JustPaste.it

Rozwój duchowy, czyli podmiotowy?

Termin rozwój duchowy - w ogólnym sensie - wskazuje na coś bardzo starego, choć pod tą nazwą jest stosunkowo nowy. Być może zaczął kształtować się na początku tamtego wieku, kiedy ze wschodu wyraźnie zaczęły napływać myśli inaczej niż u nas widzące to, co oznacza. To, co w naszej kulturze wiązało się z duchowością było dość jednostronne, bo oparte o jedną religię rozczłonkowaną na kilka odłamów i trochę innych pomysłów pomniejszych. Na tej jednej religii i pozostałych powstało zbliżone (?) bogactwo tej tytułowej nauki, w stosunku do tej, która napłynęła ze wschodu. Ale zawartość i ich dotkliwość dla ducha była inna.

Wiara w obu tych wymiarach … wiary religijnej, albo – żeby było szerzej – okołoduchowej potrafi być równie szczera, choć ze wschodu możemy wydobyć żywszą myśl transcendencji, stan uniesienia żywy i ponad wszystkim, ogólne uduchowienie Bytu u szczytu. Żywość bez nazw, do pomyślenia w Uniesieniu. 

Nie wnikając głębiej w genezę zagadnienia rozwoju duchowego, pomijając sam termin i powstanie zawartości, można zauważyć, że wrzuca się do niego wszystko to, co z duszy i jej pogranicza. Naprawdę, jest tu wszystkiego od zatrzęsienia. Idąc od najwyższych możemy tu spostrzec, że - „rozwijanie tego, co w duchu” - jest w filozofii i psychologii, i w innych naukach też. Bada się religię bardzo obszernie. Tak jak psychiatria uzyskała już filozofię (psychiatrii), tak nad religią wcześniej powstał dyskurs filozoficzny powołując do życia filozofię religii. Dalej rozciąga się cały zakres, różnorodność i bogactwo nauk, które nie stały się jeszcze tak zrzeszone i systematyczne, ale niektóre z nich stopniowo uzyskują podobną formę. Przypomnieć tu można, choć niektóre: szamanizm, atsrologia, i-ching, tarot, huna, reiki, badanie snów, oddychanie holotropowe i co kto chce. Nauki wielebnych z Indii i okolic. Buddyzm już specjalizuje się w naukach systematycznych, ale nie wszedł jeszcze – przynajmniej powszechnie – na uniwersytety. Wszelkie religie i wiary, jakie są. Wszystko to i inne, co dotyczy duszy. Także ćwiczenia na ciele jak joga, czakry, ajurveda, nawet akupunktura i inne, dotyczą wspólnie jakiejś drogi ducha, a może Ducha?

Można odnieść wrażenie, że choć niektóre różnie interpretują różne sprawy, to wszystkie dotyczą tego, co jest w duchu, choć niektóre trochę odlegle, ale zawsze dotyczą tego, co w „duchu piszczy.” Nawet akupunktura w duchu jest namaszczona, może przez taoizm i konfucjanizm, i przez to, że jest stara. Wszystko, co „nie schyla się” do przedmiotu, a przynajmniej nie dalej jak sięga ciało, w pewnym zakresie jest uduchowione, albo nacechowane duchem. Właściwie to każde gdybanie poza materialnym przedmiotem, które co najwyżej nawiązuje do cielesności, można tu znaleźć. Można tylko zapytać, co się tu znajduje albo, o co wspólnie wszystkim w tym chodzi?

