JustPaste.it

Sami swoi

Partia sprawująca dziś władzę utworzyła potężną klikę, która obsadza arbitralnie, wszystkie liczące się stanowiska w rozbudowanej do granic absurdu biurokratycznej machinie.

Partia sprawująca dziś władzę utworzyła potężną klikę, która obsadza arbitralnie, wszystkie liczące się stanowiska w rozbudowanej do granic absurdu biurokratycznej machinie.

 

 

             Historia, nauczycielka życia pokazuje nam, jak walczący z tyranią w imię wolności rewolucjoniści, zajmując miejsce obalonych dyktatur, szybko upodabniają się do swoich odsuniętych od władzy poprzedników. Z dnia na dzień obrastający w tłuszczyk wyzwoliciele zapominają o dumnych i szlachetnych hasłach ze sztandarów, pod którymi walczyli lub co gorzej zamieniają je w wyświechtane frazesy.

Nie wiedzieć, kiedy, nowa władza zaczyna przyznawać sobie te same lub jeszcze większe przywileje i synekury od tych, które poddawała ideowej i moralnej przyganie oraz zaciekle zwalczała u gnębiących lud satrapów.                                                                                                                                                

             Jednym z ważniejszych postulatów strajkujących w sierpniu 1980 roku robotników było ograniczenie przywilejów i samowoli rządzącej wówczas partii. Znalazło to wyraz w zawartym z komunistyczną władzą porozumieniu. Kto jeszcze dziś pamięta, iż punkt 13 z listy 21 postulatów głosi, żeby dobierać kadrę kierowniczą na zasadzie kwalifikacji a nie przynależności partyjnej.

 Przynajmniej pod tym względem nic się przez 20 lat poza rządzącą partią nie zmieniło. Ta, która sprawuje dziś władzę utworzyła potężną klikę, która obsadza wszystkie liczące się stanowiska w rozbudowanej do absurdu centralnie sterowanej biurokratycznej machinie.                                                                                                                                                                        

               Nie inaczej jest na szczeblach samorządowych. Gdzież, więc są płomienni obrońcy sprawiedliwości społecznej z tamtych lat. Dlaczego nie krzyczą, nie strajkują? Otóż zajęli oni miejsce komunistycznych sekretarzy z tym, że tamci nie marzyli nawet o luksusach, w jakich żyją dziś rewolucjoniści, którzy ich obalili.                                                                                                                        

              Trybun ludowy Lech Wałęsa dawno się skomercjalizował i w amerykańskim stylu zajmuje się robieniem pieniędzy, podobnie jak inni liderzy Solidarności, którym udało się zainstalować na stałe w orbicie władzy i mocno uchwycić klucz do państwowej kasy.

             Dobre samopoczucie ani na moment nie opuszcza postsolidarnościowych elit. Prezydent Bronisław Komorowski zachowuje się jak prawdziwe panisko. Celebruje swój urząd dogadzając raz po raz etosowym kolegom, szczególnie tym ze stażem w Unii Wolności i Kongresie Liberalno-Demokratycznym. Rozdaje, więc swojakom wysokie odznaczenia na prawo i lewo a uściślając, wyłącznie na prawo, widząc tylko tam zasłużonych twórców polskiej demokracji.

             Widać coraz wyraźniej, że postsolidarnościowe elity wpadają w samo zachwyt wydłużając z dnia na dzień listę domniemanych sukcesów kraju nad Wisłą pod ich niezastąpionym, genialnym kierownictwem. Takim spektaklem promującym rządzącą obecnie frakcję styropianowych elit była wizyta w Polsce prezydenta Stanów Zjednoczonych Ameryki Baraka Obamy. Nasz etosowy prezydent nie zaprzepaścił wspaniałej okazji, żeby uhonorować swoich kolegów, dając im zabłysnąć w blasku najpotężniejszego człowieka świata.

               Cała ta dość żenująca maskarada zaczyna przypominać propagandę sukcesu, którą z równą determinacją uprawiali ongiś, rządzący w Polsce komuniści, Podczas hucznych obchodów jubileuszu Tysiąclecia Państwa Polskiego I sekretarz KC PZPR Władysław Gomułka krzyczał z sejmowej trybuny: - Polska Ludowa ukoronowaniem tysiącletnich dziejów państwa polskiego i zapewniał, że bliski jest moment, kiedy prześcigniemy gospodarczo Francję i Anglię. Dekadę później Edward Gierek ogłosił, że Polska jest dziesiątą gospodarką świata. Jak to się zakończyło wiedzą dziś nawet studenci na pobierających czesne niezliczonych, wyższych uczelniach?

                Teraz jesteśmy rzekomo wznoszącym się orłem albo zieloną wyspą wśród morza objętej recesją Europy. Mamy aspiracje przynależności do grupy G-20 i bierzemy udział w wojnach interwencyjnych prowadzonych w imię obrony zachodniej cywilizacji. Tymczasem jednak rzeczywistość skrzeczy. Po dwudziestu latach kolejnej odbudowy i transformacji jesteśmy równie daleko w tyle za europejską czołówką jak pół wieku wcześniej a może jeszcze dalej.

                 Co z tą Polską? Czy jest naprawdę kondominium niemiecko-rosyjskim jak głosi prezes wyrosłej z tego samego pnia, co rządząca elita partii opozycyjnej? No, może jest w tym sporo złośliwej przesady. Nie ulega jednak wątpliwości, że po dwudziestu latach przemian posiada nasz kraj rzeczywisty status półkolonii bogatych krajów starej Unii.

                  Dwa miliony Polaków w najlepszym okresie swego życia tyra na emigracji budując dobrobyt unijnych potentatów. Kilka milinów innych pracuje za marne na ogół wynagrodzenia w krajowych firmach, będących własnością zagranicznego kapitału.

                 Zamiast krzemowej doliny wybudowaliśmy gigantyczną sieć sklepów, gdzie wydajemy z takim trudem zarobione grosze, obficie uzupełnione lekkomyślnie zaciągniętymi kredytami. Budowlany boom, jaki przeżywa kraj ma swoje źródło niemal wyłącznie w kredycie a dług publiczny rośnie szybciej niż grożący światu efekt cieplarniany. Malam rem cum velis honestare improbes.