JustPaste.it

Umysł uszyty nad miarę?

   Człowiek… najbardziej zaawansowana forma życia na naszej planecie. Jako, że fizycznie praktycznie jesteśmy bezbronni na przestrzeni dziejów selekcja naturalna sprzyjała tylko tym, którzy wykazywali się największym rozsądkiem i sprytem. W wyniku tego całego zamieszania staliśmy się gatunkiem, który intelektem kompletnie zdominował całą resztę fauny. Żadne inne zwierze nie dorasta nam do pięt. I nieważne czy jesteś osobą o której mówi się, że częściej bywa na Saturnie niż używa głowy, czy wybitnym naukowcem, który jest o krok od opracowania rewolucyjnej metody zmuszenia kota do posłuszeństwa bez użycia Whiskasa. W każdym przypadku fakt jest jeden i niezaprzeczalny: jesteś zajebisty. Posiadasz coś czego wartości nie da się wyrazić żadną walutą. Twój mózg wykonuje tysiące operacji w każdej mijającej chwili. Dysponujesz niewyobrażalną mocą obliczeniową, której nie sprostają jeszcze długo najznakomitsze superkomputery. Jesteś ukoronowaniem ewolucji, najgenialniejszym jej tworem. Zwieńczeniem dzieła.  Tylko czy zawsze ta nasza elitarność wychodzi nam na dobre? I nie chodzi mi tu wcale o przesadny rozwój cywilizacji, niebezpieczne wynalazki czy szalonych geniuszy jak Teodor Kaczyński.
  

   Wcisnę się trochę wspomnieniami w minione lato. Piękne było, prawda? Na szczęście już niedługo kolejne.  W każdym razie trafiło się tak, że zamieszkały z nami szerszenie, gdzieś tam znalazły sobie wygodny, wymarzony własny kąt na strychu(nielegalnie!).  A że to bardzo towarzyskie są stworzonka, więc składały nam częste wizyty(niechciane!). W końcu zawitał do mnie jeden z nich, taki naprawdę przypakowany bydlak, który równie dobrze co dziabnąć to mógłby mnie porwać do swoich i zażądać okupu od moich rodziców. I mimo, że przekomicznie wyrżnął łbem o szafkę to wcale nie było mi do śmiechu. Walczyć czy uciekać? Nie mogłem uciec, przecież nie zostawię mojego komputera na pastwę owada. Jednak zabijać też nie lubię, ale co począć, albo on albo ja. Chwyciłem ręcznik, który trzymam w pokoju na czarną godzinę i zaatakowałem go prawym sierpowym. Usłyszałem tylko jak z wielkim impetem rąbnął w ścianę. Problem był jednak taki, że nie miałem pojęcia gdzie. Mimo, że przeczesałem cały pokój 2 i pół raza to go nie odnalazłem. Trochę się zaniepokoiłem, no bo jak to tak do przeciwnika się odwrócić miałem teraz plecami? Musiałem to jednak jakoś przełknąć i siedziałem nieco nerwowo w pokoju udając, że jestem zajęty, ale tak naprawdę byłem w stanie pełnej gotowości.  Nie mogłem dać się zaskoczyć.
  

   Po jakiś 2 godzinach w końcu go namierzyłem. Tzn. sam dał się zlokalizować. Pełzał po moim łóżku, potykając się o każde włókno tkaniny, ciągnąc za sobą odwłok resztkami sił. Każdy następny jego krok był heroicznym wysiłkiem. Na pół żywy, byle przed siebie. Jeszcze jeden krok. I dalej. Nie znam się na fizjonomii szerszeni, ale jestem pewien, że na jego twarzy malowała się zawziętość. Nie, na pewno  nie ubolewał nad swoim losem. Wiedział co ma robić i po prostu to robił, nie było mowy o jakimkolwiek wahaniu. Patrzyłem na jego mozolną, pełną bólu wędrówkę z wielkim podziwem. Zaimponował mi…  Jego mały, nieskomplikowany móżdżek ,czy co on tam posiada, nie był w stanie przeprowadzić analizy sytuacji. Nie powiedział mu, że sprawa jest przegrana albo żeby sobie odpuścił. Nie miał o tym pojęcia, więc brnął przed siebie, walczył do samego końca. Bo w jego przekonaniu przecież nie można inaczej, nie widział w ogóle innej opcji. Bohater! Naprawdę byłem pod ogromnym wrażeniem jego determinacji. Chciałem do niego mówić wręcz mistrzu. Wiem, że to wszystko zdaje się głupie, ale taki już jestem. Cóż dalej mi pozostawało. Z wielkim bólem serca dobiłem go i wyrzuciłem.
  

   A jak my zachowujemy się w momencie wystąpienia ciężkich okoliczności? Wydaje mi się, że nasz super hiper wyrafinowany, ogromny i pofałdowany mózg nie tylko wywiesza białą flagę w sytuacji kryzysowej, ale wręcz ośmielę się stwierdzić, że on sam przyczynia się do jej wystąpienia swoją zbyt intensywną pracą, podczas której produkuje nadmiar niechcianych, zgoła zbędnych myśli.  I czasami właśnie zazdroszczę takim owadom. Żadnych dylematów, wszystko jest łatwe, klarowne i właściwe.