JustPaste.it

Ekonomia Kalego

Bez etyki, płynącej z moralności, nic jako cywilizacja nie zbudujemy

Bez etyki, płynącej z moralności, nic jako cywilizacja nie zbudujemy

 

Na świecie trwa finansowy pat, gdzie spekulanci, wzbogaceni dzięki lichwie chcą uratować swoje kolumny zer na kontach po wsze czasy. Wymaga to od nas cierpliwego spłacania odsetek, przez kilka następnych pokoleń, co zafundowali nam Politycy, zadłużający w MFW, rządzone przez siebie kraje UE. Ci zaś obawiają się społecznej rewolucji, wkurzonej, ateistycznej i pro konsumcyjnej młodzieży. Czy zostanie osiągnięty kompromis, by opodatkować spekulacyjne transakcje giełdowe, pozwalając ustabilizować giełdy i przetransferować środki od spekulantów do budżetów krajowych?

Dokąd można obracać bezwartosciowymi papierami i na polityczne zamówienie drukować pieniądze na walkę z moralnoscią chrześcijańską, Krk i Papieżem.

Poniżej cytuję artykuł pt. "Zachłanność i wyznanie wiary", Patricka Jenkinsa

 

Nie był to też odosobniony przypadek. Pastorzy w centrum finansowym stolicy od miesiąca donosili o wciąż rosnącej liczbie wiernych – choć to niepotwierdzone informacje, niektórzy bankowcy odpowiedzialni za kryzys ostatnich dwóch lat szukają wybawienia lub przynajmniej starają się zrozumieć swoje miejsce w świecie. „Większość ludzi chce dobrze wykonywać swoją pracę” mówi wielebny Oliver Ross, dziekan londyńskiego City i pastor w kościele St Olave, jednym z nielicznych średniowiecznych kościołów, jakie pozostały w stolicy. „Kościół znów odzyskuje znaczenie. Wśród ludzi pracujących w City rośnie potrzeba etycznej oceny własnej pracy. Chcą o tym rozmawiać, zadawać pytania”.

Niektóre z tych pytań są czysto osobiste – skoro setki tysięcy ludzi straciło w ciągu ostatnich dwóch lat pracę, jak pewna jest moja praca i czy modlitwa pomoże ją zachować? Inne pytania są bardziej wnikliwe – dlaczego finansowy kapitalizm stał się synonimem nieopanowanego podejmowania ryzyka z podrzucaniem toksycznych inwestycji nieświadomym partnerom i zarabianiem wielomilionowych premii, bez względu na zasługi?

Wśród wszystkich wątpliwości jedno jest pewne: została ujawniona słabość finansowego kapitalizmu i jego moralny upadek. Uderzające jest to, że nawet bankowcy o znanych nazwiskach patrzą wstecz na kryzys poprzez pryzmat religijny. Stephen Green, prezes HSBC i wyświęcony pastor Kościoła Anglikańskiego powiedział, że nie ma żadnych rozważań na temat „słuszności tego, co zostało zrobione”. Prześledził historię globalnej finansowości i zaproponował nowy kodeks moralny dla bankowców na całym świecie w ambitnej książce „Należyta wartość”.

Ken Costa, przewodniczący Lazard International i Alpha International, międzywyznaniowego programu mającego na celu nawrócenie niewiernych na chrześcijaństwo powiedział, że “kapitalizm zerwał swoje moralne łańcuchy”. Nawet Lloyd Blankfein, prezes Goldman Sachs, znany ze swojej agresywności na Wall Street poczuł wewnętrzną potrzebę, by scharakteryzować siebie jako bankowca „wykonującego dzieło Boże”.

