JustPaste.it

Czas do szkoły.

Poraz pierwszy pięciolatki MUSZĄ rozpocząć edukację szkolną. W poprzednich latach rodzice mieli wybór i wielu z nich postanowiło nie posyłać swoich pociech prędzej, niż to będzie konieczne. W związku z tym do zerówek pójdą dzieci pięcioletnie i sześcioletnie. Mnie temat dotyczy podwójnie, ponieważ mam córki w wieku 5 i 6 lat i obydwie w tym roku rozpoczną naukę w szkole.
 
Nie jestem pewna, czy szkoły są przygotowane, na przyjęcie dwukrotnie większej ilości dzieci, niż w poprzednich latach. Dla dużych szkół, do których zawsze chodziło wiele dzieci, stworzenie paru grup więcej prawdopodobnie nie stanowi problemu. Inaczej jest w małych, wiejskich placówkach, w których problemem może być zbyt mała ilość pomieszczeń.
Dodatkowych nauczycieli można przyjąć, ale nikt nie dobuduje nowych klas, zwłaszcza, że w następnych latach edukację rozpoczynać będą dzieci z jednego rocznika a nie z dwóch.
 
Kolejnym problemem jest dopasowanie programu nauczania, do potrzeb i możliwości rozwojowych dzieci. Dyrekcja szkoły, do której od września pójdą moje pociechy, postanowiła, że połączy obie grupy i stworzy klasy mieszane. Dla rodziców takich jak ja, jest to dobre rozwiązanie, ponieważ muszę dzieci dowozić. Poza tym będzie im raźniej i będą mogły uczyć się razem. Z drugiej strony, różnica w rozwoju dzieci jest bardzo widoczna. Przez to, że program jest dopasowany do poziomu pięciolatka, starsze dzieci mogą się zwyczajnie nudzić, ponieważ dawno opanowały umiejętności, których młodsze dzieci dopiero się uczą.
 
Niestety kłopoty związane z rokiem szkolnym 2011/2012 mogą powrócić, gdy dzieci skończą gimnazja i będą musiały dokonać wyboru, związanego z dalszą edukacją. Problem związany z dwukrotnie większą ilością dzieci powróci ze zdwojoną siłą. Część będzie chciała kontynuować edukację w liceach, część w technikach a część w szkołach zawodowych. O ile w liceach problemem będzie tylko utworzenie większej ilości grup, to w technikach a zwłaszcza w szkołach zawodowych, będzie kłopot z zapewnieniem młodzieży większej ilości miejsc, w których będzie można odbyć praktyki zawodowe.
 
Może się również zdarzyć, że szkoły nie zwiększą rekrutacji, lub utworzą mniej miejsc, niż będzie trzeba. W takiej sytuacji, do wymarzonych szkół dostaną się tylko najlepsi. Słabsi uczniowie nie dostaną się nigdzie i będą musieli czekać w domach do następnego roku szkolnego. Zakładając, że szkoły średnie, mimo problemów, poradzą sobie ze zwiększoną rekrutacją, to obawiam się, że z dostaniem się na studia na pewno będą problemy, ponieważ szkolnictwo wyższe rządzi się własnymi prawami. Jeżeli nie wprowadziło systemu oceniania w skali od 1 do 6, to tym bardziej nie będą się przejmować takim drobiazgiem, jak dwukrotnie większa ilość chętnych, ubiegających się o miejsce na uczelni.
 
Możliwe, że uczelnie utworzą więcej miejsc na studiach zaocznych, ale nie każdego będzie stać na to, żeby płacić duże pieniądze za możliwość studiowania. W związku z tym, osoby z ubogich rodzin mogą stracić możliwość zdobycia wyższego wykształcenia i może się zdarzyć, że na naukę stać będzie tylko bogatych.
 
Niestety problemy nie skończą się na edukacji, ponieważ będzie trzeba tym ludziom zapewnić miejsca pracy. Już teraz ludzie, którzy świeżo skończyli szkołę i zdobyli zawód, mają ogromne problemy, ze zdobyciem pracy. Co będzie, gdy szkoły skończy dwukrotnie więcej osób i dwa razy więcej osób będzie ubiegać się o stanowisko?
 
Obawiam się, że za nie do końca przemyślane decyzje naszej elity rządzącej, jak zwykle konsekwencje poniesiemy my. Najpierw włosy z głów rwać będą sobie rodzice. Będą musieli dwoić się i troić, żeby pomóc nastolatkowi dostać się do szkoły średniej, ewentualnie zdobyć praktykę. Później młode pokolenie świeżo upieczonych kucharzy, malarzy, techników, inżynierów i magistrów, będzie musiało się nieźle napocić żeby znaleźć pracę, o ile w ogóle to będzie możliwe.
 
Osoby urodzone w latach 2005-2006, przez jedną nieprzemyślaną decyzję rządu, mogą mieć dużo cięższe i bardziej skomplikowane życie, niż reszta społeczeństwa.