Okrutny czas szpeci nas,wspomnienia tylko młode zostawia
Ciotka Ani nacierała plecy korzeniem tataraku , chłostała witką brzozową,a gorąca para od pieca kamiennego usta zatykała., a potem biegała ze mną do rzeczki ,popływać ,a . bezzębne baby rechotały, jałowa krowa biegnie. Tak nazywano bezdzietną
. Uważano za czarownicę , błędne pomyki zapalała na moczarach -powiadały i ostrzegały dziewczynki ,że która ją dotknie ,też zostanie jałową,bocian nie przyniesie dzieci
Dlaczego nie przyniesie-pytałem ?
Dorośniesz to się dowiesz-zbywała krotką odpowiedzią mama
Ale urodziła trojaczki , mąż z radości popijał i grał na bałałajce
- mój korzeń tataraku to sprawił , opowiadałem na wsi i chwaliłem się ,że widziałem łasiczki i zwisające cycki znachorki.
Za dużo paplasz , pójdziesz do wujka, z nim będziesz chodzić do łaźni-zadecydowała mama
Łaźnia stała pod lasem i pachniała żywicą . Kamienny piec rozgrzewały sosnowe drewienka. , borowiki na nim piekły się , siostrzeniec patykiem ,kładł je na liść klonu i zapraszał do jedzenia.
Kiedy słonce chowało się za lasem przychodzili ,ciotka z kubełkiem i wujek z dorastającą Tamarą ,chlustała ona kubełkiem wodę na rozgrzane kamienie , miotełkami brzozowymi okładaliśmy się na wzajem ,,jak ciocia Ania wybiegała do zimnej wody ,wieczorna mgła pełzła po łące i zasłaniała uciekającą. ,złapcie mnie ,wolała.
Korzeniem tataraku zrobiłem dziecko -szepnąłem jej na huśtawce Śmiała się ,"jutro pokażę, czym się robi,tylko mocniej huśtaj,
-, lecę do nieba.,wołała ,,kiedy wiatr zadzierał spódnicę , wyczuwała ,że obserwuję jej łasiczkę, prosiła huśtaj,aż do gwiazd.
Miała szesnaście lat , z rozpuszczonymi warkoczami była podobna do cioci Ani.
Spałem z nią w stodole , bratanek chrapał, jak lokomotywa i puszczał bąki .Tamara moją ręką gładziła łasiczkę i wierzgała nogami rozrzucając siano ,jakby chciała wgnieść ją gdzieś tam.,a potem westchnęła., odwróciła się pupą gorącą jak ten piec w łaźni
. Leżałem osłupiały,a gwiazdy przez dziurawy dach zaglądały w oczy, pogrążały w senne marzenia. Poranne słońce zrywało z legowisk, na stole były już skibki chleba i świeże mleczko od krasuli
Z kim chcesz iść na grzyby- pytała ciocia?
ze mną pójdzie powiedziała Tamara, uważaj na cygankę",żebyś znów nie narobiła wstydu-ostrzegała grożąc palcem!.
Biegliśmy do lasu, spod nóg uciekały zające ,. bociany zjadały żabki i udawały,ze nas nie widzą.
.Który bocian przyniósł ciebie,zapytałem ? Ten co siedzi w spodniach mojego ojca ,śmiejąc się dotknęła mojego ptaszka i wepchnęła do wody , jak rusałka płynęła za mną śpiewając”jestem czarownicą ,cygańską mam moc ,,a słowa te powtarzał las
Na brzegu przewróciła na wznak , zabawimy się w konika powiedziała, klepiąc po pośladkach poganiała wio,wio, nie widziałem jej twarzy ,a czułem tylko gorący dotyk , słodszy od miodu ,a wio wio zamieniało się w pojękiwanie .Nie boj się,to cygańska zabawa,to dopiero początek,pocieszała.