Więc co było nie tak z moralnością branży finansowej? Jeśli spytamy opinię publiczną najczęściej padającą odpowiedzią będzie najprawdopodobniej: premie bankowców. Chociaż Stephen Green kierujący jednym z największych banków świata – i jednym z największych płatników premii – skrytykował „zachłanne skupienie się na krótkoterminowych zyskach”. W ciągu ostatniego dziesięciolecia wiele premii stało się biletami tylko w jedną stronę. Jeśli bankowiec wynegocjował gwarantowaną premię, to nie miało znaczenia czy jego firma poniosła straty; jeśli pojawił się długoterminowy negatywny wynik nie było żadnej możliwości wycofania się, ponieważ bankowiec już dostał premię w gotówce. Nie był to też odosobniony przypadek. Pastorzy w centrum finansowym stolicy od miesiąca donosili o wciąż rosnącej liczbie wiernych – choć to niepotwierdzone informacje, niektórzy bankowcy odpowiedzialni za kryzys ostatnich dwóch lat szukają wybawienia lub przynajmniej starają się zrozumieć swoje miejsce w świecie. „Większość ludzi chce dobrze wykonywać swoją pracę” mówi wielebny Oliver Ross, dziekan londyńskiego City i pastor w kościele St Olave, jednym z nielicznych średniowiecznych kościołów, jakie pozostały w stolicy. „Kościół znów odzyskuje znaczenie. Wśród ludzi pracujących w City rośnie potrzeba etycznej oceny własnej pracy. Chcą o tym rozmawiać, zadawać pytania”.

Niektóre z tych pytań są czysto osobiste – skoro setki tysięcy ludzi straciło w ciągu ostatnich dwóch lat pracę, jak pewna jest moja praca i czy modlitwa pomoże ją zachować? Inne pytania są bardziej wnikliwe – dlaczego finansowy kapitalizm stał się synonimem nieopanowanego podejmowania ryzyka z podrzucaniem toksycznych inwestycji nieświadomym partnerom i zarabianiem wielomilionowych premii, bez względu na zasługi?

Wśród wszystkich wątpliwości jedno jest pewne: została ujawniona słabość finansowego kapitalizmu i jego moralny upadek. Uderzające jest to, że nawet bankowcy o znanych nazwiskach patrzą wstecz na kryzys poprzez pryzmat religijny. Stephen Green, prezes HSBC i wyświęcony pastor Kościoła Anglikańskiego powiedział, że nie ma żadnych rozważań na temat „słuszności tego, co zostało zrobione”. Prześledził historię globalnej finansowości i zaproponował nowy kodeks moralny dla bankowców na całym świecie w ambitnej książce „Należyta wartość”.

Ken Costa, przewodniczący Lazard International i Alpha International, międzywyznaniowego programu mającego na celu nawrócenie niewiernych na chrześcijaństwo powiedział, że “kapitalizm zerwał swoje moralne łańcuchy”. Nawet Lloyd Blankfein, prezes Goldman Sachs, znany ze swojej agresywności na Wall Street poczuł wewnętrzną potrzebę, by scharakteryzować siebie jako bankowca „wykonującego dzieło Boże”.

Więc co było nie tak z moralnością branży finansowej? Jeśli spytamy opinię publiczną najczęściej padającą odpowiedzią będzie najprawdopodobniej: premie bankowców. Chociaż Stephen Green kierujący jednym z największych banków świata – i jednym z największych płatników premii – skrytykował „zachłanne skupienie się na krótkoterminowych zyskach”. W ciągu ostatniego dziesięciolecia wiele premii stało się biletami tylko w jedną stronę. Jeśli bankowiec wynegocjował gwarantowaną premię, to nie miało znaczenia czy jego firma poniosła straty; jeśli pojawił się długoterminowy negatywny wynik nie było żadnej możliwości wycofania się, ponieważ bankowiec już dostał premię w gotówce.