Z mieszaniny wrażeń, jakie „to” dostarcza można wynieść wniosek, że chodzi o samopoczucie, postęp, wiedzę jak postępem uczynić lepszym życie odruchowo, żeby Szczęście przychodziło samo z odruchu. Dlaczego ma to być rozwój podmiotowy? Jaki wniosek wypływa z tego wszystkiego? Ten, że to podmiot pyta siebie o te sprawy. W najrozmaitszy sposób rozpytuje siebie gdzie jest jego duch. W której z nauk o sobie, siebie odnajduje. Odpowiedzią jest, że we wszystkich, bo wszystkie poznaje i rozwija. Naprawdę odmienia tylko jedną naukę o duchu rozwijaną jedynie na różnych przedmiotach myśli, nawet tak różnorako rozumianych. Astrologia, zen, szamanizm, okultyzm, filozofia, jakiś spirytualizm, psychologia, co bądź, to wszystko gra na duchu. Podmiocie w sobie z różnymi jego wyobrażeniami na temat ducha w sobie, podmiotu, bo on to przecież myśli. Myśl o samym sobie zawsze go przewyższa, bo wciąż szuka rozwiązania i głównie wpada tylko na różne nowe pomysły, raz dobre raz mniej.

Tak może myśleć tylko podmiot sam w sobie, ten duch. To, co sobie wymyśla to zawsze go przewyższa, dlatego to myśli, szuka w wyższym rozwiązania. Dlatego (duch, rozwój duchowy) może mieć tak obszerny zakres, bo jest tym, co myśli się o duchu, a myśli się wszystko, również na podstawie przedmiotu. Tak można wszelako, zbiorczo postrzegać rozwój ducha. Jest tu jednocześnie duch, czy podmiot świadomy tego, co myśli w duchu (w sobie) i podświadomy. Dochodzący drogą racjonalną, ten, co w skojarzeniach racjonalizmu szuka i ten, co w dobrym poczuciu siebie szuka ducha. Wszystko to dotyczy samopostrzegania ducha w duchu, szukamy ducha, dobrego życia w oparciu o to, co zrozumiałe, w oparciu o zrozumienie duszy.

Dysponujemy przy tym refleksyjnością, samoświadomością, świadomą myślą, którą oglądamy doświadczenie i myślimy nad nim w duchu. Słowo refleksja, refleks, odbicie, znaczy tyle, że coś, doświadczoną treść odbijamy sobie w duszy w wyobrażeniu i myślimy nad tym, kształtując posiadane wyobrażenie. Następuje to w świadomym myśleniu i nie. Wraz z wielością doświadczeń (albo bez nich) wykształcamy pewną tożsamość, stosunek do naszych wyobrażeń. Przeświadczeni o jego słuszności narzucamy go sobie, a następnie doświadczeniu, światu, w jakim nasz duch znalazł się w ciele. Kształtujemy na tej przesłance dalszą wiedzę o sobie, duchu i przedmiocie, o którym także mamy już sporą wiedzę zawartą w naukach szczegółowych. Tą pracę rozwijamy już tysiące pokoleń, które pracowały nad nauką o duszy w rozmaity sposób. Do dziś wykształciły się nauki te wymienione i inne też. Rozwijały się one na bazie refleksji i doświadczenia, z czego powstały spore zbiory wiedzy.

Z powodu refleksji wiemy, że podmiot, czyli my, jesteśmy samoświadomi. Ale ta refleksja także zmienia się, ulega rozwijaniu, tak jak wtórnie nauki po niej. Ludzkie życie odzwierciedlane w naukach, to proces dochodzenia wyżej do siebie przez refleksje i doświadczenie. Przy tym, to świadomość odgrywa tu główną rolę, bo czy rozważać rozwój nauk uświadamiających coś więcej, tak życie ludzkie również biegnie przez proces uświadamiania sobie czegoś więcej, co w naukach później opisujemy.

Nie pamiętamy zwykle tego, co działo się w naszym życiu w pierwszych miesiącach i latach. Po dzieciach jednak obserwujemy, że nieczytelne jest dla nich doświadczenie, tak jak czytelne jest dla dorosłych. Kierują się one przy tym emocjami, nieraz tak silnie jakby nie zwracały uwagi na nic innego jak na siebie i swoje pragnienie. To wytraca się przez świadomość, bo kiedy człowiek, dzięki poznaniu odkrywa racjonalny sposób myślenia, to gubi dziecko, którym był wcześniej.

