JustPaste.it

O wspaniałej grze w bambuko.

W jaki sposób zjeść zawartość konserwy, nie naruszając puszki?

W jaki sposób zjeść zawartość konserwy, nie naruszając puszki?

 

O  wspaniałej  grze  w  bambuko.

Nie wiecie przypadkiem, w jaki sposób zjeść zawartość konserwy nie naruszając puszki? Ja wiem!

Ale nie cieszcie się zbytnio: nie zamierzam zdradzić. Co to, to nie! Jeszcze by mnie oskarżono o wyjadanie konserw w marketach. Oczywiście, oskarżono by mnie bez zaglądania do tych puszek. Byłoby to bardzo niebezpieczne oskarżenie, choć biegli fachowcy sporo by zarobili na ekspertyzach. Ale tak czy owak to ja byłbym poszkodowanym. Więc nie zamierzam zdradzić.

W kwestii zarabiania, tak ja sobie myślę pomału, że gość, który wynalazł statystykę, to naprawdę był gość. Zupełnie pokapować nie mogę, dlaczego on nie zgarnął wszystkich Nobli świata. Wszystkich, co do jednego.

Gdyby nie ten gość, żaden uczony człowiek w Ameryce – w przeważnej części świata też – niczego by nie potrafił udowodnić. Ani szkodliwości tytoniu, ani wpływu mleka na kondycję niemowlaków, ani aborcji na babskie rozpasanie, ani demokracji na wspaniałość życia, ani dwutlenku na lodowce, ani lodowców na kryzys. Nie mielibyśmy pojęcia, że cukier krzepi, albo że odwrotnie, do zawałów prowadzi. Nikt by nie umiał wyliczyć, o ile maślanka przedłuża życie. Nikomu by nie przyszło do łba, że im więcej pije, tym bardziej głupieje. Że życie bez stresów prowadzi do stresów bez życia. Zasług ten gość ma tak wiele, że ich nie sposób wyliczyć.

Ale jedno jest pewne: gdyby nie ten gość, większa połowa uczonych ludzi umarłaby z głodu. Bez najmniejszych zarobków.

Jeśli ktoś z was aluzju poniał, to zapytam tak: dlaczego chłopski rozum jest ostatnio spotykany tak rzadko? Tutaj odpowiem niezwłocznie, bez wykrętów: no bo chłopów coraz mniej! Właściwie, to już wcale ich nie ma.


cb1a7662eb9352c732abf216ab4f8742.jpg


O istnieniu chłopa decydują dwie rzeczy – koń i krowa. W mniejszym stopniu kura i pies. W skrajnej rzadkości owca. No, oczywiście, potrzeba także czegoś takiego jak wieś.

Byliście kiedyś na wsi?

Więc wiecie, że chłop jeździ teraz na codzień traktorem, do kościoła maluchem. Poniektóry mercedesem. W pole w ogóle nie jeździ, najwyżej na piknik do lasu. Krowy na oczy nie widział. Bo po co mu krowa? On doskonale wie, że mleko bierze się ze sklepu. Kurczaki kupuje się z rożna. Pies po to jest, żeby go kopnąć w sieni, albo żeby stara ubierała go w kolorowe majtki i posadziła na kanapie. Co do owiec, to jakieś górale je tam hodują, ale najwięcej ich jest, zdaje się, w Australii, czy gdzieś. Wszystkie trudne sprawy najlepiej wyjaśnia telewizja. I ksiądz proboszcz, rzecz jasna.

Swoją drogą, nie mam zielonego pojęcia, do czego potrzebny chłopu traktor. Jedyny, który widziałem naprawdę, kursował między remizą i sklepem. Nie pytajcie, po co. Przecież można tak samo kursować maluchem i mercedesem. Więc ten traktor to jakieś zwyrodnienie. Nawet klimy nie ma!

A przez wieś, to musi, że przeszedł Kazimierz Wielki i wszystko wymurował. Stodoły też. Stodoły jeszcze bywają. Bo po stajniach, oborach i chlewach to i wspomnienie zarosło.

Więc niby skąd ma się brać ten chłopski rozum?