Nonszalancja wobec ryzyka podbudowana zachłannością wyhodowała uprawę w postaci spiralnej inflacji premii, nadgniłą przez długoterminowe ryzyko podejmowane przez bankowców. Co gorsza, twierdzą analitycy, wiele premii było zbudowanych na piasku – finansowanych dzięki księgowym dochodom, które nie istniały w kategoriach przepływu realnej gotówki, jak na przykład niezrealizowane zyski z operacji portfela handlowego i wartość bieżąca netto przyszłego przepływu instrumentów pochodnych. „Płacenie 50 procent dochodów pracownikom stało się zasadą, nawet wówczas kiedy dochody nie oznaczały pieniędzy” zwrócił uwagę Martin Taylor, były dyrektor naczelny Barclays w swoim ostatnim artykule zamieszczonym w „FT”.

Inni powtarzają pogląd, że w czasach koniunktury brak było poczucia odpowiedzialności, dzięki czemu interes własny osób prywatnych czy instytucji przysłaniał usługi dla klientów i zarządzanie ryzykiem. „Jeśli mówimy o etyce, to uważam że kierowanie się etyką przy podejmowaniu ryzyka jest głównym moralnym obowiązkiem bankowca” mówi Josef Ackermann, prezes Deutsche Bank.

Teraz nawet bankowcy przyznają, że z powodu braku “etyki ryzyka” złożone kredytowe instrumenty pochodne, takie jak wierzytelności zabezpieczone hipoteką, zostały rozdzielone i sprzedane inwestorom. „Zapomniano w okresie koniunktury o miłości bliźniego. A w ujęciu biznesowym oznacza to służenie klientom, a nie sobie” mówi Andy Brookes, były ekonomista Banku Anglii i finansista z City, który trzy tygodnie temu porzucił maszynkę do zarabiania i zaczął kierować diecezją londyńską.

Ken Costa boleje nad działalnością bankową łączącą wysokie i niskie ryzyko -  zwłaszcza „niemoralność z jaką wykorzystywano detaliczne depozyty bankowe do pożyczania pieniędzy na inwestycje na rynku finansowym”. Jego zdaniem takie zblazowane, niechrześcijańskie podejście leżało u podstaw aroganckiego traktowania klientów - wyznaczania im wysokich opłat, źle zorganizowanymi punktami obsługi klientów i nietrafnie sprzedanymi inwestycjami.

Arogancja nie została ukarana w okresie koniunktury, ale z chwilą wybuchu kryzysu i początkiem bankowych dofinansowań – na których bezpośrednio lub pośrednio skorzystały wszystkie instytucje – karę trzeba ponieść. „Niektórym ludziom w City niespieszno było uznać moralne obowiązki, jakie nakładały na nich dofinansowania” mówi Ken Costa.

Jak powiedział w lecie tego roku Adair Turner, wolnomyśliciel z brytyjskiego urzędu regulacji rynków finansowych (Financial Services Authority - FSA), główny problem polega na tym, że w ciągu ostatniego dziesięciolecia biznes był w zbyt dużym stopniu „społecznie bezużyteczny” – modny zwrot, który miał świadczyć o tym, że organy nadzoru i politycy potrafią myśleć. Wiele instrumentów pochodnych wymyślonych przez bankowców, nie mówiąc już o handlu instrumentami pochodnymi, praktykowanym przez obracających akcjami obstawiających kapitał własny banku, podpada pod kategorię „bezużytecznych” lorda Turnera.

I choć bankowcy, organy nadzoru i politycy nie mogą ustalić, gdzie przebiega granica między użytecznością a bezużytecznością, to panuje powszechna zgoda, że na szczęście dla samej finansowości, w istniejącej dotychczas postaci finansowość wyszła ona już mody. „Finansowość musi pokazać, że odgrywa rolę służebną, a nie kierowniczą” mówi Ken Costa. Idąc dalej tropem moralności, finansowość musi lepiej służyć „realnej gospodarce”, realnym branżom, które potrzebują banków do zaciągania pożyczek, do odgradzania ich od ryzyka, do lokowania akcji i obligacji u inwestorów w ich imieniu.