Racjonalizm cementuje, buduje bloki betonu dosłownie i w przeniesieniu, kiedy z – izmów nad budowle z betonu stawia cementujące konstrukcje społeczne. To też okres w życiu człowieka, kiedy wierzy w coś niezachwianie i jednostronnie, wierzy w jakiegoś – izma. Wtedy ewoluujący duch przybiera postać scementowaną. Ale wraz z tym, kiedy rozpoznaje, że z jego poglądem istnieje wielość poglądów innych, wtedy świadomość znów zakwita. Jednostronność – izmów zostaje zagubiona, bo pluralizm wielu poglądów staje się nową płaszczyzną myślenia w stosunku do jednego poglądu przedtem.

To jest etap w życiu ludzkim, właściwie dwa etapy, kiedy dochodzi do dużej zmiany w myśleniu. Duch – podmiot uświadamia sobie, że istnieje inna wyższa płaszczyzna życia przekraczająca tą, na której był wcześniej. Przekracza ją tym, że jego wcześniejsze myślenie i zachowania są przez wyższą wyjaśniane i tak obejmowane. To, w czym znajdował się, myślenie, w którym był jak w puszce, zostaje otwarte i przekroczone takim myśleniem, które na puszkę potrafi patrzeć już z poza niej. Zrozumiał, że był w niej i odbijał się od jej ścian, bo nie poznał wcześniej takiego zrozumienia siebie i świata jakie ma teraz. Dlatego zrozumiała staje się jego wcześniejsza, prostsza postawa. Wychodząc z puszki postrzega to, co znajduje się poza nią, nowy wyższy „krajobraz” świata, w którym znajduje się ta i inne podobne puszki powstałe na tej samej postawie. Znajduje nowe cechy świata pozwalające poznać się i w oparciu o te wyższe reguły, zorganizować myślenie na nowo w dojrzalszy sposób, bo przekraczający wcześniejszy sposób rozumowania.

Przykładem tego jest właśnie przekroczenie dziecięcej emocjonalności i irracjonalności na rzecz racjonalizmu. Albo przekroczenie prostego racjonalizmu wynoszącego jedną własność świata nad inne. Zostaje on przekroczony, kiedy podmiot świadomością ogląda, że takich jednostronnych poglądów, jaki miał jest wiele i wszystkie są sobie równe, bo niezdolne do rozwiązania zagadnień, na przykład społecznych, duchowych czy ekonomicznych, uniwersalnie i ostatecznie.

Choć te momenty w rozwoju duszy wyglądają jak mało uduchowione, mało mistyczne, tajemnicze, to są takie z pozoru. To małe uduchowienie naprawdę jest tylko powierzchowne. Aby przekroczyć któryś z tych albo jeszcze innych przełomowych momentów w ewoluowaniu świadomości ducha potrzebna jest praca w duchu. Dochodzenie do wyższej wiedzy następuje wysoko i w samotności, jest ono niekomunikowane innym. Ponieważ zajmujący się poznaniem podmiot nie ma dostatecznie jasnej wiedzy o tym, czego poszukuje. Dlatego trudno mu to wyrazić, a obok tego wstydzi się wyrażać swoją niewiedzę w świecie, w którym panuje silna władza rozumu niezbyt przychylnego wrażliwości. W poznaniu duchowym wrażliwość gra równorzędną rolę z rozumem, z poznającą świadomością. Pełni rolę czynnika, który mówiąc, że doświadczenie boli mówi świadomości „szukaj rozwiązania”.