Poza tym, wcale nie jest tak, że kiedy już znajdziemy chłopa, to on zaraz ma mieć ten rozum. Znaczy, swój rozum on ma na pewno, ale to nie są wielkie mecyje, bo taki rozum każdy przecież ma. Nie wyłączając psa, świni i stonki. Swój rozum nawet baba ma, choć nauka faktycznie do końca tego nie dowiodła. Nawet z pomocą statystyki. Bo na babę nie ma sposobu.

Zresztą, tu chodzi o chłopski rozum, nie babski.


df25cd687e9cfee26b24765cceaca67f.jpg


Ten rozum, on się rozwija wyłącznie na tym, co Herakles wyrzucił ze stajni tego, jak mu tam, Augiasza. Różnie na to wyrzucone mówią. Nie chcę być dosłownym, bez dosłowności też wiadomo, co mam na myśli. Sprawa polega na tym, że chłopski rozum zanika proporcjonalnie do zanikania tego rzeźwego zapachu stajni, chlewa i obory.

Po prostu tak już jest, że jeśli zagroda, obejście czy gospodarstwo nie pachnie tak, jak pachniało za króla Ćwieczka… No ale muszę być dosłownym! Więc jeśli zagroda nie pachnie gównem naturalnym, to pachnie gównoprawdą, nie chłopskim rozumem. I to jest naturalna prawda.

Jeśli chodzi o ścisłość, to gównoprawda nie pachnie, ona zwyczajnie śmierdzi. Ten smród jest powalający, dociera po prostu wszędzie. Nie można się przed nim schować żadnym żywym sposobem. Czasami śmierdzi intensywnie, ale za to równo, na przykład smród oficjalny. Inaczej pisząc, rządowy. On daje się wyczuć nawet przez LCD. Przez kadzidło. Przez nowe i stare wynalazki. Przez wszystko.

Tu powiadam sobie, że byłoby dosyć. Zląkłem się, bo jakbym dalej to ciągnął, kto wie, czy bym własnego smrodu nie poczuł. Jak wszyscy, jestem tym smrodem tak już nasiąknięty, że chyba sam go wydzielam. Na szczęście, ponieważ jestem starym zgredem, to jednak wprawdzie słabo, ale jeszcze pamiętam zapach naturalnego gówna. To mnie pociesza i ratuje.

Ci, którzy nie pamiętają, są całkiem przegrani. Biorąc to też ściśle, oni pojęcia nie mają, jak się gra w bambuko. Ani w ogóle, że grają. Grając, przegrywają właśnie przez brak pojęcia. Siadają do stołu od Bugu do Odry i od Bałtyku do Tatr, z bardzo wielką dziurą w środku. Strasznie im się ta gra podoba.

Ona jest taka stara jak cały świat. Co prawda, Kain i Abel jeszcze w nią nie grali. Trochę za mało ich było. Ale postawię łeb naprzeciw cebuli, że potomstwo Abrahama zaczęło w nią grać namiętnie i hazardowo. Sądzę po wynikach.

Bierze się zgraję nagusów i sadowi przy stole. Stół jest konieczny i niezbędny. Do tego z dziurą na samym środku. Zgraja nagusów może być dowolnie liczna. Powiedziałbym, że im bardziej liczna, tym lepiej.

Pod odpowiednim nadzorem do osobistych klejnotów każdego uczestnika wiąże się mocny sznurek węzłem zaciskowym. Sznurek ma być specjalnie mocny i cienki. Te wszystkie sznurki przewleka się przez dziurę w stole i dokładnie miesza. Każdy uczestnik ma w ręce jeden koniec sznurka. Nie może mieć pojęcia, czy koniec, który ma w ręce, nie dotyczy jego własnych klejnotów.

No i, na hasło, wszyscy ciągną. Można ciągnąć, szarpać, robić byle co.

Sprawa jest bardzo prosta: kto nie wytrzyma, traci swojego fanta. Znaczy, traci stawkę. Kto wytrzyma do końca, zgarnia wszystkie stawki. Zasada też jest prosta: im dłużej wytrzymasz, tym boleśniej tracisz. Bardzo możliwe, że nawet główna wygrana nie pokryje ci straty.

Ale ileż radochy jest przy grze w bambuko!


dc2bb67424dee6796e67f18ed5fb5130.jpg