JustPaste.it

11 Lipca 2011 roku - Łódka, Zaraza, Korn

Surrealistyczne połączenie tego co oczywiste, wraz z tym co mistyczne. Prawda bez której nie możesz się obejść, ale jednocześnie wobec której zostaniesz wciąż obojętny.

Surrealistyczne połączenie tego co oczywiste, wraz z tym co mistyczne. Prawda bez której nie możesz się obejść, ale jednocześnie wobec której zostaniesz wciąż obojętny.

 

Scena I

64490c9e7ae9283121256752deb062d1.jpg

   Południe. Malowniczy wiejski krajobraz.Sympatycznie wyglądający domek, drewniany mahoniowy płot, a za nim ogromne jezioro, które swoim wyglądem przypomina bardziej wielką kałużę. Zero wiatru, zero fal, nieskazitelna tafla i drewniana lekko uszkodzona łódka.  3 młodych chłopaków w tym Ja, przekraczamy furtkę w płocie kierując się w prost na zdezelowaną łódkę. Żaden z nas nie wie dlaczego musimy dostać się na drugi brzeg, ale jest to tak zwana bezdyskusyjna potrzeba, po prostu musimy to zrobić. Musimy płynąć w stronę drugiego brzegu przez kałużę, która zdawałaby się, że nie posiada końca. Naglę Ja, jakby obudzony z letargu, wycofuję się,  szybkim krokiem bez słowa kieruje się w stronę pięknego domku.  Przebiegam wręcz długie i dobrze wystrzyżone podwórko, śpiewającym krokiem wbiegam na werandę i otwieram drzwi. Po chwili dotarłem do kuchni. Tam była Ona. Piękna, białowłosa pani, o smukłej twarzy i idealnej figurze. Spokojnym głosem zwróciła się do Mnie - Jeśli się wycofasz, zabiję Cię. 

   Zanim pomyślałem powiedziałem heroicznie, że nie mogę, tak nie wolno, musimy być dzielni, Ja jestem dzielny. Po tych słowach Ona wstała, zbliżyła się do mnie i swoimi nienagannie zadbanymi i chłodnymi dłońmi dotknęła mojego policzka. Umarłem.

   Obudziłem się jakby na początku tej historii. Znajdowałem się przed furtką, w chwili gdy zdecydowałem, że nie płynę na drugi brzeg.  Dwójka towarzyszy patrzy na mnie z wielkim przejęciem. Zaczynam do nich swój dość długi choć trwający niewiele więcej niż minutę dialog. Tłumacze im, że kobieta w domu jest potworem, chce nam zrobić krzywdę, chce abyśmy popłynęli zostawiając jej pole do manewru. Jedynym sposobem jest odrąbać jej głowę. Nie wiadomo kiedy zauważyliśmy, że nie opodal nas leżą narzędzia rolnicze. Każdy z nas złapał, odpowiednio łopatę, widły i siekierę. Wbiegliśmy spokojnie na podwórko i zobaczyliśmy jak biała pani z obojętnym wzrokiem kieruje się na nas. Nasz krzyk się wzmógł, wprost proporcjonalnie do jej spokoju. Rozpoczęła się walki. Długa i bez opisowa, choć trwała może ułamki sekundy.  Biała pani nadal z obojętną miną, uchyliła się w ostatniej chwili przed ostrzem mojej siekiery. W tym też momencie znikła, choć My trzej przysięglibyśmy, że uciekła. Wygraliśmy.

Scena II

   Jakiś wielkie budynek, chyba w centrum dużego miasta. Stoję z nowymi towarzyszami, w holu budynku czekając potulnie w kolejce do przejścia przez bramki ochronne. Na bramce stoi piękna, uśmiechnięta i jak się potem okazało niezwykle sympatyczna pani manager. Zapytała się mnie czy też idę na koncert. Odpowiedziałem, że mnie nie stać. Na co ona powiedziała , że z chęcią zaprowadzi mnie za scenę abym mógł posłuchać prób zespołu, a potem z łatwością zostanę na właściwym koncercie. Ucieszyłem się i szybko udałem się we wskazane miejsce. Po pierwszej piosence, którą i tak słabo słyszałem wychyliłem moją głowę za kurtynę. Jakież było moje zdziwienie, kiedy na parapecie prawego okna w roku, dostrzegłem znajomą białą panią. Uśmiechnęła się w moim kierunku, po czym powiedziała cicho, choć wszystko wyraźnie słyszałem - Też, lubię KORN. 

d2ba3f63a7f5525b1de1ebb7385882b7.jpg

 

   Oni i tak zginą, powiedziałem do siebie,a umysł mój znów rozkoszował się muzyką dobiegającą do sceny. Nie umiałem walczyć.