwaniem dwujęzycznej nazwy ulicy próbują obrócić w żart, nie bardzo jednak im to wychodzi. Nikt na Litwie, tzn. żadna władza, oficjalnie nie zabrała głosu w tej sprawie. Jedynie wojsko „potępiło” incydent. Próbowali to tłumaczyć producenci programu i dziennikarze, wszyscy jednak zaznaczali, zgodnie zresztą z prawdą, że było to działanie zgodne z prawem.

 

Nacjonalizm litewski potęguje się przez coraz to nowe działania władz tego kraju. Likwiduje się „małe szkoły”, co dotyka niemal wyłącznie szkół mniejszości, głównie polskich. Dziś jest ich ok.120, pozostać ma 60.

 

Dziwną reakcją w tej sprawie wykazał się premier Donald Tusk: „Naszą odpowiedzią na różnego rodzaju zaczepki powinno być pokazywanie, że my respektujemy i realizujemy standardy europejskie na najwyższym poziomie i dlatego u nas mniejszości narodowe nie mogą na nic narzekać. Państwo polskie bardzo dobrze wywiązuje się ze swoich obowiązków. (…)Mam nadzieję, że także dotrze do naszych przyjaciół na Litwie, że chcemy budować relacje nacechowane przyjaźnią i wzajemnym zaufaniem. Być może oni potrzebują więcej czasu, by to zrozumieć.

 

Nie podzielam poglądu pana premiera. Być może powinniśmy przyspieszyć lekcję relacji nacechowanych współpracą i wzajemnym zaufaniem. Chociażby przez analogiczne potraktowanie mniejszości litewskiej w Polsce. Wiem oczywiście, że to nieludzkie, ale nie możemy pozwolić sobie na wodzenie za nos takiemu krajowi jak Litwa. Litwa bez Polski zdechłaby z głodu. Nawet takie przedsięwzięcie jak „reality show” w litewskiej telewizji musi być sponsorowane przez polskie firmy. Litwinom nie powinno się zostawiać wyboru i my mamy wszelkie instrumenty, aby zmusić ich do szanowania mniejszości: albo będą szanować u siebie mniejszości, w tym polską, albo będą zdani na Rosjan. Nie sądzę, żeby wybrali tę drugą opcję. Kto jak kto, ale republiki nadbałtyckie tej opcji nie wybiorą na pewno. Chyba, ze są głupie, a tego wykluczyć nie można. Szybko jednak spadliby z przysłowiowego „deszczu pod rynnę”.

 

Polska często, i słusznie powołuje się na konieczność dobrych stosunków z Rosją, bo to wielki kraj i bez niej nie możemy się obejść. Jednocześnie jednak Polska nie potrafi wykorzystywać atutu wielkości i zależności od siebie takiego kraju jak Litwa. Próbujemy robić za „dobrego wujka”, a „nasi podopieczni” robią nas w…

 

*Rysunek przedstawia herb Ejszyszek.