Proces myślowy następuje w duchu, tam gdzie dociera on do siebie sam. Gdzie oczywistość przebywania samemu z sobą jest tak wysoka, że nigdy nie rozgląda się za tym czy jest obserwowany, tak jak bywa w cielesnym życiu. Jest to świadectwem tego jak bezpośrednio przenika podmiot proces rozwijania ducha, świadomości. Zajmuje całe jego życie nawet, jeśli z pozoru podmiot zajmuje się sprawami w ogóle nie dbającymi o sprawy duchowe, to i tak prowadzi swój duchowy proces. Nawet, jeśli zaprzecza, że w ogóle istnieje jakiś proces rozwoju ducha. To tym zaprzeczeniem mówi, na jakim etapie procesu znajduje się – jest w zwątpieniu. Bo ścieżką, którą obrał przy eksplorowaniu swojej duchowości, zabrnął do nikąd, pozornie. Okazuje się jedynie, że przyjmując jakiś plan na rozwój swojej duchowości myślał, że wpadając na niego przekracza i z góry wie, co go czeka. Na końcu tego planu wtedy, gdy okazuje się, że nie osiągnął celu, który miał zrealizować, to wątpi. Ale jest w procesie, ten proces jedynie go przekracza, jest w puszce. Po zwątpieniu nawet, jeśli porzuci przyjmowaną dotąd postawę i definicję rozwoju duchowego, to nadal szuka rozwiązania na swoje życie – prowadzi proces duchowy. Zajmuje się nim w duchu i jego rezultat służyć ma temu duchowi, podniesieniu jakości życia przez wyższe zrozumienie.

Całe to poszukiwanie sensu, jakości, zrozumienia, następuje przez refleksyjne postrzeganie doświadczeń na temat świata i siebie, i przez porównywanie ich z refleksjami na temat tego, co przed tymi doświadczeniami myśli się o sobie i świecie. W ten sposób porównuje się to, co chce się od życia, czego się szuka w nim z tym, co znajduje się w doświadczeniach. Z powodu tej pracy w duchu, jaką wykonuje się w taki sposób jest to rozwój podmiotowy, bo podmiot to samoświadoma refleksja wykonywana wciąż w każdym postrzeżeniu.

Termin rozwój duchowy wyraża pewną niejasność, mistyczność, tajemnicę, enigmatyczność. Dlatego możliwe jest wrzucanie do niego nawet tego, co znajduje się na jego pograniczu jak sprawy cielesne, bo ciało jest tym, co w materialnym świecie duchowi najbliższe. Gdyby on o tym zapomniał, to zaraz przypomni mu to jakiś ból. Z drugiej strony nieczytelność tego terminu sprawia, że wrzucamy do niego coraz więcej i coraz to inne przedmioty, myśląc, że dzięki temu odczytamy to, czym on jest. Wciąż zwiększamy jego pojemność, co zamiast wyjaśniać, bardziej rozmywa jego znaczenie i nie pozwala na jasne sprecyzowanie tego, czym on jest. Dlatego jest on traktowany z lekceważeniem, bo wiąże się go z jakimś kuglarstwem. Spotyka się z zaprzeczeniem, bo wielu próbowało, ale przez nieczytelność, czym jest, a przez to nieczytelność drogi duchowej, doszli gdzieś gdzie nie znaleźli dość zadowolenia. Takich przyczyn poniżania rozwoju duchowego, możnaby znaleźć więcej. Ale wiążą się one, co najmniej z jeszcze jednym ważnym elementem naszego otoczenia.

Oto wraz z duchowością indyjską i okołoindyjską napłynęły do nas także informacje jakoby w Indiach żyli prawdziwie święci ludzie, tak zwani Oświeceni. Rzecz u nas niespotykana, owszem mieliśmy Jezusa, ale z przekazów historycznych wynika, że jego świętość była jakaś bardzo wysoka. Tak wysoka, że pomiędzy nim, a tymi, do których przemawiał powstała jakaś luka, nieciągłość w zrozumieniu rozwoju duchowego. O ile dowiedzieliśmy się od niego, że istnieje wyższa duchowość niż ta codzienna wyrażana na przykład w ceremoniach, to nieczytelne pozostało jak ona istnieje i jak dotrzeć do niej. Dlatego Jezus otrzymał w naszej kulturze miejsce bardzo symbolicznie, nikt nie ma dość siły i argumentu, aby mu zaprzeczyć i nikt niema dość siły i argumentu, aby wyjaśnić go tak, aby jego duchowa droga stała się dla nas jasna i realna. Powiesiliśmy Jezusa w naszej kulturze tak jak święte obrazki na ścianie, czasem spoglądamy na nie po tym jak robimy sobie przerwę od kieratu, aby wyjść w kierat z powrotem. Ale pomiędzy kieratem i Jezusem istnieje szczelina niezrozumienia. Nie wiemy jak pogodzić kierat z wysokością ducha reprezentowaną przez Jezusa.

