JustPaste.it

Miss Universe - moda i uroda

Temat lekki, łatwy i, mam nadzieję, przyjemny

Temat lekki, łatwy i, mam nadzieję, przyjemny

 

W poniedziałek świat obiegła wiadomość o nowej Miss Universe. Ten prestiżowy tytuł zdobyła czarnoskóra piękność z Angoli o wdzięcznym imieniu Leila.

Finał wyborów oglądaliśmy razem ze znajomymi, u których bawiliśmy z wizytą towarzyską. Przyznam, że potraktowaliśmy informację, jako sensacyjną.

Leila nie była pierwszą ciemnoskórą kobietą, która sięgnęła po koronę najpiękniejszej.

W roku 1983 w konkursie Miss Ameryka zwyciężyła Vanessa Williams. Vanessa nie cieszyła się tym tytułem zbyt długo, gdyż wścibscy dziennikarze wyszperali jej niezbyt grzeczne zdjęcia dla magazynu Penthouse.

Jeden z obecnych panów oznajmił w pewnym momencie: ‘Najpierw Obama, teraz ta miss”.

No, cóż, teza o wyższości białej rasy została już dawno przez naukę obalona. Muszą się z tym pogodzić także tacy, jak poseł Górski, który po wyborach prezydenckich w USA oznajmił w Sejmie, że to koniec „cywilizacji białego człowieka”.

Po werdykcie rozpoczęliśmy dosyć ożywioną dyskusję na temat jego trafności. Prawie każdy miał inny typ. Przyznam, że mnie najbardziej podobała się Brazylijka, która zdobyła tytuł I Wicemiss.

Dopiero później naszły mnie refleksje, że coraz częściej zwyciężczyniami takich konkursów są kobiety o ciemnych włosach.

Czyżby koniec ery blondynek? A co z maksymą: „Mężczyźni wolą blondynki” wyśpiewaną przez superblondynkę Marylin Monroe?

Autorytatywnie na ten temat mogą się wypowiedzieć jedynie panowie.

Swoja drogą, ciekawa jest historia wzorców piękna.

Jedną z najbardziej znanych prehistorycznych rzeźb jest Wenus z Willendorf. Liczy sobie około 30 tysięcy lat.  Niesamowicie gruba, raczej nie znalazłaby uznania w oczach współczesnego mężczyzny. Niektórzy badacze wiążą statuetkę z kultem płodności.

Do dzisiaj natomiast symbolem ponadczasowego klasycznego wzorca kobiecej urody jest słynna egipska królowa – Nefertiti.

Jej, znajdujące się w Muzeum w Berlinie, popiersie ukazuje kobietę o długiej wysmukłej szyi i regularnych rysach twarzy.

Na pewno większość z nas wie, co oznacza termin „rubensowskie kształty”. Malowane przez siebie piękności najsłynniejszy barokowy malarz obdarzał kształtami nader obfitymi. Otyła sylwetka miała wówczas świadczyć o zdrowiu …

Wiek dwudziesty, natomiast, to epoka kobiet raczej szczupłych.

Weźmy chociażby modną w latach dwudziestych tak zwaną „chłopczycę”. Wylansowała ją, między innymi, nasza rodaczka Pola Negri. Krótkie włosy, małe piersi, talia zatuszowana. Kobiecość podkreślał jednak bardzo wyrazisty makijaż, zwłaszcza oczu.

Twórcą fryzury „na chłopczycę” był „król fryzjerów – fryzjer królów” Antoni Cierplikowski, znany w świecie, jako Antoine. Stworzył ją dla aktorki Evy Lavalliere w 1909 roku. Eva, licząca wtedy ponad czterdzieści lat, miała odtwarzać rolę Joanny D’Arc. Celem fryzury było odmłodzenie.

Inna gwiazda starego kina – Marlena Dietrich – lubiła nosić stroje, łączące elementy mody męskiej i kobiecej.

Wydaje się, że w tamtej epoce to przede wszystkim gwiazdy ekranu narzucały obowiązujący styl.

W tym temacie nie można nie wspomnieć o Coco Chanel, twórczyni największego przełomu w dziejach kobiecej mody.

Wyrzuciła gorsety, skróciła suknie, wymyśliła garsonki i "małą czarną". Uświadomiła kobietom, że elegancja to prostota i wygoda.

