JustPaste.it

Czyja jest w końcu ta Warszawa?

Stojąc kolejną godzinę w korku często myślimy o tym, kiedy to się wreszcie skończy, ta wieczna budowa. Czy kiedyś w końcu warszawiacy odbudują tę swoją Warszawę?

Stojąc kolejną godzinę w korku często myślimy o tym, kiedy to się wreszcie skończy, ta wieczna budowa. Czy kiedyś w końcu warszawiacy odbudują tę swoją Warszawę?

 

Z drugiej strony nie zawsze sobie uświadamiamy, że wiele inwestycji w stolicy opóźnia się nie z powodu braku pieniędzy, planów, pozwoleń, ale dlatego, że blokują je sami mieszkańcy, dla których na pierwszym miejscu jest własny prywatny interes nad naszym zbiorowym. 

Jeśli śledzicie miejskie wiadomości na Facebooku to nie dało się w ostatnim tygodniu nie zauważyć zmasowanego ataku jakiego dokonało na warszawskich stronach kilku mieszkańców Powiśla, a konkretnie ul. Szarej, w związku z przekazaniem prawowitemu właścicielowi terenów, na którym znajduje się tamtejszy plac zabaw i skwerek z drzewami. Zdenerwowanych warszawiaków nie interesuje to, że przed wojną teren do kogoś należał, że mu go bezprawnie odebrano, liczy się tylko to, że zamiast zielonych drzew za oknem powstanie apartamentowiec. Stąd przygotowania do kolejnych manifestacji, bezpodstawne publiczne oskarżenia urzędników i prezydenta miasta o korupcję.

Było miasto jest las

„Czy rozwój terytorialny wg Pani Prezydent to zezwolenie na bezprawne zawłaszczanie terenu przez developera, który stosuje brudne tricki w przeświadczeniu własnej bezkarności?!?”  - pyta jeden z facebookowiczów, nie interesując się tym, że sąd prawomocnie przekazał tereny prawowitemu właścicielowi.  „Powiedzmy Radnym oraz Pani Prezydent, co sądzimy o pomyśle zabudowy naszego jordanka. Powiedzmy, że nie zgadzamy się na oddawanie terenu zaspakajającego istotne potrzeby mieszkańców do wykorzystania komercyjnego przez osoby prywatne” – nawołują mieszkańcy Powiśla widząc, że teren ten nie jest jordankiem, a w dokładnie takiej samej odległości od ul. Szarej jest Park Rydza-Śmigłego o powierzchni 54 ha, w którym mogą wypoczywać z dziećmi.  Zapowiadają zatem kolejne protesty, rysują transparenty, byle tylko zablokować inwestycję, nawet gdyby w rzeczywistości mogła ona przynieść okolicy wiele korzyści. Bo po pierwsze właściciel jeszcze nie powiedział, co powstanie na tym placu (być może w ramach nowej zabudowy mógłby tu powstać także plac zabaw?) A po drugie, na rynku warszawskich nieruchomości pojawi się kilkadziesiąt nowych mieszkań w świetnej lokalizacji, a im więcej mieszkań na sprzedaż, tym przecież bardziej konkurencyjne ceny. Czy rzeczywiście stać nas w takim razie na robienie lasu ze stolicy?

Wśród warszawiaków ciągle pokutuje przeświadczenie z PRL, że aż po horyzont muszą się za oknem ciągnąć drzewa. Nie wszyscy wiedzą, że przed wojną tylko w centrum mieszkało 1,2 mln ludzi (dziś w całej Warszawie mieszka 1,7 mln), a gęstość zaludnienia wynosiła 10 tys./km2 (dziś wynosi 3 tys./km2). Nowoczesne, europejskie metropolie to mocno zurbanizowane tereny, pięknie wykończone budynki, w centrum miasta, w których mieszczą się apartamenty i biura, których po wojnie w naszym mieście odbudowano ciągle zbyt mało. Firmy, które mieszczą się w tych budynkach zasilają miejską kasę podatkami, a dzięki nim stać nas na kolejne inwestycje. I tak koło się zamyka.  Nie możemy (jak pewnie by chcieli mieszkańcy Szarej) przenieść stolicy na przedmieścia, tylko po to, żeby mieć ładny widok za oknem, bo to wiąże się z budowaniem kolejnych dróg, całej infrastruktury, podczas gdy w centrum ona już jest, ale z niej nie korzystamy. Nie stać nas na to!

Historia jednego komisu…

Ale mieszkańcy Powiśla uczą się w końcu od najlepszych, takich jak właściciel Komisu Bogdan Car, który o 6 lat opóźnił budowę węzła Marsa. Jak zawsze w takich przypadkach miasto chciało wykupić grunt, ale gdy tylko właściciel zrozumiał, że teraz to on może stawiać warunki, wywidnował cenę do niebotycznych poziomów. Widocznie jemu nie przeszkadzało to, że prawy brzeg blisko 2-milionowego miasta stał w korkach dzień po dniu czekając na finał tego dziwacznego sporu.  Właściciel nie chciał przyjąć tego do wiadomości, nie odpowiadał na listy ani wezwania. W końcu trzeba było straszenia komornikiem, żeby zrozumiał, że już więcej na tej sytuacji nie „ugra dla siebie”.

Dom - zawalidroga

Korki na Powstańców Śląskich nie przeszkadzały natomiast rodzinie Gmurków, których słynny dom zawalidroga przeszedł już do historii. Tym rekordzistom udawało się blokować inwestycję aż przez 22 lata. Dom zmienił nawet bieg linii tramwajowej, bo właściciel już wtedy zażądał ogromnej kwoty za odsprzedanie terenu miastu.  Trzeba było zmienić przepisy, by uparta rodzina jednak sprzedała grunt, a wąskie gardło w tym newralgicznym miejscu zostało usunięte. Z ulgą odetchnęli chyba wszyscy kierowcy.

Ekoterroryści kontra miasto

W przypadku parku przy ul. Szarej jednym z argumentów jakim posługują się mieszkańcy jest likwidowanie przez miasto terenu zielonego, wycinanie drzew przez właściciela. Tego rodzaju ekoterroryzm Warszawie też jest już znany.  Ekolodzy blokowali tak potrzebne miastu inwestycje, jak wiadukt na Andersa – ochrona drzew (blokada inwestycji przez rok), tunel w Wawrze – zbyt duży hałas (blokada na 8 miesięcy), czy rozbudowę Wybrzeża Helskiego, gdzie w obronę wzięto zabytkową zabudowę, której na Wybrzeżu Helskim nie ma! Każdorazowo w końcu sąd przyznawał miastu rację, straconego czasu warszawiakom jednak nikt nie zwrócił.

Jaka Warszawa?

Zastanawiam się zatem czy Warszawa osiągnie kiedyś punkt, w którym upodobni się do miasta z 20-lecia międzywojennego? Miasta zurbanizowanego, bez plam inwestycyjnych, którym będzie się można sprawnie poruszać, a turyści z przyjemnością kupią pocztówkę, na której będzie można pokazać więcej niż tylko pierzeje kamienic na Krakowskim Przedmieściu? Warto o to zapytać mieszkańców ulicy Szarej protestujących dziś na Facebooku. Czas by szczerze przyznali czy chodzi o to, by obronić plac zabaw mieszczący się na prywatnej dziś działce, czy może miejsce gdzie można wyprowadzić pupila za potrzebą?

Licencja: Creative Commons