Obok mieliśmy także innych świętych, którzy w przewadze znajdują się w kościele. Ale ich świętość albo bywa wątpliwa, bo zasłużyli na nią brutalnym traktowaniem innowierców. Albo wydaje się być irracjonalna, bo przebiegała w oderwaniu od realnych warunków życia. Albo nawet, jeśli niebyła taka i przebiegała w warunkach trudnej codzienności, to nauki, które pozostawili wyrażają nieczytelność duchowości, są nie dość komunikatywne, aby wskazać jasną, jednoznaczną i realną drogę postępu. Inni z poza kościoła, różni przewodnicy duchowi także mieli „dziwną” duchowość. Raz mówili o doniosłości, a raz zachowywali się tak jakby duchowości i świętości zaprzeczali. Różnie to bywało.

Kiedy otwarliśmy zachód na wschód, to z tej „skrzyni skarbów” wysypało się wielu świętych, których świętość wydała się realniejsza. Wyczytaliśmy u nich wiele nowych nauk o duszy, nieco o tym jak ją poznawać i o tym, z jaką czcią odnoszono się do nich, bo ludzie, którzy o świętych świadczyli robili to, bo doświadczyli ich świętości i nauk w sposób praktyczny. Wraz z tym pojawili się sami święci. Jak niebawem okazało się chyba tylko niewielu z nich było naprawdę świętymi, bo na przykład w zetknięciu z zachodem skoncentrowali się na „łowieniu pereł” dla siebie, pieniędzy i rozdawaniu uśmiechów za pokłony wiernych. Mniej na bezgranicznym nawet poświęceniu innym, choć to mogło być z przyczyny niewiernych, którzy tylko mówili, że wierzą. Między innymi, dlatego po okresie triumfu okołoindyjskich guru, nastał okres krytycyzmu wobec tych guru, dzisiaj. Ludzie zachodu najpierw zachłysnęli się możliwością, którą w nich zobaczyli. Nadali tej możliwości nadinterpretację myśląc, że teraz będzie już tylko łatwo. Okazało się inaczej, realniej, ale guru zostali już strąceni z tronów, na których zasiadali. Obecnie stanowią element całego krajobrazu, nie punkt koncentracji uwagi wszystkich zainteresowanych tym, co w duszy piszczy.

Ale wschód dał nam wielkie bogactwo dróg dochodzenia do ducha, rozmaite sposoby dochodzenia bliżej do siebie. Także odsłonił nam nowe nieznane u nas aspekty Bytu. Nawet niektórzy z owych świętych, głównie ci, którzy dystansowali się od pozycji guru, wskazywali na to, że coś mają. Jakiś kontakt z Bogiem wyrażając go w trafnych stwierdzeniach, po których odnosi się wrażenie jak wiele łączy się w jednym, były to stwierdzenia dotkliwe dla duszy.