Chanel N° 5 – najsłynniejsze perfumy świata, do dzisiaj są lansowane przez najpiękniejsze aktorki i modelki.  Bardzo podobała mi się ich reklama z udziałem Nicole Kidman.

Wracając do wpływu filmowego światka na modę, warto przypomnieć trochę już dzisiaj zapomnianą francuską gwiazdę z lat 50 i 60 – Brigitte Bardot, okrzykniętą symbolem seksu.

Miliony kobiet nosiło fryzurę a’la Bardotka i ubierało się tak, jak ona. Przyczyniła się do popularności skąpego kostiumu kąpielowego - bikini. Wprowadziła modę na wygodne pantofelki na płaskim obcasie, tak zwane balerinki. Za jej przykładem kobiety nosiły mocno wydekoltowane bluzki i kloszowe spódnice, a także suknie z prostych, naturalnych materiałów.

Przyznam się, że moda z tamtych lat bardzo mi się podoba. Uważam ją za wyjątkowo wdzięczną i kobiecą.

Kult Brigitte Bardot uważano za istotny element obyczajowej rewolucji seksualnej. Stworzyła niezapomniany typ kobiety-kociaka, nieprzejmującej się mieszczańskimi konwenansami i podążającej za swoim naturalnym instynktem.

Wiele aktorek zwróciło uwagę nie tylko aktorskim kunsztem, ale także oryginalną fryzurą. Na przykład Amerykanka Linda Evans, popularna dzięki „Dynastii” wprowadziła modę na fryzurę, zaprezentowaną w tym kultowym niemal serialu.

Wiele naśladowczyń miała też rodaczka Lindy - Farah Fawcett, która zyskała sławę dzięki „Aniołkom Charliego”. Burza wymodelowanych szczotką blond włosów bardzo przypadła do gustu licznym fankom tej charyzmatycznej gwiazdy.

Tak na marginesie, warto wspomnieć, że wielu panów jest przywiązanych do określonego typu kobiecej urody.

Słynny ekranowy kowboj John Wayne lubił kobiety z długimi ciemnymi włosami. Takie włosy miały jego wszystkie żony.

Amerykański aktor, reżyser i fotograf John Derek, po rozstaniu z Ursulą Andres, uważaną za jedną z najpiękniejszych aktorek wszechczasów, żenił się później z kobietami w typie Ursuli. Jego żonami były kolejno Linda Evans i Bo Derek.

Swój ulubiony typ urody miał też mistrz suspensu Alfred Hitchcock. Była nim tak zwana chłodna blondynka, jak Grace Kelly czy Tippi Hedren (znana z „Ptaków”).  

Ogromny wpływ na modę miała również, słynąca z elegancji i wyszukanego smaku, księżna Diana. Jej stroje i fryzury kopiowały miliony fanek na całym świecie.

Pamiętam, jak w latach osiemdziesiątych oglądałam kiedyś wraz z koleżankami zdjęcia z wakacji, które jedna z nich spędziła u rodziny w Stanach.

Zwróciłyśmy uwagę na bardzo zróżnicowany ubiór widocznych na zdjęciu kobiet i mężczyzn. Koleżanka wyjaśniła nam, że w USA nie ma mody, każdy nosi to, co chce. Wtedy wydawało nam się to niewiarygodne.

Jednak brak rygorystycznej mody, narzucającej wszystkim bez wyjątku jakikolwiek styl, jest zjawiskiem bardzo pozytywnym.

Sądzę, że jest ono drobnym elementem głębokich przemian, jakie dokonały się i nadal dokonują w kwestii podejścia do człowieka. To element postawienia na ludzki indywidualizm.

Mamy prawo uciec nie tylko od stylów, dyktowanych przez kreatorów mody, ale, przede wszystkim, od jedynych słusznych wzorców, w które usiłują nas wtłaczać różnej maści ideologie.

Mamy możliwość szeroko rozumianego WYBORU. Nie dajmy go sobie ograniczać. To my decydujemy o sobie samych. I o fasonie sukienki czy butów i o życiowej drodze.

Pluralizm jest piękny!

 

Alicja Minicka

http://mysli-o-ludziach.blog.onet.pl