Zapach czeremchy i tataraku mąciły zmysły, uda jej , jak imadło ściskały moją dłoń i drżały . Nie wyciągaj ręki, prosiła i tobie zrobię dobrze. I ssała jak cukierek,aż serce jak skrzydełka skowronka co nad nami dzwonił zadrżało,a potem prowadziła w żyto.,tam nikt nie zobaczy.-mówiła .Naga w śród chabrów wgniatała mnie w miedzę i robiła to samo , a chabry na skrzydłach skowronka do nieba leciały. I kiedy było po wszystkim, powiedziała,że nauczy zabawy „ty mnie ,a ja tobie”
U cyganów dziewczynki od dziesięciu lat tak się bawią,szeptała i wędrowała niżej pępka , aż usta gorące wessały mnie jakby całego i zamieniły w chabry i śpiew skowronka
. Jeleń na skraju lasu porożem machał ,dzięciol pukał w sosnę , a usta zanurzały w bajeczne rewiry... szeptała , całuj jak cyganka, pachniała poziomkami i zielem i , słonce chwało się za drzewa,,a twarze nasze były blisko
To pożegnanie ,jutro przyjedzie ojciec po ciebie. W milczeniu wracaliśmy , grzyby w koszyku pachniały. gładziła mnie po plecach.
Długo was nie było , cyganka napatoczyła się ,zapytała matka .Szukaliśmy jajek czarnej czapli ,odpowiedziałem,kłamiąc jak z nut..Zuch z ciebie,pochwaliła .
Jechałem z ojcem furmanką, łaźnia chowała za wzgórzem, mgła pełzła po łąkach i jakby zasłaniała siostrzenicę. Goncie mnie , dolatywał jej niby głos do moich uszy
Cygańskie sny budziły w nocy, co ci jest ,pytał ojciec ?Skowronek nad miedzą śpiewał odpowiadałem .
.Lasy potem zaroiły się od partyzantów ,rabowali żywność ,rodzina ich przymierała głodem.. Pewnego razu niosłem żywność ,ale zabrali ,przybiegłem z pustym koszykiem, ciocia przędła na wrzecionie.,a wujek z dziećmi ziemniaki zbierał w majątku
.Zanocuj,będzie raźniej, powiedziała.
Ujadanie psa i stukanie w drzwi zerwało nas ze snu. Otwierać,rozlegał się groźny rozkaz . O Boże - jęknęła ciotka - to leśni
Do mieszkania wdarli się jak burza. Zapalaj lampę!Nie mam powiedziała ciotka Ty suko ,krzyknął dryblas w skórzanej kurtce przyciskając pistolet do piersi -zapalaj świecę! Księżyc oświetlił ich zarośnięte , złe twarze.
Zapaloną gromnicę postawili na stole,a mnie wepchnęli na piec i kazali cicho siedzieć. Rozbieraj się ,jeśli chcesz żyć! Zdjęła przez głowę lnianą sukienkę i zakryła ją piersi. ,wstydzi się!No,no..prawiczka . w lesie pod mężem rży jak kobyła, partyzantów budzi. Pchnęli na łózka i wchodzili na nią jeden za drugim. Płakała i prosiła nie róbcie tego, nie chcę.. nie !
Potem przestała błagać ,a tylko jęczała...No widzisz daliśmy ci masła z chlebem -odchodząc powiedział ten w skórzanej kurtce..Naga,jak nieżywa leżała,a krople potu spływały jej z czoła. Gromnica powoli gasła , nie mogłem zasnąć .W głowie kłębiły się dziwne myśli, .balem się ze ciotka umrze! Kiedy się obudziłem była przy stole w nowej sukience i czerwoną kokardką we włosach Na stole gorąca zupa ze szczawiu i moje ulubione grzyby,jedz zachęcała Przytuliła do siebie,i gładząc po głowie prosiła :" nikomu nie mów o tej nocy ..proszę cię syneczku.." Dobrze ciociu nie powiem.
Na łódce płynąłem z ojcem na ryby ,jak było z partyzantami u cioci, wypaplałem w szczegółach. Wujek jej porachował kości ,wyjeżdżając do Polski wstydziłem się z nią pożegnać\. Tej polanki i lasu już nie ma , nie ma , domy nasze zrównały z ziemią.,ale miłość cygańska we wspomnieniu została .
W 1957 roku mama odwiedziła rodzinne strony. Ciotka z wujem pracowali w kołchozie, siostrzenic umarł od wódki ,a Tamara urodziła córkę nieznanego partyzanta . Na fotografii, była , tak bardzo podobna do matki ,ze zapach tataraku ogarnął, dzięciol pukał w sosnę ,a kłosy zbóż zaszumiały. Gruba i brzydka baba z gromnicą była dziewczynką z huśtawki. Okrutny czas ,szpeci nas ,tylko wspomnienia młode zostawia!
Cw