Wskazywali jednoznacznie, że postęp duchowy wiąże się z pytaniem o siebie. Zaglądaniem tam gdzie zachód zaglądał mało albo robił to przez analityczną myśl filozofii i psychologii trudną do odczytania dla wszystkich i nawet samą dla siebie niejasną, bo choćby nie uzgodnioną w terminach. Sama myśl filozoficzna przez wieki odkrywała jedynie kolejne kroki w dochodzeniu do ducha, a wschód pojawił się u nas z gotowymi rozwiązaniami. Jednak ważny jest tutaj inny element - wschód powiedział nam, że rozwój duchowy wskazuje na to, aby pytać o tego, który pyta. Powiedział tym samym, że postęp duchowy biegnie przez poznawanie siebie w duchu. W ten sposób przez przeniknięcie przez siebie dochodzimy, czy raczej otwieramy w sobie drzwi transcendencji. Niebo nie jest poza nami, ale jest w nas. Jest w poznawaniu bycia lepszym, w pytaniu jak być lepszym i przez to mieć się lepiej. To niezachwianie rozwijane doprowadza do sytuacji takiej, że nagle spotykając człowieka rozwiniętego duchowo mamy wrażenie obcowania z wysoką transcendentalną wrażliwością i zrozumieniem. Doświadczamy czegoś, co sugeruje cnotliwość, tak jakby przez tego człowieka, jakby ten człowiek był szczeliną, przez którą spoziera Niebo.

Widoczna w takich doświadczeniach jest praca, jaką ten włożył w siebie, aby stać się tym, kim jest. Włożył pracę w podmiot, aby poznać, kim podmiot – duch jest i aby wydobyć z niego to lepsze, które na co dzień znajdujemy w swoim pragnieniu czegoś Najwyższego, Prawdy i Miłości. Ale w nas pragnienie bycia lepszym często ustępuje pragnieniu lepszej materialnej codzienności, tego, co podobno realniejsze. Podobno dlatego, bo w doświadczeniu świętego, czy rozwiniętego duchowo, oglądamy realizm wyższego rzędu. Realizm transcendentny spoglądający na wszystko z góry, z rezerwą w zrozumieniu i czułości. Nie przejmujący się materialną codziennością zbytnio, bo znający codzienność wyższą, stałą, kiedy materialna jest zmienną. 

Aby przyjmować taką postawę, owy święty musi być wysoce samoświadomy. Musiał osiągnąć takie poznanie, które dało mu niewzruszoną pewność obranej drogi. Dlatego potrafi pokazywać wrażliwość otwarcie i z rezerwą traktować materialną codzienność. Ta samoświadomość, pewność świadomości jest rezultatem poznania własnych idealnych pragnień jako realnych, obecnych tu i teraz, i słusznych, nie wykluczających się materialną codziennością. Człowiek taki poznał, że jego Szczęście nie jest zależne od materialnego przedmiotu i stanu, ale od tego czy spokój, Prawda, Miłość są w nim. On z przyjemnością mieszka u siebie, u Świadomości i kiedy wychodzi, pokazując nam się na chwilę, to pokazuje ową pewność, wybudowaną w podmiocie harmonię rozumu i uczuć. Zgodę, jaką ustanowił z sobą, Bogiem, światem i wszystkimi ludźmi.

Taka praca duchowa następuje w podmiocie na podstawie samoświadomości. Zdolności dokonywania świadomych refleksji nad doświadczeniem i sobą w nim, i na wyborze drogi, działania, które postrzega się jako zgodne z sobą i swoim idealnym pragnieniem. Będąc na drodze dochodzenia do siebie przez zrozumienie siebie, taki człowiek wybiera po prostu to, co uznał, że jest prawdziwe i dobre dla niego i dla wszystkich, czyli obiektywne, aby dobrze w tym czuć się. Wybierał to, co niebanalne, bo banał służy do zasłaniania trudu zamiast rozwiązania go. Tak budując harmonię z sobą w oparciu o znajdowanie środkowej drogi w doświadczeniach, znajdował to, co było w zgodzie w ogóle. To, co pozwala mu przechodzić pomiędzy ludźmi przy zachowaniu zgody z nimi i sobą. Tak na podstawie wielu doświadczeń doszedł do wiedzy, świadomości tego jak w zgodzie żyć z sobą, w tym z całą powszechnością, bo zgoda z sobą powstaje na zgodzie z powszechnością. Kiedy spotykamy go na końcu, choć to też tylko moment w jego drodze, to spotykamy go już rozwiniętego. Dociera do nas, że mamy do czynienia z jakimś niebywałym zjawiskiem. Człowiekiem, który nie dał zadeptać się codzienności, ale unikając zadeptania pielęgnował swoje (duchowe) bycie i rozwinął je do stanu, w którym może zachować swoją harmonię nawet przebywając w trudnej materialnej codzienności. To wyjątkowy trud o wielkiej godności, bo to trud, którego nie uznaje się za dominujący.

