Jelenia Góra nie jest moim miastem w sensie przestrzennym, nie tutaj się urodziłam i nie tutaj wspomnienia mojej małej ojczyzny powstały. Czuję jednak, że Jelenia Góra to moje miasto, bo jest pierwszym miastem, którego doświadczyłam jako młoda osoba wkraczająca dopiero w zakamarki tajemnicy studiowania literatury. Po sześciu latach wracam, duchem i ciałem do tego miasta, bo lubię to miasto, to moje pierwsze doświadczenie miasta w życiu.
Moje miasto w lustrze
Moje podstawowe potrzeby zaspokajam, a kiedy potrzebuję czegoś więcej, to idę do centrum handlowego i z biblioteki wypożyczam książkę. Wiem, co znaczy żółty napis Library[2], wyraźnie się odznacza na tle marek licznych sklepów z ubraniami, zabawkami, kartkami na różne okazje i z garnkami. Zahaczam przy okazji o kafejkę, wypijam kawę i oglądam wystawę, patrzę na ulotkę i konotuję sobie, że jutro o osiemnastej jest przedstawienie. Tak, przedstawienie w sensie sztuki, aktu na scenie dziejącej się akcji, bo ta kafejka jest przy okazji(okazji?) Teatrem. Jeśli tęsknota wybucha we mnie ze zdwojoną mocą i męczy moją duszę jeszcze bardziej i nie mogę przestać myśleć o tym co we własnym kraju zostawiłam, to wydaję dwa funty, które zawsze mam w kieszeni na bilet pociągowy. Jadę do Galerii Narodowej, obejrzeć za darmo obraz Van Eycka. Tyle ich tam, a ja na ten jeden patrzę. I can’t see anyone can see, anyone else, but you[3]. Tu i teraz. To fascynujące, że Rodzina Arnolfinich w piętnastym wieku patrzy na nas z obrazu[4], a ja widzę, przeczuwam, że to na zdjęcie patrzę. Zachwycam się i nadziwić się nie mogę doskonałością perspektywy, symetrycznością ustawienia postaci. Zaglądam w lustro w tym zdjęciu z obrazu tam na końcu pokoju, a może i na jego początku i dostrzegam przepiękne odbicia światła i niesamowite wyczucie przestrzeni. Kto jest na tym obrazie? Co ten gest oznacza? Czy widzę tam w lustrze jeszcze jakąś postać?
Wydaję kolejne dwa funty i wracam pociągiem do domu, wkraczam w jego progi i natykam się na lustro. Wzrok na początku bardzo, potem nieco rozproszony szuka jakiegoś celu, miejsca, żeby się uczepić. Poczucia bezpieczeństwa namacalnie potrzebuję. I patrzę sobie w twarz z lustra… Co jest do cholery z tym ponurym lustrem? To moje odbicie jest niepokojące czy to idea lustra sama w sobie? Skąd pomysł, by zastąpić naturalne lustra, jeziora i leśne źródła specjalnym przedmiotem, w którym można by własne odbicie się w sobie przeglądać? Zwracał na to uwagę Sokrates[5], radzący młodzieży, by przypatrywała się sobie w lustrze: kto zobaczy, że jest piękny, powinien być godnym tej urody, kto zobaczy, że piękny nie jest, winien wyrównać niedostatki urody innymi osiągnięciami[6]. Głupie miny robię do lustra, parodiuję się sama w sobie, w byt głupoty własnej się wcielam. Krzyczę, a jak na złość do głowy skandowanie się wkrada, gdzie jest krzyż? Dlaczego, dlaczego właśnie teraz, kiedy ja sobie w te oczy patrzę? Przecież ja nie świętości szukam… A może? Zastępuję te myśli czymś pięknym, zamazuję, nie było, ja tego święta dotykać nie chcę, więc być czy nie być myślę . To be or not to be[7]… Myślę o tym w języku angielskim, a po mojemu oczyma duszy świnię z głupią miną widzę. A zwracał uwagę na to Nauczyciel, żeby się świnia sobie przyglądała, jak paciorek to pamiętam, bo świadomość świństwa własnej wieprzowiny zdobi świnię tak, że jest piękna[8]…
Zaraz , zaraz , a z jakiej to bajki słyszę teraz głos w swej głowie? To nie głos, to krzyk, jak z ekranu telewizora, namacalny w swym bycie dźwięku fali eteru, stoję przed lustrem i słyszę: Lustereczko, powiedz przecie, kto najpiękniejszy jest na świecie? Znam odpowiedź? Kto ją zna? Lustereczko, lustro, zwierciadło. Patrzeć, widzieć, odzwierciedlać. A co ja mogę? Na taflę ekranu komputera patrzę, widzę tekst więc czytam, nie mogę się uwolnić od fizjologii mojego pokolenia. Mam Internet więc korzystam. Operator sieci dał mi za niewygórowaną cenę tę piękną, naturalną, w mój byt zakorzenioną możliwość. Używam go świadomie i wracam do miasta mojego Jeleniej Góry. Nie mogę w miasto nie dotrzeć, więc patrzę i w tekście struktury strony internetowej moje miasto odnajduję. Miasto miasteczko, osada, moja ojczyzna, historia, tradycja, piękna dziewczyna w lustrze się przeglądająca. Patrzę w to jej lustro i widzę. Widzę spotkanie, pierwsze w Nowym Roku, a oni jedzą, piją, w miejscach publicznych nie palą[9]. I co znowu widzę? Widzę radość i przepych, uczestnicy spotkania piją szampana i jedzą wyszukane potrawy racząc się daniem bezpośrednio z wielkiego stołu (okrągłego?). Gargantua i Pantagruel[10] patrzą na mnie i się uśmiechają, ja ten śmiech ich jakby w lustrze widzę! Dlaczego? Otóż, na sukces miasta patrzą zwykli mieszkańcy!
I jeszcze, ja się pytam o podkład muzyczny do filmu, o którym nieco tylko powyżej… Dlaczego to nie jest „Oda do Radości” Jana Sebastiana Bacha w wykonaniu Filharmonii Jeleniogórskiej? Iskra bogów dla Europejczyka z Jeleniej Góry…
[1] Skup się! – ang.
[2]Biblioteka – ang.
[3]Niemogę zobaczyć w Tobie tego co widzą inni, tylko Ciebie – ang.; piosenka z filmu Juno
[4]Rodzina Arnolfinich – tytuł obrazu; autor dzieła - Antoon van Dyck (ur. 22 marca 1599 w Antwerpii, zm. 9 grudnia 1641 w Londynie) – flamandzki malarz epoki późnego baroku, uczeń Rubensa.
[5] Sokrates - (gr. Σωκράτης, ur. 469 p.n.e., zm. w 399 p.n.e.) – jeden z największych filozofów greckich. Urodził się i zmarł w Atenach.
[6] “Słownik symboli”, W. Kopaliński
[7]Być albo nie być – ang. William Szekspir ,„Hamlet”
[8] Andrzej Więckowski, “Gniazdo” – tomik wierszy, wydany w 1977 r. we Wrocławiu
[9]Potrójny toast za sukces Jeleniej Góry – http://www.jelonka.com/news,single,init,article,31862
[10] A nie chce mi się pisać skąd to znam, odwołuję się do wiedzy czytelniczej, niewątpliwie.