Bankowość zawsze budziła moralne spory, zwłaszcza religijne. Kamień węgielny bankowości – pożyczanie na procent (jeśli się na to godzimy); lichwa (jeśli nie wyrażamy zgody) – podbudowywał światowy handel od czasów średniowiecznych Włoch, kiedy florentyńscy kupcy zaczęli prosperować handlując wełną za pieniądze, nie stosując już jako waluty innych towarów.  Lichwa – postrzegana przez purystów, w tym współczesny Islam, jedynie jako sposób na zarabianie na pieniądzach – została wyjęta spod prawa przez Kościół Katolicki w 1311 roku. 

 

Minęło 700 lat i obecny papież Benedykt XVI ostro atakuje finansistów w podobnym tonie, aczkolwiek nie skupiając się na „heretyckiej” lichwie, a raczej na szerszej definicji nieodpowiedzialnej bankowości. W lipcu w swojej trzeciej encyklice „Miłość w prawdzie” papież potępił „poważne uchybienia i porażki” kapitalizmu.

- Przedstawiciele świata biznesu muszą na nowo odkryć autentycznie etyczne podstawy swojej działalności i nie wykorzystywać zaawansowanych instrumentów, które służą oszukiwaniu interesów ludzi oszczędzających – napisał papież. – Wielki biznes powinien „przedkładać etykę i społeczną odpowiedzialność nad zyski z dywidend”.

Kryzys był rzeczywiście dogłębną “lekcją doświadczalną”, przynajmniej dla Wielkiej Brytanii, jak mówi jeden z poważnych szefów bankowych. „Nie jestem pewien, czyStany Zjednoczone przerobiły tę samą lekcję. Ale jestem pewien, że Azja jej nie przerobiła. Główną reakcją w Azji było lekkie zadowolenie z siebie, większe niż były do tego podstawy”.

W Stanach Zjednoczonych, ze względu na ich religijność, poszukiwanie ducha etyki było mniej widoczne, raczej rzucały się w oczy dowcipy w rodzaju wzmianki Lloyda Blankfeina o „wykonywaniu dzieła Bożego”. Nawet w kontynentalnej Europie, nie licząc odosobnionego komentarza Josefa Ackermanna, debata o moralności była raczej niemrawa.

Powaga kryzysu w Wielkiej Brytanii i natężenie następującej później debaty o etyce, wywołanej przez Adaira Turnera, ukazała  FSA jako najbardziej energicznego reformatora ze wszystkich organów nadzoru na świcie. I dzięki regulacji zostanie nastawiony moralny kompas przyszłej bankowości. Urząd wziął się za reformy premii, kapitału i płynności. Podejmuje też kroki do opracowania „testamentów życia” dla wielonarodowych, systemowo ważnych banków, by mieć pewność, że dysponują one planami na wypadek bankructwa.

Jest to taki rodzaj konkretnych działań, który daje nadzieję duchowi reform – zarówno w systemie bankowym jak i w kościele – że lekcja moralności została dobrze przerobiona. „Trudno mi uwierzyć, by ludzie mogli szybko wrócić do hurra optymistycznej mentalności z początku tego dziesięciolecia, ponieważ moim zdaniem było to bolesne doświadczenie. Nie uważam, żeby organy nadzoru czy rynek dopuściły do lewarowania, produktów strukturyzowanych i tym podobnych” mówi Stephen Green.

Siedząc w miłym barze przy Katedrze św. Pawła wielebny Giles Fraser, organizator nabożeństwa kolędowego i nadzorujący relacje katedry z City jest także pełen nadziei. „Czy rzeczywiście coś się zmieniło? Nie wygląda już to nastąpiły zmiany” mówi, wskazując ręką tłum otaczających go młodych pijących ludzi. „Wciąż panuje głupia brawura, lekceważenie. Ale niektórzy czują z tego powodu niepokój: zaczynają myśleć o etyce i czują, że powinni o tym porozmawiać”.

Autor - Patrick Jenkins