JustPaste.it

Gasnąca tradycja

Niewątpliwą bydgoską tradycją są barki, żegluga śródlądowa i Kanał Bydgoski, którym miasto zawdzięcza swój rozwój. Wprawdzie niewiele z tej żeglugi przetrwało do dzisiejszych dni ale jej pozostałości można tu i ówdzie zaobserwować.

04a7c1b971131be25cb2669bfa0e3fb6.jpg

Był czas, gdy Żegluga Bydgoska konkurowała z żeglugą na Odrze, chociaż tradycje śródlądowe są we Wrocławiu i na całej Odrze znacznie rozleglejsze. Co ważniejsze, żegluga odrzańska dysponowała znacznie lepszym zapleczem. Miała szkoły żeglugowe z prawdziwego zdarzenia i dobrze rozwiniętą jeszcze przed wojną infrastrukturę, czyli drogi śródlądowe, porty, stocznie, no i oczywiście towar do wożenia – węgiel ze Śląska. 

Żegluga Bydgoska takiego zaplecza nie miała, szkół nie było, a większość ludzi związanych z barkami po wojnie z Bydgoszczy odeszła. Infrastrukturę, czyli porty i stocznie dopiero po wojnie zaczęto tworzyć w oparciu o istniejące drogi wodne - Kanał Bydgoski, Noteć i dolną Wisłę. Brakowało także towarów do przewożenia. Wszystkie te czynniki spowodowały, że żegluga wyniosła się z Bydgoszczy i zaczęła wozić towary na zachodnich drogach śródlądowych. Obsługiwała również eksport polskich towarów w oparciu o porty w Szczecinie, Krzyżu, Ujściu i Kostrzyniu. 

Reforma ustrojowa uśmierciła wszystkie polskie drogi śródlądowe. Nasze państwo wycofało się z finansowania budowy oraz konserwacji budowli i urządzeń hydrotechnicznych. Zlikwidowano prawie wszystkie Przedsiębiorstwa Budownictwa Wodnego jako nieopłacalne, zaprzestano pogłębiania szlaków wodnych, naprawy wałów przeciwpowodziowych i ostróg, czyli tak zwanych główek. W krótkim czasie Odra przestała być przejezdna, a Śląsk został odcięty od Pomorza, praktycznie zanikł przewóz towarów na Odrze. Do Kanału Bydgoskiego można obecnie dopłynąć tylko od strony Wisły. Cała Noteć nie nadaje się do przewozu towarów, nawet małe jednostki turystyczne przedzierają się przez nią z trudem. 

Okazuje się, że nie można bezkarnie odstąpić od finansowania i utrzymywania w dobrym stanie dróg śródlądowych i okazuje się, że wiedzą o tym wszystkie rządy na całym świecie. Nikt nie naprawia główek i nie pogłębia rzek po to, żeby mieć z tego zyski, tylko po to, żeby nie mieć strat. Rozmyte główki podnoszą dno rzeki i sprawiają, że nie tylko statki nie mogą po niej pływać, ale nie spływa również woda, a wały przeciwpowodziowe stają się zbyt niskie. Ostatnio co roku mamy w Polsce powodzie, więc może kiedyś do polskiego rządu dotrze, że tak jak we wszystkich innych krajach, tak w również Polsce drogi wodne trzeba utrzymywać i na nie łożyć. 

W latach 80-siątych gdy pływałem po Wiśle, Noteci, Warcie, Odrze, a później po Haweli, Łabie, Renie i niemieckich kanałach śródlądowych, dość często widywałem polskie barki i pchacze. Pływało ich około trzech setek należących do 3 polskich przedsiębiorstw żeglugowych. Pamiętam, że w tamtych latach w Szczecinie zawsze zimowało na Odrze kilkaset barek. Stały         barki bydgoskie, przycumowane rzędami do lewego brzegu poniżej Mostu Długiego, a po drugiej stronie mostu i przy drugim brzegu rzeki stały barki żeglugi wrocławskiej i barki z Kędzierzyna - Koźla. 

Po reformie polskie żeglugi śródlądowe zaczęły ograniczać zatrudnienie załóg pływających do niezbędnego minimum, a później odeszły całkowicie od zatrudniania. Zaczęły dzierżawić i sprzedawać jednostki pływające prywatnym armatorom. Dzisiaj można jeszcze zobaczyć ostatnie polskie barki, chociaż zostało ich chyba nie więcej niż 50,wliczając w to pchacze. Wszystkie są dzierżawione lub wykupione przez prywatnych właścicieli lub niewielkie firmy przewozowe. Można je jednak oglądać tylko na dolnej Odrze i drogach śródlądowych Niemiec. Polskie drogi wodne są tak zaniedbane i zdewastowane, że właściwie to ich nie ma. Ekolodzy mówią, że tak jest dobrze bo rzeki się renaturyzują, a kolejne rządy nie robią w tej sprawie nic. Jedynym polskim portem, do którego przypływają polskie barki jest Szczecin.