Innym argumentem na to, aby móc mówić o istnieniu rozwoju duchowego, także na to, aby o rozwoju duchowym mówić z bardziej naukowego punktu, a tak postrzegam termin rozwój podmiotowy, jest pewien inny niż przytoczone wcześniej charakterystyczne momenty w ludzkim życiu. Oto każdy człowiek miał w swoim życiu taki okres, kiedy najpierw działał, a dopiero później, szczególnie pod wpływem krytyki otoczenia, zastanawiał się nad swoim działaniem. Okres ten znajdujemy na początkowym etapie życia, kiedy jesteśmy jeszcze młodzi, kiedy jako podmiot, świadomy siebie przed sobą, jesteśmy dla siebie jeszcze mało rozpoznani. Ten stan zmieniony zostaje później na odwrotny, kiedy coraz częściej i świadomiej zastanawiamy się nad zamierzonym działaniem, później dopiero podejmując je.

Jest to bardzo wyraźna zmiana, moment w rozwijaniu poznania ducha, albo samopoznania. Następuje on pod wpływem poznawania racjonalizmu, kiedy okazuje się, że według rozumowych reguł funkcjonuje otoczenie, tak pozwala poznać się. Dodatkowo potraktowanie go z lekceważeniem, lekko, jakby to była raczej bajka niż realizm, doprowadza najmniej krytyki lub przykrych wypadków.

Wyraźna jest tutaj cecha samopoznawania, bo podmiot, aby dojść do przekonania, że najpierw należy myśleć później działać, musi poznawać, oglądać w sobie swoje doświadczenia, kiedy najpierw działa potem myśli w zestawieniu z krytyką. Dzięki poznawaniu, samopoznawaniu, dochodzi do tego, że tak nie chce poznając, że chce inaczej, chce zgody, harmonii, itd., bo te są mu bliskie. Dlatego stopniowo wykształca w sobie postawę odwrotną, stara się chwytać swoje doświadczenia na początku, w punkcie gdzie jest miejsce na zastanowienie zanim zacznie działać, w efekcie osiągając cel – przemyślane działanie. Co ciekawe to, co robi jest świadomym wywoływaniem siebie do świadomości na progu działania. Dochodzi do niego i jego lekkości traktowania bycia to, że ta lekkość zaprowadziła go nieraz na manowce. Przypominając to sobie świadomieje, reflektuje i myśli jak zrobić dobrze w zgodzie z sobą i innymi.

Takich przełomowych momentów wywołujących podmiot do świadomości w procesie rozwoju ducha, albo podmiotu jest znacznie więcej. Te momenty świadomienia stanowią kamienie milowe w procesie samopoznawania, procesie poznawania samoświadomości, duszy, podmiotu. Świadczą też o tym, że rozwój duchowy można postrzegać pod kątem zdroworozsądkowym, można go wyjaśniać w oparciu o reguły rozumowe, które znamy. Nie jest to królik wyskakujący z cylindra, ale jest to filozofia, psychologia szczególnie transpersonalna, która zwróciła się bezpośrednio ku duszy i jej transcendencji. Socjologia zwracająca uwagę na gromadny charakter ducha. Psychiatria, która bada, dlaczego temu duchowi zdarzają się sytuacje, życie, w którym gubi się, nie potrafi pogodzić tego, co mu wydaje się z tym, co doświadcza jako świat. I gromada innych nauk akademickich, które powstały z połączenia tych i jeszcze innych elementów naszego doświadczenia jak różne religijne wyznania, kultury, sztuka, czy ogólniej, myślowe poglądy na ducha, uduchowienie, Boga.

