JustPaste.it

Nowe zasady gry w miłość

Wychowywano mnie w przekonaniu, że związki rodzą się z inicjatywy mężczyzny. I tak też kiedyś było. Jak się teraz dziwię, kiedy znowu jestem zakochana i czekam czekam czekam ...

Wychowywano mnie w przekonaniu, że związki rodzą się z inicjatywy mężczyzny. I tak też kiedyś było. Jak się teraz dziwię, kiedy znowu jestem zakochana i czekam czekam czekam ...

 

Teoretycznie nie powinnam być zdziwiona, bo uznać można, że po 8 latach przerwy od stanu zakochania wypadłam z obiegu, że o wprawie już nie wspomnę.

Badania rynku damsko-męskiego przeprowadzone w ostatnim czasie napawają zdumieniem. Zdaje się, że i w świecie zwierząt przeważnie jest tak, że jak jakaś samica spodoba się samcowi, to on do niej podchodzi, a nie odwrotnie. A dziś u zwierząt zwanych człowiekami najpierw jest zabawa w "Kotka i myszkę", a potem w "Co mi zrobisz jak Cię złapię?". No właśnie, ale kto kogo ma teraz łapać? Stereotypy nakazują, aby organem ścigania był mężczyzna, więc co się stało z dzisiejszymi herosami, którzy mniej boją się dać sobie obić twarz jak podejść do kobiety, w szczególności do tej, w której sami się zakochali? Czy tak się wyemancypowałyśmy, że straszymy naszych potencjalnych kolegów od inwestowania w nas swoich uczuć, a tym samym od przyznania się nam do tego, a przede wszystkim pochwalenia się nimi? 

Cała rodzina utwierdzała mnie w głębokim przekonaniu, że to mężczyzna jest tym rozgrywającym na boisku miłości. W przedszkolu tak właśnie było. A jakiegoż nietaktu musiałam się dopuścić, kiedy w podstawówce sama podeszłam do kolegi z jak najbardziej moralną propozycją chodzenia, ponieważ tak mi się podobał, że widziałam nas razem do końca świata i jeszcze dłużej! Potem z kolei kiedy przyszedł czas na tzw. pierwszą dojrzałą poważną miłość okazało się, że jednak mieli rację. Wszystko poszło według znanego z rodzinnych opowieści scenariusza. Oczywiście za wyjątkiem tragicznego w skutkach rozstania.

Niestety dziś te wzorce przechodzą do prehistorii. Nieważne jest czy wojownik jest starszy czy młodszy od damy swego serca, wszyscy są tak samo sparaliżowani w obliczu uzasadnionej konieczności wyznania swoich uczuć nawet pod groźbą realnej utraty boskiej kochanki, choć takie przecież przynajmniej od czasu "Dziadów" nie istnieją. Męska ewolucja behawioralna stała się niestety przekleństwem nie do końca nowoczesnych kobiet, które nie zdążyły jeszcze przywyknąć do nowych zasad zabawy w miłość. Nie do końca przekonuje mnie argument, że wynika to ze zbyt małej ilości czasu wychowania męską ręką, a w większości przez ukochane matki i w ogóle przez kobiece środowisko. Przecież od zawsze było tak, że ojciec jako głowa rodziny łaził do pracy, a potem z niej zazwyczaj wracał i robił podejście do drugiego etatu: wychowania bachorów, przede wszystkim syna. Czy w ciągu ostatnich dwudziestu lat aż tak się to zmieniło, że drugim etatem stał się telewizor czy komputer czy jeszcze jakaś inna zapierająca dech w piersi namiętność? 

A czy skoro niewiasta uważa się za niezwykle wyemancypowaną i nowoczesną, to czy nie powinna zmienić księżniczkowego podejścia nawet do swojego księcia z bajki? Może właśnie o to chodzi, że skoro teraz ewidentnym stał się fakt, że to kobieta odkąd świat się kręci wybiera sobie mężczyznę życia, to nie ma po co dalej ściemniać tylko samej sobie brać faceta nie tylko do łóżka, ale również do serca...