Są tu także dziedziny takie jak neurologia i pokrewne, które powstały także, dlatego, że wydawało nam się i nadal wydaje, że trudno zlokalizować ducha w duchu, kiedy się nim jest, powstając jako próba zlokalizowania go w ciele. Dalej pojawiła się na przykład kognitywistyka, która także próbuje zrozumieć ducha w nawiązaniu do materii. Wreszcie są tu wszystkie nauki niezrzeszone w tak systematyczny sposób, postrzegane często jako wyraz ludzkiego irracjonalizmu. Można zadać sobie pytanie, dlaczego one są i przynajmniej niektóre wciąż są eksploatowane. Jeśliby w astrologii, I – ching, środkach psychodelicznych i innych było nic, to nie byłyby one takie popularne, a przecież ich popularność raczej wciąż rośnie niż maleje. Zdarza się tarocistom albo innym wyłowić jakąś perełkę, jakąś niewyjaśnioną, nie wiadomo skąd pochodzącą wiedzę, która znajduje potwierdzenie w doświadczeniu. Dobry astrolog, tarocista wyczyta z kart albo układu planet coś, co sprawdza się. Czasem powiedzą komuś coś runy, I – ching albo jeszcze inne wróżby. Pod działaniem środków psychoaktywnych ludzie doświadczają transcendentalnego uniesienia, z taką oczywistością, że nie mają, co do tego wątpliwości. Chwieją ich pewnością później inni ci, którzy nie próbowali i z góry mówią, że to niedobre. Zapominając przy tym, jakie postępy poznawcze dokonała psychologia czy psychiatria w oparciu o te środki, z którymi i tak chowają się, bo prawo pod tym względem i jego historia wskazuje na anachroniczność ludzkiego gatunku.

Owszem w całej tej mieszaninie nauk o duchu jest ogrom bzdur, ale my sami jesteśmy sobie tego winni. Enigmatyczność rozwoju duchowego sprawiła, że nie szukaliśmy w nim konsekwentnie, tak jak robimy to w naukach zrzeszonych. Dlatego narosła na tym szarlataneria i kuglarstwo zmieniając oblicze także tej części, która szuka Prawdy tego, co sprawdza się i potwierdza swoje istnienie. Inna część, owe nauki zrzeszone radykalnie odcinają się od całego nurtu. Ale wszystko i wszyscy z wyższej perspektywy szukają ducha, bo wszystkie nasze działania podporządkowane są Szczęściu, życiu w zgodzie, dobremu byciu, Prawdzie i Miłości, co jest na szczycie. Nawet zbrojenia pierwotnie mają to na celu, bo chodzi w nich o to, aby mieć przewagę na tymi, którzy chcą niszczyć. Ale ta droga ze wszystkich ma najmniej słuszności, bo opiera się na strachu i zastraszaniu własnym strachem, a ten prowadzi do niemądrych decyzji, których później żałuje się, kiedy jest za późno.

Dlatego, niech to będzie zachętą do refleksji nad powszechnym w świecie poszukiwaniem ducha i zgody, co przejawia się przez nauki wymienione i wszystkie pozostałe. Z wyłączeniem nauki o materii, choć te również prowadzą do nauk o duchu, kiedy w refleksji okaże się, że w materii Szczęścia nie ma, bo ona zawsze pozostaje niedoskonała, zmienia się, starzeje, ulega rozpadowi. Na nowo trzeba konstruować, potem znów i znów, itd. Aż do tej refleksji, kiedy okazuje się, że materia daje tylko znój i kierat. Wtedy dochodzi do jej porzucenia i zwrócenia się ku duchowi, ku miliardowi refleksji nad samoświadomością, tym jest rozwój duchowy, czyli podmiotowy.



 

Źródło: http://sites.google.com/site/samoswiadomosc/